0:000:00

0:00

Prezydent udzielił wywiadu w Polsat News Bogdanowi Rymanowskiemu (5 lutego 2019). Opinia Dudy na temat Okrągłego Stołu różni się od tej, którą ma wielu działaczy PiS. Podkreślał, że dla niego samego - w 1989 roku miał 17 lat - było to bardzo ważne wydarzenie, „ogromny przełom” oraz „wielka radość”. Prezydent zauważył, że dzięki tym rozmowom „przez te 30 lat zmieniło się ogromnie”. Mówił: „Dzisiaj jesteśmy krajem, który jest członkiem Unii Europejskiej, Sojuszu Północnoatlantyckiego”.

Duda powoływał się także na opinię Lecha Kaczyńskiego, w którego kancelarii pracował i którego - o czym mówił wielokrotnie przy różnych okazjach - uważa za autorytet i wzór do naśladowania. Lech Kaczyński sam był uczestnikiem rozmów w Magdalence i przy Okrągłym Stole. Do końca życia zaprzeczał popularnym na prawicy teoriom spiskowym - mówiącym np. że w trakcie negocjacji zawarto tajny „układ”, gwarantujący postkomunistom uprzywilejowaną pozycję w III RP.

Stało się to [Okrągły Stół] de facto na warunkach komunistów, dzięki temu uwłaszczyli się na państwowym majątku, dzięki temu w polskim życiu publicznym zostało to, co nazywamy postkomunizmem, czyli bardzo wiele patologii, z którymi walczymy do dzisiaj». 
Zbity fałszomierz. "Postkomunizmem" PiS określa wszystko, z czym się nie zgadza.
wywiad dla Polsat,05 lutego 2019

Duda powiedział także, że Tadeusz Mazowiecki - pierwszy niekomunistyczny premier, znienawidzony przez PiS, wielki przeciwnik polityczny patrona prezydenta Jarosława Kaczyńskiego - powinien mieć swój pomnik! W tej sprawie jest gotowy spotkać się z prezydentem Warszawy Rafałem Trzaskowskim (PO).

„To były wielkie chwile, powinny być upamiętnione pomnikiem Tadeusza Mazowieckiego (…) jeżeli tylko będzie taka wola, ja jestem gotów wspierać ten pomysł i tę ideę, bo uważam, że taki pomnik powinien się w Warszawie znaleźć. (…) To była postać, wielce zasłużona właśnie jako człowiek, który walczył o odzyskanie przez nas wolności”.

„Ogólny bilans jest dodatni”

Duda nie mógł jednak nie skrytykować rozmów przy Okrągłym Stole, chociaż podkreślał nie raz, że rozmowy doprowadziły do bezkrwawej rewolucji i „opłacały się”. Powiedział:

„Oponenci Okrągłego Stołu mówią »nie trzeba go było organizować, bo trzeba było czekać, aż komuniści bardziej osłabną i dopiero wtedy doprowadzić do zmian ustrojowych. Stało się to de facto na warunkach komunistów, dzięki temu uwłaszczyli się na państwowym majątku, dzięki temu w polskim życiu publicznym zostało to, co nazywamy postkomunizmem, czyli bardzo wiele patologii, z którymi walczymy do dzisiaj«. I to też jest prawda, tylko moim zdaniem jednak ogólny bilans jest dodatni”.

O „postkomunistycznym układzie” i „zwalczaniu postkomunizmu” politycy PiS, w tym Jarosław Kaczyński, mówią od dziesięcioleci, chociaż w ostatnich latach wyraźnie rzadziej niż kiedyś. Było to jedno z głównych haseł PiS prowadzących go do zwycięstwa w 2005 roku. Np. jeszcze 1 lipca 2017 roku, w czasie protestów przeciwko zmianom w sądownictwie, Kaczyński zapowiadał w wywiadzie w TVP Info, że aby skończyć z „postkomunizmem”, PiS musi rządzić „dwie, trzy kadencje”.

Problem ze słowem „postkomunizm” polega na tym, że - jak pisał w analizie dla OKO.press Jakub Majmurek w lipcu 2016 - jest niesłychanie pojemne. W praktyce „postkomunistą” z punktu widzenia PiS może być dysydent Adam Michnik, a nie jest nim niegdysiejszy prokurator z czasów PRL, a dziś poseł PiS Stanisław Piotrowicz. Sam Kaczyński mówił o tym w styczniu 2016 roku następująco: „Wojna polsko-polska to starcie o postkomunizm albo też o uchylenie tego wszystkiego, co postkomunizm w Polsce tworzy”.

„Dojścia”, „układy”, „kontakty”

„Postkomunizm” jest jednak nie tylko zbiorczą nazwą na wszystkich przeciwników PiS, ale również terminem używanym przez socjologów i politologów.

W latach 90. kluczową rolę w polskim życiu politycznym odgrywał „podział postkomunistyczny”. Oznaczał polityczną przepaść pomiędzy partiami wywodzącymi się z dawnej PZPR (chodziło w praktyce głównie o SLD, rządzące w latach 1993-1997) oraz partiami założonymi przez działaczy dawnej „Solidarności” i opozycji antykomunistycznej. W 1999 roku publicystka „Gazety Wyborczej” Ewa Milewicz pisała „SLD mniej wolno, bo po szkarlatynie, ciężkiej chorobie, jaką była PRL, obowiązuje kwarantanna”. Partie postsolidarnościowe mogły się zwalczać, ale przez wiele lat unikały wchodzenia w koalicje czy sojusze z postkomunistami.

Terminu „postkomunizm” używali także niektórzy socjologowie, próbując opisać całość systemu rządów i zarządzania gospodarką w Polsce w latach 90. i na początku lat 2000. W 1999 roku ukazała się książka prof. Jadwigi Staniszkis „Postkomunizm: Próba opisu”. Powoływał się na nią niejednokrotnie Jarosław Kaczyński.

Według Staniszkis komunizm upadł w wyniku negocjacji (m.in. właśnie przy Okrągłym Stole) ponieważ jego elity zdały sobie sprawę z niesterowności systemu pod względem gospodarczym. Chciały więc wprowadzenia mechanizmów rynkowych, ale takich, w których zachowają uprzywilejowaną pozycję. Musiały jednak podzielić się władzą, żeby uratować się przed gwałtownym upadkiem - i przy okazji zawrzeć sojusz z częścią elit „S”.

Staniszkis pisze również, że system gospodarczy w Polsce lat 90. różnił się od normalnego wolnorynkowego kapitalizmu. „Postkomunizm” w życiu gospodarczym oznaczał, że odnosili sukces ludzie, którzy mieli „dojścia”, „układy”, „kontakty” - często z poprzedniej epoki. To postkomunistyczne elity dorabiały się na prywatyzacji, miały sieć kontaktów i znajomości, które pozwalały im robić biznes, w tym zwłaszcza biznes na styku rynku i państwa.

„Postkomunizm”: słowo-wytrych, które nic nie znaczy

Teoria Staniszkis była błyskotliwa i ciekawa, ale - jak bywa z teoriami tej wybitnej autorki - wiele faktów jej zaprzeczało.

  • W latach 90. ogromną rolę w Polsce odgrywały zachodnie korporacje, a nie postkomuniści. Kapitał zachodni dominował np. w kluczowym dla gospodarki sektorze bankowym. Zachodnie korporacje przywoziły do nas własne (a nie postkomunistyczne) techniki zarządzania i wewnętrzne procedury. Te banki nie dawały kredytów znajomym.
  • Badania socjologiczne na polskich przedsiębiorstwach - np. prowadzone przez prof. Juliusza Gardawskiego z SGH - pokazywały ogromne zróżnicowanie tej grupy. Przedsiębiorcami zostawali przy tym najczęściej nie działacze partyjni, ale głównie inżynierowie i średnia kadra techniczna z państwowych zakładów pracy. Do tej kategorii awansowało także np. w latach 90. wielu robotników. Teoria o „uwłaszczeniu się” dawnej elity PZPR jest fałszywa: pieniądze w latach 90. robili bardzo różni ludzie, a z badań socjologicznych wynika raczej, że pomagał w tym głównie kapitał kulturowy (edukacja, ogłada) oraz kapitał społeczny (znajomości). Części dawnych elit PZPR się udało, dużej części - nie.
  • Także w innych sferach życia, np. w mediach, trudno wskazać jakikolwiek „postkomunistyczny układ”. Próbowali to robić, z bardzo mizernym skutkiem, autorzy książki „Resortowe dzieci”.

SLD poniosło miażdżącą klęskę w 2005 roku i przestało odgrywać znaczącą rolę na polskiej scenie politycznej. W 2019 roku, po trzech dekadach od upadku PRL, trudno także wyśledzić jakiekolwiek inne powiązania postkomunistyczne w mediach, biznesie czy polityce.

W praktyce więc Duda mówiąc o „postkomunizmie” powtarza bezrefleksyjnie poglądy Kaczyńskiego i retorykę PiS, w której to, z czym PiS się nie zgadza, jest „postkomunistyczne”. Także korupcja czy niewydolne sądownictwo miało być w tej retoryce „postkomunistyczne” - chociaż problem z korupcją istniał w Polsce przedwojennej oraz występuje w krajach, w których komunizmu nigdy nie było. Traktuje więc „postkomunizm” jako słowo-wytrych, które nic nie znaczy.

Przynajmniej jednak proponuje postawienie pomnika Tadeuszowi Mazowieckiemu. To w ustach polityka PiS oświadczenie absolutnie niebywałe.

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze