0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Jacek Marczewski / Agencja GazetaJacek Marczewski / A...

O losie Fideszu w Europejskiej Partii Ludowej (EPL) mogłaby przesądzić jej główna siła, czyli niemiecka chadecja, ale ta nadal stawia na przeczekanie albo – innymi słowy – unika strategicznego wyboru, czy opowiedzieć się za wyrzucaniem albo przywróceniem partii Viktora Orbána do pełni praw członkowskich w EPL (zawieszonych w marcu 2019 roku).

Węgierski premier ogłosił przed paroma dniami trójstronicowe „memorandum o stanie EPL”, którego sporządzenie – z początku zanosiło się na znacznie większy tekst – zapowiedziano po decyzji EPL sprzed blisko roku o powołaniu „grupy mędrców” do oceny polityki Fideszu.

Tyle że „mędrcy” nie doszli do zgody (wedle przecieków Belg Herman Van Rompuy miał być za wyrzuceniem, Austriak Wolfgang Schüssel za odwieszeniem Fideszu, a Niemiec Hans-Gert Pöttering pośrodku), a ich raportu w ogóle nie opublikowano.

Przeczytaj także:

Zawieszony członek

Choć zatem Zgromadzenie Polityczne EPL miało na początku lutego 2020 podjąć decyzję co do Orbána na podstawie sprawozdania „mędrców”, to nie podjęło żadnej decyzji. W rezultacie Węgrzy pozostają członkami międzynarodówki, choć nadal bezterminowo zawieszonymi w prawach członkowskich.

Możliwe, że Fidesz będzie jednym z tematów kwietniowych obrad Zgromadzenia Politycznego EPL (ale też raczej bez rozstrzygnięć), a również kongresu na temat „nowej wizji politycznej” tej międzynarodówki, który jej przewodniczący Donald Tusk zaproponował na 2021 roku.

Sam Orbán - testując wody za pomocą kolejnych prowokacji z rodzaju „memorandum” - zachowuje się, jakby miał mocną nadzieję, że zdoła mocno przekierować EPL na prawo.

Memorandum przeciw ideologii gender

Orbán w swym memorandum m.in. ubolewa, że ta międzynarodówka "odeszła od dążenia do chrześcijańsko-konserwatywnej większości, zaczęła ulegać wpływom lewicowo-liberalnym, porzuciła promowanie modelu małżeństwa opartego na mężczyźnie i kobiecie, popadła w pułapkę ideologii gender".

A nawet „pochwala Fidela Castro i Karola Marksa”, co jest jednoznaczną aluzją do byłego już szefa Komisji Europejskiej Jean-Claude’a Junckera, który w liście kondolencyjnym po śmierci Castro napisał, że „świat stracił człowieka, który dla wielu był bohaterem”, a w swym przemówieniu z Trewiru z dwusetną rocznicę urodzin Marksa przekonywał, że „pamięć polega na refleksji nad kontekstem, a w przypadku autora »Kapitału« i współautora Manifestu komunistycznego powinno to oznaczać zrozumienie tych dzieł, a nie obwinianie go za zbrodnie popełnione w imię jego idei”.

Chadek Juncker wywołał tymi wypowiedziami ogromne kontrowersje w EPL, które zdecydowanie wykroczyły poza Fidesz.

Nie chodzi o gender, ale o rządy prawa

Krytyka sformułowana przez Orbána w „memorandum” jak najbardziej mieści się w obecnym spectrum poglądów tej międzynarodówki, ale przecież przyczyną zawieszenia Fideszu nie były te kwestie (czy też spór o uchodźców), lecz uderzanie w państwo prawa, pluralizm mediów oraz zachodni model demokracji (czyli inaczej w „demokrację liberalną”) na Węgrzech.

Tę prawdziwą przyczynę lubi ostatnio publicznie przypominać szef EPL Donald Tusk (niegdyś jeszcze jako premier Polski konsekwentny obrońca Orbána na unijnych forach), za co oberwało mu się w „memorandum” Węgra.

Orbán napisał, że przewodniczący Tusk wnosi do EPL „wewnętrzne polskie konflikty i interesy”, co trzeba odczytywać w kontekście przyjaznych relacji Orbána z PiS oraz – jest w tym trochę prawdy – stosunku PO do Fideszu zaostrzającego się nie tylko z racji czysto ideowych, lecz również w ramach „zdalnego konfliktu” z PiS-em prowadzonego na forum EPL.

Ukazywanie przez Orbána jego sporu w EPL jako sprawy poglądów na gender czy migrację, a nie na praworządność oraz demokrację, jest manipulacją, która jednak całkiem dobrze działa.

Kto za, kto przeciw

W EPL nie ma wyraźnej większości ani na rzecz przywrócenia Fideszu w prawach członka, ani na rzecz wyrzucenia Węgrów, za czym od dawna opowiadają się nordyccy członkowie EPL, a także chadecja z krajów Beneluksu.

Jednak na początku lutego - podczas obrad Zgromadzenia Politycznego EPL - Fideszu znów bronili Francuzi, Włosi i Hiszpanie, którzy postrzegają scenę polityczną jako czarno-białe starcie lewicy z prawicą, w którym po prostu trzeba bronić swoich.

Za Orbánem mocno opowiadali się Słoweńcy, a także część chadeków czy też centroprawicy z Europy środkowo-wschodniej (za silnego stronnika Orbána wewnątrz EPL uchodzi np. bułgarski premier Bojko Borysow).

Chodzi zarówno o bliskość ideowo-geograficzną, jak i w krajach sąsiadujących z Węgrami - o strach przed utratą głosów mniejszości węgierskiej dość mocno popierającej Orbána.

Niemiecka chadecja w rozkroku

Twarde rozstrzygnięcia wobec Fideszu – podczas styczniowych konsultacji Tuska – odradzali również niemieccy chadecy (zarówno z CDU, jak i Bawarczycy z CSU), choć z racji swej liczebności mogliby w EPL przechylić równowagę na rzecz odwieszenia lub wyrzucenia Fideszu.

Niemcy stawiają na dalsze próby „dialogu”, co jest m.in. efektem wręcz geopolitycznych obaw Berlina, że odrzucony Węgier jeszcze bardziej oddaliłby się od unijnego głównego nurtu.

Ponadto niemieccy chadecy na forum unijne przenoszą swe dylematy znane z polityki wewnątrz niemieckiej:

  • czy zgodnie z długą tradycją wolą absorbować siły mocno prawicowe czy konserwatywne (i je „cywilizować”), by nie dopuścić do powstania żadnej formacji politycznej na prawo od CDU/CSU;
  • czy też jednak postawić wyraźną granicę, choć grozi to odebraniem partyjnego monopolu po prawej stronie sceny politycznej. (Ten scenariusz się zrealizował wraz z powstaniem skrajnie prawicowej AfD).

Kanclerz Angela Merkel jest mocno krytykowana także przez niektórych niemieckich chadeków nawet w Parlamencie Europejskim za dopuszczenie – za sprawą swej centrowości - do wyemancypowania się AfD.

I zwykle ci sami politycy opowiadają się za trzymaniem Orbána w EPL, by nie wzmacniać sił na prawo do EPL.

Szable też się liczą

Jednak w Parlamencie Europejskim po prostu liczą się także europoselskie szable, bo – zwykle bardzo lojalni w głosowaniach wobec swej frakcji - Węgrzy to aż 13 z 187 członków europarlamentarnej frakcji EPL.

A odejście Fideszu pociągnęłoby za sobą m.in. secesję Włochów (sami tak ostrzegają) oraz części europosłów z Europy środkowo-wschodniej. Zapewne, z ochotą przyjąłby ich PiS w swej frakcji konserwatystów (61 europosłów), choć dotychczasowe sygnały co do przejścia Orbána do ECR lub tworzenia czegoś nowego z Matteo Salvinim były blefem.

Członkostwo w najsilniejszej międzynarodówce (nawet z zawieszonymi prawami) wspólnie z chadecją współrządzącą Niemcami jest nadal apetyczniejsze od dość niszowego ECR.

Chadecja czy konglomerat prawicy i centroprawicy

EPL zawiązała się jako alians europejskiej chrześcijańskiej demokracji, ale już od końca lat 90. jest zróżnicowanym ideowo konglomeratem prawicy i centroprawicy.

Ta zmiana dokonała się pod presją kanclerza Helmuta Kohla, który w przyjmowaniu nowych ugrupowań widział – jak się okazało, słusznie - szansę na polityczną dominację EPL w instytucjach UE.

Do międzynarodówki przyjęto partię Silvia Berlusconiego, konserwatystów z krajów nordyckich, gaullistów, a także otwarto się na prawicowe ugrupowania z aspirujących do UE krajów byłego radzieckiego (w tym na naówczas liberalnego Orbána).

I nawet podjęto – zerwaną potem przez Davida Camerona - współpracę z brytyjskimi torysami. W tej kooptacji często wystarczała wówczas nielewicowość połączona z prounijnością. To wspomagało najwydajniejszą „maszynę do sprawowania władzy” w instytucjach UE, ale – czego dowodzi zapowiedź przez Tuska kongresu na temat „nowej wizji politycznej” – teraz wywołuje coraz dotkliwsze ideowe pęknięcia w EPL.

;
Na zdjęciu Tomasz Bielecki
Tomasz Bielecki

Korespondent w Brukseli od 2009 r. z przerwami na Tahrir, Bengazi, Majdan, czasem Włochy i Watykan. Wcześniej przez parę lat pracował w Moskwie. A jeszcze wcześniej zawodowy starożytnik od Izraela i Biblii Hebrajskiej.

Komentarze