Sejm zdecydował, że Antoni Macierewicz pozostanie na stanowisku ministra obrony narodowej. Wotum nieufności opozycja złożyła po tzw. audycie rządu PO-PSL. OKO.press sprawdza, co w majowym przemówieniu ministra było prawdą, a co fałszem
Antoni Macierewicz recenzował wówczas działania poprzedniego ministerstwa obrony, którym kierował Tomasz Siemoniak. Wybraliśmy pięć głównych zarzutów - nie zwracając uwagi na kabaretowy często ton wypowiedzi ministra - i okazało się, że ministrowi obrony zdarza się mieć rację. Z pięciu wypowiedzi żadna nie jest jednak całkowicie prawdziwa: jedna jest prawie prawdziwa, jedna prawdziwa w połowie. Fałszywe są trzy.
Absurdy i marnotrawstwo pokazuje najlepiej produkcja rzeczywiście nowoczesnego moździerza kosztem 1100 mln zł, tyle że decyzją pana ministra Siemoniaka zrezygnowano (...) z produkcji amunicji do tego sprzętu.
Macierewicz ma na myśli moździerze Rak 120 mm, wozy bojowe zaprojektowane i produkowane w Hucie Stalowa Wola. Macierewicz ma rację, że wojsko wciąż nie ma amunicji do Raków i że nie można jej kupić, bo takich pocisków nie produkuje się nigdzie na świecie. Nieprawdą jest natomiast, że to minister Siemoniak zdecydował o nieskładaniu zamówienia na amunicję.
Początkowo rzeczywiście zamówiono tylko moździerz, a amunicji – nie. Umowę na produkcję Raka MON podpisał z Hutą Stalowa Wola w 2009 r., czyli zanim Tomasz Siemoniak został ministrem obrony (był nim wówczas Bogdan Klich). Przetarg na prace nad amunicją do moździerza ministerstwo ogłosiło dopiero w 2011 r.
„Prawda jest taka, że na początku o amunicji zapomniano” – mówił TVN24 Grzegorz Niedzielski, dyrektor zakładów Dezamet, które wraz z Wojskowym Instytutem Technicznym wygrały przetarg na amunicję.
Jednak realizacja umowy podpisanej ostatecznie w październiku 2012 dalej opóźniała się, co opisuje raport NIK (z 2014 r.). Ministerstwo rozpisało zatem ponownie przetarg na amunicję, wygrały go znowu Zakłady Metalowe Dezamet S.A., będące już wtedy częścią Polskiej Grupy Zbrojeniowej S.A. I prowadzą prace nad projektem granatów do Raka, mają je skończyć w 2016 roku. Broń ma trafić do produkcji w 2017 r.
Rak wymaga specjalnej amunicji, której faktycznie nie produkuje żaden zakład na świecie. W związku z tym, że prace projektowe przedłużają się, ministerstwo zdecydowało o przerobieniu innej amunicji 120 mm (składowanej w magazynach – jeszcze do radzieckiego moździerza) tak by pasowała do Raka. MON zamówił w tym samym Dezamecie ponad 4 tys. sztuk, z tego w 2016 r. – 1534 sztuki.
Przez 15 lat finansowaliście budowę korwety Gawron, która pochłonęła łącznie ponad 1 mld zł (…) Na bazie wykonanego kadłuba zdecydowano w 2012 r. – to chyba minister Siemoniak podjął decyzję – zbudować okręt patrolowy „Ślązak”. Nigdy nie dokończony.
Miała być korweta, będzie patrolowiec. Projekt „Gawron-II M” – zapoczątkowany jeszcze przez rządy Włodzimierza Cimoszewicza – miał dostarczyć polskiej armii supernowoczesny okręt.
Budowę rozpoczęto w 2001 r. za rządów Leszka Millera w Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni, ale brakowało pieniędzy i pojawiły się spory między stocznią a ministerstwami w kolejnych rządach.
Z problemami finansowymi stoczni nie poradził sobie również PiS. Budowa przeciągała się. Prokuratura Wojskowa w Poznaniu prowadziła nawet śledztwo, badała, czy wybór stoczni w Gdyni jako producenta okrętu miał sens, czy stocznia w Gdyni mogła podołać zamówieniu. Śledztwo zostało umorzone z powodu przedawnienia. Powstał kadłub korwety, ale w 2012 roku (czyli za ministra Siemoniaka) MON zdecydował, że zamiast korwety zostanie zbudowany tańszy patrolowiec „Ślązak”.
Minister Macierewicz mylił się w jednym: okręt został dokończony, 2 lipca 2015 odbyło się jego wodowanie, nadal jednak nie wiadomo, kiedy trafi do służby. Kwota miliarda złotych – którą minister eksponował („Powtórzmy: miliard złotych!”) – może wydawać się wysoka w porównaniu na przykład z wydatkami na promocję czytelnictwa, ale jest porównywalna z kosztem budowy (w pełni wyposażonych) jednostek tej klasy.
Minister spraw zagranicznych w waszym rządzie stwierdzał, że Rosja rychło będzie członkiem NATO.
Macierewicz twierdził w radiowej Trójce, że na poparcie swej wypowiedzi ma cytat z Sikorskiego i że go „prześle, ale nie jemu”. Do tej pory nie przesłał. Ze znanych publicznie wypowiedzi Radka Sikorskiego, może chodzić o tę z debaty na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu 31 marca 2009: „Rosja jest potrzebna do rozwiązywania problemów europejskich i globalnych. Dlatego gdyby spełniła warunki, mogłaby być w NATO”.
Jest jasne, że Sikorski – wtedy minister MSZ – nie deklaruje przyjęcia Rosji do Sojuszu Transatlantyckiego, tylko spekuluje na ten temat. Zresztą, w tamtym momencie tego rodzaju spekulacje nie były odosobnione.
„Rosja w NATO to nie jest pomysł całkiem nowy” – mówił w 2010 r. magazynowi „Polska Zbrojna” były minister obrony, Janusz Onyszkiewicz. – „Pomijam deklaracje z lat 50., z czasów Chruszczowa, a potem Jelcyna. Po 11 września nawet były sekretarz stanu USA James Baker napisał duży artykuł «Rosja w NATO». Żaden polityk kategorycznie nie stwierdzi, że Rosja nigdy nie wejdzie do NATO. Pojawienie się obecnie głosów dopuszczających taką możliwość jest związane z potrzebą lepszego umocowania Rosji w systemie bezpieczeństwa europejskiego”.
Wszystkie te rozważania straciły aktualność po 2014 roku i agresji rosyjskich "zielonych ludzików" na Ukrainę.
Dopuszczono do załamania polskiego eksportu wyrobów zbrojeniowych. W strategii rządowej przewidzieliście, że średnioroczny wynik eksportu to będzie 2 mld zł. W istocie osiągacie średnią 160 mln zł, ponad dwudziestokrotnie mniejszą.
Minister Macierewicz ma rację, mówiąc, że eksport polskiej broni jest mniejszy niż zakładano. Myli się jednak, podając liczbę 160 mln zł i sugerując, że poprzedni rząd nie sprzyjał eksportowi broni.
W 2014 r. Polska sprzedała broń za 395 mln euro (czyli prawie 1,7 mld zł). To najlepszy wynik w ostatnich latach – w porównaniu z 2013 r. eksport wzrósł o 17,4 proc.
W 2014 po raz pierwszy polska firma (Polska Grupa Zbrojeniowa) znalazła się na liście 100 największych dostawców broni i usług zbrojeniowych z świecie. Zagranicą chętnie kupowane są produkowane w Polsce samoloty i ich wyposażenie, a także drony.
Polski eksport jest niewielki w porównaniu ze zbrojeniowymi gigantami jak Stany Zjednoczone (prawie 44 mld dolarów), a także w zestawieniu z Polską Ludową, kiedy produkowaliśmy broń na potrzeby państw Układu Warszawskiego i sprzedawaliśmy czołgi państwom Bliskiego Wschodu. Choć w tym przypadku trudno o wiarygodne dane, bo rozliczenia odbywały się np. w rublach transferowych.
Nie ma jeszcze danych z 2015 r. Być może minister Macierewicz wie o dramatycznym spadku sprzedaży w 2015 r., jednak nie podaje źródła tych danych, a oficjalnych raportów na ten temat jeszcze nie ma. Nie jest też jasne, jaką „średnią” minister ma na myśli. Ministrowi może chodzić o to, że zyski z eksportowanej broni trafiają do spółek-matek koncernów, które w Polsce tę broń produkują.
Natomiast inaczej niż sugeruje minister, rząd wspierał zakup polskiej broni, na przykład poprzez preferencyjne kredyty – to jeden z zapisów „Programu wsparcia bezpieczeństwa regionu 2022” przyjętego 22 września 2015. Trudno jednak ocenić skutki działania programu, gdyż minęło zbyt mało czasu.
Dyslokację polskich wojsk skoncentrowano na granicy zachodniej (…) pozostawiając flankę wschodnią zupełnie bezbronną, wycofując stamtąd garnizony i pozostawiając ludność polską w sytuacji coraz większych obaw co do jej przyszłości.
Minister Macierewicz nie ma racji. Było odwrotnie niż mówi: MON nie tylko nie pozbawił wschodniej Polski armii, ale od 2014 r. wzmacniał wschodnie jednostki.
To prawda, że polskie wojska przez lata były skoncentrowane na Zachodzie – ale to pozostałość czasów zimnej wojny, kiedy polska armia miała bronić wschodniej granicy Układu Warszawskiego i przeprowadzić atak na Danię, północną część RFN i Holandię. Kiedy Polska wstąpiła do NATO, nasze wojska dalej stacjonowały na zachodzie, a wschodnie jednostki nie były w pełni wyposażone i miały braki kadrowe. Na przykład w bazie lotniczej w Siedlcach brakowało 70 proc. obsady.
Sytuację zmieniła agresja Rosji na Ukrainę w 2014 roku: „Wyciąga wnioski NATO, wyciągamy my” – mówił minister Siemoniak w październiku, zadeklarował, że żołnierze będą przerzucani z granicy zachodniej na Wschód, a wschodnie jednostki – doinwestowane.
W grudniu 2014 rząd przyjął „Plan wzmocnienia bezpieczeństwa państwa” (dokument jest tajny). Zwiększenie obsady jednostek i przerzucenie sprzętu miało zająć trzy lata – do końca 2017 r. Do tego czasu miało przybyć np. 7 tys. etatów.
Z czasem minister Siemoniak tłumaczył, że nie chodzi o „przerzucanie” żołnierzy i sprzętu, ale o to, że do wschodnich jednostek ma „trafić więcej żołnierzy i sprzętu”, co znaczy, że nowe kadry i nowe zakupy będą kierowane przede wszystkim na wschodnią granicę, m.in. do Białegostoku, Chełma, Giżycka, Hrubieszowa, Warszawy i Siedlec.
W kwietniu 2015 MON deklarował, że zwiększenie obsady jednostek wschodnich nie odbędzie się kosztem tych na zachodzie. Liczbę etatów zwiększono na przykład w Giżycku i w Braniewie.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze