Wbrew narracji PiS w Polsce są już uchodźcy – tak jak na Węgrzech, choć oba kraje odrzucają procedurę relokacji. W 2016 roku Urząd ds. Cudzoziemców wydał pozytywne decyzje tylko co czterdziestej osobie starającej się o status uchodźcy, ale wydał. 567 osób otrzymało różne formy ochrony, a 40 Syryjczyków - status uchodźcy
Nie tylko Węgry "po cichu" przyjmują uchodźców – robi to też Polska, tyle że na dużo mniejszą skalę. Wbrew deklaracjom rządu, uchodźcy z Afryki i Bliskiego Wschodu są wśród nas i stale przybywają nowi. Potwierdzają to dane Urzędu ds. Cudzoziemców z 2016 roku, z pewnością potwierdzą także te z 2017 roku, które mają być znane jutro.
Wielu z uchodźców znam osobiście, bo przed dołączeniem do OKO.press pracowałam w programie Refugees Welcome Fundacji Ocalenie.
Dlatego tak zaskoczyło mnie zdziwienie polskich dziennikarzy i czynienie sensacji z tego, że w 2017 roku rząd Orbána udzielił ochrony międzynarodowej 1300 uchodźcom, największej liczbie od dekady.
Najwyraźniej wszyscy uwierzyliśmy w bajkę PiS pt. "Ani jednego uchodźcy". Tymczasem polski rząd zachowuje się podobnie jak Orbán – nakręca strach przed uchodźcami w kraju, gdzie ci uchodźcy już są – choć w minimalnej ilości, jeszcze mniej niż na Węgrzech.
Część uchodźców dociera do Polski przez wschodnią granicę, ale od połowy 2016 roku jest ich zdecydowanie mniej, bo Straż Graniczna blokuje granicę w Terespolu, gdzie koczują setki osób, głównie Czeczenów i Tadżyków. Inni przylatują samolotem, np. na wizie turystycznej albo służbowej.
Z własnego doświadczenia znam historię obywatelki jednego z krajów Afryki Wschodniej, która przyleciała do Polski jako uczestniczka delegacji ludowego zespołu pieśni i tańca, a także Kongijczyka, któremu obiecano wizę do Holandii (Holland), ostatecznie sprzedając mu wizę do Polski (Poland).
Część uchodźców dociera też do Polski przekonanych, że będą mogli bez przeszkód składać wniosek o wizę w innym kraju europejskim, gdzie mają rodzinę. Dopiero po przyjeździe do Polski są informowani, że jest to niemożliwe.
Każda historia jest inna i każda brzmi równie nieprawdopodobnie. W przeważającej większości ludzie, o których mówimy, żyją w stanie zagrożenia życia lub zdrowia w ojczystym kraju. Chwytają się więc każdej możliwości, żeby wydostać się w bardziej bezpieczne miejsce.
Politycy PiS w kółko powtarzają, że Polska nie przyjmuje uchodźców. Rzeczywistość jest trochę inna, bo unijna procedura relokacji - z której Polska, podobnie jak Węgry, nie chcą się wywiązać - nie jest jedyną drogą dla uchodźców do składania wniosku o azyl w Polsce.
Upór rządu PiS i deklaracje nowego premiera Morawieckiego o tym, że Polska nie przyjmie uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, oraz stwierdzenia Beaty Kempy, minister ds. pomocy humanitarnej i uchodźców o tym, że Polska woli sankcje finansowe niż „ewentualne niebezpieczeństwa, które możemy sprowadzić z uchodźcami do Polski”, są bez sensu – uchodźcy bowiem są już wśród nas.
Takie stwierdzenia służą tylko polityce zarządzania strachem, dzięki której PiS utrzymuje wysokie poparcie jako jedyna partia, która broni Polski przed "obcymi". Gwarantuje bezpieczeństwo, łagodząc lęki, które sama rozbudza.
PiS nie chce prowadzić uczciwej debaty o kryzysie uchodźczym, woli powtarzać propagandowe kalki. Fałszywie utożsamiając uchodźców z terrorystami PiS dokonało niemożliwego – przekonało obywateli kraju, gdzie cudzoziemcy stanowią 0,3 proc. społeczeństwa, że „obcy” stanowią dla nich śmiertelne niebezpieczeństwo. Od kampanii wyborczej 2015 PiS konsekwentnie przedstawia uchodźców jako przestępców, terrorystów i nosicieli chorób.
W narracji PiS nie ma więc miejsca nawet na grupkę uchodźców, jaka realnie przybywa do Polski, bo mogłaby runąć cała konstrukcja. Bo jeśli tych 300 osób można przyjąć, to czemu odrzucać innych?
Wystarczy rzucić okiem na statystyki Urzędu ds. Cudzoziemców. Na infografikach przedstawione są dane za 2016 rok – jak dowiedziało się OKO.press, dane za 2017 rok będą dostępne jutro, 18 stycznia.
W Polsce można starać się o dwa rodzaje ochrony międzynarodowej: status uchodźcy i ochronę uzupełniającą, oraz trzy rodzaje ochrony krajowej: azyl, pobyt humanitarny i pobyt tolerowany. Wszystkie oznaczają zgodę na legalny pobyt w Polsce.
Według Urzędu ds. Cudzoziemców w 2016 roku o ochronę w Polsce ubiegało się 12 321 osób.
Jak widać na grafice, którąś z form ochrony międzynarodowej dostało tylko 308 osób.
To 2,5 proc. osób, które składały wniosek - o ponad połowę mniej, niż rok wcześniej.
Najwięcej postępowań – wobec 9 503 osób – zostało umorzonych. Były to osoby głównie z Federacji Rosyjskiej, Tadżykistanu i Ukrainy. Jak dowiedziało się OKO.press od rzecznika Urzędu ds. Cudzoziemców, umarzane w większości są sprawy, w których cudzoziemiec po złożeniu wniosku opuścił Polskę, nie czekając na wydanie decyzji.
Jeszcze ciekawej wygląda struktura narodowościowa osób, które otrzymały status uchodźcy. Ponad jedna trzecia pochodziła z... Syrii (40 osób). Polski rząd przyznał status uchodźcy tylko 16 Ukraińcom (chociaż rządzący lubią powtarzać - ostatnio premier Morawiecki - że Ukraińcy pracujący w Polsce to także uchodźcy).
Więcej Ukraińców (51) otrzymało za to tzw. ochronę uzupełniającą. Ale otrzymało ją też np. 15 Irakijczyków i czterech obywateli Libii (kraje Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej).
Są więc w Polsce zarówno uchodźcy, jak i osoby oczekujące na decyzję ws. wniosku o ochronę międzynarodową. Dlatego tak ważna jest praca organizacji pozarządowych. Integracja z lokalną społecznością, doradztwo zawodowe, nauka języka, wsparcie infrastrukturalne – tym wszystkim zajmują się organizacje pozarządowe.
Programy wspierające cudzoziemców finansowane są głównie z funduszy europejskich. Albo precyzyjniej – były finansowane. Od 2015 roku rząd PiS blokuje wypłaty z tzw. FAMI, czyli Funduszu Azylu, Migracji i Integracji.
Procedura przyznania (w Polsce - raczej odmówienia) prawa do azylu trwa średnio kilkanaście miesięcy. Przez pierwsze sześć miesięcy cudzoziemcy nie mają prawa do pracy, a jedynie osoby, które otrzymają którąś z form ochrony międzynarodowej (a więc owe 300 osób w 2016 roku) w ramach Indywidualnego Programu Integracji otrzymują wsparcie integracyjne od państwa. Potem zarówno osoby z ochroną międzynarodową, jak wszyscy inni uchodźcy i migranci w Polsce, muszą radzić sobie sami. Albo liczyć na wsparcie organizacji pozarządowych, które nie mają już za co działać. Koło się zamyka.
Jak wynika z raportu Stowarzyszenia Interwencji Prawnej,
organizacje ograniczają wsparcie prawne i działania integracyjne dla cudzoziemców, tracą ciągłość i stabilność działania. Rozpadają się fachowe zespoły prawników, adwokatów, psychologów i tłumaczy.
Blokowanie środków europejskich jest dla nich katastrofą.
Zamiast konkursu na środki europejskie z FAMI Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji zorganizowało wiosną i latem 2017 roku dwa nabory „ograniczone”, w których startować mogły jedynie instytucje rządowe – urzędy wojewódzkie. To zaskakująca decyzja, bo zajmują się one głównie wydawaniem pozwoleń na pobyt i na pracę migrantom.
Odmowa przyjęcia uchodźców z relokacji będzie Polskę – a właściwie polskich podatników – słono kosztować. 7 grudnia 2017 Komisja Europejska pozwała Polskę, Czechy i Węgry przed Trybunał Sprawiedliwości za odmowę przyjęcia uchodźców z procedury relokacyjnej. To już ostatni – trzeci – etap procedury dyscyplinującej za złamanie prawa unijnego, czyli decyzji Rady Europejskiej z 2015 roku.
Grożą nam ogromne kary finansowe. Konfliktu z Komisją Europejską i pozwu można by uniknąć, gdyby polski rząd zgodził się przyjąć chociaż kilkudziesięciu uchodźców – twierdzą brukselscy eksperci.
Nie zostały pozwane inne kraje, które przyjęły mniej – czasami znacznie mniej – uchodźców, niż zadeklarowały.
Ale złagodzenie rządowego stanowiska w sprawie relokacji byłoby dla społeczeństwa sygnałem, że nie wszyscy uchodźcy to terroryści. Mało tego, mogłoby to oznaczać, że etykietka "uchodźca" to tylko kategoria prawna, obejmująca osoby o różnym pochodzeniu, różnych wyznaniach i różnych postawach i wartościach – podobnie zresztą, jak kategoria "obywatel polski". A tego rząd nie chce robić – woli konflikt z Unią Europejską.
Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.
Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.
Komentarze