0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: il. Iga Kucharska/OKO.pressil. Iga Kucharska/OK...

Wieść gminna niesie, że podobno gdzieś żyją jeszcze ludzie, którzy pamiętają ten pradawny, niezwykły czas, gdy pojawiające się w sklepach tuż po 1 listopada bożonarodzeniowe dekoracje świąteczne uznawane były za konsumpcyjne dziwactwo. Przekazywane sobie z ust do ust relacje głoszą także, że był w owych latach czas na zwykłość. Jeden sezon sklepowych wyprzedaży nie przechodził płynnie w następny, Black Friday nie zamieniał się w Cyber Monday, a Święty Mikołaj nie przedzierał się przez nieuprzątnięte jeszcze do końca palety z cmentarnymi zniczami.

Trudno w to uwierzyć, ale mówią, że istniały wtedy również tygodnie szarej, powolnej normalności nieskonsumowanej przez budżety reklamowe. A czas między świętami upływał na codziennej i błogiej mitrędze, bez szczególnych potrzeb, niepokojów i presji. Ot, żyło się, bo się żyło. Pradawna nuda, gdy czas się nie kurczył, a rozciągał.

Te same opowieści głoszą, że kampania wyborcza nie trwała wtedy przez cały rok. Przed wyborami w październiku nie zaczynała się w marcu, w listopadzie przed wyborami w kwietniu, w maju przed wyborami w czerwcu, a zaraz po wakacjach przed wyborami w maju roku kolejnego. Nie wiadomo do końca, czym wtedy zajmowali się politycy, ale istnieje podejrzenie, że rzeczywiście próbowali coś robić poza ciągłym gadaniem, że kiedyś byś może coś zrobią na antenie czterech kanałów informacyjnych nadających non stop siedem dni w tygodniu.

Wiemy, że wydaje się to zupełnie nieprawdopodobne, ale zebrane świadectwa pozwalają też postawić hipotezę, że w wolnym czasie nie wchodziliśmy wtedy na portale społecznościowe, by trwonić godziny na naparzanie się bez końca i bez sensu o politykę z ludźmi, których nie znamy i którzy w gruncie rzeczy kompletnie nas nie obchodzą.

Co w takim razie robiła wtedy ludzkość z wolnym czasem?

Może spędzała czas z rodziną, może ze znajomymi, a może po prostu drzemała sobie w fotelu, bez celu, ale za to z satysfakcją.

Czy tak naprawdę było, nie jesteśmy pewni.

Niemniej tego właśnie Wam i sobie w te święta życzymy: spędzenia czasu w skansenie starych spokojnych dni. Wyidealizowanych oczywiście, bo nie jesteśmy aż takimi boomerami, by twierdzić, że – jak pisał poeta Świetlicki – kiedyś było inaczej, kiedyś było lepiej. Ale nie ma nic złego w tym, by spędzić świąteczne chwile w świecie ułudy „starych, dobrych czasów”; bez takich nerwów, bez takiego pośpiechu, bez ciągłego kalejdoskopu zdarzeń i emocji. Taka iluzja jest również pożyteczna, bo otwiera na alternatywy: zobaczymy, że Polska nie upadnie od tego, że nie weszliśmy na Twittera, a gospodarka się nie zawali, jeśli przestaniemy myśleć o pracy. Świat się od tego nie zmieni, krwawa wojna w Ukrainie nie zakończy, skrajna, szowinistyczna prawica nie stanie się od tego słabsza. Ale nasza chwila relaksu, oddechu i eskapizmu to również broń: gdy dobrzy ludzie boją się mniej, źli ludzie czują się mniej pewnie.

W OKO.press z uporem godnym tej sprawy i dzięki Waszemu wsparciu drogie Czytelniczki i drodzy Czytelnicy staramy się tworzyć właśnie takie medium: spokojniejsze niż inne, informujące w sposób pogłębiony, a nie zalewające oceanem nagłówków, ujawniające, a nie szczujące, sprawdzające, a nie konsumujące propagandową papkę. By dobrzy ludzie rozumieli więcej i bali się mniej. A źli ludzie czuli się mniej pewnie.

Dobrych i spokojnych świąt. Pozwólmy sobie na ten luksus.

;
Na zdjęciu Michał Danielewski
Michał Danielewski

Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Komentarze