0:000:00

0:00

"Ile trzeba odstrzelić? Według zaleceń zespołu kryzysowego, na obszarach zagrożonych ASF powinna pozostać 1/10 dzika na kilometr kwadratowy. Myślę, że należy sześciokrotnie, pięciokrotnie zmniejszyć populację. Szacuje się, że jest około 300 tys. a powinno zostać około 50 tys." - powiedział 13 lutego 2018 na antenie Radia Zet minister środowiska Henryk Kowalczyk.

Jeszcze kilka miesięcy temu z powodu postępującej epidemii afrykańskiego pomoru świń (ASF) planowano zabicie tylu dzików, by zostało 0,5 dzika na km kw. na zachód od Wisły i 0,1 dzika na km kw. na wschód od rzeki. Terminem granicznym był koniec listopada 2017 roku.

Teraz na obszarze całego kraju ma zostać najwyżej jeden dzik na 1000 ha.

Według najnowszych danych podanych przez Lasy Państwowe i Polski Związek Łowiecki (PZŁ) w Polsce jest obecnie 228 769 dzików. Powierzchnia Polski wynosi 312 679 km kw. Czyli tę masakrę ma przeżyć zaledwie 31 tys. 268 tych zwierząt.

To ponad siedmiokrotna - a nie pięcio - czy sześciokrotna, jak mówi minister Kowalczyk - redukcja całej populacji.

Odstrzał vs. Natura 2000

Zabijanie takiej liczby dzików PZŁ ma przeprowadzić do końca marca 2018 roku. Do dzików myśliwi strzelają na terenie całej Polski. Nie tylko w lasach gospodarczych, ale też np. w parkach narodowych i na obszarach Natura 2000. I tu dochodzimy do poważnego problemu.

"Nie wzięto pod uwagę tego, że ta drastyczna redukcja potencjalnie może mieć znaczący, negatywny wpływ na właściwy stan różnych obszarów Natura 2000. Na przykład tych, których celem jest ochrona wilków" - mówi OKO.press dr Andrzej Kepel z Polskiego Towarzystwa Ochrony Przyrody „Salamandra”.

"Dlatego powinno się dla tej decyzji przeprowadzić ocenę oddziaływania na obszary Natura 2000. Do tego obliguje nas unijne prawo, konkretnie art. 6 ust. 3 dyrektywy siedliskowej UE" - dodaje.

Wspomniany zapis mówi jasno: "Każdy plan lub przedsięwzięcie, które nie jest bezpośrednio związane lub konieczne do zagospodarowania terenu, ale które może nań w istotny sposób oddziaływać, [...] podlega odpowiedniej ocenie jego skutków dla danego terenu z punktu widzenia założeń jego ochrony".

Przeczytaj także:

Wielka niewiadoma

Trzymajmy się przykładu wilków. "Ponieważ nie przeprowadzono oceny oddziaływania na obszary Natura 2000, tym samym

nie przeanalizowano, jaki wpływ na wilki będzie miał drastyczny spadek liczebności dzików na poszczególnych obszarach" - mówi dr Kepel.

Dziki często stanowią znaczącą część pożywienia wilków. Istnieją racjonalne podstawy, by obawiać się, że - w przypadku tak znaczącego spadku liczebności dzików - wilki będą musiały zrekompensować ten ubytek w diecie innymi zwierzętami kopytnymi, np. sarnami i jeleniami.

"A jeśli tych dziko żyjących będzie zbyt mało, wilki albo będą głodować i zmniejszy się ich liczebność, albo wzrośnie liczba ich ataków na zwierzęta gospodarskie, a w konsekwencji negatywny odbiór społeczny i presja kłusownicza" - wyjaśnia dr Kepel.

Biolog zaznacza, że aby temu zapobiec, należałoby wprowadzić tzw. działania kompensujące. Obligują nas do tego przepisy art. 34 ust. 1 polskiej ustawy o ochronie przyrody i art. 6 ust. 4 dyrektywy siedliskowej UE. Pozwalają one na działania pogarszające stan obszarów "naturowych" ze względu na nadrzędny interes społeczny - np. walkę z ASF - jeśli tylko nie ma rozwiązań alternatywnych. Ale jednocześnie wymuszają jakieś zrekompensowanie tych strat.

W opisywanym przypadku mogłaby to być np. modyfikacja planów łowieckich polegająca na ograniczeniu na tym terenie polowań na sarny i jelenie.

"Ale skoro oceny nie wykonano, nie wiemy czy i gdzie występują takie zagrożenia dla wilków - albo innych chronionych gatunków lub siedlisk przyrodniczych, ani czy i jakie działania kompensacyjne są konieczne" - mówi dr Kepel.

Odstrzał bez podstaw naukowych

W rozmowie z OKO.press dr Kepel podkreśla również, że zabijanie dzików na taką skalę to "eksperyment", który budzi poważne wątpliwości nie tylko wśród miłośników zwierząt, ale i ekspertów.

"Brak solidnych podstaw naukowych wskazujących, jakie zagęszczenie dzików skutecznie zapobiegnie rozprzestrzenianiu się choroby. Co istotne – podejmowane w Polsce działania praktycznie ograniczają się do eksterminacji zwierząt, a pomijają inne metody zaradcze" - mówi przyrodnik.

Przypomina, że zalecenia Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) z 2017 roku, dotyczące walki z ASF odradzają stosowanie polowań zbiorowych, bez których trudno odstrzelić tak ogromną liczbę dzików. Z tego względu, że "zbiorówki" powodują przemieszczenia się dzików poza ich dotychczasowe terytoria. A to zwiększa ryzyko rozprzestrzeniania choroby.

"To samo dotyczy zakazanego obecnie w wielu krajach, a wciąż stosowanego na wielką skalę w Polsce dokarmiania dzików. Sprzyja ono gromadzeniu się zwierząt w jednym miejscu i wzajemnemu zarażaniu się wszelkimi czynnikami chorobotwórczymi, w tym wirusem ASF" - dodaje.

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Przeczytaj także:

Komentarze