0:00
0:00

0:00

Na ulicach Warszawy pojawiły się plakaty w napastliwy sposób poruszające temat niemieckich reparacji. "Niemcy, oddajcie to, co ukradł wasz dziadek w Polsce! Albo za to zapłaćcie". Analogiczne plakaty przygotowano dla obywateli Austrii. Na obu plakatach znajdują się adnotacje "Ordnung muss sein". Podpisane są na nich dwie organizacje: Reduta Dobrego Imienia i Ruch Higieny Moralnej.

"Nawet jeśli nie naruszają kodeksu karnego, to niewątpliwie takie nienawistne sformułowania tworzą zły klimat wokół osób odwiedzających Polskę, czy polskich Niemców" - komentuje w rozmowie z OKO.press dr hab. Michał Bilewicz z Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW.

To nie pierwsza taka akcja billboardowa Ruchu i Reduty, ale pierwsza tak bezpośrednio zwracająca się do Niemców i Austriaków.

Reparacje raz jeszcze

Akcje z plakatami "promującymi" w agresywny sposób kwestię reparacji są skoordynowane w czasie z podejmowaniem tematu przez polityków PiS. Ostatnio powrócił on przez Andrzeja Dudę, który w październiku mówił o wyrównaniu rachunków z Niemcami w wywiadzie dla "Bild am Sonntag".

Ale to rok temu reparacje nie schodziły z ust polityków PiS. Specjalna komisja pod przewodnictwem Arkadiusza Mularczyka miała zająć się badaniem, czy i jak Polska może zgłosić się po zaległe odszkodowania. Wtedy też na mieście pojawiły się się plakaty: "Germans murdered milions of Poles and destroyed Poland. Germans you have to pay for it" (Niemcy zamordowali miliony Polaków i zniszczyli Polskę. Niemcy, musicie za to zapłacić" - tłum. red.).

Największe oburzenie wzbudził jednak drugi plakat z serii, na którym na szarym tle przedstawiono napis z bramy Auschwitz z tekstem zmienionym na "Reparationen machen frei". Plakaty najpierw pojawiły się na mieście, o czym informowała na Twitterze Róża Thun. Prawdziwy rozgłos zyskały jednak po tym, jak Telewizja Republika postanowiła wykorzystać grafikę do promocji swojego materiału filmowego "Ile są nam winni Niemcy?". O sprawie szeroko pisały niemieckie media, sam plakat w ostrych słowach krytykowało Muzeum Auschwitz.

Autor plakatu Wojciech Korkuć w rozmowie z metrowarszawa bronił swojego dzieła, mówiąc, że cała akcja służy zwróceniu uwagi ludzi na to, jak ważnym tematem są reparacje. Na zarzuty, że forma jest nieodpowiednia odpowiadał: "To jest wina Niemców, że te plakaty takie są. Oni mordowali, grabili, dewastowali budynki".

Wojciech Korkuć w studiu TV Republika

"Nie spedalaj nieletnich"

Korkuć jest jedyną osobą oficjalnie wiązaną z Ruchem Higieny Moralnej. O organizacji wiadomo niewiele, nie są żadnym sformalizowanym ciałem, nie mają nawet strony internetowej. Zdarza im się współpracować z Redutą Dobrego Imienia Świrskiego, tak jak w tym przypadku. Od jakiegoś czasu walka o reparacje i prawdę o "niemieckich obozach koncentracyjnych" stała się ich (a właściwie jego - Wojciecha Korkucia) ulubionym tematem.

Wcześniej zdecydowanie więcej uwagi poświęcał walce z feministkami i homoseksualistami. Szerokim echem odbiły się w 2011 plakaty Korkucia, na których widniał męski członek z namalowanym mózgiem na czubku. Do tego napis: "Jesteś homo - ok! Ale nie spedalaj nieletnich!". W ich sprawie zainterweniowały organizacje LGBTQ oraz pełnomocniczka prezydenta m.st. Warszawy ds. równości. Firma City Poster, na której nośnikach wisiały obraźliwe plakaty stwierdziła, że rozwieszono je nielegalnie i bez ich wiedzy.

Pracownia Różnorodności złożyła nawet w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury (nielegalne rozwieszanie jest wykroczeniem), ale ponieważ City Poster nie był zainteresowany ściganiem nikogo, nie wszczęto żadnego dochodzenia.

Nic dziwnego. Kiedy OKO.press udało się dodzwonić pod numer dostępny na stronie City Poster, okazało się, że telefon odebrał sam Wojciech Korkuć. Przed odpowiedzią na pytanie, czy przestrzeń na plakaty została Reducie Dobrego Imienia oraz Ruchowi Higieny Moralnej udzielona bezpłatnie, zasłaniał się tajemnicą handlową. Nie chciał też powiedzieć, kim jest dla niego Jacek Korkuć - właściciel zakładu poligraficznego zarejestrowanego pod tym samym adresem, co City Poster, przy ul. Sulejkowskiej.

Z rozmowy z Korkuciem wynika, że plakaty skierowane są nie do polityków, ale do zwykłych "mieszkańców Niemiec i Austrii, którzy do dzisiaj nie oddali tego, co nakradli". Na uwagę, że taka forma może być przesadą zareagował bardzo ostro:

"To przesada? Żeby zwracać się do spadkobierców złodziei i morderców, żeby oddali to, co nakradli? Może niech OKO.press odda im wszystko, co macie w redakcji? Oni się na pewno bardzo ucieszą. W zamian za te plakaty oddajcie im wszystko, co macie w redakcji. Łącznie ze złotymi zębami i złotymi pierścionkami".

Pedofilia, Euroislam, reparacje

City Poster w ramach swojej "społecznej działalności" promuje jednak nie tylko dzieła Wojciecha Korkucia. Przestrzeni udziela również wielu pokrewnym ideowo inicjatywom. Promowali plakaty "Stop Pedofilii", z których można było się dowiedzieć, że geje to pedofile, w 2015 oddawali powierzchnię reklamową serwisowi Euroislam.pl na treści antyimigranckie. Na materiałach można było przeczytać: "Państwo Islamskie ukrywa terrorystów wśród imigrantów. Decyzje o ich przyjęciu podejmuje Ewa Kopacz", a także "Zalejemy Europę imigrantami na małych łodziach i zmienimy ją w piekło. Państwo Islamskie 2015".

Antyislamskie plakaty zgłosiła Prokuratorowi Generalnemu rzecznika rządu ds. równego traktowania Małgorzata Fuszara. Sprawa jednak szybko ucichła. Trudno spodziewać się, by i tym razem było inaczej, nawet jeśli ktoś zdecydowałby się zgłosić plakaty Reduty i Ruchu jako szerzące mowę nienawiści.

"To jest ewidentnie antyniemieckie. Mam jednak wątpliwości, czy tu naruszono prawo. Jedyne, co mogłoby skutecznie w takich sytuacjach zadziałać, to bojkot konsumencki tej firmy billboardowej" - dodaje Michał Bilewicz z UW.

Przeczytaj także:

;
Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze