0:000:00

0:00

W środę 8 grudnia ministerstwo zdrowia poinformowało o 28,5 tys. nowych zakażeń. Oznacza to, że od dwóch tygodni poziom zakażeń w Polsce jest praktycznie taki sam - choć spada w województwach, które ta fala dotknęła najwcześniej, to w pozostałych albo wciąż rośnie, albo utrzymuje się na równym poziomie.

Według prognozy grupy MOCOS taka sytuacja będzie trwała jeszcze do 12-14 grudnia - co niestety oznacza, że szczyt zgonów może przypaść nawet na święta Bożego Narodzenia. Nie wiemy też, czy opadania fali nie spowolni zmniejszająca się odporność osób zaszczepionych, które nie zdążyły jeszcze wziąć dawki przypominającej.

Jest do niej uprawnionych już ponad 8 mln mieszkańców i mieszkanek Polski, a zaszczepiła się niespełna połowa z nich.

Osoba ze słabnącą odpornością może się na nowo pojawić w polu zainteresowania wirusa, co w obecnej sytuacji minimalnych obostrzeń może wciąż napędzać 4. falę - jeśli nie zostanie zdławiona ograniczeniami, jak dwie poprzednie:

Niestety, mimo ustabilizowania się poziomu wykrytych zakażeń, hospitalizacje wciąż jeszcze rosną. Przebiły już te z jesieni ubiegłego roku - ale to fałszywa analogia, bo wtedy szpitale po prostu się zatkały - zabrakło łóżek i respiratorów dla chorych.

Jednak 23,4 tys. zajętych łóżek już przekłada się na coraz gorszą sytuację w szpitalach - w Warszawie właśnie zabrakło miejsc respiratorowych na oddziałach covidowych.

View post on Twitter

A jak rosną hospitalizacje, to więcej ludzi będzie w najbliższym czasie umierać.

8 grudnia resort zdrowia poinformował o śmierci na COVID-19 592 osób. Od początku wzrostów w tej fali zmarły już 11 443 osoby. W takim samym przedziale czasowym na wiosnę 2021 roku - 32 122. Obecna fala pnie się w górę łagodniej - to najprawdopodobniej skutek tego, że większość z nas albo jest zaszczepiona, albo przeszła covid. Ale nie wiadomo, jak długo będzie jeszcze trwała - bo nie ma innych obostrzeń oprócz nakazu noszenia maseczek i limitów wejść do miejsc publicznych.

Naukowcy z zespołu ds. COVID przy prezesie PAN w bardzo ostrych słowach skrytykowali dotychczasowe działania rządu, a raczej ich brak, w swoim najnowszym stanowisku:

„Z epidemiologicznego punktu widzenia brak działania władz należy uznać za karygodny, zważywszy, że podejście Polaków do pandemii na początku 2020 r. było poważne, a decydenci dostali spory kredyt zaufania i czas na wdrożenie odpowiednich rozwiązań. Czas ten został jednak zmarnowany, a kredyt zaufania wyczerpany."

Rząd jednak najwyraźniej przestraszył się zbyt wolnego zbliżania do przełamania fali oraz nadchodzącego nowego wariantu wirusa, omikronu. Jeśli zakażenia nowym wariantem wystartują z tak wysokiego pułapu nowych przypadków, jaki już mamy, pomysł, żeby udostępniać jak najwięcej łóżek i pozwalać ludziom przechorowywać covid (oraz umierać z jego powodu), aby nie drażnić środowisk antyszczepionkowych i „antysanitarnych", spali na panewce. Już niedługo może się bowiem okazać, że łóżek potrzebnych będzie tysiące więcej, respiratorów setki więcej. I oczywiście więcej personelu medycznego, który już jest bardzo wymęczony trwającą od prawie dwóch lat epidemią.

Stąd wtorkowe zapowiedzi restrykcji - na razie ostrożnych - i przecieki do mediów, że rząd szykuje tym razem bardzo surowe przepisy, które praktycznie wykluczą z zamkniętej przestrzeni publicznej osoby nieszczepione. Po prostu nie będzie innego wyjścia, jeśli nie będziemy chcieli zobaczyć dramatycznych scen - karetek czekających w długich kolejkach, duszących się chorych na korytarzach, którymi nie ma się kto zająć.

Przeczytaj także:

Omikron już w 60 krajach świata

Mimo, że najnowsze doniesienia na temat omikrona są dość optymistyczne - Pfizer właśnie ogłosił, że dawka przypominająca jego szczepionki powinna dobrze sobie z nim radzić; w laboratorium przeciwciała z próbek krwi zwalczały wirusa tak dobrze, jak pierwsze dwie dawki pierwotnego wirusa z Wuhan. Również w innych opublikowanych tego dnia badaniach utrzymywała się wysoka ochrona przed hospitalizacją, zwłaszcza po dawce przypominającej.

Jaka będzie rzeczywista efektywność szczepionki - wyjdzie w praniu, kiedy omikron, już obecny w kilkudziesięciu krajach świata, więcej z nas zakazi. Populacja RPA jest bowiem stosunkowo młoda, a i obecnie chorujący są młodsi niż w poprzednich falach - więc statystycznie przechodzą zakażenie łagodniej.

Pytanie również, jaki odsetek zaszczepionych zdąży do czasu zagoszczenia się omikrona w kolejnym kraju przyjąć dawkę przypominającą - w Polsce zrobiło to do tej pory niespełna 4 mln osób.

Zachęcające są również kolejne wiadomości ze szpitali w Republice Południowej Afryki - mnóstwo osób przechodzi zakażenie bezobjawowo (wykrywają je dopiero testy przy przyjęciu do szpitala), mniejszy odsetek potrzebuje tlenu czy trafia na intensywną terapię. To wszystko nie znaczy jednak, że omikron nie jest groźny - dla niezaszczepionych, nie w pełni zaszczepionych, dla osób o obniżonej odporności. Wszystko wskazuje na to, że jest bardziej zaraźliwy od swojej poprzedniczki delty, więc może doprowadzić do zapaści służby zdrowia, jeśli nie podejmie się w porę odpowiednich kroków.

I tak premier Boris Johnson zapowiedział, że w Wielkiej Brytanii od poniedziałku 13 grudnia rekomendowana jest praca z domu, w większości miejsc publicznych trzeba zakrywać nos i usta, a przy dużych wydarzeniach publicznych wymagane będą paszporty covidowe. To odwrót od dotychczasowej strategii rezygnacji z większości obostrzeń, na którą jako wzór lubił się powoływać polski minister zdrowia Adam Niedzielski. Na Wyspach Brytyjskich liczba wykrytych przypadków omikrona podwaja się co dwa, trzy dni.

;

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze