W środę do gabinetu prezydent Łodzi wkroczyło troje posłów PiS. Zażądali odpowiedzi na wszystkie interpelacje radnych PiS (od początku kadencji ci złożyli ich ok. 2 tys.). O co radni pytali? M.in.: Ile lampek oświetla łódzkie kościoły, dlaczego radnym PiS nie kupuje się "Gazety Polskiej" i dlaczego łyżwy na lodowisku śmierdzą
To była część zorganizowanej przez PiS akcji "Nie da się ukryć", która miała za zadanie - jak sama nazwa wskazuje - przekonać widzów TVP, że prezydenci i prezydentki miast z Platformy Obywatelskiej ukrywają liczne nieprawidłowości, niegospodarność i zwykłe lenistwo.
Malująca się na twarzach posłów PiS nieufność i ich obywatelska troska wskazywały jednoznacznie, że są na tropie poważnych przekrętów
Akcja została przeprowadzona w ośmiu miastach Polski. Posłowie i posłanki PiS - łącznie ponad 20 osób - z zaskoczenia wkroczyli 6 czerwca 2018 rano do siedzib prezydentów miast i powołując się na art. 19 ustawy o mandacie posła i senatora zażądali podania informacji dotyczących m.in.:
Wizyty miały najwyraźniej obnażyć co najmniej niegospodarność prezydentów i prezydentek (wszyscy byli z PO) i towarzyszyła im aura podejrzliwości. Jak wynika z materiałów TVP, posłowie PiS zachowywali się nieuprzejmie, a w komentarzach podkreślali, że nie uzyskali oczekiwanych informacji, na czym stracą obywatele. Bo obywateli interesują informacje o nagrodach i innych apanażach władzy, a ta władza nie chce ich podawać.
Wiele wskazuje na to, że akcja była też propagandowym przygotowaniem głosowania w Senacie 7 czerwca ustawy obniżającej zarobki posłów i senatorów, która - przyjęta w maju przez Sejm - była odpowiedzią PiS na kryzys wizerunkowy wywołany ujawnianiem wysokich nagród, jakie sobie i swoim ministrom przydzielała premier Beata Szydło. Obecny przekaz ma utwierdzić przekonanie zwolenników Jarosława Kaczyńskiego, że pazerni są nie politycy PiS lecz opozycji.
Posłowie informowali o swej akcji także w mediach społecznościowych publikując własne zdjęcia z zafrasowany minami. Na przykład w Gdańsku poseł Kazimierz Smoliński wyglądał tak:
Według relacji "Wiadomości" TVP urzędnicy ratusza w Gdańsku długo nie potrafili wyjaśnić posłom, czemu nie ma prezydenta Pawła Adamowicza, a potem pojawiły się sprzeczne wersje, że jest w Brukseli oraz że jest w Sofii. Widzowie TVP mieli odnieść wrażenie, że posłowie PiS ujawnili miganie się prezydenta od pracy.
Prezydent Adamowicz, który przebywał na konferencji w Sofii komentował na FB:
Także w środę 6 czerwca rana do gabinetu prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej (PO) wkracza troje posłów Prawa i Sprawiedliwości z regionu łódzkiego.
Żądają natychmiastowej odpowiedzi na wszystkie interpelacje radnych Prawa i Sprawiedliwości. Słyszą, że radni dostaną pisma we właściwym trybie. Wtedy zasiadają przed gabinetem i rozpoczynają okupację.
W okupacji obok Waldemara Budy, łódzkiego posła i kontrkandydata Zdanowskiej w jesiennych wyborach samorządowych, towarzyszą posłowie z okręgu piotrkowskiego Robert Telus i Małgorzata Jankowska.
Od początku kadencji łódzcy radni złożyli 4100 interpelacji. Sami radni PiS, których jest 13, złożyli ich ok. 2,5 tysiąca.
„Staramy się na wszystkie odpowiadać jak najszybciej, ale nie mamy do tego specjalnego wydziału. Trzeba odrywać urzędników od pracy na rzecz mieszkańców" - mówi OKO.press Marcin Masłowski, rzecznik prezydent Łodzi.
Co to są za interpelacje?
Masłowski podaje przykłady pytań radnych PiS:
"Poseł Buda zapytał też, ile pieniędzy w formie nagród dostała pani prezydent od początku swojej pierwszej kadencji, czyli od 2010 roku. Odpowiedziałem od razu, że dostała 0 zł.
Poza nagrodą jubileuszową, która wynika z Kodeksu Pracy. Poseł poprosił o odpowiedź na piśmie”.
Rzecznik wylicza, że interpelacji wypada około tysiąc rocznie.
Odejmując dni wolne od pracy wychodzi pięć interpelacji dziennie.
A nie wszystkie odpowiedzi są tak proste, jak na pytanie od nagrody prezydent miasta.
Radni PiS poprosili na przykład o wykaz wszystkich umów cywilnych Urzędu Miasta Łodzi.
Trzeba było ściągnąć tysiące umów ze szkół, przedszkoli, przychodni, placówek kultury i innych jednostek podległych miastu.
„A radni życzą sobie często odpowiedzi w trzech formach: listem poleconym na adres domowy; do kancelarii Rady Miejskiej oraz mailem” – zaznacza Marcin Masłowski.
Urzędnicy przyznają, że nie zawsze wyrabiają się w terminie, ale radni dostają informację, kiedy doczekają się odpowiedzi.
Poniżej: memy, jakie krążą po internecie z cytatami z interpelacji łódzkich radnych PiS. Pytania wskazuje poseł PiS Waldemar Buda, który jest kandydatem partii rządzącej na prezydenta Łodzi.
Około godz. 12.00 posłowie PiS zwołują konferencję prasową. „Nie udało nam się konkretnie porozmawiać z panią prezydent. Mamy wrażenie, że unikała z nami kontaktu. Dwie godziny to wystarczający czas, żeby określić czy dokumenty będą przygotowane czy też nie. Przypominam, że radni powinni w ciągu 14 dni udzielać odpowiedzi, ale tego nie robią. Martwi nas to, że prawo jest naruszane” – martwi się poseł Waldemar Buda. Podkreśla, że wciąż nie ma odpowiedzi na interpelacje z 21 lutego, 19 marca i 12 kwietnia.
Kiedy media nagrały i wyszły, okupacja kończy się. Posłowie PiS zapowiadają, że na odpowiedzi w sprawie interpelacji miejskich radnych będą czekać maksymalnie dwa dni. Później poinformują o dalszych krokach.
Na profilu na FB prezydent Hanny Zdanowskiej pojawił się wpis:
„Kiedy ja na ulicy Wschodniej ogłaszam start kolejnego etapu największego remontu w historii Łodzi, pan poseł Buda od 3 godzin siedzi w Urzędzie Miasta i grozi okupacją sekretariatu. Widocznie nie ma nic poważniejszego do roboty.
Nie mam czasu na zabawy w takie domowe przedszkole.
A odpowiadając na jego pytania. Tak, przy tej skali inwestycji jakie prowadzimy w Łodzi, zdarzają się opóźnienia. Wiem coś o tym, bo w odróżnieniu od niego, po skończeniu studiów zasuwałam na łódzkich budowach, a nie nosiłam teczek za partyjnymi liderami.
Wszystkich łodzian za te przesunięcia przepraszam, ale takie sytuacje są nie do uniknięcia. I jeszcze jedno: to w jaki sposób politycy PiS cieszą się z pojawiających się przejściowych problemów, jak trzymają kciuki, żeby nam się nie udało, jak źle życzą Łodzi i łodzianom jest po prostu obrzydliwe.
A pan poseł Buda jeśli już chce protestować, to niech pójdzie do Ministerstwa Obrony Narodowej, walczyć o fabrykę helikopterów Caracal, którą rząd ukradł Łodzi”.
36-letni Waldemar Buda został wskazany przez PiS na kandydata na prezydenta Łodzi w wyborach samorządowych. Jest prawnikiem. Pracował jako asystent europosła Janusza Wojciechowskiego. W 2014 roku dostał się do rady miejskiej, ale radnym był tylko rok. W 2015 roku zdobył mandat posła PiS.
Jako radny nie był zbyt aktywny. Funkcja posła wyraźnie go ożywiła. Często występuje w ogólnopolskich mediach, i zabiera głos z mównicy. Kiedy 13 kwietnia 2018 Sejm debatował nad wnioskiem o odwołanie Marka Kuchcińskiego z funkcji marszałka, poseł Buda wygłosił laudację:
„Chciałbym, panie marszałku, żeby pan przyjął słowa uznania za pracę, jaką pan dla nas dotychczas wykonuje. Bardzo dziękujemy” – mówił i przepraszał go za wniosek o jego odwołanie, który nazwał skandalicznym.
Jako kandydat na prezydenta Łodzi Waldemar Buda zapowiadał kampanię pozytywną. „Nie zamierzam atakować innych kandydatów, zajmować się ich życiem prywatnym”.
Mimo że nie ma jeszcze wyznaczonego terminu wyborów i w zasadzie nie wolno prowadzić kampanii, kandydat wziął się do pracy i już dużo naobiecywał m.in. bezpłatną komunikację miejską dla wszystkich łodzian (co by kosztowało 145 mln zł) i zamknięcie zakładów Hutchinson ze względu na odór, na który skarżą się okoliczni mieszkańcy (pracuje tam 2 tysiące osób).
Komentarze