Sąd Najwyższy uchylił wyrok nakazujący działaczom pro-life przeprosić szpital, któremu zarzucali "zabijanie dzieci". "Zrównanie aborcji z zabijaniem dzieci zyskało ochronę prawną" - cieszy się Ordo Iuris. Niesłusznie. SN tego nie przesądził. Tak czy inaczej na Podkarpaciu już żaden szpital nie wykonuje legalnej aborcji
"W szpitalu Pro-Familia zabijają dzieci z Zespołem Downa" - ten transparent (ze zdjęciem rozczłonkowanych płodów) był przedmiotem sądowej batalii pomiędzy szpitalem Pro-Familia i tzw. działaczami pro-life. Szpital w Rzeszowie, do 2016 roku wykonujący legalne aborcje, wniósł pozew przeciwko działaczom o naruszenie dóbr osobistych placówki - oskarżali oni lekarzy o "zabijanie dzieci".
Sprawa ciągnie się od stycznia 2014 roku, kiedy jedna z położnych, Agata Rejman, oznajmiła na konferencji prasowej, że w Pro-Familii łamie się sumienia nakazując położnym uczestnictwo w zabiegach przerywania ciąży. Szpital zaprzeczał, twierdząc, że żadna z położnych nie podpisała klauzuli sumienia i na pewno żadna nie była zmuszana do uczestnictwa w zabiegach.
Szpital wytoczył działaczom antyaborcyjnym dwie sprawy - cywilną i karną. W sprawie karnej w 2015 roku zapadł wyrok uniewinniający - sąd okręgowy uznał, że działacze pro-life nie przekroczyli ram wolności słowa i mieli prawo pikietować pod szpitalem z transparentami. Obrońcami działaczy byli prawnicy Ordo Iuris.
W październiku 2015 roku w procesie cywilnym Sąd Apelacyjny uznał inaczej. Orzekł, że stwierdzenie "szpital zabija dzieci" było nieprawdziwie i nakazał przeprosić placówkę. Skazani przeprosili, ale wnieśli o kasację wyroku do Sądu Najwyższego.
23 lutego 2017 roku Sąd Najwyższy wyrok uchylił i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia w Sądzie Apelacyjnym.
"Sąd Najwyższy w swoim uzasadnieniu zwrócił uwagę przede wszystkim na to, że rozumowanie sądów obu instancji posługiwało się niedopuszczalnym uproszczeniem, jeśli chodzi o interpretację użytego przez obrońców życia sformułowania "zabijanie dzieci". Nie został bowiem uwzględniony kontekst, w którym powyższy zwrot został użyty.
Zdaniem Sądu Najwyższego, nie ulega wątpliwości, że słowa 'zabijanie dzieci' dotyczyły dokonywanych zabiegów aborcji" - czytamy na stronie Ordo Iuris.
"Wyrok Sądu Najwyższego ma istotne znaczenie dla przyszłych postępowań dotyczących wolności wypowiedzi oraz prawa do prezentowania wstrząsającej prawdy o aborcji w debacie i przestrzeni publicznej. Jednoznaczne rozstrzygnięcie Sądu Najwyższego w tej sprawie oraz niemal jednolite dotąd orzecznictwo sądów krajowych dostatecznie utrwalają prawo do korzystania z dobrodziejstwa wolności słowa przez obrońców życia.
Zrównanie aborcji z zabijaniem dzieci, oczywiste dla większości naszego społeczeństwa, zyskało ochronę prawną, powiedział mec. Jerzy Kwaśniewski, pełnomocnik obrońców życia".
Wnioski Ordo Iuris z wyroku SN idą zbyt daleko. Sąd nie rozstrzygnął kwestii, czy wolno aborcję nazywać "zabijaniem", a jedynie skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia. SN nie stwierdził też, że pozwani nie obrazili szpitala i pracujących w nim lekarzy. Zadecydował jedynie, że sądy dwóch instancji nie wszystko wzięły pod uwagę, a zwłaszcza pominęły wartość wolności słowa i dlatego sprawa powinna wrócić na wokandę:
"Sąd Najwyższy tej kwestii nie przesądza, lecz stwierdza, iż wniosek przyjęty w tym zakresie przez Sądy obu instancji był bez uwzględnienia wskazanego kontekstu i rozważenia jego znaczenia w okolicznościach sprawy przedwczesny". Cały wyrok czytaj tu.
Na pewno nie można na podstawie wyroku SN powiedzieć, że "zrównanie aborcji z zabijaniem dzieci zyskało ochronę prawną". To dopiero mógłby rozstrzygnąć Sąd Apelacyjny, do którego w wyniku decyzji SN sprawa wróciła.
Mógłby, ale nie rozstrzygnie. W piątek 18 maja 2017 okazało się, że szpital wycofał pozew. "Mamy tak dużo innych aktywności, że szkoda nam czasu i energii na chodzenie po sądach" - stwierdził dyrektor szpitala, Radosław Skiba.
Ordo Iuris i działacze fundacji Pro Prawo do Życia odnieśli - patrząc z ich perspektywy - trzy sukcesy.
Sąd Najwyższy nie wypowiedział się, czy antyaborcjoniści naruszyli dobra osobiste szpitala.
Stwierdził jedynie, że sądy poprzednich instancji uzasadniając wyrok, nie wzięły pod uwagę, że ochrona dobrego imienia odbywa się kosztem wolności słowa. I nie rozważył, która z tych wartości w tej konkretnej sprawie powinna mieć pierwszeństwo. Gdyby szpital nie wycofał sprawy, sąd pierwszej instancji musiałby tę sprawę rozważyć. A tak - nie musi.
I to jest pierwsza zła rzecz: problem czy antyaborcjoniści mogą nazywać aborcję zabójstwem, gdy kierują te słowa pod adresem konkretnego lekarza, placówki czy kobiety, nie zostanie przy okazji tej sprawy osądzony. A mógł być precedens.
Druga zła sprawa, to odstraszenie kolejnego szpitala od świadczenia usług aborcyjnych w przewidzianych prawem przypadkach. Są już w Polsce województwa, w których nie wykonuje ich żadna placówka.
W tych okolicznościach - moim zdaniem - Polki, które znajdą się w sytuacji uprawniającej do aborcji powinny wykonywać ją za granicą i przedstawiać NFZ-towi rachunek z żądaniem zwrotu za świadczenie, które powinno być wykonane w kraju, a czego NFZ pacjentce nie zapewnił.
A co do sporu, czy można swoje antyaborcyjne przekonania głosić oskarżając konkretne osoby czy placówki o morderstwo, to sądzę, że jeśli nie wiąże się to z fizycznym atakiem na osoby czy blokowaniem wejścia do kliniki - to takie działanie mieści się w ramach wolności słowa.
Kwestia aborcji jest na całym świecie przedmiotem gwałtownych debat od dziesięcioleci.
Kościół katolicki i kolejni papieże nazywali aborcję zabijaniem, mówili o „cywilizacji śmierci”. Dlaczego wierni nie mogliby robić tego samego pod adresem konkretnych osób czy placówek?
Tym bardziej, że to najczęściej temat, który szczerze i głęboko ich porusza. A szpitale, w których dokonuje się aborcji pikietują z poświęceniem, nieraz miesiącami czy latami. Nie chodzi więc wolność gadania byle czego, ale o wolność debaty publicznej na niezwykle ważny i wrażliwy temat.
Gdyby naprzeciwko stanęła pikieta za wolnością wyboru przez kobietę - także nie byłoby w tym nic nagannego. Nawet gdyby pod szpitalem odmawiającym aborcji w sytuacji zagrożenia życia kobiety, pikieta trzymała hasła „mordercy kobiet”, czy „sadyści”. Tak, jak nie można odmawiać Obywatelom RP kontr pikiety smoleńskiej, tak nie można antyaborcjonistom odmawiać prawa do pikietowania szpitali udzielających aborcji. Wolność słowa ma swoją cenę, ale dla demokracji jest niezbędna.
Od maja 2016 roku sprawa aborcji w szpitalu w Rzeszowie wygląda tak: wszyscy lekarze podpisali klauzulę sumienia i szpital nie wykonuje legalnych zabiegów przerwania ciąży. Według serwisu nowiny24 szpital zapewniał, że te decyzje nie miały związku z presją ze strony obrońców życia, ale z wyrokiem TK z października 2015 roku. Trybunał uznał zapisy o konieczności wskazania innego lekarza, który wykona aborcję oraz zapis zakazujący powołania się na klauzulę sumienia w przypadkach "niecierpiących zwłoki" za niekonstytucyjne.
Co innego powiedział "Wyborczej" dyrektor Skiba: "Wszyscy czujemy się zmęczeni atakami na nas. Zabiegi terminacji ciąży wykonywane były również w innych placówkach, a tylko nasz szpital był przedstawiany jako największa w Polsce klinika aborcyjna".
Lekarz-ginekolog ze szpitala rzeszowskiego potwierdza to stanowisko:
"Tak, lekarze podpisali klauzulę sumienia. Presja otoczenia jest ogromna, a atmosfera jest wyjątkowo nieprzychylna. Ile można walczyć? Lekarze doszli do granicy odporności na ataki przeciwko nim".
To oznacza, że od maja 2016 roku w woj. podkarpackim żaden szpital nie wykonuje legalnych zabiegów przerywania ciąży. Chwilę wcześniej klauzulę podpisali lekarze z drugiego podkarpackiego szpitala, który wykonywał zabiegi.
W styczniu 2017 roku Rzecznik Praw Obywatelskich zwrócił się do Narodowego Funduszu Zdrowia z pytaniem o to, czy rzeczywiście na Podkarpaciu pacjentki mają problem z dostępem do legalnej aborcji i jakie działania Fundusz realizuje, by takiej sytuacji zapobiec.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Komentarze