Demagodzy, którzy dochodzą do władzy, zawsze twierdzą, że media publiczne opanowane przez skorumpowane elity należy odzyskać i zwrócić „zwykłym ludziom”, tak jakby ci ostatni marzyli o partyjnej propagandzie zamiast informacji. Historię polskich mediów publicznych i ich żałosnego upadku opisuje Prof. Stanisław Jędrzejewski, socjolog mediów
Doświadczenie trzech lat rządów Prawa i Sprawiedliwości pokazuje, że po opanowaniu mediów publicznych (czyt. obsadzeniu „swoimi” ludźmi wszystkich stanowisk istotnych w strukturze organizacyjnej nadawcy publicznego) nowe kierownictwa Polskiego Radia i Telewizji Polskiej „przywróciły pluralizm” poglądów, tj. dowartościowały – według nich ignorowany dotychczas – prawicowy punkt widzenia.
Oczywiście to hipokryzja, która miała tylko uzasadnić przejęcie mediów publicznych przez partię rządzącą i uczynienie z nich instrumentu utrzymania władzy. W rezultacie ten rzekomo lekceważony dawniej punkt widzenia zaczyna dominować, spychając na dalszy plan lub zupełnie eliminując inne poglądy i ludzi je wyrażających.
Szkody społeczne z tym związane polegają jednak na tym, że media publiczne stają się w tej sytuacji stroną w walce politycznej, przyczyniając się do rosnącej polaryzacji opinii publicznej, gdzie nie ma już miejsca na jakąkolwiek bezstronność, wyważenie i pluralizm poglądów.
Udział telewizji publicznej w agresywnych działaniach propagandowych i manipulacyjnych podczas kampanii wyborczej do samorządów tylko potwierdził tę tezę.
Najważniejszą bodaj wartością w działaniach nadawców publicznych jest niezależność redakcyjna (czyt. polityczna). Przejawem dążenia do zachowania niezależności, a jednocześnie gwarancją pluralizmu jest z jednej strony autonomia wydawców, z drugiej zaś umieszczanie w wytycznych programowych nadawców publicznych zapisów dotyczących ich odpowiedzialności programowej. Oprócz formalnych wymogów zrównoważonego pluralizmu zapisy dotyczą respektowania prawa, obowiązku bezstronnego relacjonowania faktów i zagwarantowania czasu antenowego partiom politycznym, organizacjom pozarządowym, mniejszościom, kościołom itd. Takie wytyczne istnieją np. w BBC, ZDF czy też w regulacjach dotyczących mediów publicznych w Polsce.
Zgodnie z Ustawą o radiofonii i telewizji z 29 grudnia 1992 roku organem kontrolującym działalność programową nadawców publicznych, a także zatwierdzającym ich plany finansowo-programowe, jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji.
Rada – i to najważniejsze – powinna chronić wolność słowa i samodzielność nadawców oraz interesy odbiorców, jednocześnie zapewniając pluralistyczny charakter radiofonii i telewizji.
Zgodnie z zapisami tej samej ustawy, do kompetencji Rady należało wyłanianie rad nadzorczych i częściowo programowych. Całą odpowiedzialność za działalność spółek, w tym program, ponoszą zarządy.
Przejęcie mediów publicznych przez PiS w 2006 roku umożliwiła Ustawa uchwalona 29 grudnia 2005. Ograniczyła ona liczbę członków Krajowej Rady do 5 osób, co w praktyce oznaczało odwołanie dotychczasowego składu 9-osobowego. Zlikwidowała też rotację członków oraz zasadę wyboru przewodniczącego Rady przez jej członków. Następnie nowa Rada wybrała nowe Rady Nadzorcze, a te wybrały Zarządy, wykorzystując zresztą zakończenie kadencji obydwu organów, więc nie musząc podejmować bardziej skomplikowanych zabiegów prawnych.
Media publiczne w rękach PiS nie pozostały jednak długo. Z powodu konfliktów wewnętrznych oraz walk frakcyjnych w łonie partii i z koalicjantami układ stworzony przez wspomnianą ustawę udało się utrzymać praktycznie do 2008 roku. Później, do 2010 roku mediami publicznymi „rządziła” egzotyczna koalicja, którą tworzyli nominaci PiS, SLD, LPR i Samoobrony.
Ale istotne jest to, o czym pisał Karol Jakubowicz:
w grudniu 2005 roku został wprowadzony zupełnie otwarcie system łupów, który polega na tym, że partia (strona), która wygrywa wybory „bierze wszystko”, w tym media publiczne.
Platforma Obywatelska jednak tego nie robiła, natomiast PiS, wygrywając wybory samodzielnie w październiku 2015 roku, nie miał żadnych hamulców, by „wziąć wszystko” z listkiem figowym w postaci jednej osoby z partii Kukiz'15 i jednej wskazanej przez Platformę Obywatelską w Radzie Mediów Narodowych oraz wiceprezesem zarządu TVP rekomendowanym przez partię Kukiz'15.
Ostatecznie w latach 2015-2018 niezależność mediów publicznych od ośrodków władzy praktycznie została utracona. Stało się tak zarówno na skutek nowych regulacji prawnych, którym od 2016 roku podlegają media publiczne oraz ciągle nieuregulowanej kwestii ich finansowania.
W grudniu 2015, trzy miesiące po wygranych wyborach parlamentarnych, nowa większość parlamentarna z wyłonionym przez nią rządem, zainicjowała wprowadzenie serii uregulowań prawnych zmierzających do zmian składu dotychczasowych organów kierowniczych w mediach publicznych i podporządkowanie tych organizacji władzy wykonawczej.
Pierwszym krokiem było uchwalenie zmian w Ustawie z 29 grudnia 1992, które oddawały Ministrowi Skarbu kompetencje dokonywania zmian w składzie organów kierowniczych spółek Skarbu Państwa tworzących instytucje nadawców publicznych: Polskiego Radia, Rozgłośni Regionalnych PR oraz Telewizji Polskiej, a dodatkowo również PAP. Szybko uchwaloną znowelizowaną Ustawę o Radiofonii Telewizji 7 stycznia 2016 podpisał Prezydent.
Oznaczało to natychmiastową dymisję Zarządów i Rad Nadzorczych PR i TVP oraz powołanie tych organów w nowych składzie personalnym: dwuosobowych Zarządów i trzyosobowych Rad Nadzorczych. Ustawę w nowej postaci nazwano małą lub abordażową, ponieważ umożliwiała wprowadzenie szybkich zmian personalnych w organach kierowniczych mediów publicznych.
Bardziej rozbudowaną Ustawę o Radzie Mediów Narodowych uchwaloną w czerwcu 2016 roku procedowano w Sejmie też bardzo szybko, bo tylko przez miesiąc. 7 czerwca 2016 projekt ustawy trafił do Sejmu, pierwsze czytanie odbyło się już 10 czerwca, trzecie - 22 czerwca. 24 czerwca 2016 ustawę potwierdził Senat, 27 czerwca – została podpisana przez Prezydenta. Ogłoszona w Dzienniku Ustaw 29 czerwca, 7 lipca z jednotygodniowym vacatio legis, zaczęła obowiązywać.
Ustawa zakłada, że Rada Mediów Narodowych składa się z pięciu członków: dwóch wyłonionych przez Sejm, jednego przez Senat oraz dwóch mianowanych przez Prezydenta spośród najsilniejszych grup opozycji parlamentarnej. Nie ma w ustawie żadnych ograniczeń, by członkostwo w Radzie łączyć z przynależnością partyjną czy też pełnieniem mandatu poselskiego lub senatorskiego. Członkowie Rady są praktycznie nieodwołalni. Co więcej, nieprzyjęcie sprawozdania Rady przez Sejm i Senat nie skutkuje odwołaniem Rady.
Rada jest całkowicie uzależniona pod względem finansowym i organizacyjnym od Kancelarii Sejmu, zatem jest w istocie bardziej organem Sejmu aniżeli niezależnym ciałem regulacyjnym odpowiedzialnym za dobór personalny organów kierowniczych nadawców publicznych.
Ale największe wątpliwości wywołuje jeszcze co innego. Mianowicie, Rada Mediów Narodowych przejęła od Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji jako organu umocowanego konstytucyjnie, kompetencje związane z wyłanianiem i odwoływaniem Zarządów i Rad Nadzorczych mediów publicznych. W ten sposób został naruszony art. 213 Konstytucji RP, który stanowi, że KRRiT jest organem stojącym na straży wolności słowa, prawa do informacji i interesu publicznego w mediach.
Wyłanianie organów kierowniczych polegało na organizowaniu przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji otwartych i transparentnych konkursów. Członkowie zarządów i rad nadzorczych mediów publicznych wybierani byli na określoną ustawą kadencję (4 lata – zarządy, 3 lata – rady nadzorcze) i mogli być odwołani z powodów precyzyjnie określonych w ustawie. Te zasady obaliła już tzw. mała ustawa z 30 grudnia 2015 roku, zmieniając rękoma Ministra Skarbu kierownictwa PR i TVP.
Jaki to wszystko ma wpływ na funkcjonowanie nadawców publicznych i w ogóle mediów w Polsce? Znowelizowana ustawa z 29 grudnia 1992, a następnie Ustawa o Radzie Mediów Narodowych z 22 czerwca 2016, pozwoliły partii rządzącej przejąć bezpośrednią kontrolę nad nadawcami publicznymi i „oczyścić” ich redakcje – prawie 230 dziennikarzy, wydawców i producentów zostało zwolnionych lub odeszło samych.
Nastąpiły radykalne zmiany w programach. „Wiadomości” z jednej strony, TVP Info z drugiej, stały się, swoistymi ikonami stylu informacji i publicystyki, który niemal wprost nawiązuje do poetyki Dziennika TVP z lat 70. i 80 (jak pokazują to badania grupy analityków Towarzystwa Dziennikarskiego pod kierunkiem Andrzeja Krajewskiego, analizy Krzysztofa Leskiego i innych).
Tymczasem Telewizja Polska traci widzów, a utracie odbiorców towarzyszy nierozwiązana od trzech lat kwestia finansowania mediów publicznych. Co pewien czas pojawiają się zapowiedzi rozwiązań legislacyjnych mających na celu zwiększenie wpływów z abonamentu. W ubiegłych latach rozważano zastąpienie abonamentu tzw. opłatą audiowizualną, wnoszoną przez wszystkie gospodarstwa. Jeden z projektów ogłoszonych w 2016 roku zakładał, że opłata byłaby dołączana do rachunków za prąd. Kolejny projekt mający poprawić ściągalność abonamentu RTV przewidywał, że dostawcy telewizji kablowych i satelitarnych będą zobowiązani przekazywać dane swoich klientów Poczcie Polskiej. Jeszcze jedna zmiana sposobu finansowania nadawców publicznych przewidywała, że abonament będzie pobierany razem z podatkiem od osób fizycznych PIT lub osób prawnych CIT, KRUS i wyniesie 6-8 zł).
Ostatnio sprawa przestała być pilna i aktualna, od kiedy TVP otrzymała najpierw 800 mln zł pożyczki z Funduszu Reprywatyzacyjnego przy Kancelarii Premiera, a w tym roku budżetowym - 1,2 mld. W założeniu jako rekompensata za utracone wpływy z abonamentu. Wszystko wskazuje na to, że taki sposób finansowania mediów publicznych stanie się niebawem obowiązującym prawem.
W tegorocznej kampanii wyborczej do parlamentu PiS zapowie prawdopodobnie, że całkowicie zniesie abonament radiowo-telewizyjny, zaś publiczne radio i telewizja będą finansowane z budżetu państwa. Jednak ten system ma jedną podstawową wadę – uzależnia niemal całkowicie nadawcę od źródła finansowania, w tym przypadku od rządu, praktycznie jednak od rządzącej partii.
Taki sposób finansowania mediów publicznych z budżetu państwa będzie jednak wymagał notyfikacji Komisji Europejskiej.
Dlaczego autonomia mediów publicznych jest tak ważna?
Po pierwsze, to jeden z trzech czynników, obok norm zawodowych i służby w interesie publicznym, określających poziom profesjonalizmu kultury dziennikarskiej.
Po drugie, to warunek utrzymania bezstronności, ale również traktowania mediów publicznych jako platformy publicznego dyskursu, demokracji deliberatywnej i artykulacji poglądów różnych grup społecznych, a zatem również pluralizmu treści.
Choć model mediów zachodnich pojawił się w Europie Środkowo-Wschodniej i przeważał już w latach 90., to długo jeszcze będzie tutaj oddziaływać silnie zakorzeniona tradycyjna filozofia mediów oraz utrwalone wzory zachowań związane z kulturą postautorytarną. Z pewnością dotyczyło to w mniejszym stopniu Słowacji Fico, w dużo większym odnosi się dzisiaj do Węgier Orbána i Polski Kaczyńskiego. We wszystkich przypadkach owocuje to nieznośną propagandą sukcesów rządu.
Jeden z polskich publicystów w Wlk. Brytanii trafnie zauważył, że jeżeli za Walendziaka telewizja publiczna była konserwatywnym kiczem, za Kwiatkowskiego - medium komercyjnym, za Wildsteina - horrorem, za Urbańskiego - folwarkiem, za Farfała - operetką, to teraz „produkuje“ siermiężną, niestrawną propagandową papkę.
Publiczne media są dzisiaj nadzorowane przez organy, które bezpośrednio lub pośrednio, są zależne od rządu lub parlamentu albo łącznie od rządu i parlamentu. Te organy nie są więc w stanie przeciwdziałać naruszaniu przez TVP wszystkich możliwych zasad definiujących misję mediów publicznych zawartych w Art. 21 Ustawy o Radiofonii i Telewizji z 29 grudnia 1992 roku. Te naruszane zasady to pluralizm, bezstronność, wyważenie, niezależność. No i oczywiście służenie całemu społeczeństwu, a nie jego części.
Organy regulacyjne w dziedzinie mediów wykorzystywane są nie jako bufory blokujące wpływy polityki i polityków na Telewizję Polską i Polskie Radio, lecz po prostu jako pasy transmisyjne do wywierania permanentnego lub okazjonalnego, w sposób widoczny lub niejawny, wpływu na program mediów publicznych zgodnie z celami rządu i partii rządzącej, co siłą rzeczy musi ograniczać pluralizm wewnętrzny przekazów.
Co dalej? Jedno jest pewne: trudno będzie wydobyć media publiczne ze zgliszczy, w których się znalazły.
Prof. dr hab. Stanisław Jędrzejewski — socjolog mediów. Wykłada w Akademii Leona Koźmińskiego. Jest autorem książek, redaktorem zbiorów prac badawczych i ponad stu artykułów z socjologii mediów, w tym przede wszystkim radia.
W latach 1994-98 był wiceprezesem Polskiego Radia S.A, w latach 2003 – 2005 Dyrektorem Programu I Polskiego Radia, zaś w 2005 r. – członkiem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. W latach 1995-2007 był członkiem Komisji Radiowej EBU (Europejskiej Unii Nadawców Publicznych) w Genewie.
W latach 2011 - 2014 był Przewodniczącym Rady Nadzorczej Polskiego Radia S.A.
Komentarze