0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Orzechowski / Agencja GazetaJakub Orzechowski / ...

Po 25 latach debaty nad prawem migracyjnym koalicji CDU i CSU udało się dojść do porozumienia. 19 grudnia 2018 Rada Ministrów przyjęła projekt nowego prawa migracyjnego, które ułatwi zatrudnianie wykwalifikowanych pracowników spoza UE.

"To ogromny postęp społeczny i gospodarczy" - mówi Hubertus Heil, Minister Pracy i Spraw Społecznych Niemiec. "Po dziesięcioleciach debaty udało nam się ustalić podstawę dla konsensusu: Niemcy są krajem imigracyjnym".

Polska też. W 2017 roku przyjęliśmy najwięcej imigrantów w Europie, wydając ponad 683 tys. pierwszych dokumentów pobytowych dla obywateli krajów spoza Unii – głównie w związku z pozwoleniem na pracę. Rząd nie chce się jednak do tego przyznać, wpadając w popłoch za każdym razem, kiedy pada słowo "migrant".

Ta strategia upartej negacji i zawzięte unikanie tematu polityki migracyjnej odbije nam się teraz czkawką. Grupą, którą niemiecka ustawa może zachęcić do wyjazdu, są pracujący w Polsce Ukraińcy, którzy dotychczas łatali polską gospodarkę.

Od stycznia mogą wyjechać do Niemiec - zarobią tam więcej, dostaną lepsze warunki pobytu i uciekną od polskiej niechęci.

Przeczytaj także:

Niemcy: jesteśmy państwem imigracyjnym

Niemieccy biznesmeni od dawna naciskali na rząd, aby złagodził przepisy imigracyjne, wskazując na niedobór rąk do pracy, który hamuje rozwój niektórych sektorów i zagraża niemieckiej gospodarce.

We wtorek 18 grudnia CDU/CSU i SPD doszły do porozumienia i 19 grudnia rząd przyjął dwa projekty ustaw dotyczących migracji, które ułatwiają ściąganie do Niemiec fachowców z państw niebędących członkami UE.

Nowe prawo zakłada też, że uchodźcy, którzy pracują i utrzymują się w Niemczech, ale ich wniosek o azyl został odrzucony i grozi im deportacja, będą mogli zostać w kraju. "Imigranci, którzy mogą się samodzielnie utrzymać z pracy zarobkowej i są dobrze zintegrowani w społeczeństwie niemieckim, mogą teraz liczyć na prawo pobytu w Niemczech przez 30 miesięcy" - pisze Deutche Welle.

Pracodawcy będą teraz mogli zatrudniać pracowników spoza UE bez potrzeby przechodzenia uciążliwego procesu udowadniania, że nie ma niemieckiego pracownika, który mógłby zajmować dane stanowisko. Nie będą też ograniczeni oficjalną listą zawodów, w których brakuje siły roboczej.

"W końcu staje się jasne, że w Niemczech brakuje wykwalifikowanych pracowników" - Joachim Pfeiffer, ekspert ekonomiczny z CDU, z zadowoleniem przyjął ustawę, mówiąc: "w Niemczech potrzebujemy więcej wykwalifikowanych pracowników, mamy ponad 2 miliony bezrobotnych, ponad milion z nich o niewystarczających kwalifikacjach. Potrzebujemy wykwalifikowanych pracowników, a to prawo ułatwia dostęp do nich".

W Polsce brakuje pracowników

Niemcy wiedzą, że od napływu pracowników zależy los ich gospodarki. „Zapewnienie wykwalifikowanej siły roboczej jest kluczowym wyzwaniem dla utrzymania dobrobytu i bezpieczeństwa w perspektywie długoterminowej” – mówił minister pracy.

Sytuacja na polskim rynku pracy jest jednak o wiele groźniejsza niż na niemieckim.

Polskie społeczeństwo szybko się starzeje. Jak wynika z danych Eurostatu odsetek ludności w wieku 65 lat i starszych w latach 2007-2017 wzrósł w Polsce o 3,1 punktów procentowych. To więcej niż średni wzrost w całej Unii Europejskiej (2,4) i ponad 2 razy więcej niż w Niemczech (1,4), które właśnie dzięki imigracji skutecznie korygują niski poziom dzietności.

Z roku na rok wzrasta w Polsce liczba nieobsadzonych miejsc pracy – pod koniec marca 2018 było ich o 25 proc. więcej niż w marcu 2017. Według szacunków Macieja Wituckiego, szefa firmy Work Service, w tej chwili brakuje na polskim rynku od 150 tys. do 200 tys. osób. Były wiceminister inwestycji i rozwoju, Paweł Chorąży – który „poleciał” za mówienie prawdy o imigracji – informował, że „w roku 2030 pracodawcy będą mieli problemy z obsadzeniem co piątego stanowiska. Z 20 mln potrzebnych pracowników pracować będzie tylko 16 mln”.

Brakuje nam już nie tylko pracowników sezonowych, ale coraz częściej również specjalistów:

Także przyszłość ZUS zależy w dużej mierze od imigrantów i ich składek, z których można by wypłacać emerytury. Pod koniec marca 2018 ubezpieczonych i płacących składki do ZUS było już 476 tys. cudzoziemców.

Dotychczas ratowali nas Ukraińcy

Ukraińcy stanowią obecnie najliczniejszą grupę imigrantów pracujących w Polsce, według szacunków NBP, jest ich już ok. 900 tys. Według innych szacunków, nawet 1,5 mln.

Pozwolenia na pracę według narodowości 2018
Pozwolenia na pracę według narodowości 2018

Ich masową ucieczkę do Niemiec nietrudno przewidzieć, jeśli weźmie się pod uwagę główne powody przyjazdu do Polski. Z raportu Work Service wynika, że wbrew częstym opiniom nie jest to wcale bliskość domu (9 proc.) czy brak bariery językowej (5 proc.).

Aż 3/4 pracowników z Ukrainy jako główny powód wskazuje wyższe wynagrodzenia. Potem jest wyższy standard życia (37 proc.). Ani pod względem wynagrodzeń, ani standardu życia nie możemy się z Niemcami równać.

Z raportu wynika też, że aż 66 proc. Ukraińców pracuje w Polsce poniżej swoich kwalifikacji. Prawie 60 proc. respondentów rozważało wyjazd do Niemiec, jeśli otworzy się tamtejszy rynek pracy.

Jednak, jak wynika z ankiety przeprowadzonej przez Otto Work Force, wielu Ukraińców chciałoby zostać w Polsce na dłużej (74 proc. respondentów). Zachęciłaby ich do tego gwarancja długotrwałego zatrudnienia i większe zarobki oraz możliwość rozwoju. Czyli to, czego Polska im nie oferuje.

Krótkowzroczna polityka i uciążliwe procedury

Mimo że Ukraińcom ułatwiono dostęp do polskiego rynku pracy, umożliwiając ich zatrudnienie na 6 miesięcy wyłącznie na podstawie oświadczenia (a nie pozwolenia na pracę), to nie dano przy tym żadnej perspektywy na przyszłość. Jak wynika z raportu FOR, prawo nie daje cudzoziemcom pracującym w Polsce możliwości ubiegania się o zezwolenie na stały pobyt. Ukraińcy, którzy często pracują u nas sezonowo co roku, za każdym razem zmuszeni są starać się o nowe zezwolenie.

Niewydolność polskich urzędów i długie procedury są już wśród Ukraińców legendarne. "Wielomiesięczne oczekiwanie na zakończenie procedur migracyjnych jest uciążliwe dla wszystkich - i dla pracodawców i dla pracowników, którzy trzymani są w niepewności przez długie miesiące" - mówi OKO.press Witold Klaus z Stowarzyszenia Interwencji Prawnej.

"Wynika to przede wszystkim z krótkowzroczności urzędników MSW i polityków, którzy nie przewidzieli, że będziemy mieć do czynienia z tak dużym napływem imigrantów w tak krótkim czasie. Procedury pozostały skomplikowane i technokratyczne, z gigantyczna ilością papierkowej roboty. Urzędy wojewódzkie zostawiono samym sobie - przez długi czas nie dostawały żadnego wsparcia, także kadrowego. Teraz nie wystarczy już zatrudnić urzędników, potrzebujemy zmiany myślenia o zarządzaniu migracją. Dużym ułatwieniem byłaby np. obsługa elektroniczna".

"Czkawką odbije się na politykach hamowania wzrostu płac, a na pracodawcach uparte opieranie przewagi konkurencyjnej na niskich pensjach" - komentuje dla OKO.press Piotr Ostrowski, wiceszef OPZZ i współzałożyciel Związku Zawodowego Ukraińców w Polsce.

"Ukraińcy mogą mieć też dość wrogiego nastawienia ze strony Polaków - mówi Klaus. - Często wysłuchują nieprzyjemnych uwag, mają poczucie, że nie są tu mile widziani".

"Brak polityki migracyjnej i wroga narracja powoduje, że właściwie nie wiadomo: czy Polska chce pracowników migrujących czy ich nie chce?" - mówi Ostrowski.

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze