0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Agata KubisAgata Kubis

We wtorek 30 marca w kilku miejscach Warszawy odbył się synchroniczny protest „PiS-OFF”. Aktywiści przypięli się do barierek, ogrodzeń i znaków pod budynkami, "które symbolizują opresję rządu PiS": Trybunałem Konstytucyjnym, Komendą Główną Policji, Ministerstwem Edukacji i siedzibą Ordo Iuris.

To właśnie pod ostatnim z budynków, gdzie protestowano przeciwko forsowanemu przez Ordo Iuris projektowi wypowiedzenia konwencji Stambulskiej doszło do dwóch symptomatycznych wydarzeń. Zatrzymano tam i przewieziono na komendę młodą aktywistkę, która próbowała przekazać przykutym do znaku protestującym coś do jedzenia - wegeburgery.

"Próbowała je przerzucić nad policjantami, a oni blokowali te ciepłe bułki, jak koszykarze. W ośmiu się rzucili, żeby tylko do trzech dziewczyn żadna kanapka nie doleciała" – relacjonowała Agata Kubis. Dalsze losy wegeburgerów opisaliśmy w naszej relacji z protestów:

Przeczytaj także:

Kiedy policja zajęta była wegeburgerami wydarzyło się coś jeszcze. Młoda kobieta z tęczową flagą przewieszoną przez szyję została zaatakowana przez kilku rosłych mężczyzn, którzy powalili ją na ziemie. Policja zareagowała niemrawo i pewnie napastnicy zwialiby bez problemu, gdyby nie ruszył za nimi spontaniczny i zawzięty obywatelski pościg.

Rozmawiamy z Tadeuszem, studentem technologii drewna, aktywistą i członkiem grupy Cień Mgły, który ruszył w pościg.

Marta K. Nowak, OKO.press: Jak to się zaczęło?

Tadeusz: Zauważyłem ich jakiś czas przed atakiem. Trzech podejrzanych gości stało pod wejściem do Metra Świętokrzyska. Potem kiedy już nie zwracałem na nich uwagi, ktoś krzyknął, że biją dziewczynę. Dziewczyna miała na szyi tęczową flagę. Koło 14:40 jeden z tych facetów złapał za nią i pociągnął z całej siły. Przewróciła się. Gdyby linka wbiła się z przodu szyi, mogłoby być kiepsko - miała potworne siniaki.

A co robiłeś pod siedzibą Ordo Iuris?

Byłem z moją grupą strajkową "Cień Mgły". Najpierw wspierałem ludzi pod Trybunałem, potem pod MEN, stamtąd poszliśmy pod Ordo Iuris.

Jak to się stało, że ruszyłeś w pogoń?

Ktoś krzyknął, że biją dziewczynę. Kiedy się odwróciłem, zobaczyłem, jak tych dwóch wysokich gości cisnęło nią o ziemię.

Wtedy coś mi się w głowie przestawiło. Zobaczyłem, że uciekają i zacząłem biec. Nie za wiele myślałem, zadziałałem jak automat.

Inni krzyczeli: gdzie jest policja.

Ja też byłem przekonany, że pobiegną za mną. A potem się okazało, że nic nie zrobili. Stali jak słup soli i kiedy tak wszyscy krzyczeli, żeby zareagowali, kilku w końcu potruchtało kawałek i zawróciło.

Ale ja o tym już nie wiedziałem, bo dawno poleciałem za najbliższy budynek, gdzie zniknęli tamci. Biegłem za nimi wzdłuż Marszałkowskiej aż do Centrum, dalej w Świętokrzyską. Słyszałem, że ktoś za mną biegnie i krzyczy: Tadziu, dorwij ich.

Biegł między innymi Jan [imię zmienione], fotograf OKO.press. Mówił, że w tej pogoni było jeszcze kilka osób, część wsiadła w autobus, żeby wyprzedzić uciekających.

Nie miałem czasu się odwrócić, ale byłem przekonany, że biegnie za mną też policja. Więc kiedy już miałem jednego dopaść, zwolniłem. Myślałem, że policja pewnie już obiegła budynek, że go otoczymy. Okazało się, że żadnej policji nie ma. I nie wiedziałem, co zrobić. Rzucać się na nich? A co jeśli coś im przy tym zrobię i jeszcze wyjdą na ofiary, a mnie się oberwie?

Musiałem trochę przystopować, bo w tym całym amoku nawet nie zdjąłem maseczki i zacząłem się dusić. Poleciałem jakąś osiedlową uliczką, żeby wybiec z drugiej strony budynku. Chciałem ich zmylić, żeby pomyśleli, że nikt ich nie goni.

Mapę Warszawy masz chyba w małym palcu.

Gdzie tam, mam tragiczną orientację w terenie, to wszystko dzięki adrenalinie. Kiedy wyszedłem spomiędzy budynków, spotkałem Jana. Okazało się, że poszli do żabki, kupić wodę, bo biedni się zmachali. Zaczekaliśmy na zewnątrz i ruszyliśmy za nimi. Chyba na początku nas nie rozpoznali.

Jan relacjonował, że zdjęli swoje czarne kurtki. Być może, żeby zmylić trop, ale niewiele to dało, bo koszulki też mieli czarne.

Fakt, szli w czymś lżejszym. Były to zresztą koszulki sportowe, jakby byli przygotowani do biegania. Policji dalej nie było, więc pytam Jana - co robimy? Miałem gaz. On mnie uspokoił. W końcu nie wiedzieliśmy, co oni mają przy sobie, a byli wyżsi o głowę. Powiedział: poczekajmy na policję. Ale policji dalej nie było

W pewnym momencie radiowóz przejechał Świętokrzyską, ale nie zatrzymał się. Chyba lecieli pod Ordo Iuris pomóc spisywać ludzi za to, że stoją jedną nogą na ulicy albo przekazują sobie wegeburgery. Tymczasem my ścigaliśmy bandytów.

Gdzie się podziali?

Może jednak nas rozpoznali albo sami przestraszyli się radiowozu, bo niedaleko Placu Grzybowskiego podbiegli do stojącej taksówki. Kiedy wsiedli, zaczęliśmy krzyczeć, że to bandyci, zaatakowali kobietę, są ścigani. Taksówkarza to nie ruszyło, wsiadł po prostu do taksówki i zaczął ruszać.

No to koniec

Nie po to się tyle nabiegałem, żeby im tak łatwo odpuścić. Wyciągnąłem telefon, stanąłem przed maską taksówki, nagrywałem i mówiłem kierowcy, że jeśli z nimi odjedzie, oskarżę go o współudział.

Nie pojechał. Tamci stwierdzili, że nie ma co, wysiedli i ruszyli dalej. Nie biegli, szli, żeby nie zwracać uwagi. Rzucili się biegiem dopiero przez skrzyżowanie. Może dlatego, że na światłach stał radiowóz, ale znowu nie w naszej sprawie. Ja poleciałem za nimi, a Jan podbiegł do radiowozu, opisał całą sytuację. Widziałem, że niezbyt się kwapili do akcji, więc krzyczałem biegnąc, żeby się ruszyli.

W końcu dali się Janowi przekonać. Włączyli syrenę i zawrócili na skrzyżowaniu, bo jechali w przeciwnym kierunku. Ja leciałem za nimi wzdłuż ulicy Grzybowskiej, a potem w stronę Parku Mirowskiego. Pisałem na grupie, gdzie się kierujemy, Jan musiał informować o tym policję.

W końcu wbiegli do Hali Mirowskiej [hala targowa]. Mogli łatwo zgubić się tam w tłumie. Napisałem, żeby policja stanęła po drugiej stronie hali i wbiegłem za nimi. Wypatrywałem ich między stoiskami otwartego bazaru, zapytałem ochroniarza, nie był pewien, ale pobiegłem tam, gdzie pokazał. Stał tam już radiowóz - w końcu coś się tej policji udało.

Okazało się, że udało im się jednego z tamtych złapać, niestety drugi uciekł. Szukałem go chwilę, zakładając, że pewnie gdzieś czeka na kolegę, ale chyba go po prostu zostawił.

Co było dalej? Jak zachowała się policja?

Wypytali o zdarzenie i wezwali wsparcie. Przyjechali tajniacy, poprosili o kontakt do poszkodowanej. Musi być na miejscu podczas zatrzymania, bo inaczej puszczają faceta wolno. Wiedziałem, gdzie jest zaatakowana dziewczyna, zaproponowałem, żeby tam pojechać. Nie, miała sama przyjść. Obdzwoniłem, kogo się dało, zdobyłem numer, pokierowałem ją do miejsca, gdzie jesteśmy. Policjanci irytowali się, że tyle to trwa.

Kiedy przyszła, była jeszcze w szoku. Przesłuchali ją, rozpoznała sprawcę, spisano protokół. Tajniacy, o dziwo, podeszli do sprawy profesjonalnie. Potem policja stwierdziła, że dziewczyna była w takim stanie, że faktycznie mogli sami do niej podjechać. Doszli do tego wniosku po tym, jak pół Warszawy obdzwoniłem, a oni się oburzali, że tyle to trwa, nie mają czasu i zaraz mi tego gościa wypuszczą.

A co z tym gościem?

Siedział skwaszony w radiowozie. Policja go chroniła, nie chcieli, żeby więcej osób przychodziło, żebyśmy do linczu nie doprowadzili.

I co teraz? Szczęśliwe zakończenie, idziecie do domów?

Poszedłem jeszcze popytać ludzi, pozbierać dowody. Okazało się, że bardzo wiele osób nagrywało, całe zajście można dobrze odtworzyć.

Potem poszliśmy jeszcze na demonstrację solidarności z dziewczyną zatrzymaną za próbę doręczenia wegeburgera. Kiedy się skończyła, dowiedzieliśmy się, że coś się dzieje na Placu Zbawiciela.

Na rusztowaniu otaczającym kościół rozwieszono wielki banner: "Ordo Iuris wypierdalać". Jakiś czas później pojawiło się tam kilku przedstawicieli samozwańczej straży narodowej pilnującej kościołów. Jeden z nich w czerwonej czapce z modlącymi się rękoma, który mówił protestującym, że powinno się do nich strzelać.

Tak, widziałem go już dużo wcześniej. Szedł za nami spod TK aż pod Ordo Iuris. Zwrócił naszą uwagę, bo było ciepło, a on szedł w puchówce z futrem przy kapturze. Odłączył się od nas dopiero przy Świętokrzyskiej. Pewnie przekazywał informację tym, którzy zaatakowali dziewczynę.

Co teraz myślisz o swoim pościgu?

Cieszę się, że się udało, ale z drugiej strony jestem tym wszystkim zniesmaczony. Najgorszy nie jest nawet ten atak, zawsze się tacy palanci zdarzają. Najgorsze jest to, że policja ich nie powstrzymuje, nie reaguje, woli się szarpać z kobietami niż gonić nazioli.

Zwykle atakowali osoby strajkujące po protestach, kiedy wracają ciemnymi uliczkami. Teraz poczuli się tak pewnie, że atakują w biały dzień.

Zareagowałem ja, zwykły szary człowiek, kupa innych ludzi, nawet zupełnie postronnych. A policjanci nie zrobili nic, chociaż było ich pod tym Ordo Iuris mnóstwo. To pokazuje, że obywatel jest dzisiaj bezbronny, nie może na policję liczyć.

Wam się udało, zmusiliście policję do działania.

Tak, chociaż najpierw musieliśmy ją znaleźć. Najważniejsze, że ci bandyci dzięki takim historiom przestają się czuć bezkarni. Musieli być w szoku, pewnie spodziewali się, że będą same kobiety, które są w ich mniemaniu łatwą ofiarą, i nic im się nie stanie. Nawet kiedy ich goniliśmy, poczuli się na tyle pewnie, że poszli do żabki po wodę.

Dlaczego angażujesz się w protesty?

Od dawna nie podoba mi się to, co dzieje się w Polsce i rząd PiS - zakaz aborcji, teraz ten projekt Ordo Iuris "Nie dla gender, tak dla rodziny". To jakieś szaleństwo. Chodzę na protesty, żeby samemu się buntować, ale też, żeby wspierać protestujące kobiety. Czasem takiego wsparcia potrzeba, kiedy rzuca się na ciebie dwóch wielkich typów.

No właśnie. Przecież tych dwóch wielkich typów mogło rzucić się na ciebie, kiedy już zabiegłeś za nimi daleko od wsparcia. Nie myślałeś o tym, kiedy tak ich goniłeś?

Myślałem. Ale jestem strasznie uparty.

;

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze