0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Wlodek / Agencja GazetaJakub Wlodek / Agenc...

"W lasach znowu pojawiły się dzieci i kobiety. (...) Żołnierze napadli dwie osoby z naszej sieci pomocowej — poza strefą, na skraju lasu. Zmusili do leżenia na mokrej ziemi. Po pewnym czasie pozwolili im klęknąć. Nie wstać. Klęknąć. Pod pozorem realizowania uprawnień bezkarnie (na razie) zabawiają się w poniżanie ludzi — z polskimi obywatelami włącznie. (...) Po przyjeździe SG - ulotnili się. Pogranicznik potwierdził naszym ludziom, że w miejscu zatrzymania nie ma strefy. Na pytanie, dlaczego zatem zostali zatrzymani i tak potraktowani, odpowiedział: »Z ciekawości«" - pisał Kamil Syller, mieszkaniec okolic strefy stanu wyjątkowego.

19 grudnia 2021 Ochojska tak skomentowała te wydarzenia: "Mam nadzieję, że kiedyś ludzie ze Straży Granicznej odpowiedzą za łamanie prawa i tortury zadawane niewinnym ludziom. Opisy takich czynów czytałam w relacjach osób, które przeżyły II WŚ, Wzorce z katów niemieckich i sowieckich obozów".

View post on Twitter

Na słowa europosłanki zareagowali politycy PiS. Rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn skomentował: "Tak wygląda typowa próba zastraszenia żołnierzy i funkcjonariuszy, którzy wykonują swoje obowiązki profesjonalnie broniąc Ojczyzny w chwili ataku hybrydowego", z kolei poseł PiS Jan Mosiński wyraził nadzieję, że Ochojska poniesie konsekwencje "za swoje ohydne tłity".

View post on Twitter

Artykuł "Szokujący wpis Ochojskiej" pojawił się także w kontrolowanym przez PiS serwisie TVP.info.

Wystarczy przestrzegać prawa

W poniedziałek, 20 grudnia Janina Ochojska po raz trzeci jedzie na Podlasie, by wesprzeć mieszkańców i migrantów/ki.

Anna Mikulska, OKO.press: Wiceminister MSWiA Maciej Wąsik w wywiadzie powiedział: "Jestem przekonany, że pani Ochojskiej nie zależy na żadnych działaniach humanitarnych. Zależy jej na tym, żeby uderzyć w rząd PiS, traktuje tę sprawę instrumentalnie". Jak się Pani czuje jako wróg polityczny?

Janina Ochojska, europosłanka, prezeska Polskiej Akcji Humanitarnej: Trochę dziwnie. Zwłaszcza, że to dotyczy tego, czym zajmowałam się i zajmuję nadal, czyli udzielania pomocy humanitarnej.

Jestem właśnie w drodze na granicę, by doręczyć prezenty świąteczne, spotkać się z mieszkańcami i migrantami/migrantkami w ośrodku w Białymstoku. Zastanawiam się, skąd pan minister wie, co jest dla mnie najważniejsze. A najważniejsze jest pomaganie drugiemu człowiekowi, po prostu.

Gdybym robiła to tylko po to, żeby krytykować państwo PiS, to bym podejmowała zupełnie inne działania. Więc tak, dziwnie się czuję, że takie zainteresowanie wywołałam u ministra Wójcika.

Ten hejt, który ostatnio na Panią spadł, również ze strony innych polityków, pojawił się po Pani wpisie na Twitterze, w którym porównuje Pani działania służb na granicy do niemieckich zbrodniarzy i sowieckich obozów z czasów wojny. Skąd tak mocne porównanie?

Przeczytałam relację mieszkańca strefy przygranicznej Kamila Syllera, który opisał działania polskich i białoruskich wojskowych i funkcjonariuszy. To nie jest pierwsza taka relacja. Byłam na granicy dwukrotnie, podczas pierwszej wizyty tak drastyczne działania jeszcze nie miały miejsca, a teraz się pojawiają coraz częściej. Mieszkańcy, z którymi rozmawiałam, mówili, że pogranicznicy bili imigrantów i okradali ich. Podobne historie opowiadała moja babcia, gdy wspominała czasy wojny. Czytam też dużo książek historycznych i to, co jest w nich napisane, słyszę dziś na granicy.

Nie wyobrażam sobie, żeby kiedyś służby na granicy nie poniosły konsekwencji, bo to działania wbrew prawu. A mnie interesuje życie w państwie prawa.

Pisała też Pani, że łatwiej było wjechać z pomocą humanitarną do oblężonego Sarajewa niż na naszą wschodnią granicę.

Trzykrotnie otrzymałam odmowę wjazdu na teren strefy stanu wyjątkowego, mimo dopełnienia wszystkich procedur. Uniemożliwiono mi wykonywanie mojego mandatu poselskiego i nie dostałam żadnego uzasadnienia tych decyzji.

Przeczytaj także:

W latach 90. nasza pomoc humanitarna została wpuszczona do Sarajewa, mimo że byliśmy wtedy małą organizacją. Co więcej, wjechaliśmy tam przez tereny serbskie. Trwało to wszystko cztery dni, ale się udało.

Wjeżdżałam w różne miejsca w krajach takich jak Irak czy Afganistan. Czyli nawet w państwach ogarniętych wojną pomoc humanitarna jest dopuszczana. Pytanie więc, co takiego jest ukrywane w strefie stanu wyjątkowego? Wiemy przecież, że są tam ludzie, którzy zamarzają, którzy umierają. Nie wierzę w zapewnienia Straży Granicznej, że pomoc jest niesiona, skoro ludzie docierają do wolontariuszy/ek poza strefą w stanie wycieńczenia.

Z doświadczenia wiem, że niesienie pomocy wymaga przygotowania. Jak SG została przygotowana do kontaktu z migrantami, migrantkami? Z tego, co widzimy na nagraniach - szczucie psami, krzyki, wyzwiska - takiego przygotowania nie było, a przecież mówimy o ludziach. Właśnie - nie migrantach, bo to słowo w Polsce odczłowiecza, tylko ludziach.

Obserwując kryzysy humanitarne w innych krajach, spodziewała się Pani, że kiedyś będziemy mieli do czynienia z takim kryzysem w Polsce?

Nie. Obserwowałam od 2015 roku coraz większe zrozumienie w Polsce, kim są uchodźcy i migranci. Pojawiły się osoby z Ukrainy, które przyjeżdżają tu do pracy, ludzie zaczęli się oswajać z imigracją. To wszystko drastycznie zmieniły rządy PiS, ale mimo tego nie wyobrażałam sobie, że dojdzie do takiego kryzysu, jaki obserwujemy dziś na granicy.

Przecież przez naszą wschodnią granicę przeszło wcześniej 90 tys. uchodźców z Czeczenii i ok. 5 tys. Gruzinów i Gruzinek. Wtedy nikt nie widział w tym problemu. Teraz mamy do czynienia z kilkoma tysiącami ludzi - nie milionem, jak mówił premier Morawiecki - i państwo robi z tego problem nie do rozwiązania. A to przecież takie proste - wystarczy przestrzegać prawa. Gdyby procedury były realizowane tak jak należy, nie mielibyśmy do czynienia z tym cierpieniem, z poronieniami i porodami w lesie.

Rząd tłumaczy działania na granicy jednym: trwa wojna hybrydowa.

To określenie jest nadużywane. Dla mnie wojna hybrydowa jest prowadzona z pomocą technologii, a tu nie mamy z tym do czynienia, tylko z wywożeniem ludzi w kierunku lasu po obu stronach granicy.

Jak Pani ocenia działania Unii Europejskiej w tej sytuacji? Widzieliśmy projekt Komisji Europejskiej, który de facto legalizowałby wywózki w Polsce.

KE najwyraźniej nie rozumie specyfiki tej sytuacji i dlatego popiera działania polskiego rządu, w domyśle wspierając obronę europejskich granic. Oczywiście jestem przeciwko temu projektowi, na pewno po świętach wrócimy do tej sprawy, bo nie możemy się zgodzić na takie zapisy. Potrzebujemy innych, takich, które będą wspierały działania NGO-sów i umożliwią im wejście do strefy. Konieczne są naciski ze strony Unii, by Polska umożliwiła pomoc humanitarną na granicy.

To będzie Pani trzecia wizyta na Podlasiu. Jak zmieniają się nastroje aktywistek, aktywistów i mieszkańców strefy przygranicznej?

Ludzie przede wszystkim czują zmęczenie. Na ostatnim spotkaniu z mieszkańcami usłyszałam, że marzą o wyjeździe na wakacje, ale nie mogą, bo kto wtedy będzie ratował tych ludzi?

Tak samo jest w przypadku wolontariuszy i wolontariuszek - nie tylko są zmęczeni fizycznie, ale też narażeni na słuchanie traumatycznych historii i uczestniczenie w dramatycznych sytuacjach. Te traumy przechodzą na nich. Potrzebna jest pomoc psychologiczna - to jeden z priorytetów, tym bardziej że nie widać końca tego kryzysu.

;
Na zdjęciu Anna Mikulska
Anna Mikulska

Dziennikarka i badaczka. Zajmuje się tematami wokół praw człowieka, głównie migracjami i uchodźstwem. Publikowała reportaże m.in. z Lampedusy, irackiego Kurdystanu czy Hiszpanii. Przez rok monitorowała sytuację uchodźców z Ukrainy w Polsce w ramach projektu badawczego w Amnesty International. Laureatka w konkursie Festiwalu Wrażliwego. Współtworzy projekt reporterski „Historie o Człowieku".

Komentarze