Adam Andruszkiewicz, skrajny narodowiec, który nienawidzi Tuska, Niemiec i imigrantów, i ma zrozumienie dla Białorusi, zostaje wiceministrem cyfryzacji. Według raportu węgierskiego think tanku sprzed dwóch lat jest nieświadomym agentem wpływu Rosji. Rząd Morawieckiego właśnie skręcił mocno na prawo i na wschód
Adam Andruszkiewicz, 28 lat, były prezes Młodzieży Wszechpolskiej, skłócony z Ruchem Narodowym narodowiec, został właśnie trzecim wiceministrem cyfryzacji w rządzie Mateusza Morawieckiego. Na stronie resortu poinformowano, że 28 grudnia 2018 roku premier Mateusz Morawiecki powołał Andruszkiewicza na stanowisko sekretarza stanu w tym ministerstwie.
Ministerstwo opublikowało też życiorys nowego członka rządu PiS.
Ma się zajmować m.in. stosunkami z Facebookiem i innym sieciami społecznościowymi.
Jeśli myślicie, że w wykonaniu tego rządu widzieliście już wszystko i nic Was nie zaskoczy, uprzedzam: zaczęła się nowa era – era oficjalnego narodowego radykalizmu. Andruszkiewicz jest antyniemiecki, krytykuje prezydenta Francji Emmanuela Macrona, za to chętnie rozmawia z białoruskimi władzami.
Dla opozycji wymyślił program „Cela+”, nienawidzi muzułmańskich uchodźców, środowiska LGBT i Donalda Tuska, ale wychwala Donalda Trumpa. I bez ogródek swoje poglądy artykułuje.
Jego ministerialna nominacja jest decyzją polityczną — PiS usiłuje przed wyborami stworzyć ofertę również dla środowisk skrajnych nacjonalistów. Ale cena, jaką za nią zapłacimy, będzie wysoka. Głównie w przestrzeni wizerunku państwa i kontaktów z partnerami zagranicznymi.
Według Wirtualnej Polski, ma też zaangażować się w kampanię internetową PiS przed wyborami europejskimi i parlamentarnymi.
O Adamie Andruszkiewiczu do tej pory głośno było trzy razy:
Autorzy raportu węgierskiego, opisując sytuację w Polsce w roku 2016 roku, wskazali bezpośrednich i pośrednich agentów wpływu Rosji w Polsce. Wśród bezpośrednich znaleźli się m.in. założyciele prorosyjskiej partii „Zmiana” (w tym Mateusz Piskorski), w pośrednich – liderzy narodowców, także Adam Andruszkiewicz.
W raporcie nie opisano ich konkretnych działań, jednak wielokrotnie wskazywano, iż Kreml buduje swoje wpływy w centralnej Europie właśnie za pomocą radykalnych środowisk narodowych, dotyczy to także Polski.
Andruszkiewicz wielokrotnie zaprzeczał, że jego działalność służy interesom Rosji. W wypowiedzi w radiu TOK FM w czerwcu 2018 stwierdził wręcz, że jego zdaniem nadal to właśnie Rosja jest największym zagrożeniem dla Polski.
Jednak wiele jego działań wpisuje się w rosyjską taktykę rozbijania jedności Zachodu. To on bardzo intensywnie propagował postulat o roszczeniach wojennych od Niemiec, wiele razy wypowiadał się też przeciwko działaniom polityków niemieckich. Dziś uderza we Francję, z powodu protestów „żółtych kamizelek”.
Jego radykalne poglądy, artykułowane bardzo wyraźnie m.in. w social media, to poglądy silnie polaryzujące Polaków, wyostrzające istniejące podziały, uderzające w demokratyczną opozycję – uważa on, że jej działacze powinni siedzieć w więzieniach.
To linia działania, którą znamy już z opisów aktywności rosyjskich trolli – celem rosyjskiej propagandy w Polsce jest maksymalne podzielenie Polaków, ponieważ łatwiej jest wpływać na niewielkie grupy społeczne niż na spójne społeczeństwo. Aktywność Andruszkiewicza — świadomie lub nie — sprzyja osiągnięciu tego celu.
Andruszkiewicz wystartował do Sejmu w 2015 roku jako lider listy Kukiz'15 z województwa podlaskiego. Pochodzi z niewielkiego Grajewa, w Białymstoku studiował (stosunki międzynarodowe) i kierował Młodzieżą Wszechpolską.
Od początku miał wielkie ambicje i silne „parcie na szkło” - regularnie organizował demonstracje, pikiety, manifestacje i happeningi, zawsze dbając o obecność mediów. Próbował swoich sił w wyborach do Parlamentu Europejskiego, choć nie udało mu się zdobyć mandatu, dzięki temu stał się bardziej rozpoznawalny w środowisku radykalnej prawicy.
Był prezesem Młodzieży Wszechpolskiej, a Ruch Narodowy, z którym wówczas był silnie związany, wynegocjował mu jedynkę na liście Pawła Kukiza – choć ta decyzja Kukiza została oprotestowana przez jego ówczesne środowisko w Białymstoku i doprowadziła do wycofania się z wyborów lokalnego koordynatora Kukiz'15.
Andruszkiewicz jako lider listy wszedł do Sejmu. Tam zaraz po wyborach Ruch Narodowy próbował stworzyć własne koło, występując z klubu Kukiz'15. Ale Andruszkiewicz… nie wystąpił, zostawiając lidera RN Roberta Winnickiego na sejmowym lodzie.
Od tego momentu drogi RN i Młodzieży Wszechpolskiej oraz Andruszkiewicza rozchodziły się coraz bardziej. Andruszkiewicz budował swoją medialną rozpoznawalność (zwłaszcza w TVP, jest tam często zapraszany przez Michała Rachonia) i szukał środowiska politycznego dla siebie, ponieważ w Kukiz'15 skłócił się m.in. z wicemarszałkiem Sejmu Stanisławem Tyszką.
W maju 2016 stworzył konkurencyjne dla RN Stowarzyszenie Endecja, w którym współpracował m.in. z Rafałem Ziemkiewiczem.
Jednak po szumnych początkach okazało się, że Endecja nie działa, a jej prezes (czyli Andruszkiewicz) niespecjalnie jest zainteresowany pracą nad rozbudową struktur organizacji.
W 2018 poseł zaczął budować własne Drużyny A – przede wszystkim na Facebooku. Tam zgromadził wielotysięczne grono swoich internetowych sympatyków i w maju przekształcił Drużyny A w formalnie istniejące Stowarzyszenie dla Polski.
Wydaje się, że nadal działa ono głównie na Facebooku, a jego celem nie jest „wspieranie młodych” (jak informował poseł media zaraz po założeniu organizacji), lecz wspieranie jednego młodego – czyli Andruszkiewicza, ponieważ nawet na FB informacje adresowane do członków i sympatyków stowarzyszenia dotyczą przede wszystkim działalności posła.
Mówiąc w skrócie: odbiorcy mają się Andruszkiewiczem zachwycać i wspierać go, propagując w mediach społecznościowych jego wpisy. I robią to masowo.
Ten młody poseł, choć w mainstreamie politycznym mało znany, na FB bije rekordy popularności – jest regularnie na 3-4 miejscu wśród wszystkich polskich polityków, jeśli chodzi o liczbę aktywności jego fanów pod postami.
Ciekawa jest zresztą dynamika przyrostu jego fanów na Facebooku. Prześledziłam ją od maja 2017 roku – właśnie wtedy Andruszkiewicz nagle pojawił się w pierwszej dwudziestce najbardziej popularnych polskich polityków na FB.
Przyrosty fanów miał wówczas ogromne, choć nie sposób znaleźć jakieś wydarzenie, które by je uzasadniały: w maju odnotowano wzrost ich liczby o 43 proc. a potem przez kilka miesięcy utrzymały się one na poziomie 18-20 tys. nowych fanów miesięcznie, aż do stycznia 2018.
Dla porównania – podobnymi wynikami mógł poszczycić się ostatnio jedynie Robert Biedroń, i to jedynie we wrześniu, gdy ogłosił decyzję o tworzeniu własnego ugrupowania.
W 2018 przyrosty u Andruszkiewicza były niższe, ale wciąż widoczne nawet wtedy, gdy pozostali politycy notowali spadki. Co jeszcze ciekawsze, prawie w tym samym czasie (sierpień 2017) liczba fanów w równie rekordowym tempie zaczęła rosnąć posłowi Patrykowi Jakiemu (na długo przed kampanią wyborczą), osiągając podobne wyniki co u Andruszkiewicza.
To nie przypadek. Analiza fanów u obu polityków wskazuje, że bardzo często pod ich postami aktywne są te same konta, widać to również na Twitterze. Konta te wspierają wąską grupę polityków – poza tą dwójką jeszcze Annę Sobecką, Krystynę Pawłowicz i przez pewien czas Antoniego Macierewicza.
Dziś aktywność wspierających Andruszkiewicza użytkowników social media jest jednym z głównych dowodów na szerokie zaplecze sympatyków politycznych młodego posła (w realu takich dowodów raczej brak) – prawie pod każdym postem na FB może się on pochwalić reakcjami liczonymi w tysiącach.
Część aktywnych kont to konta fałszywe, fake'owe, ale sporo jest też prawdziwych radykałów, którzy cenią mocny język Andruszkiewicza. Kiedy jesienią 2017 analizowałam jego posty, okazało się, że jedne z bardziej charakterystycznych dla nowego wiceministra cyfryzacji określeń to:
Wszystkie oczywiście w odniesieniu do opozycji.
To Andruszkiewicz stał za rozpowszechnianiem w social media (na przełomie lipca i sierpnia 2017, zaraz po protestach pod sądami) postulatu o wypłaceniu reparacji wojennych Polsce przez Niemcy. W Niemcy zresztą poseł uderza do dziś, systematycznie, nie kryjąc się z niechęcią wobec tego państwa.
Ostatnio do Niemiec dołączyła również Francja – jego profil w grudniu pełen był materiałów związanych z protestami „żółtych kamizelek”. 27 grudnia napisał: „Krótka „lekcja demokracji" we Francji. Przypominam, że E. Macron ciągle chce uczyć nas Polaków, czym jest „demokracja i praworządność". A więc odkłamujmy manipulacje i pokażmy, jak własnych Obywateli traktują ci, którzy chcą uczyć nas!”
Poseł wielokrotnie opowiadał się za repolonizacją mediów. Nie toleruje Donalda Tuska – nazywa go m.in. szkodnikiem politycznym i deklaruje, że zrobi absolutnie wszystko i zmobilizuje wielkie siły, by Tusk nie wrócił do władzy.
Zaś w kwietniu bardzo cieszył się z faktu aresztowania posła PO Stanisława Gawłowskiego, nazywając decyzję o aresztowaniu „przełomową” — „która, mamy nadzieję, doprowadzi do uruchomienia na szeroką skalę programu CELA plus, dla aferzystów z opozycji totalnej”.
Andruszkiewicz po stworzeniu swego stowarzyszenia na kilka miesięcy zniknął z pierwszej linii politycznego frontu. Zapowiedział, że w wyborach samorządowych myśli o starcie na prezydenta Białegostoku – ale nie wystartował.
Widać było natomiast, że zbliża się do PiS, inaczej niż narodowcy z Ruchu Narodowego, którzy w tym samym czasie coraz mocniej krytykowali rząd Morawieckiego. W woj. podlaskim jego współpracownicy startowali do samorządu z list PiS-u (żaden nie wszedł), a twitterowe konto Andruszkiewicza zalane jest retweetami wpisów popierających premiera.
Zresztą sam Andruszkiewicz wielokrotnie publicznie popierał rząd, nawet w momencie uchwalania nowelizacji słynnej ustawy o IPN, gdy premier wycofał się z zapisów oprotestowywanych przez środowiska żydowskie. To poparcie mieli za złe Andruszkiewiczowi jego zwolennicy o narodowych poglądach, ale poseł nie zważając na negatywne opinie dalej wspierał PiS. Jak widać, z pozytywnym dla siebie skutkiem.
Poglądy Andruszkiewicza na członkostwo Polski w Unii Europejskiej są bliskie poglądom PiS-u: powinniśmy być w Unii, chociaż jej nie lubimy i uderzamy w nią, kiedy tylko się da. W czerwcu 2018 w radiu TOK FM stwierdził jednoznacznie, że „hasło Polexitu jest nieodpowiedzialne, a Polska powinna być w Unii”. Ale jednocześnie powiedział, że Unia odebrała Polsce część jej suwerenności, a Nord Stream 2 jest przykładem odebrania Polsce suwerenności na szczeblu energetycznym.
W innym wystąpieniu stwierdził, że urzędnicy unijni to „unijne kasty” (maj 2017), zaś „pogróżki Unii Europejskiej i pouczanie nas na temat demokracji jest niepoważne”. Andruszkiewicz uważał również, że straszenie Polski przez Unię sankcjami (2017, Kwadrans Polityczny) to zwykły szantaż, którego celem jest „by Polska nie wybiła się w końcu na podmiotowy człon organizacji międzynarodowych, bo Polska ma szanse być sercem Europy”.
Czyli nowy wiceminister cyfryzacji widzi w działaniach UE wobec Polski szantaż i niepoważne traktowanie, ale jednocześnie nie popiera polexitu – w przeciwieństwie do Ruchu Narodowego, który dąży do wyjścia Polski z UE i tworzy właśnie antyunijną koalicję na czas wyborów do Parlamentu Europejskiego.
Były prezes Młodzieży Wszechpolskiej był aktywny nie tylko w mediach i social media. Angażował się również w pisanie poselskich interpelacji – przez trzy lata napisał ich aż 870, z czego 100 przez ostatnie półtora miesiąca.
Od połowy listopada do końca grudnia prosił ministrów o informacje dotyczące m.in.: harmonogramu ćwiczeń wojskowych Anakonda, zakupu śmigłowców dla policji, myśliwców dla wojska, mundurów polowych i karabinków dla Sił Zbrojnych RP, karabinków dla Straży Granicznej, planów współpracy Polski z Azją i krajami Pacyfiku, uruchomienia wojsk obrony cyberprzestrzeni, spotkania w Waszyngtonie nt. stałej bazy wojsk amerykańskich w Polsce, rozbudowy terminalu LPG w Świnoujściu, uruchomienia elektrowni jądrowej, dekarbonizacji polskiej energetyki czy poziomu wydatków na przemysł zbrojeniowy.
Jak widać, był bardzo zainteresowany strategicznymi dla Polski kwestiami – choć na początku kadencji interesowały go inne tematy.
W podlaskich mediach zasłynął interpelacją nt. nazewnictwa pociągów PKP, w której zwracał uwagę na niewłaściwe ideowo nazwy pociągów: Gombrowicz, Osterwa, Aurora czy Światowid.
Interpelował też ws. niewłaściwie przyznawanych dotacji przez Państwowy Instytut Sztuki Filmowej (dla „Pokłosia” jako filmu „wpisującego się w antypolską politykę historyczną” czy dla filmu „Wałęsa. Człowiek z nadziei”).
Protestował przeciwko słowom prof. Pawła Śpiewaka, który stwierdził, że Polacy w czasie II wojny światowej nie ratowali Żydów masowo (te słowa, wg posła, były „krzywdzące dla narodu polskiego”), domagał się, by Ministerstwo Kultury włączyło się w promocję filmu „Wołyń”, i sprzeciwiał się planom utworzenia ośrodka dla 120 uchodźców w Olecku.
Jeśli chodzi o cyfryzację, którą od teraz ma się zajmować, w 2017 roku domagał się, by rząd zajął się blokowaniem przez FB niektórych prawicowych kont oraz dopytywał, czy Polska jest zabezpieczona przed atakami hakerskimi.
Cyfryzacja nie była jego oczkiem w głowie. Bardziej interesowały go sprawy zagraniczne – w mediach zasłynął również z propagowania poglądu, iż z obecnymi władzami białoruskimi należy mieć dobre i oficjalne relacje, towarzyszył marszałkowi Karczewskiemu podczas wizyty u „ciepłego człowieka” Aleksandra Łukaszenki.
W Sejmie założył drugi (pierwszy stworzył poseł Robert Tyszkiewicz z PO) zespół parlamentarny polsko-białoruski, który miał się tym różnić od pierwszego, że zajmowałby się właśnie oficjalnymi kontaktami z białoruskimi władzami. Zespół Tyszkiewicza wspiera białoruską opozycję demokratyczną.
Niestety, na sejmowej stronie zespołu próżno szukać informacji o podejmowanych działaniach – zespół miał tylko jedno posiedzenie, na którym wybrano jego władze.
Dlaczego Andruszkiewicz został wiceministrem cyfryzacji? Wiele wskazuje na to, że ministerstwo wybrano dość przypadkowo, a nominacja jest typowo politycznym działaniem, której celem jest pogłębianie podziałów na skrajnej prawicy i przyciągnięcie choćby część radykałów do PiS-u.
Narodowcy bowiem (poza środowiskiem Andruszkiewicza) ustawili się w opozycji do PiS i rządu, a od kilku tygodni intensywnie pracują nad stworzeniem konkurencyjnej dla PiS listy wyborczej – zarówno do Parlamentu Europejskiego (tu lista ma być antyunijna), jak i polskiego parlamentu.
Ruch Narodowy zawarł już porozumienie z Wolnością Janusza Korwin-Mikkego, obie strony zapowiadają też dalsze rozmowy – z nowo powstającą partią Tadeusza Rydzyka i z „Federacją dla Rzeczypospolitej” Marka Jakubiaka, który odszedł właśnie z Kukiz'15.
Gdyby tym środowiskom udało się stworzyć jedną listę, PiS straciłby narodowców oraz sympatyków ojca Rydzyka, a to skurczyłoby jego elektorat. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że elektorat PiS zmniejsza się także wśród osób o poglądach bliżej politycznego środka, sytuacja robi się dla PiS nieciekawa.
Nic dziwnego, że partia próbuje nie dopuścić do odpływu wyborców o poglądach najbardziej radykalnych. Andruszkiewicz mógłby być więc rządowym skrzydłem radykalnym, kontrą do takich ministrów jak Jarosław Gowin, Jacek Czaputowicz czy choćby sam premier Morawiecki, identyfikowany raczej jako postępowe (gospodarczo) skrzydło PiS-u.
Można powiedzieć, że pomysł tworzenia takich skrzydeł PiS zaczerpnął z tradycji Platformy Obywatelskiej, która przez lata grała w polityce właśnie „skrzydłami”: konserwatywnym i lewicowym, tworząc w ten sposób szeroką ofertę polityczną.
Teraz podobny ruch wykonuje PiS. Czy dzięki temu uda mu się zahamować odpływ prawicowych radykałów? To się dopiero okaże, ale już dziś można przewidzieć, że za nominację Andruszkiewicza trzeba będzie zapłacić wysoką cenę w polityce zagranicznej.
Andruszkiewicz bowiem nie tylko ma skrajne poglądy, ale też nie ma żadnych zahamowań w ich głoszeniu. On doskonale wie, że im bardziej skrajny pogląd wygłosi publicznie, tym bardziej jego wypowiedź będzie dyskutowana i rozpowszechniana w mediach społecznościowych.
Na takim podejściu budował swoją rozpoznawalność dotychczas i raczej nie przepuści okazji, jaka otwiera się przed nim dzięki nominacji na wiceministra. Myślę, że teraz jeszcze bardziej zradykalizuje swoje wypowiedzi, także te dotyczące Niemiec, Francji, USA czy Białorusi.
PiS musi się tego spodziewać – a mimo to zdecydował się na taki ruch. To pokazuje, że w tym roku PiS gotowy jest zapłacić dosłownie każdą cenę za zachowanie władzy – także cenę jeszcze głębszego popsucia stosunków z unijnymi partnerami. To szkodliwe dla państwa, ale daje PiS-owi nadzieję, że będzie korzystne dla niego. Ta nadzieja wystarcza, by zdecydować o wpuszczeniu do rządu skrajnego nacjonalisty.
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Komentarze