Kiedy zwróciła ochroniarzowi uwagę, nazwał ją ukraińską kurwą. Pani Nadia też dostałą gazem, ale waha się przed odjazdem. A jak on go zabije? „Ochroniarz swoją kamizelkę potraktował jako pretekst do okrucieństwa" - mówi druga kobieta, która próbowała bronić atakowanego mężczyznę
Było około 21:40, czwartek 18 czerwca. Krystyna Gierłowska, aktorka i producentka, czekała na odjazd autobusu na pętli autobusowej Metro Wilanowska w Warszawie. Na przystanku nieopodal zauważa przysypiającego mężczyznę. „Był najprawdopodobniej bezdomny. Wyglądał na pijanego, ale nie był agresywny i nikogo nie zaczepiał” - mówi nam Gierłowska.
Niedaleko na tym samym przystanku siedziała kobieta - pani Nadia z Ukrainy.
Kiedy Nadia podjeżdżała autobusem na pętle, koło 21:30, widziała, że ochroniarz uderzył kogoś na przystanku pałką i odszedł. Kiedy wysiadła, był tam tylko ten mężczyzna leżący na ławce. Nie wyglądał na groźnego, usiadła niedaleko.
„Czyste buty, ubrany normalnie, nie pachniało od niego źle. Po prostu tam leżał, ułożył się jak do snu, nogi wyciągnął".
Po chwili wraca ochroniarz. „Przybiegł rozeźlony i w tym rozpędzie uderzył pałką tego leżącego. Tamten krzyknął, usiadł. Wtedy ochroniarz zaczął go bić".
„Wyskoczył nie wiadomo skąd, w tej swojej rażącej żółtej kamizelce z nazwą firmy [jak ustaliła »Wyborcza«, to firma Seltik].
Zaczął bić tego pana pałką, kopać, przeklinać. »Kurwa, wypierdalaj, nie będziesz tu spał«" - relacjonuje Gierłowska, która widziała, że atakowany mężczyzna był przytomny, ale zdezorientowany.
Ochroniarza to nie zniechęciło.
Nadia jest przerażona, mówi ochroniarzowi: Co pan robi?
On słysząc jej akcent odpowiada: "Wracaj do siebie, ukraińska kurwo".
„Mówię mu, że nie ma prawa tak do mnie mówić. On mi wymyślał, jacy to my wszyscy z tej Ukrainy” - mówi Nadia.
Kiedy kobieta rozmawia z ochroniarzem i tłumaczy, że ma polskich dziadków, kartę Polaka i prawo tu być, widzi, że mężczyzna siedzący na ławce wyjmuje telefon. Nie zdąży nic z nim zrobić, bo ochroniarz mu ten telefon wyrywa, wyciąga z kieszeni gaz pieprzowy i psika w twarz.
„Wszyscy zaczęliśmy kaszleć. Czujesz, jakby cię wrzątkiem oblano” - mówi Nadia.
"Zaczął przygniatać mężczyznę całym swoim ciężarem do ławki i przykuł go kajdankami do oparcia. Nie reagował na protesty mężczyzny i jego słowa »duszę się«" - relacjonuje Gierłowska, która próbuje interweniować, a w końcu zaczyna brutalną scenę nagrywać.
„Zdążyłam wsiąść do autobusu 217. Bałam się, że zaraz rzuci się też na mnie” - mówi Gierłowska. Wcześniej Nadia widząc, że nagrywa, podchodzi do niej, daje swój numer i mówi, że poświadczy o tym, co się działo.
Nadia zostaje na miejscu chwilę dłużej. Widzi coś przerażającego. „Czułam się źle, widziałam, jak ochroniarz wykręca temu panu ręce. Wyciągnął coś, co przypominało paralizator, świeciło takim niebieskim światłem. Mam wrażenie, że przy czole mu to trzymał".
Przyjeżdża autobus i Nadia wsiada. Ale za chwilę jeszcze się cofa. "Pomyślałam, co będzie jak my wszyscy odjedziemy i oni sami zostaną? Przecież on go zabije. W jego oczach było coś nieludzkiego. Powiedziałam mu tylko, że jutro cała Polska go zobaczy. On mnie dalej obrażał".
Nadia odjeżdża, wydaje jej się, że mężczyzna leżący na ławce jest cały mokry od potu i ma zamknięte oczy. Kiedy przyjechała policja, mężczyzna zeznał o kajdankach, gazie pieprzowym i biciu pałką, o paralizatorze nie wspomina.
„Mam 58 lat i czegoś takiego nie widziałam” - mówi nam Nadia. Wyzwiska pod swoim i Ukrainy adresem już słyszała, mieszka w Polsce długo, ale takiej agresji wobec leżącego człowieka nie znała.
"Nawet na wojnie nie strzela się do leżącego. Bałam się, że w końcu i ja tą pałką dostanę. Może pani wie, ja jako matka widzę, że to czyjeś dziecko tam leżało. Pijany, ale może ma wielkie serce?"
„Po tym ataku gazem miałam problemy z oczami, do drugiej w nocy wymiotowałam” - relacjonuje Gierłowska. Nie rozumie reakcji pracownika ochrony.
"Mężczyzna na przystanku nie zakłócał spokoju przechodniów, niczego nie ukradł, nie był agresywny. W przeciwieństwie do ochroniarza, który swoją odblaskową kamizelkę oraz rangę potraktował jako pretekst do jawnego okrucieństwa".
„My, mieszkańcy Warszawy płacimy przecież swoje podatki także po to, by czuć się jako obywatele stolicy bezpiecznie. A jak mamy się czuć bezpieczni, jeśli w służbie ochrony metra pracują zwykli bandyci? Na jakiej podstawie miałabym zaufać człowiekowi, który dał tak brutalny i niczym nieuzasadniony pokaz barbarzyńskiej siły wobec słabszej osoby, za którą - jak mu się wydawało - nikt się nie wstawi?” - pyta Gierłowska
Gierłowskiej wstyd za to co spotkało obecną przy całym zajściu Ukrainkę, ale też za ludzi, którzy nie zareagowali.
"Nie rozumiem tego, wszyscy milczeli, udawali, że nic nie wiedzą. Tłumaczono mi kiedyś, że ludzie się przecież boją, ale czego? Powinni się bać, że prędzej czy później to oni znajdą się w takiej sytuacji i wtedy też nikt nie zareaguje".
„U nas na Ukrainie jest takie powiedzenie: łatwo jest być bokserem przy owieczce, ale przyjdzie silniejszy i bokser sam będzie jak owieczka” - mówi Nadia.
Jak ustaliła "Gazeta Wyborcza", ochroniarz pracuje w firmie Seltik, która strzeże zajezdni i parkingu „Parkuj i jedź” przy al. Wilanowskiej na zlecenie Zarządu Transportu Miejskiego. Jacek Piwnicki, pełnomocnik ds. ochrony z firmy Seltik zapowiedział, że będą sprawę wyjaśniać.
Komenda rejonowa policji na Mokotowie potwierdziła, że pracownik ochrony zadzwonił na policję ok. 21:40, informując o agresywnie zachowującym się mężczyźnie. Na miejscu policja wysłuchała relacji, w której mężczyzna zaprzeczał, że był agresywny. Uważał, że za dużo wypił i zasnął, a obudziła go pałka ochroniarza. Mówił o pałce, gazie i kajdankach, ale o paralizatorze nie było mowy.
Wysyłamy do firmy Seltik pytania. Pytamy m.in. o to jakie są procedury użycia gazu i czy pracownicy dysponują paralizatorami, jakie kwalifikacje musi posiadać osoba, która dostaje do ręki takie narzędzia oraz czy pracownicy są przez firmę uwrażliwiani na sytuację osób w kryzysie bezdomności i przeciwdziałanie dyskryminacji i mowie nienawiści.
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Komentarze