Zwycięstwo Zorana Milanovicia w wyborach prezydenckich w Chorwacji nie zwiastuje, wbrew pozorom, mocnego liberalnego zwrotu na tamtejszej scenie politycznej. Nowy prezydent, kandydat opozycyjnej SDP, zawdzięcza sukces przede wszystkim nieudolności chorwackiej prawicy, która nie potrafiła przezwyciężyć wewnętrznych podziałów, ale wciąż rozdaje karty
"O ile przez większość kampanii w programie wyborczym Milanovicia zbudowanym wokół hasła „normalna Chorwacja“ zdecydowanie dominował rys liberalny, o tyle pod koniec Milanović spróbował zdobyć przychylność prawicowych wyborców Miroslava Škoro.
Pozwoliło to nie tylko utrzymać, ale nawet zwiększyć dystans wobec kontrkandydatki (aktualnie urzędującej prezydentki) i zwyciężyć drugą turę z wynikiem 52,67 proc. głosów (w stosunku do 47,33 proc. Grabar-Kitarović).
Co istotne, liberalny trzon „normalnej Chorwacji“ przez całą kampanię pozostał zasadniczo ten sam. Milanović jednoznacznie kontrował nacjonalistyczno-populistyczną retorykę prawicy, prezentując się jako zdeterminowany strażnik trzech kluczowych aspektów chorwackiej demokracji: tolerancji dla różnorodności, demokratycznego państwa prawa i wyrazistego kursu proeuropejskiego".
O wyborach w Chorwacji pisze dla OKO.press dr Tomasz Rawski*.
Zwycięstwo Zorana Milanovicia w drugiej turze wyborów prezydenckich w Chorwacji (6 stycznia 2020) nie zwiastuje, wbrew pozorom, mocnego liberalnego zwrotu na tamtejszej scenie politycznej. Nowy prezydent – kandydat głównej opozycyjnej partii SDP – zawdzięcza bowiem sukces przede wszystkim nieudolności chorwackiej prawicy, która tym razem nie potrafiła przezwyciężyć wewnętrznych podziałów ani skutecznie zmobilizować własnych wyborców wokół jednego kandydata. A jednak to prawica wciąż rozdaje karty w chorwackiej polityce.
Głębokość najważniejszego podziału na chorwackiej prawicy obnażyły wyniki pierwszej tury wyborów, która odbyła się 22 grudnia. Aktualnie urzędująca prezydentka wspierana przez rządzącą krajem centroprawicową HDZ – Kolinda Grabar-Kitarović – zajęła w niej drugie miejsce, wyprzedzając prawicowego radykała Miroslava Škoro zaledwie o 2 punkty procentowe (26,65 proc. do 24,45 proc.).
Zwłaszcza w drugiej turze Milanović dowiódł, że potrafi aktywnie wykorzystywać podziały na swoją korzyść. O ile bowiem przez większość kampanii w jego programie wyborczym zbudowanym wokół hasła „normalna Chorwacja“ zdecydowanie dominował rys liberalny, o tyle pod koniec Milanović spróbował zdobyć przychylność prawicowych wyborców Miroslava Škoro – ruch o tyle istotny, że Škoro po przegranej pozostał na pozycji antystemowej, wzywając swój elektorat do niegłosowania na żadnego z dwóch kandydatów dominującego w Chorwacji duopolu HDZ-SDP. Pozwoliło mu to nie tylko utrzymać, ale nawet zwiększyć dystans wobec kontrkandydatki i zwyciężyć drugą turę z wynikiem 52,67 proc. głosów (w stosunku do 47,33 proc. Grabar-Kitarović).
Co istotne, liberalny trzon „normalnej Chorwacji“ przez całą kampanię pozostał zasadniczo ten sam. Milanović jednoznacznie kontrował nacjonalistyczno-populistyczną retorykę prawicy,
prezentując się jako zdeterminowany strażnik trzech kluczowych aspektów chorwackiej demokracji: tolerancji dla różnorodności, demokratycznego państwa prawa i wyrazistego kursu proeuropejskiego.
Najmocniejszym akcentem jego zwycięskiego przemówienia była zapowiedź niezłomnej obrony chorwackiej konstytucji – manifest praworządności, który upewnił wyborców i komentatorów, że przez najbliższe cztery lata Chorwacja nie zboczy na ścieżkę, którą kilka lat temu poszły Węgry i Polska.
Jednocześnie, późne ukłony Milanovicia wobec prawicowych wyborców – głównie sceptycyzm wobec wejścia Chorwacji do strefy euro i Schengen, i postulaty wyprowadzenia chorwackich wojsk z Afganistanu – mogą zwiastować problemy w relacjach z dwoma głównymi partnerami zagranicznymi, czyli Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi.
Wreszcie, chociaż Milanović wywodzi się z partii nominalnie socjaldemokratycznej, podczas kampanii wyborczej nie zająknął się o nieuprzywilejowanych grupach w chorwackim społeczeństwie, które – przypomnijmy – należy do najbiedniejszych w UE.
Próżno więc oczekiwać od nowo wybranego prezydenta głębszej wrażliwości społecznej. Możemy być natomiast pewni, że będzie wykorzystywał kompetencje swego urzędu do obrony pryncypiów demokracji liberalnej przed coraz silniejszym w Chorwacji prawicowym populizmem.
Presja skrajnej prawicy, a następnie mało korzystne dla Kolindy Grabar-Kitarović wyniki pierwszej tury, pogłębiły także istniejący w rządzącej partii HDZ podział na liberalizujące skrzydło umiarkowane i prawicowe skrzydło konserwatywne.
Po raz pierwszy uwidocznił się on wiosną 2019 roku, kiedy partyjni konserwatyści na czele z Miljanem Brkiciem i Miro Kovačem próbowali zablokować kandydatów HDZ do Parlamentu Europejskiego wybranych przez umiarkowane przywództwo partyjne na czele z aktualnym premierem Andrejem Plenkoviciem i marszałkiem Sejmu Goranem Jandrokoviciem. Podział ten odbił się wyraźnie na kampanii wyborczej Grabar-Kitarović, która okazała się dość chaotyczna i mało przekonująca.
Urzędująca prezydentka w większym stopniu postawiła na konserwatywne postulaty, które wprawdzie budowały trzon jej politycznej agendy zawierającej się w haśle „prawdziwa Chorwacja“, ale jednocześnie kłóciły się z bardziej dla niej naturalną retoryką liberalną, mocno zresztą docenianą na Zachodzie.
Sztab wyborczy podzielonej wewnętrznie HDZ nie był też w stanie ustrzec Grabar-Kitarović przed licznymi niefortunnymi wpadkami. Przykładowo, jej antykorupcyjna retoryka okazała się zupełnie nieprzekonująca w świetle viralowego filmiku z listopada, na którym Grabar-Kitarović śpiewa urodzinowe „sto lat“ Milanowi Bandiciowi – długoletniemu burmistrzowi Zagrzebia wielokrotnie oskarżanemu o korupcję, a w 2014 roku aresztowanemu pod zarzutem łapówkarstwa i kierowania zorganizowaną grupą przestępczą.
Poważny cień na jej patriotyzm rzuciło zdemaskowane przez opinię publiczną kłamstwo o rzekomej podróży, jaką Kitarović miała odbyć ze swymi dziećmi do zniszczonego wojną Vukovaru pod koniec lat 90. Szybko okazało się jednak, że kandydatka w mieście wówczas w ogóle nie była, a w dodatku, że jej dzieci... urodziły się dopiero kilka lat później. Przykłady takich gaf można mnożyć.
Drugi kontrkandydat Milanovicia, Miroslav Škoro, to od lat znany w kraju piosenkarz-celebryta – jeden z czołowych wykonawców nacjonalistycznego folk-rocka, szeroko popularnego nurtu muzycznego silnie flirtującego ze skrajną prawicą – który w ostatnim czasie przedzierzgnął się w prawicowego populistę, w kampanii prezydenckiej występującego z hasłem „Przywróćmy Chorwację ludziom".
Chociaż pod paroma względami Škoro może przypominać polskiego celebrytę politycznego Pawła Kukiza, to jest zdecydowanie lepiej osadzony w polityce głównego nurtu jako były członek HDZ i niegdysiejszy poseł z (krótką) przeszłością w dyplomacji. Dysponuje także dużo bardziej jednorodnym zapleczem politycznym, którego trzon stanowią chorwackie kręgi nacjonalistyczno-klerykalne częściowo wywodzące się z radykalnego skrzydła HDZ.
Mocne postulaty wysuwane przez Škoro – takie jak ułaskawienie i rehabilitacja chorwackich generałów sądzonych przed międzynarodowym trybunałem w Hadze za zbrodnie wojenne popełnione podczas wojny z lat 90. XX wieku, radykalne wzmocnienie prerogatyw urzędu prezydenta czy wysłanie wojska na granice państwowe do obrony przed migrantami – odsyłają wprost do nacjonalistycznej retoryki znanej Chorwatom z lat 90.
Współczesna chorwacka prawica używa tej retoryki do upolitycznienia rosnącego gniewu społecznego, u którego źródeł leżą przede wszystkim kwestie ekonomiczne: słaba sytuacja gospodarcza kraju, zła kondycja służb publicznych i duża emigracja zarobkowa młodego pokolenia.
W tradycyjnym prawicowym wyścigu wyborczym o to, kto jest większym chorwackim patriotą, Škoro zdecydowanie zdystansował urzędującą prezydentkę, zbierając nie tylko głosy najbardziej radykalnego elektoratu, ale także przejmując poparcie znacznej części bardziej prawicowych wyborców HDZ, którzy jeszcze pięć lat temu głosowali na Grabar-Kitarović. Na skutecznej dywersji prawicowego celebryty najbardziej zyskał Zoran Milanović, który pierwszą turę zwyciężył z wynikiem 29,55 proc. głosów.
*Tomasz Rawski - socjolog i bałkanista, adiunkt w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmuje się procesami budowania narodów i państw w Europie Wschodniej. Autor książki "Boszniacki nacjonalizm. Strategie budowania narodu po 1995 roku".
Komentarze