0:00
0:00

0:00

Indyki lubią się przytulać. Widać to na filmach z przytulisk dla zwierząt uratowanych z hodowli: głaskany po głowie indyk mruży oczy z przyjemności i wtula w swojego nowego opiekuna. Ostatnio taką scenkę można było zobaczyć na facebookowym profilu wspieranego przez Fundację Viva Azylu Kurza Łapka. Indyczka Lila wtula się w swojego człowieka - dokładnie w taki sam sposób, w jaki robią to psy.

Indyki to bardzo społeczne ptaki, żyjące w stadzie i mające swoją hierarchię.

Żyjące na wolności matki opiekują się młodymi aż do piątego miesiąca życia, chroniąc je i ucząc, jak same mogą o siebie zadbać. Indyki lubią wskakiwać na drzewa, siedzieć na gałęziach i oczyszczać swoje ciało w kąpielach piaskowych.

W wielkich halach, w których spędzają pierwsze i jedyne miesiące życia, nie mają ani piasku do tarzania się i dziobania, ani gałęzi, na które mogłyby wskoczyć. Nie byłyby zresztą w stanie, bo są specjalnie tuczone, żeby pozyskać z nich więcej mięsa. Są zestresowane, a często również agresywne. Te silniejsze rzucają się na słabsze, pokazując swoje miejsce w hierarchii. Ich życie kończy się po czterech-pięciu miesiącach, choć na wolności żyłyby nawet pięć lat. Ich ostatnie chwile są przepełnione ogromnym strachem i bólem.

Fundacja Viva - w ramach Kampanii Stopklatka i Zostań Wege - sprawdziła, jak wygląda rzeczywistość indyków w kilku hodowlach i w drodze do ubojni. OKO.press jako pierwsze publikuje wyniki śledztwa.

Pierwsze takie śledztwo

Film ma zaledwie kilka minut, ale źródłowy materiał to długie godziny nagrań. Aktywiści śledczy przyglądali się hodowlom na Dolnym Śląsku i w Wielkopolsce oraz miejscu, do którego były transportowane: ubojni Bomadek (należącej do niemieckiego koncernu Wiesenhof) w Trzebiechowie (woj. lubuskie). Materiał zbierali w czerwcu, lipcu i październiku 2021, z ukrycia, obserwując załadunek i wyładowywanie zwierząt.

To pierwsze polskie śledztwo dotyczące indyków. Ich chów jest znacznie mniej popularny niż hodowla brojlerów, których rocznie ginie ponad miliard. W Polsce, według danych Głównego Urzędu Statystycznego, co roku zabija się około 41 mln indyków.

"Mimo wszystko to wciąż ogromna liczba" - mówi w rozmowie z OKO.press Karolina Czechowska z Vivy, koordynatorka kampanii Zostań Wege. Jak dodaje,

Polska jest największym eksporterem mięsa drobiowego w Europie. Branżowe portale podają, że w 2020 roku nasz kraj odpowiadał za 20 proc. unijnej produkcji mięsa z kur, kaczek, gęsi i indyków.

Rzucanie i kopanie na porządku dziennym

Na filmie aktywistów śledczych Vivy widać, jak grupa mężczyzn wrzuca indyki na pakę ciężarówki z metalowymi kratami. Jeden z nich rzuca ptakami jak piłką, inny kopie, żeby indyki nie uciekały z paki. W pewnym momencie widać, jak indyk chce uciec z transportu, a pracownik uderza go drugim ptakiem. Oba wpadają w głąb ciężarówki. Pracownicy rzucają indykami, część ptaków uderza brzuchami o podest przed ciężarówką.

Polskie prawo nie reguluje szczegółowo tego, jak powinien zostać przeprowadzony załadunek ptaków. Powstał jednak przewodnik dobrych praktyk Komisji Europejskiej, w którym czytamy m.in., że zwierzęta nie mogą być wkładane do ciężarówek zbyt szybko, nie można łapać ich za szyję, nie można narażać na urazy i złamania. Droga od hali, która do tego momentu była dla indyków jedynym znanym środowiskiem, do samochodów musi być jak najkrótsza. W przypadku załadunku, jaki widzimy na filmie, tak nie jest: mężczyźni podają sobie indyki, a w końcu wrzucają je do transportera z podestu.

Większość ujęć została nakręcona w lecie, widać, że jest gorąco, niektórzy pracownicy nie mają na sobie koszulek. Indyki - oczywiście - również czują upał, który z każdą chwilą spędzoną w wypełnionej po brzegi ciężarówce musi być coraz bardziej uciążliwy. Droga z hodowli do ubojni zajmuje nawet kilka godzin, później samochody czekają na rozładunek. W tym czasie ptaki nie dostają wody. Przepisy na tak krótkich trasach tego nie wymagają.

Przeczytaj także:

Taśmą na ubój

Przy rozładunku okazuje się, że nie wszystkie ptaki przeżyły. Martwe indyki są wyrzucane na ziemię i wleczone do utylizacji. "Śmierć jest nieodłączną częścią całego procesy hodowli, a martwe ptaki to standardowy »odpad«. Ptaki padają już w halach, zadziobane przez inne indyki albo po prostu przez choroby. Żyją tam w ścisku, nie każdy osobnik jest w stanie to przeżyć. W transporcie słabsze osobniki nie wytrzymują stresu, urazów, jakich doznają przy załadunku, gorąca" - mówi Karolina Czechowska.

Te indyki, które przetrwały transport, są wieszane za nogi na taśmie prowadzącej do ubojni.

"Na filmie nie widzimy, co się dzieje dalej, ale wiemy, jak wygląda ubój. Indyki tuż przed ubojem są zanurzane w wodzie i rażone prądem. To przerażająca praktyka, która jest w pełni dopuszczona przez polskie prawo" - wyjaśnia aktywistka Vivy. "Zwierzęta traktowane są jak przedmioty, a to przecież żywe istoty, które także odczuwają stres, ból i cierpienie" - dodaje.

Tortury zgodne z prawem

Aktywiści podkreślają: część zachowań, jakie widać na filmie, jest zgodnych z prawem. Prawo dopuszcza eksploatowanie zwierząt po to, by wyprodukować z nich szynkę, kotlet czy kiełbasę.

Zezwala na chwytanie i przenoszenie ptaków za nogi, wielogodzinny transport bez wody oraz wieszanie żywych indyków do góry nogami na ruchomej taśmie wjeżdżającej do ubojni.

„Mamy tu jednak również zachowania, które w naszej ocenie nie są zgodne z prawem” – dodaje Łukasz Musiał z Vivy. „Przy załadunku nie można kopać zwierząt, upychać nogami na pace ciężarówki. To sprzeczne z przepisami. Nie można zadawać indykom dodatkowego bólu i stresu – a widzimy, jak są traktowane ptaki, których załadunek zarejestrowaliśmy na filmie. Przenoszenie ptaków z hali do transportu powinno być jak najkrótsze – tutaj pracownicy podają sobie indyki albo nimi rzucają. To niezgodne z dobrymi praktykami KE, których prawdopodobnie nie przestrzega większość firm transportujących zwierzęta” – podkreśla Musiał.

Aktywiści zgłosili sprawę indyków powiatowemu lekarzowi weterynarii. „Liczymy na to, że skorzysta ze swoich uprawnień kontrolnych, żeby pozyskać dodatkowe informacje o zarejestrowanych na filmie fermach. I że oceni te zachowania podobnie jak my" - mówi Łukasz Musiał. Choć zaznacza, że przedstawiciele inspekcji weterynaryjnej rzadko chcą współpracować z organizacjami. A jeśli już sprawa trafia do prokuratury, to w tego typu postępowaniach decydująca jest opinia biegłego.

„Mieliśmy już sytuację, kiedy biegły sądowy uznał, że świnia w drodze do ubojni nie była kopana, tylko »naprowadzana nogą«” - wspomina Łukasz.

Hodowcy drobiu chcą kar za znęcanie się nad zwierzętami?

Publikacja śledztwa Vivy niemal zbiegła się w czasie z emisją reportażu TVN24 "Śmierć kur", pokazującym, jak wygląda hodowla drobiu. Reporter TVN24 Filip Folczak zatrudnił się w jednej z firm załadunkowych kurczaków, a w swoim materiale pokazał selekcję piskląt, ścisk ptaków w klatkach, przycinanie im dziobów, tracenie piór i ranienie się nawzajem.

Po programie organizacje zrzeszające rolników i hodowców wydały oświadczenie, sugerując, że autorom zależy na "niszczeniu wizerunku polskiego drobiarstwa".

Jednym z sygnatariuszy jest Zrzeszenie Rolników i Producentów Indyk Lubuski, którego siedziba ma identyczny adres, jak nagrana przez aktywistów Vivy firma Bomadek.

"Jako przedstawiciele branży drobiarskiej stanowczo potępiamy wszelkiego rodzaju przypadki łamania prawa, w tym w szczególności znęcania się nad zwierzętami. Wrzucanie drobiu z dużą siłą do klatek czy też przepędzanie w sposób powodujący zbędne cierpienie i stres są zachowaniami niezgodnymi z prawem, za które grozi odpowiedzialność karna. Każdy taki przypadek powinien zostać zgłoszony do odpowiednich służb i zostać stosownie ukarany" - piszą hodowcy, nieświadomie przyznając rację aktywistom Vivy.

245 milionów indyków rocznie

Choć śledztwo Vivy jest pierwszym takim w Polsce, to o okrucieństwie wobec indyków informowały wcześniej zagraniczne organizacje. W połowie 2021 roku PETA opublikowała wyniki swojego dochodzenia w amerykańskiej hodowli indyków w New Oxford, w stanie Pensylwania. Jeden z aktywistów zatrudnił się w Plainville Farms, promującej się jako "humanitarna hodowla". Zarejestrował tam, jak pracownicy kopią i depczą indyki, rzucają nimi między sobą jak piłką, łamią skrzydła, wykręcają im karki, łapią i trzymają przy kroczu, symulując masturbację. Ptaki umierały w męczarniach, rzucane o podłogę. "Martwe i umierające indyki można zobaczyć każdej nocy na farmie. Nikt ich nie leczy, umierają powoli i w bólu" - relacjonowała PETA.

Sprawa trafiła na policję, a 13 pracowników farmy zostało zwolnionych. Hodowla indyków jest w USA o wiele bardziej powszechna niż w Polsce - PETA podaje, że rocznie zabija się tam 245 milionów tych ptaków. "Indykom podaje się leki i karmę, modyfikuje się je genetycznie, żeby rosły jak największe i przybierały na wadze jak najszybciej.

W 1960 roku średnia waga indyka hodowanego na mięso wynosiła ponad 7 kg. Dziś ważą ponad 13. Indyki są tak otyłe, że nie mogą się naturalnie rozmnażać.

Zamiast tego, większość młodych, które rodzą się w przemysłowych farmach w USA, zostało poczętych przez sztuczną inseminację" - pisze PETA.

Z kolei w Wielkiej Brytanii hodowlę indyków zbadał tamtejszy oddział Vivy. Pod koniec 2021 roku organizacja opublikowała film i zdjęcia z farmy w Lincolnshire. Widać na nich ogromny ścisk, w jakim żyją indyki, mechaniczne karmniki, które mają pomóc w tuczeniu zwierząt i hale bez światła dziennego. Aktywiści zauważyli również martwe ptaki, leżące w hali. Reszta indyków je zadeptywała. To nie tylko okrutne, ale również stwarza ryzyko roznoszenia się ptasiej grypy.

Swoje śledztwo aktywiści podsumowali hasłem: "Skończmy z przemysłową hodowlą, zanim ona wykończy nas".

;
Na zdjęciu Katarzyna Kojzar
Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze