Bianka Mikołajewska
Bianka Mikołajewska
Po Marszu Niepodległości w 2018 roku policja wyznaczyła nagrodę za wskazanie, kto podczas zgromadzenia spalił flagę UE. Z dumą przyznał się do tego Ziemowit P., szef Młodzieży Wszechpolskiej, współorganizator imprezy. Za stworzenie zagrożenia dla otoczenia sąd skazał go na 400 zł grzywny. Podczas Marszu w 2019 roku P. znów spalił flagę
Jak dowiedziało się OKO.press, Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia uznał Ziemowita P. „za winnego tego, że w dniu 11 listopada 2018 r., w Warszawie, uczestnicząc w Marszu Niepodległości,
nieostrożnie obchodził się z ogniem poprzez podpalenie i trzymanie płonącej flagi Unii Europejskiej w niewielkiej odległości od innych uczestników zgromadzenia".
Ziemowit P. nie zaprzeczał, że spalił flagę. Przeciwnie - po Marszu w 2018 roku publicznie się tym chlubił. To na jego prośbę Wszechpolacy donieśli na niego policji i zażądali wypłaty nagrody wyznaczonej za wskazanie sprawcy podpalenia.
Za popełnienie wykroczenia opisanego w art. 82 § 5 Kodeksu wykroczeń Ziemowitowi P. groziła kara aresztu, grzywny lub nagany.
Sąd wymierzył mu karę grzywny w wysokości 400 zł i nakazał mu zapłatę 110 zł kosztów sądowych.
Wyrok uprawomocnił się 10 lipca 2019. Cztery miesiące później
Wszechpolacy pochwalili się na Twitterze zdjęciem Ziemowita P. palącego flagę UE. Podczas kolejnego Marszu Niepodległości - 11 listopada 2019.
W 2019 roku, podobnie jak w 2018, Młodzież Wszechpolska współorganizowała Marsz. A Ziemowit P., jako szef tej organizacji współodpowiadał za przestrzeganie prawa podczas tego zgromadzenia i za bezpieczeństwo zgromadzonych.
Przypomnijmy: 11 listopada 2018, w setną rocznicę niepodległości Polski, przez centrum Warszawy przeszedł marsz „2 w 1”. Przodem - w pochodzie „Dla Ciebie Polsko” szli prezydent Andrzej Duda, premier Mateusz Morawiecki, prezes PiS Jarosław Kaczyński, inni politycy tej partii i ludzie sprawdzeni przez służby odpowiadające za bezpieczeństwo.
W pewnej odległości za nimi, w Marszu Niepodległości, podążali narodowcy i tysiące zwykłych warszawiaków oraz przyjezdnych, którzy chcieli uczcić Święto Niepodległości.
Policja bezczynnie przyglądała się jak uczestnicy tego drugiego zgromadzenia odpalali tysiące rac, gdy zrzucali je na ulice przebiegające pod Mostem Poniatowskiego. Nie zareagowała także, gdy w okolicach mostu, w tłumie, kilka osób podpaliło flagę UE.
Dopiero po Marszu służby wzięły się za poszukiwanie osób, które podczas zgromadzenia łamały prawo.
Za wskazanie sprawcy spalenia flagi UE komendant stołecznej policji wyznaczył 5 tys. zł nagrody.
Po nagrodę zgłosili się Wszechpolacy - donosząc, że flagę podpalił ich szef - Ziemowit P.
„Skarbnik @MWszechpolska na moją prośbę zgłosił mnie na podany numer, celem uzyskania obiecanej nagrody za wskazanie sprawcy spalenia flagi UE. Nie mam zamiaru ukrywać tego faktu, a dodatkowo jeszcze @MWszechpolska może zarobić! ?” - ogłosił wówczas na Twitterze sam P.
A Mateusz Marzoch, rzecznik MW, podczas konferencji mówił: "Oczekujemy, że pan komendant spełni zapowiedź i za dostarczenie informacji na temat tego, kto podpalił tę flagę, wyznaczy ustaloną sumę 5 tys. zł, którą kolega skarbnik zobowiązał się przekazać jako darowiznę na rzecz Stowarzyszenia Młodzież Wszechpolska".
W wywiadzie dla wPolsce.pl, Marzoch - który jest równocześnie szefem Staży Marszu Niepodległości (ma dbać o bezpieczeństwo uczestników zgromadzenia i pilnować przestrzegania prawa) - zdradził, że
flagę UE specjalnie przywieziono na marsz, by ją publicznie spalić
- bo jest ona symbolem „kłamstw i oszczerstw” Brukseli o faszyzmie „który podobno jeszcze istnieje i to szczególnie u nas, w Polsce”. Przekonywał, że formalnie nie ma czegoś takiego jak flaga UE, więc jej spalenie nie jest łamaniem prawa.
Po donosie Wszechpolaków, KSP komentowała na Twitterze: „Można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z próbą zamiany całej sytuacji w żart. Tylko w tym przypadku nie ma nic śmiesznego. Zachowanie to było skrajnie nieodpowiedzialne. Nie ma dla nas znaczenia, że została podpalona flaga, bo ta nie jest flagą państwową.
Istotą jest sam fakt podpalenia w czasie uroczystości, co w tak ogromnym tłumie mogło doprowadzić do niewyobrażalnej w skutkach tragedii w przypadku wywołania paniki".
Z komunikatu policji wynikało, że sprawca podpalenia może usłyszeć zarzut naruszenia art. 164 Kodeksu karnego, czyli sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy. Grozi za to od pół roku do ośmiu lat więzienia.
Zapytaliśmy Komendę Stołeczną Policji, czy wypłaciła Wszechpolakom nagrodę za doniesienie na szefa ich organizacji.
"Ponieważ wszelkie ustalenia dotyczące osoby podejrzanej o ten czyn należały do policjantów, nagroda, o której Pani wspomina nie została wypłacona" - odpowiedział nadkom. Sylwester Marczak, rzecznik KSP.
Jak się dowiedzieliśmy, mimo wielomiesięcznych starań, funkcjonariuszom nie udało się ustalić tożsamości pozostałych osób, które brały udział w spaleniu flagi.
Ziemowit P. ostatecznie został obwiniony tylko o popełnienie wykroczenia (opisanego w art. 82 kw), a nie o przestępstwo. Wyrok skazujący go na karę grzywny, w wysokości 400 zł, uprawomocnił się w lipcu 2019 roku.
Cztery miesiące później, po Marszu Niepodległości 2019, Młodzież Wszechpolska pochwaliła się na Twitterze zdjęciem P. stojącego nad płonącą tęczową flagą i trzymającego płonącą flagę UE. Fotografię opatrzono komentarzem: "Historia lubi się powtarzać ?".
Portal narodowcy.net, relacjonując uwiecznione na fotografii zdarzenia pisał: "Jak zawsze na marszu obecna była kolumna Wszechpolaków, którzy podczas zgromadzenia postanowili przedstawić swój stosunek do LGBT i Unii Europejskiej. Mniej więcej w połowie marszu działacze MW, w strojach do dezynfekcji spalili flagi LGBT przy okrzykach innych narodowców, takich jak m.in “Zakaz pedałowania”.
Następnie na czoło kolumny Wszechpolaków wyszedł prezes organizacji, Ziemowit P. [skrót nazwiska od redakcji OKO.press] i w podobny sposób spalił flagę Unii Europejskiej.
Uczestnicy Marszu Niepodległości krzyczeli wówczas: “Precz z Unią Europejską”."
Organizatorzy Marszu Niepodległości od lat kpią sobie z prawa. Za ich przyzwoleniem, a nawet zachętą, co roku setki, a może nawet tysiące uczestników zgromadzenia, wbrew przepisom i podstawowym zasadom bezpieczeństwa, rozpalają w tłumie race.
W 2018 roku organizatorzy nie tylko nie podejmowali działań, by uniemożliwić czy choćby ograniczyć używanie nielegalnych rac, lecz przeciwnie: przed marszem dawali do zrozumienia, że będzie można je odpalać, a w czasie Marszu - chwalili się w mediach społecznościowych fotografiami „płonącego” tłumu.
9 listopada 2018 Krzysztof Bosak (wiceszef Ruchu Narodowego, dziś poseł Konfederacji), pisał na Twitterze: „Oczywiście że będą race. Przecież to nie my je ludziom kupujemy, tylko ludzie sami dbają o to żeby zrobić piękną atmosferę na #MarszNiepodległości”.
W dniu marszu Ruch Narodowy na swoim profilu na Twitterze opublikował zdjęcie z lotu ptaka, na którym czerwono jest od płonących w tłumie rac i szaro od unoszącego się dymu. „Z pozdrowieniem dla @hannagw [Hanny Gronkiewicz Waltz – red.], która chciała rozwiązać #MarszNiepodległości od pierwszej odpalonej racy ?” - kpiła organizacja.
Rzeczywiście ówczesna prezydent Warszawy przed marszem zapowiadała, że rozwiąże go, jeśli - tak jak w 2017 roku - jego uczestnicy będą odpalali race. Ale później marsz przerodził się w uroczystość państwową (patronat objął prezydent, a organizacją zajął się rząd) i Gronkiewicz Waltz nie mogła go rozwiązać.
Młodzież Wszechpolska wrzuciła na Twittera zdjęcie ludzi z płonącymi flarami, opatrzone podpisem: „Nasza oprawa na błoniach obok stadionu Narodowego”.
Wpisy RN i MW udostępniał dalej Mateusz Marzoch, który jako szef Straż Marszu odpowiadał m.in. za to, by uczestnicy zgromadzenia nie używali materiałów pirotechnicznych.
Także podpalenie przez Ziemowita P. w wielotysięcznym tłumie flagi UE nie wywołało żadnej refleksji jego kolegów. Gdy po marszu policja ogłosiła, że ustanawia nagrodę za wskazanie sprawców spalenia flagi, Krzysztof Bosak pisał na swoim profilu na TT: „Przecież to nie jest żadne przestępstwo. Na jakiej podstawie chcecie marnować pieniądze podatnika? Po co ta polityczna gra?”.
A gdy ktoś komentował, że Bosaka należałoby przesłuchać w tej sprawie jako pierwszego, odpisał: „To nie ja, ale blisko, blisko… Będą z tej sprawy niezłe jaja, zobaczycie!”.
W 2019 roku podczas Marszu Niepodległości znów płonęły tysiące rac i flagi.
"Co roku boimy się, że w końcu komuś coś się stanie. Mnie i kolegów prześladuje wizja, że płonące race podpalą np. stojące wzdłuż trasy Marszu ciężarówki z plandekami i spanikowani ludzie zaczną się tratować. Most Poniatowskiego stałby się wtedy śmiertelną pułapką" - przyznaje w rozmowie z OKO.press policjant zaangażowany w zabezpieczanie zgromadzeń publicznych w stolicy.
Według jego relacji władze policji, przyjęły jednak strategię: nie interweniować w trakcie zgromadzenia, nie drażnić narodowców i kiboli. "I tego się trzymamy" - mówi funkcjonariusz.
Nacjonalizm
11 listopada
11 listopada 2018
11 listopada 2019
Marsz Niepodległości
Młodzież Wszechpolska
Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście
Stowarzyszenie Marsz Niepodległości
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Komentarze