Nie ma bardzo potrzebnego Instytutu Polsko-Ukraińskiego, który by działał na rzecz zbliżenia Polaków i Ukraińców. Powstaje za to pospiesznie Instytut Polsko-Węgierski, podlegający premierowi. Przy ograniczonych kontaktach ludzkich i niewielkich gospodarczych to przypominająca PRL budowa "przyjaźni" jako przedłużenia "ideologicznego" sojuszu przywódców
19 stycznia 2018 do Sejmu wpłynął (i natychmiast został skierowany do pierwszego czytania) rządowy projekt powołania Instytutu Współpracy Polsko-Węgierskiej. Instytut ma zapewnione finansowanie do 6 mln zł rocznie, aż do 2027 roku, a jego dyrektora ma mianować sam premier.
Od lat eksperci i praktycy zaangażowani w stosunki polsko-ukraińskie przekonują, że potrzebna jest instytucja, która będzie działać na rzecz zbliżenia Polaków i Ukraińców. Bez efektu.
Rząd nie widzi celowości podejmowania wobec Ukrainy działań, które okazują się dzisiaj absolutnie niezbędne w przypadku Węgier.
Instytut Współpracy Polsko-Węgierskiej ma zajmować się:
Biorąc pod uwagę relatywnie niewielkie, w porównaniu do innych narodów europejskich, znaczenie „wspólnej tradycji” dla obu narodów, ograniczone kontakty międzyludzkie, a także niewielkie powiązania ekonomiczne (na Węgry trafia 2,7 proc. polskiego eksportu, dla porównania w przypadku Czech wskaźnik ten wynosi 6,4 proc. - dane za okres styczeń-czerwiec 2017), oczywistym jest, że głównym powodem do stworzenia Instytutu jest bieżąca potrzeba polityczna.
Pomysł przypomina PRL-owską praktykę odgórnego budowania "przyjaźni" pomiędzy narodami, jako przedłużenia ideologicznego "sojuszu" przywódców.
Brak pragmatycznych argumentów na rzecz budowy nowej instytucji potwierdza krótkie i dość tajemnicze uzasadnienie do ustawy. Otóż Instytut ma służyć: pogłębianiu polsko-węgierskiej przyjaźni i współpracy, która rozwijała się na przestrzeni wieków i... przyczyniła się do przełomu politycznego w Europie. Trudno powiedzieć jaki przełom ma na myśli ustawodawca, jedyny kojarzony z polsko-węgierską przyjaźnią, zdarzył się bowiem ponad 150 la temu, w 1848 roku podczas tzw. Wiosny Ludów, i wydaje się dzisiaj mocno „przeterminowany”.
W odróżnieniu od Węgier, między Polakami i Ukraińcami istnieją autentyczne, a nie „rozdmuchiwane” na polityczne zamówienie, powiązania kulturowe, historyczne i międzyludzkie, o bliskości geograficznej nie wspominając. W ostatnich latach z Ukrainy do Polski przybyło ponad milion ekonomicznych migrantów oraz dziesiątki tysięcy studentów (stanowią oni ponad połowę wszystkich zagranicznych studentów w Polsce).
Wraz ze „starą” diasporą tworzą oni największą niepolską grupę narodową w naszym kraju. Z kolei w Ukrainie ciągle mieszkają Polacy, którzy znaleźli się poza granicami Rzeczpospolitej w skutek przesunięcia granic po II wojnie światowej. Nasze kraje łączy trudna, często tragiczna, historia. Różnice w jej interpretacji rodzą gorące emocje społeczne i polityczne rzutując na wzajemne stosunki. Wreszcie Warszawa i Kijów mają wspólne strategiczne interesy geopolityczne.
Zdolność Ukrainy do przeciwstawienia się agresywnej polityce Moskwy ma kluczowe znaczenie dla bezpieczeństwa Polski.
Poza naszym największym unijnym sąsiadem - Niemcami - z żadnym krajem członkowskim nie mamy bilateralnych instytucji pełniących rolę analogiczną do Instytutu Współpracy Polsko-Węgierskiej. Możliwość prowadzenia wspólnych badań, udziału w wymianach studenckich dają bowiem różne programy Unii Europejskiej.
Siedem lat temu utworzono natomiast, mające podobne funkcje, Centrum Polsko Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia. Wydaje się zaskakujące, że pomimo tak znaczących powiązań, ciągle nie powstała instytucja, która w imieniu państwa polskiego prowadziłaby badania wspólnej przeszłości, promowała dialog, i aktywnie kształtowała kontakty pomiędzy Polakami i Ukraińcami.
Szczególnie dzisiaj, w obliczu niespotykanej dotąd fali migracji oraz zaognionych sporów historycznych, relacje pomiędzy naszymi narodami wymagają szczególnej uwagi i zasługują przynajmniej na tyle, ile polski rząd jest gotów zainwestować w "przyjaźnienie się" z Budapesztem.
Autorka zrezygnowała z honorarium wyrażając w ten sposób wsparcie dla OKO.press
*Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz jest dyrektorem programu Otwarta Europa w fundacji Batorego, który m.in. zajmuje się inicjowaniem debaty o strategicznych interesach naszego kraju na arenie międzynarodowej. Doktor socjologii, była wicedyrektorem Ośrodka Studiów Wschodnich, wiceministrem spraw zagranicznych (2012-21014), ambasadorem w Rosji (2014-2016). Autorka kilkudziesięciu publikacji poświęconych transformacji w Rosji i Europie Wschodniej, stosunkom polsko-rosyjskim, polskiej i unijnej polityce zagranicznej.
Dyrektorka instytutu Strategie2050. Pełniła funkcję podsekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych (2012-2014) oraz ambasadora RP w Federacji Rosyjskiej (2014-2016). Po zakończeniu służby dyplomatycznej kierowała programem Otwarta Europa Fundacji im. Stefana Batorego, a następnie think tankiem Fundacji - forumIdei.
Dyrektorka instytutu Strategie2050. Pełniła funkcję podsekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych (2012-2014) oraz ambasadora RP w Federacji Rosyjskiej (2014-2016). Po zakończeniu służby dyplomatycznej kierowała programem Otwarta Europa Fundacji im. Stefana Batorego, a następnie think tankiem Fundacji - forumIdei.
Komentarze