Europoseł i zasłużony ekspert w sprawach Unii Europejskiej, Jacek Saryusz-Wolski, został kandydatem PiS na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej. Jego macierzysta partia Platforma Obywatelska, usunęła go za to ze swoich szeregów, a politycy opozycji dostrzegają w wysunięciu tej kandydatury przede wszystkim zabieg zmierzający do zablokowania powtórnej kadencji Donalda Tuska na tym stanowisku.
Saryusz-Wolski parokrotnie odpowiedział krytykom na Twitterze. OKO.press zaintrygował ten tweet:
Międzynarodowe stanowiska to nie lekarstwo na kompleksy płytko i klęcznikowo zokcydentalizowanej części polskiej elity, a instrument państwa
— Jacek Saryusz-Wolski (@JSaryuszWolski) March 5, 2017
O co może chodzić eurodeputowanemu? Spróbujmy rozplątać to zawiłe zdanie i przełożyć je na polski.
- Zgadujemy, że kiedy Saryusz-Wolski mówi o „międzynarodowych stanowiskach”, chodzi mu o stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej (ale pewnie także w ogóle o wysokie stanowiska unijne).
- Mamy w Polsce „część elity” (zapewne chodzi o PO i opozycję, bo swoich nowych kolegów z PiS Jacek Saryusz-Wolski raczej nie krytykuje), która jest „płytko i klęcznikowo zokcydentalizowana”.
- Wyjaśnienia wymaga tu słowo „okcydentalizm” – zwłaszcza, że naszym zdaniem eurodeputowany używa go nieprawidłowo. W OKO.press mamy na półce książeczkę holendersko-amerykańskiego politologa i historyka Iana Burumy „Okcydentalizm. Zachód w oczach wrogów”.
Niżej podpisany recenzował ją nawet w „Gazecie Wyborczej” w 2005 roku. Słowo to jednak oznacza zupełnie co innego niż się Jackowi Saryuszowi-Wolskiemu wydaje. „Okcydentalizm” to wyobrażenie Zachodu w kulturach niezachodnich – odczłowieczający stereotyp Zachodu jako kupieckiego, zepsutego, zimnego, pozbawionego prawdziwych wartości.
„Okcydentalizm” oznacza niechęć do Zachodu, a nie zapatrzenie w Zachód i uleganie mu w niewolniczy sposób.
- Gdyby Saryusz-Wolski użył tego słowa zgodnie z definicją, jego zdanie nie miałoby w ogóle sensu. Jak się można domyślać z kontekstu, chodzi mu o coś dokładnie przeciwnego: o elity zapatrzone w Zachód. Wtedy tweet ma sens, chociaż można dyskutować, czy jest prawdziwy. Krótko mówiąc: JSW twierdzi, że część pozornie (bo płytko) „zachodnich” polskich elit uwielbia Zachód bezkrytycznie („klęcznikowo”, co jest wyrażeniem niezręcznym).
- I wreszcie: że te wymienione wcześniej elity postępują źle, bo powinny kierować się interesem państwa.
Po tym mozolnym wyjaśnieniu możemy przełożyć tweet Saryusz-Wolskiego na polską, ojczystą mowę. Brzmiałby on tak:
Moi niedawni koledzy z PO znają Zachód powierzchownie, ale uwielbiają go bezkrytycznie i leczą kompleksy, ubiegając się o międzynarodowe stanowiska. A stanowiska takie powinny służyć polskiemu interesowi.
Brzmi lepiej? Jest niestety trochę dłuższy, nie mieści się w 140 znakach Twittera, ale przynajmniej na pierwszy rzut oka wiadomo, co autor ma do powiedzenia.
Osobna sprawa, czy zarzut głęboko schowany w tweecie Jacka Saryusz-Wolskiego jest sensowny. Wolno mu oczywiście myśleć, że PO prowadziła zbyt posłuszną Brukseli i stolicom Zachodu politykę europejską za czasów rządów Tuska. Szkoda jednak, że Jacek Saryusz-Wolski nie wpadł na to wcześniej – bo przez wiele lat sam wcielał w życie politykę, którą teraz krytykuje.