0:000:00

0:00

Wywiad Kornela Morawieckiego rozszedł się szerokim echem na świecie – napisały o nim izraelskie gazety, w tym np. wpływowy „Haaretz”. Wypowiedź Morawieckiego zdążyły już potępić różne polskie media, w tym np. naTemat. Skończyło się jednak na wyrażeniu oburzenia („kompromitacja”).

Nie wyjaśniono jednak posłowi Morawieckiemu, na czym polegał jego błąd, a podejrzewamy, że poseł może tego nie wiedzieć. Gdyby wiedział cokolwiek, nie powiedziałby bowiem (a potem w dodatku autoryzował) następującej kwestii:

"Panowie wiedzą, kto przepędzał Żydów do warszawskiego getta? Panowie myślą, że Niemcy ich zaganiali do getta? Nie. Żydzi sami poszli, bo im powiedzieli, że tam będzie enklawa, że nie będą mieli z tymi wstrętnymi Polakami do czynienia. A to, że ich potem zagłodzili na śmierć i wywieźli do Treblinki…"

Informujemy więc posła Morawieckiego, że było dokładnie odwrotnie, niż mu się wydaje. Żeby uwierzył, załączamy obszerne fragmenty poruszającego dokumentu – kroniki okupacyjnej prowadzonej w latach 1939-1944 przez wybitnego ekonomistę Ludwika Landaua (zamordowanego w lutym 1944 r. przez Gestapo).

Wierzymy, że poseł Morawiecki przeczyta ten wstrząsający dokument i czegoś się nauczy. Gdyby jednak był zbyt zajęty, streszczamy wnioski w punktach:

  • przenosiny do getta były przymusowe;
  • przesiedlenie było wstrząsem dla Żydów (i wysiedlanych z przyszłego getta Polaków);
  • odbywało się w atmosferze ciągłej niepewności, zmiennych zarządzeń niemieckich, bicia, upokorzeń i grabieży;
  • wysiedlanym nie pozwalano zabierać niczego poza ubraniami i podstawowymi przedmiotami codziennego użytku;
  • wysiedlani bardzo często tracili pracę i możliwość zarobkowania;
  • wielu Polaków próbowało przejąć przy tej okazji żydowskie mienie (Landau o tym pisze wielokrotnie);
  • za zignorowanie obowiązku przenosin do getta groziły surowe kary, z karą śmierci włącznie;
  • warunki życia w getcie były straszliwe, zaczynając od niewyobrażalnego przeludnienia, a kończąc na głodzie, drożyźnie i bezrobociu.

Wypowiedź Morawieckiego to kalka niemieckiej propagandy, która mówiła, że w gettach Żydzi cieszą się „samorządem” i prowadzą swobodne, przyjemne życie. W tym sensie bliska jest karalnemu w prawie międzynarodowym negacjonizmowi – negowaniu Zagłady albo umniejszaniu jej skali.

Mylenie faktów i pojęć związanych z historią II wojny światowej i Zagładą przytrafia się też niestety synowi pana Kornela, Mateuszowi Morawieckiemu, premierowi RP.

Przeczytaj także:

Poniżej długi – ale fascynujący – fragment zapisów Landaua z okresu tworzenia getta warszawskiego w październiku 1940 roku. Cytaty pochodzą z wydania jego „Kroniki z lat wojny i okupacji” (t.1, Warszawa 1962). Zachowujemy oryginalną pisownię słowa "ghetto".

Zachęcamy do lektury nie tylko Kornela Morawieckiego – nie ma niczego bardziej przekonującego od bezpośredniego świadectwa z epoki.

Ludwik Landau notował:

1 października 1940

Trwa dalej wysiedlanie z mieszkań. Jak wczoraj o Hożej, tak dziś o Wspólnej opowiadano o jakichś domach, z których wysiedlano już całą ludność, zarówno chrześcijańską, jak żydowską.

Przede wszystkim jednak wysiedlaniu podlegają Żydzi - codziennie w różnych punktach. Jest to widocznie stopniowe realizowanie projektu tworzenia ghetta, co do którego nieprzerwanie krążą różne pogłoski. Dziś rozeszła się wieść, że wprowadzenie ghetta odłożone zostało na 3 miesiące - co zresztą, gdyby okazało się nawet prawdą, nie przeszkodziłoby prawdopodobnie wyrzucaniu dalszemu Żydów z różnych okolic.

Z drugiej strony narady dotyczyły podobno zmian granic wyznaczonego na ghetto obszaru i, jak słychać, obszar ten został znacznie zacieśniony. Tak więc z Chmielnej przesunięto granicę na Złotą, z Marszałkowskiej na Zielną, wyłączono Graniczną, Żabią, pl. Żelaznej Bramy, Hale Targowe, Senatorską i Bielańską, dalej całą dużą część Starego Miasta, która dotąd była między murami; za to wszystko włączono do obszaru ghetta... cmentarz żydowski; szpital na Czystem pozostał poza jego obrębem.

Obok pozbawiania Żydów mieszkań trwa odbieranie im warsztatów pracy: sklepy żydowskie, poza dzielnicą między murami, znikają (…)

2 października 1940

Sprawa wysiedleń jest nadal głównym przedmiotem trosk ludności, i to już nie tylko żydowskiej, ale i chrześcijańskiej, wiadomości bowiem o dokonanym wysiedleniu całej ludności z różnych domów potwierdzają się. Tak więc spotkał taki los domy: Nowogrodzka 1, Żurawia na rogu Marszałkowskiej, Wspólna 3, 5, 9 i 10; różnica pomiędzy obiema grupami ludności polegała na tym, że Żydom dawano termin półgodzinny czy 20-minutowy, a chrześcijanom trzydniowy z prawem zabrania mebli.

O zabieraniu pojedynczych mieszkań chrześcijańskich słyszy się i z innych okolic - z ulicy Lwowskiej, z domów Funduszu Kwaterunku Wojskowego w Al. Niepodległości, mówią, że ma być wysiedlona cała parzysta strona Mazowieckiej. Teraz i ta część ludności poczuła się niepewna jutra.

Żydzi oczekują rozstrzygnięcia w sprawie ghetta. Podobno delegacja z gminy była w Krakowie i przyjechała z oświadczeniem, że Kraków nie zmienił zamiarów i że nadal nie życzy sobie wprowadzenia ghetta w Warszawie. Ale do tych zapewnień trudno już mieć zaufanie. Ghetto warszawskie planowane jest podobno jako ghetto otwarte, takie, jakie już istnieje jakoby w Lublinie, przy czym jednak liczba przejść z ghetta poza mury miałaby być jeszcze zmniejszona; mówi się zresztą, mimo tej zasady, o jakichś posterunkach, poza tym mowa jest o zwężeniu gra nic ghetta, jak to wczoraj opisywałem. Wszystko to jest niepewne i nieokreślone nie tylko dla szarego człowieka, ale i dla czynników najkompetentniejszych, plany niemieckie bowiem, wysuwane przez różne instancje, zjawiają się na horyzoncie i znikają z niego z imponującą szybkością.

4 października 1940

W akcji wysiedlań jak gdyby lekkie osłabienie. Wysiedlonym z niektórych ulic — z Nowogrodzkiej, Wspólnej podobno pozwolono wrócić. Tak samo jakoby otrzymali możność powrotu Żydzi wysiedleni z domów na pl. Żelaznej Bramy — mieszkania znaleźli już oczyszczone w znacznym stopniu z mebli; robi to wrażenie, jak gdyby zabranie mebli było celem akcji. Niezależnie od tego zresztą odbywa się zabieranie mebli z mieszkań żydowskich i bez tej skomplikowanej procedury. Pomimo to wśród ludności żydowskiej nastąpiło pewne uspokojenie, mianowicie wydaje się, że sprawa ghetta, przynajmniej chwilowo, straciła ostrość.

6 października 1940

Gazeta nie podała żadnych wiadomości o owej zapowiedzianej przez megafony reformie godziny policyjnej. Równocześnie z nowymi ograniczeniami dla Żydów nastąpiło złagodzenie przepisów dla reszty ludności — godzina przesunięta jest do 11: przypuszczają, że zrobiono to ze względu na dużą już w Warszawie ilość cywilnej ludności niemieckiej, którą trudno odróżnić zewnętrznie od Polaków - chrześcijan. Zarazem podkreślono w ten sposób odstęp pomiędzy dwiema grupami ludności; przepisy oznaczają właściwie zrealizowanie zasady ghetta na część doby — przed godz. 8 rano i po godz. 9 wieczór Żydom nie wolno ruszać się poza mury.

Że to różnicowanie ludności daje efekt, jest niestety prawdą.

Ludność chrześcijańska wykorzystuje niejednokrotnie te możliwości odbijania swych krzywd na Żydach, jakie proponują jej Niemcy.

Przy przesiedleniach rodziny chrześcijańskie, pozbawione mieszkań, wskazują Niemcom mieszkania Żydów, o których oddanie proszą, a opowiadano mi o wypadku, kiedy jakaś urzędniczka zwróciła się do komisarza domu żydowskiego, aby usunął z wskazanego przez nią mieszkania Żydów, a jej oddał mieszkanie - na odmowę zaś zareagowała w ten sposób, że zwróciła się do Gestapo, które z początku mieszkanie zrabowało, a potem wysiedliło mieszkańców i poleciło oddać lokal owej urzędniczce.

7 października 1940

Tym bardziej ofiarami rabunku są Żydzi. Dziś opowiedziano mi historię o jakiejś znajomej rodzinie uchodźców z Łodzi. Impuls dały, zdaje się, kontakty tych ludzi z jakimiś osobami, które przywoziły im trochę rzeczy pozostawionych przez nich w Łodzi; widocznie mając stąd jakieś informacje, do mieszkania przyszli gestapowcy, którzy zarówno ich, jak i krewnych, u których mieszkali, poddali szczegółowej rewizji, każąc kobietom rozebrać się do naga, pobili ich, zabrali wszystkie kosztowności, a na zakończenie zabrali do aresztu na Daniłowiczowską i kazali podpisać zrzeczenie się „dobrowolne” rzeczy zrabowanych.

Inny wypadek, o którym równocześnie się dowiedziałem: młoda dziewczyna, Żydówka, zabrana była z ulicy i zawieziona na Filtrową, gdzie razem z kilku innymi kazano jej czyścić auto; pilnujący ich Niemiec przechadzał się, od czasu do czasu zachęcając do pracy uderzeniem rózgi.

Tego rodzaju wypadki są, jak się zdaje, na porządku dziennym. Ale szykują się prawdopodobnie i poważniejsze uderzenia.

8 października 1940

Nowe zarządzenia przeciwko Żydom ogłoszono dziś znów przez megafon. Jedna część rozporządzenia (…) powtarza dawniej już wydane zakazy chodzenia po ogrodach i parkach poza murami, chodzenia po pl. Saskim, Al. Ujazdowskich i innych ulicach, zaznaczonych odpowiednimi napisami; druga część nakazuje ustępowanie z drogi Niemcom - charakterystyczne przepisy, w częściach przyłączonych do Rzeszy dawno już wydawane dla całej ludności.

12 października 1940

Znów metodą niemiecką spadł na nas cios silny, a niespodziewany. Przed paru dniami jeszcze zapewniano mnie, że (…) nie przewiduje się żadnych nowych zarządzeń w sprawie tworzenia ghetta, w szczególności zaś - zarządzeń o wysiedlaniu z niego polskiej ludności chrześcijańskiej.

Tymczasem dziś nadawany przez megafony komunikat zawierał obwieszczenie Fischera [gubernatora dystryktu warszawskiego] o utworzeniu w Warszawie trzech dzielnic mieszkalnych - niemieckiej, polskiej i żydowskiej, i o obowiązku wyprowadzenia się polskiej ludności, tj. chrześcijańskiej, z dzielnicy żydowskiej.

Jest wyznaczony termin na dobrowolne przeprowadzki - do 31. X. Jakie są warunki przeprowadzki, jak jest z przesiedlaniem ludności żydowskiej, jak unormowana jest sprawa wysiedlania ludności polskiej z dzielnicy niemieckiej — tego wszystkiego nie wiemy: szczegółów prawdopodobnie rozporządzenie nie zawiera, a przede wszystkim nie znamy go dokładnie, bo było tylko podane przez głośniki, żadna gazeta nie zawiera nawet o nim wzmianki.

Podanie dziś tej wiadomości nie jest zresztą przypadkiem: wybrano na ten cel dzień uroczystego święta żydowskiego, Sądny Dzień, podobnie jak pamiętano, żeby na te dwa dni właśnie łapać Żydów mężczyzn, a dziś podobno i kobiety, na różne roboty.

Zarządzenie jednak bije w ludność chrześcijańską również bardzo boleśnie — dla dziesiątków tysięcy rodzin konieczność przeniesienia się do innej dzielnicy, i to w warunkach zbiorowej wędrówki, kto wie, czy z prawem zabrania wszystkich rzeczy, oznacza zupełną ruinę, utratę zarobków itd. Dla ludności żydowskiej znów usuwanie z przeznaczonej dla Żydów dzielnicy chrześcijan, polepszając możliwości mieszkaniowe, stawia za to widmo największego niebezpieczeństwa: zamknięcie ghetta. Toteż wśród ludności, do której te wiadomości doszły, zapanowało powszechne przygnębienie połączone przy tym z poczuciem zupełnej niepewności, zwłaszcza w związku ze sposobem ogłoszenia rozporządzenia.

Tymczasem dziś odbywało się wysiedlanie ludności polskiej z Belwederskiej, podobno nie tylko z nowych domów, ale i z pozostałych. Chrześcijanom daje się znów parę dni na wyprowadzenie się, Żydów - zresztą w tych stronach tylko bardzo nielicznie mieszkających — wysiedla się w takim tempie, że o jakiejś rodzinie opowiadano mi, jak wychodzący z mieszkania mężczyzna zdążył jeszcze złapać letnie palto, kapelusza - już nie...

13 października 1940

Cała Warszawa jest pod wrażeniem zarządzeń przesiedleniowych. Stopniowo zresztą dopiero treść ich zaczyna się wyjaśniać. O ulicach pogranicznych lub bliskich granicy z początku panowała zupełna niepewność: kto ma się wyprowadzić — Żydzi czy chrześcijanie. Żydzi od rana spieszyli po informacje do gminy, która jednak sama była zaskoczona wypadkami i żadnych wyjaśnień od Niemców nie miała.

Dopiero po południu zdołała gmina (a raczej Rada Żydowska) wydać pierwszy komunikat, który stwierdzał, że Żydzi zamieszkali poza obrębem ghetta muszą się stamtąd wyprowadzić, że do 31. X dozwolona jest zamiana mieszkań, z zastrzeżeniem tylko konieczności uzyskania zatwierdzenia przez Miejskie Biuro Kwaterunkowe; przede wszystkim zaś określał wreszcie granice ghetta, podając ulice lub ich części dozwolone do zamieszkiwania przez Żydów. (...)

Na tym obszarze [getta] mieszka, według prowizorycznych obliczeń, 140 tys. ludności chrześcijańskiej i 290 tys. żydowskiej, co by oznaczało, że około 110 tysięcy jest poza ghettem; daje to razem do przeniesienia 250 tys. ludzi! A do tego dochodzi przecież ludność polska wysiedlana z dzielnicy niemieckiej — tempo tej akcji już podobno uległo wzmożeniu, razem więc 25 do 30% ludności Warszawy ma być ruszonych ze swych mieszkań. A dalej kwestia przedsiębiorstw chrześcijańskich w dzielnicy żydowskiej — o drugiej stronie już się nie myśli, tam likwidacja jest pewna!

Przede wszystkim zaś palące pytanie: czy ghetto rzeczywiście ma być zamknięte? Na razie wiadomo tylko, że liczba wyjść z ghetta ma być zmniejszona z przeszło 20 do 12. Co prawda, bodaj że większość ludności żydowskiej nie zdaje sobie sprawy z tego, co jej grozi. Na razie wszystko czuje się w zawieszeniu, zwłaszcza że nawet oznaczenie granic nie doszło do powszechnej wiadomości, a także nieznane są warunki odbywania przeprowadzek. Symptomatyczne było, że tak charakterystycznych wózków z rzeczami widać dziś było jeszcze stosunkowo niewiele.

14 października 1940

Sytuacja się dziś w znacznym stopniu wyjaśniła. Zarządzenia w sprawie przesiedlenia powtórzono dziś przez megafony, przede wszystkim zaś — wydrukowano je w polskiej gazecie. Okazuje się, że są to dwa oddzielne rozporządzenia: z 2. X o utworzeniu dzielnicy żydowskiej (z ogłoszeniem czekano do Sądnego Dnia przez 10 dni!) i z 9. X o utworzeniu dzielnicy niemieckiej.

Żydom zabierać wolno tylko bagaż ręczny - tzw. bagaż wysiedlonych - i bieliznę pościelową, a przydzielanie mieszkań dla nich należy do starszego Gminy Żydowskiej. Przepi­sów o rzeczach, które zabierać wolno ludności polskiej (a więc chrześcijańskiej) niestety gazeta nie przytoczyła — może świadomie. Słuchacze megafonu twierdzą, że i im nie wolno zabierać mebli, a tylko rzeczy osobistego użytku. Po 31. X ma nastąpić ewakuacja przymusowa ludności.

(…) Nieporównanie większy ruch zaczął się jako wymiana ludności między dzielnicą polską a żydowską. Jest on jeszcze nie skoordynowany: są punkty, gdzie zarówno ludność żydowska, jak i chrześcijańska szykuje się do wyprowadzenia; w innych znów, przeznaczonych do ewakuacji ludności chrześcijańskiej, ta nie rusza się z miejsca, licząc, że jeszcze będą zmiany — tak jest zwłaszcza na ulicach bliższych granicy ghetta, np. na Siennej, na Chłodnej.

Porozumienia w sprawie zamiany mieszkań zaczęły się już jednak na wielką skalę, a także zaczęły się już w szerokich rozmiarach przeprowadzki. Bez oglądania się na przepisy, zabraniające zabierania mebli, zarówno z jednej, jak z drugiej strony ciągną

Różne pojazdy naładowane tłumokami, sprzętami i meblami: wózki ręczne, popychane często przez właścicieli dobytku, wózki rowerowe, wielkie wozy. Właściciele tych rzeczy oczywiście ryzykują ich utratę — ale wiele już do stracenia nie mają: i w większości wypadków ratują w ten sposób swe mienie, bo zatrzymywanie wozów zdarzało się, dotąd przynajmniej, tylko bardzo rzadko. Widocznie jednak większość Niemców zachowuje się tylko biernie, nie występuje przeciw grabieżom i znęcaniu się, ale też zostawia udział w tym wybranym jednostkom!

Obok tej akcji przesiedleniowej, która całą niemal ludność wprowadziła w nastrój niezwykłego podniecenia, odbywają się rekwizycje mebli, zwłaszcza w mieszkaniach żydowskich. Gazeta dzisiejsza ogłasza zarządzenie szefa obwodu, upoważniające podległe mu władze do przeprowadzania takich rekwizycji. Znów już późno post factum przypomniano sobie o legalizowaniu dokonanych aktów gwałtu.

15 października 1940

Sprawą absorbującą ludność pozostaje oczywiście sprawa przesiedleń. Gdyby podejrzewać Niemców o tak subtelną perfidię, można by przypuszczać, że robi się to specjalnie w tym celu, aby oderwać wszystkich od „grzesznych myśli", prawdopodobnie jednak impreza jest wynikiem zwyczajnej złośliwości i bezwzględności w stosunku do ludności, zupełnego nieliczenia się ze stwarzanymi dla niej trudnościami, chaos zaś przy tym istniejący — wynikiem złej organizacji. Chaos jest nieopisany.

(…) Zabiegi różne na korzyść ludności chrześcijańskiej robi też Zarząd Miejski, który, w osobach różnych dyrektorów, w praktyce traktuje siebie często jako reprezentanta tej wyłącznie grupy ludności i w tym charakterze prowadzi walkę z gminą jako przedstawicielką interesów ludności żydowskiej.

Sprzeczność interesów występuje zwłaszcza w sprawie granic ghetta, które chciano by jak najbardziej zacieśnić, zwłaszcza że obok przewagi liczbowej ludności chrześcijańskiej wysiedlanej z ghetta nad ludnością żydowską spoza niego, istnieje zagadnienie ulokowania Polaków wysiedlanych z dzielnicy niemieckiej. Poza tą tendencyjnością zachowanie władz miejskich charakteryzuje, jak słyszałem, doprowadzona do najwyższych granic skwapliwość w wykonywaniu zarządzeń niemieckich.

16 października 1940

Wszystko jest dalej zaabsorbowane sprawą przesiedlań. Znowu ciągną wozy z rzeczami, ale jest to przecież minimalny ułamek tego, co by winno się ruszyć z miejsca w myśl programu przesiedlań. W każdym biurze, urzędzie wszystko tylko zajęte szukaniem mieszkań, jeśli nie dla siebie, to dla kogoś z bliskich. Na bramach domów kartki z opisaniem mieszkań ,,do zamiany", w niektórych punktach ,,na pograniczu dwóch światów”, jak np. na Wielkiej koło rogu Chmielnej, całe ściany pooblepiane tymi małymi karteczkami o mieszkaniach ofiarowanych i poszukiwanych do zamiany.

Ale te transakcje tak łatwo do skutku nie dochodzą: nikomu niełatwo dobrać sobie mieszkanie w tych warunkach, zwłaszcza że konieczne jest na to nie tylko, aby obie strony uznały mieszkanie za dogodne dla siebie, ale żeby odpowiadały im dzielnice oraz aby je strony uważały za „pewne”. (…)

Nie mniejsze piekło jest w miejscowościach podwarszawskich, np. w letniskowych osiedlach na tzw. linii nadwiślańskiej. Żydów usunięto ze Sródborowa, z przyległej części Otwocka, z różnych części Świdra; ludność żydowskiego miasteczka Falenicy ma być przeniesiona do jakiejś sąsiedniej wsi itd.

17 października 1940

Termin dobrowolnych przeprowadzek pozostał ustalony na 31. X, przy czym obwieszczenie przewiduje specjalną technikę ułatwiania za miany mieszkań, wzywa mianowicie wszystkich właścicieli mieszkań „Aryjczyków” w dzielnicy żydowskiej i Żydów poza jej obrębem do zgłoszenia w ciągu 3 dni swych mieszkań w biurach nazwanych „punktami zgłoszeń i zamiany mieszkań”.

Zgłoszenia te zawierać mają dane umożliwiające dobieranie mieszkań do zamiany, z tym, że jeżeli do porozumienia nie dojdzie, Miejskie Biuro Kwaterunkowe lub punkt zamiany mieszkań udzielać ma zezwolenia na zamianę dla aryjskich mieszkańców, równoznacznego z nakazem kwaterunkowym. Idzie tu więc 0 presję w kierunku przyspieszenia ugód z groźbą, zwłaszcza pod adresem strony żydowskiej. Te same biura rejestrować mają też porozumienia dobrowolne. Punktów zgłoszeń utworzono 4 dla „Aryjczyków” w dzielnicy żydowskiej, natomiast aż 13 dla Żydów w dzielnicy chrześcijańskiej (przy podlegających przesiedleniu 140 tysiącach chrześcijan i niecałych 90 tysiącach Żydów!): oryginalny wyraz źle pokierowanej stronniczości władz miejskich. Poza tym obwieszczenie poleca powiadomienie o dokonanych zmianach gazowni i elektrowni. (…) przenoszenia przedsiębiorstw i biur teraz się nie przeprowadza, że nastąpią o tym specjalne obwieszczenia, gdyż „na razie przenosi się ludzi”: dowód, że zamknięcia ghetta nie będzie zaraz, ale że w dalszym etapie do tego dojdzie.

20 października 1940

Wczorajsza zmiana w programie akcji przesiedleńczej w granicach dzielnicy żydowskiej wywarła, z natury rzeczy, najsilniejsze i przygnębiające wrażenie na Żydach; ludność chrześcijańska poczuła się odciążona i niekiedy gotowa takie zmiany traktować jako prawdziwą ulgę. Tak np. dziś zburzono kilka murów na rogu Marszałkowskiej w związku z odsunięciem granicy ghetta do Zielnej, podobno odbyło się to przy oznakach radości zgromadzonego tłumu, z fotografowaniem „uroczystego momentu” itd.

Długo to oczywiście nie potrwa - Niemcy zaraz przypomną, że za bardzo cieszyć się nie trzeba. Żydzi, wśród których wielu już osiedliło się w dzielnicach obecnie wyłączonych z ghetta lub prowadziło tam pertraktacje o zmianę mieszkań, odczuli nowy cios tak dotkliwie, że nierzadko spotykają się wypadki wpadania ludzi w zupełną depresję, w której niezdolni już są do tak ciężkiego zadania szukania mieszkania w zatłoczonych dzielnicach (…)

23 października 1940

Żydowska ludność Warszawy z trwogą oczekuje biegu wypadków. Przeniosła się dotąd — często likwidując posiadane mieszkania i stając się sublokatorami - tylko dość niewielka część ludności podlegającej przesiedleniu; w chwili obecnej przeprowadzki, o ile można sądzić z ilości przejeżdżających wozów i wózków z rzeczami, nie są zbyt liczne; większość ludności obowiązanej do przeniesienia się pozostaje więc jeszcze w swych dotychczasowych mieszkaniach, rozpaczliwie a bezskutecznie szukając jakiegoś pomieszczenia.

Tymczasem dziś podobno obwieszczono przez megafony, że termin przesunięty nie będzie, przeniesienie się nastąpić musi do 31. X. Zdaje się, że i granice ghetta uważa się wreszcie za ostatecznie ustalone.

24 października 1940

Sprawa ghetta w ciszy, przy nieustannym powtarzaniu przez megafony pogróżek, że w stosunku do Żydów, którzy nie wyprowadzą się do ghetta do 31. X, zastosowane będą „wszelkie rozporządzalne kary".

A tymczasem ci Żydzi pozostają w obliczu zagadki, co mają robić ze sobą. Gmina nie może im udzielić żadnej wskazówki, bo nie dostała nawet dotąd urzędowej wiadomości o przesunięciu granicy do Żelaznej i jest zdana tylko na pogłoski o zamierzonym odcięciu tej czy innej nowej dzielnicy (dziś mówiono np. o Ceglanej i Walicowie, jakaś komisja niemiecka była na Mylnej itd.).

Czy rzeczywiście Niemcy mają zamiar zastosować represje już od 1. XI, czy też w ostatniej chwili przesuną termin — nie wiadomo; podobno gdzieś pod miastem budowane są jakieś baraki, może właśnie dla usuwanych przemocą Żydów. Faktem jest, że chociaż trochę przeprowadzek ciągle się odbywa, cała wielka masa ludności — żydowskiej poza ghettem i chrześcijańskiej w ghetcie — dotąd jeszcze siedzi na miejscu, zresztą - jeśli idzie o Żydów - z wielką obawą, często w skrajnej depresji.

Dzisiejsza polska gazeta wyjaśniła, że „mieszańcy" nie mają się przenosić do ghetta, w małżeństwach mieszanych natomiast uniknąć tego można tylko... przez rozwód.

28 października 1940

To, aby większość Żydów spoza ghetta już się przeprowadziła, wydaje się mało prawdopodobne, widać jednak, że przeniosła się w każdym razie spora już część. Do owego zagęszczenia gmina się przygotowuje: gęstość zaludnienia będzie musiała wynieść w ghetcie jakichś 3,1-3,2 osób na izbę - a więc gęstość w mieszkaniach „niedoludnionych" będzie musiała w drodze przymusowych kwaterunków być doprowadzona do 2-3 osób na izbę. W pogłoskach krążących wśród ludności mówi się już o przydzielaniu przez gminę tylu osób, aby podnieść gęstość do 8 osób na izbę!

;

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze