0:00
0:00

0:00

"To największy pożar w całej historii Biebrzańskiego Parku Narodowego" - mówi OKO.press dr hab. Wiktor Kotowski z Uniwersytetu Warszawskiego. Nie wiadomo, ile będzie trwał. To zależy, czy będą płonąć tylko rośliny, czy zapłonie też torf.

"Jeśli zacznie się palić torf, to będzie się on wypalał do poziomu gleby, na którym jest wilgotny. Dojdzie więc do sytuacji, w której cały ekosystem się »zresetuje« i zacznie się kształtować od nowa" - wyjaśnia naukowiec.

A wtedy minie przynajmniej kilkanaście lat, zanim zaczną się tam pojawiać roślinny bagienne. I kilkadziesiąt, zanim powróci bogactwo gatunkowe roślin i zwierząt bagiennych. Czyli raczej długo. Nie zapominajmy też o konsekwencjach klimatycznych pożaru torfowiska.

"Niestety, do obecnej sytuacji nie doszłoby, gdybyśmy w Biebrzańskim Parku Narodowym podjęli zdecydowane działania renaturyzacyjne, przywracające warunki bagienne na osuszonych terenach, które teraz płoną" - mówi dr hab. Kotowski.

Według informacji, które przekazał dziś (23 kwietnia 2020) OKO.press Artur Wiatr z Biebrzańskiego Parku Narodowego, możliwe, że gdzieniegdzie w turzycowiskach torf się tli, ale, póki co, nie można mówić o pożarze całych jego połaci. Pali się przede wszystkim roślinność.

Niżej cała rozmowa z dr hab. Wiktorem Kotowskim o tym, czym grozi nam pożar Biebrzańskiego Parku Narodowego.

Dr hab. Wiktor Kotowski - profesor na Wydziale Biologii Uniwersytetu Warszawskiego, specjalista od bagien i torfowisk, współzałożyciel Centrum Ochrony Mokradeł.

Przeczytaj także:

Robert Jurszo, OKO.press: Pożary w Biebrzańskim Parku Narodowym zdarzają się co jakiś czas, ale ten jest szczególny...

Dr hab. Wiktor Kotowski, Uniwersytet Warszawski: Jeśli chodzi o zasięg, to na pewno.

To największy pożar w całej historii Biebrzańskiego Parku Narodowego.

Póki co nie wiemy, ile będzie trwał. Pożary na takich torfowiskach dzielą się na dwa rodzaje: powierzchniowe i pożary torfu.

Czym one się różnią?

W pożarach powierzchniowych płonie roślinność porastająca bagna, ale nie dochodzi do zapłonu torfowego podłoża, które w warunkach naturalnych jest w 90-95 proc. nasączone wodą. Pożar torfu jest możliwy dopiero wtedy, gdy zostanie odwodniony. I jeśli się zapali, to wypala się długo, nawet kilka miesięcy. I bardzo trudno taki pożar ugasić. Według dotychczasowych informacji, w Biebrzańskim Parku Narodowym mamy na razie do czynienia z pożarem powierzchniowym.

Trwa susza. Czy jest realne, by zapalił się tam torf?

To jest bardzo prawdopodobne. Poziom wody w Biebrzy w Burzynie wynosi ok. 1,5 metra – jest o 1,3 metra niższy od średniej wieloletniej. W rejonie Czerwonego Bagna, którego wilgotność zależy od opadów deszczu, poziom wody jest teraz 1,5 metra poniżej poziomu gruntu, a normalnie powinien być tuż pod powierzchnią. To wszystko są ekstremalnie niskie stany, najniższe w całej historii monitoringu w Biebrzańskim Parku Narodowym.

Dlaczego tak jest?

Jedna rzecz to brak opadów i susza związane z globalnym ociepleniem. Druga to przekształcenie przez człowieka części obszaru parku narodowego.

W środkowej części Doliny Biebrzy ponad 200 lat temu wykopano kanały, które zaburzyły stosunki hydrologiczne, np. kanał Augustowski, czy kanał Rudzki. To one sprawiły, że w tzw. środkowym basenie doliny Biebrzy torfowiska zamieniły się w łąki leżące na odwodnionym torfie, który z kolei przekształcił się w łatwopalny mursz.

Niestety, pożar trwa teraz właśnie w basenie środkowym, gdzie ten torf jest przesuszony.

Jakie zagrożenie dla parku narodowego stanowiłby pożar torfu?

Taki pożar po prostu zniszczy to, co na płonącym obszarze jest przedmiotem ochrony, a więc siedliska lęgowe ptaków siewkowatych czy drapieżników takich jak bielik czy orlik. Zginą też stanowiska chronionych roślin występujących na łąkach torfowych, np. storczyki czy kosaćce syberyjskie.

To będą znaczne straty przyrodnicze, ale na szczęście najcenniejsze – nieodwodnione części parku raczej nie ucierpią.

Jeśli zaś, miejmy nadzieję, skończy się tylko na pożarze powierzchniowym, to największymi stratami będą tegoroczne lęgi ptaków.

Pamiętajmy, że jesteśmy w szczycie okresu lęgowego. Ptaki zakładają gniazda, a niektóre już wysiadują jaja. Pożar albo je zniszczy, albo sprawi, że ptaki nie będą miały gdzie założyć gniazd, bo przecież na pogorzelisku tego nie zrobią.

Jak długo Biebrza będzie leczyć rany po pożarze?

To zależy od tego, o czym mówiłem przed chwilą: czy będzie to pożar powierzchniowej roślinności czy torfu. Jeśli ten pierwszy, to łąki bagienne, torfowiska niskie, trzcinowiska odrodzą się w ciągu roku i po tym czasie nie pozostanie ślad po pożarze. W przypadku spalonych lasów, potrwa to kilkadziesiąt lat.

Ale jeśli zacznie się palić torf, to będzie się on wypalał do poziomu gleby, na którym jest wilgotny. Dojdzie więc do sytuacji, w której cały ekosystem się „zresetuje” i zacznie się kształtować od nowa.

Minie przynajmniej kilkanaście lat, zanim zaczną się tam pojawiać roślinny bagienne. I kilkadziesiąt, zanim powróci bogactwo gatunkowe roślin i zwierząt bagiennych. Czyli raczej długo. Nie zapominajmy też o konsekwencjach klimatycznych pożaru torfowiska.

To znaczy?

Chodzi mi o uwolnienie zmagazynowanego w torfie dwutlenku węgla. Owszem, z punktu widzenia całego globu wpływ pożaru w Biebrzańskim Parku Narodowym na globalne ocieplenie nie będzie bardzo widoczny. Ale jeśli spojrzymy nań lokalnie, w bilansie emisji dwutlenku węgla w skali polskiej, to może się okazać, że będzie zauważalny.

Tymczasem my musimy dbać o mokradła, które mają zdolność absorpcji i magazynowania dwutlenku węgla. Jeśli nie będziemy tego robić, to torfowiska w Polsce będą płonąć.

Czyli taki pożar jest możliwy również poza Biebrzańskim Parkiem Narodowym?

W Polsce jest bardzo dużo pożarów torfowisk i ta liczba rośnie, choć nie są one tak spektakularne jak ten, bo bagna biebrzańskie są rozległe. Dlatego powinniśmy nawadniać osuszone torfowiska, nie stawały się podatne na pożary. Jak? Zasypując, czy blokując wykopane kiedyś rowy oraz nie rozbierając tam bobrowych i rezygnując z odstrzału tych zwierząt.

Niestety, do obecnej sytuacji nie doszłoby, gdybyśmy w Biebrzańskim Parku Narodowym podjęli zdecydowane działania renaturyzacyjne, przywracające warunki bagienne na osuszonych terenach, które teraz płoną.

Choć oczywiście dalsza zmiana klimatu może zmniejszyć skuteczność takich działania.

Pożar trwa od niedzieli

Według informacji Państwowej Straży Pożarnej, pożar objął już 8 tys. hektarów Biebrzańskiego Parku Narodowego.

Co oznacza, że na obszarze 13,5 proc. parku palił się ogień. Pożar był przypuszczalnie wynikiem rolniczego wypalania traw, które wymknęło się spod kontroli.

Trudno nawet oszacować, ile zwierząt zginęło. Strażacy natykają się na ich zwęglone ciała, np. łoszaków, czyli młodych łosi. Wiele ptaków utraciło też lęgi.

Tak nad ranem 23 kwietnia raportował Sławomir Szafrański z Państwowej Straży Pożarnej: "Ta noc była dla nas dobra, bo wiatr za mocno ognia nie rozdmuchiwał. Jednak dziś od rana nowe zastępy straży znów ruszą do akcji. Przeprawiać się będą przez rzekę promem we Wroceniu. Z drugiej strony bagien, na Grzędach, będziemy gasić z przetłaczaniem wody, jak wczoraj. Trzecie zarzewie i działania będą podejmowane w okolicach Brzezin Kapickich"

W akcji gaszenia pożarów bierze już udział ponad 200 strażaków i sześć samolotów. Warunku są bardzo trudne, bo teren jest trudno dostępny, nie można do niego dojechać samochodami, gasi się m.in. tłumicami, metodycznie uderzając nimi w płonącą roślinność.

Biebrzański Park Narodowy cały czas prowadzi zbiórkę na zakup wyposażenia dla ochotniczych straży pożarnych, które biorą udział w akcji. Do tej pory zebrano blisko 1,2 mln zł.

;
Na zdjęciu Robert Jurszo
Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze