Wielu pyta dziś, co to jest mowa nienawiści, albo, co gorsza, używa tego pojęcia ewidentnie inaczej, niż jest definiowane w aktach prawnych. Widziałem już sugestie, że mową nienawiści są spektakl „Klątwa” albo słowa o „dorzynaniu watahy”. Otóż nie są. Nie są nią nawet wypowiedzi typu „nienawidzę PiS” / „nienawidzę PO”
"Trzeba skończyć z nienawiścią, pogardą, bezpodstawnym oskarżaniem innych. Nie będziemy dłużej obojętni na panoszącą się truciznę nienawiści na ulicach, w mediach, w internecie, w szkołach, w parlamencie, a także w Kościele" - mówił o. Ludwik Wiśniewski podczas uroczystości pogrzebowych w Bazylice Mariackiej w Gdańsku 19 stycznia.
Dla bardzo wielu ludzi - tak jak i dla o. Wiśniewskiego - śmierć Adamowicza jest wynikiem hejtu przenikającego życie polityczne i społeczne. Ale hejt, zniewaga czy zniesławienie, odbieranie czci i godności innym, to nie jest przejaw mowy nienawiść.
Choć zaskakujące dla wielu, ale jednak nienawiść a mowa nienawiści - to jednak co innego.
Świetnie to tłumaczy Wojciech Orliński, którego tekst poniżej publikujemy. To nieco zmodyfikowany wpis z jego bloga Ekskursje w dyskursie.
Na początek kilka definicji. Wyobraźmy sobie, że jeden pan powiedział do drugiego „ty ch...”. Czy to mowa nienawiści?
Nie, to oldskulowa zniewaga (ścigana z art 216 kk), czyli obrażenie kogoś słowem powszechnie uważanym za obelżywe. Słowo „ch...” niewątpliwie takim jest.
Ciekawie wyglądałby proces w sprawie zarzutów, wytoczonych pewnemu panu przez podmiotkę liryczną (Irena Kwiatkowska) w Kabarecie Starszych Panów (tekst i muzyka autorstwa Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego).
Szuja, obrzydliwa larwa i szczeżuja! Szuja — do najtępszych pierwotniaków rym! Szuja, bezlitosny kamień i statuja! Fałsz i ruja bezustannie powodują nim!
Szuja! Pióra by pożyczyć od Anouilha, Szuja! By opisać co to jest za typ! Szuja! kawał matrymonialnego zbója, Z pieszczot dwója, nieudana galareta z ryb
(Cały tekst piosenki np. tu.)
Kilka wersów tutaj mogłoby podchodzić pod zniewagę, ale widzę też zniesławienie, czyli wypowiedzi godzące w cześć i dobre imię. A to inny problem i inny paragraf: art 212 kk.
Zapewne też także naruszenie dóbr osobistych, a więc nawet inny kodeks — art. 23 i 24 Kodeksu Cywilnego.
Zniesławienie nie musi być wulgarne. Może mieć super uprzejmą formę - np. „Szanowny pan nie ma kwalifikacji do pełnionego stanowiska, które uzyskał dzięki protekcji”.
Często, gdy ktoś przegrywa proces o zniesławienie, potem biega po mediach ze spreparowaną wersją wyroku („to już nie wolno nawet napisać, że ktoś nie ma kwalifikacji”?), zbierając przewidywalne głosy poparcia od osób nie rozumiejących, jak działa prawo. Wielu z nich zawodowo para się prawicową publicystyką.
Otóż różne rzeczy można napisać i powiedzieć (byle z wolna i ostrożna). I od zniewagi, i od zniesławienia mamy sporo wyłączeń opisanych w kodeksie - a także ugruntowanych orzecznictwem.
Kodeks przewiduje, że nie będzie kary za zniewagę, jeśli „ty ch...” było ripostą na „ty sk...”.
A w przypadku zniesławienia/naruszenia: jeśli zarzuty są prawdziwe albo podnoszone w interesie społecznym.
Ważne: to nie sąd będzie sprawdzać. Na tym się przejechał niedawno Lech Wałęsa, któremu się wydawało, że to sąd będzie szukać Mitycznego Nagrania Ostatniej Rozmowy Braci. [Jarosława i Lecha Kaczyńskich podczas tragicznego lotu do Smoleńska – red.]
Ciężar dowodzenia spoczywa na tym, kto wysuwa oskarżenie. Nieważne, czy jest Wałęsą czy Kowalskim.
I wreszcie mamy groźbę bezprawną/karalną, ściganą z art 115 i 190 kk. To wypowiedzi typu „zginiesz”, „zgwałcimy cię” (a także „moi fumfle obleją twoją córkę na studiach”).
Jest ścigane tylko na wniosek poszkodowanego, z oskarżenia prywatnego lub z powództwa cywilnego. W mojej antypisowskiej bańce przegraną Wałęsy komentowano czasem pytanio-narzekaniem, „A co w takim razie z posłami, których Kaczyński nazwał kanaliami?”.
A co? A nic. Nie ścigali z oskarżenia prywatnego, to co ma być? Samo z siebie nic się tu nie zadzieje.
Luźno. O ile zniewaga i zniesławienie są z nami od stuleci i historię ich prawnego definiowania można cofnąć do starożytnego Rzymu, mowa nienawiści to koncepcja stosunkowo nowa.
Bierze się ze słusznego założenia, że na pewne cechy nie mamy wpływu. Są to w szczególności:
Powyższe przykłady mogłyby się stać mową nienawiści, gdyby ktoś powiedział „rurytański ch...” i „roboseksualna szuja” o pochodzącym z Rurytanii roboseksualiście.
W polskim prawie (art 256 i 257 kk) niestety pominięto „orientację seksualną”. Tak, zgadliście, rządziła wtedy Platforma.
Niejeden czytelnik rzucił teraz jakimś wulgaryzmem pod adresem Platformy. Czy to była mowa nienawiści?
Nie, bo orientacji politycznej nie ma na tej liście. To nie jest niezmienna cecha człowieka. W istocie obrzucamy się politycznymi obelgami właśnie w nadziei na zmianę czyichś postaw wyborczych.
Bez entuzjazmu przyjąłem propozycję redakcji „Liberte”, żeby w związku z niedawną tragedią przyjąć „wzorem innych krajów europejskich” ustawę „zapobiegającą i penalizującą mowę nienawiści w przestrzeni publicznej”.
Jeżeli „mowę nienawiści” będziemy definiować „wzorem innych krajów europejskich”, to hejt na Owsiaka nią nie jest. Hejterzy nie zwalczają go za to, że jest heteroseksualnym białym Polakiem płci męskiej w wieku średnim.
To skandal, że prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie ewidentnej groźby karalnej w postaci „aktów zgonu”, wystawionych przez skrajną prawicę m.in. Adamowiczowi. To jednak też nie była mowa nienawiści.
Problemu upolitycznionej prokuratury nie rozwiążemy zaś żadną ustawą.
Problem nie w tym, że polskie prawo jest zbyt łagodne, tylko wprost przeciwnie. Gdyby sądy literalnie traktowały Art 212 kk (o zniesławieniu), nie można byłoby napisać, że minister prowadzi błędną politykę, że urzędnik jest niekompetentny, że dany reżyser robi kiepskie filmy, że gdzieś panuje korupcja (dopóki nie zapadną prawomocne wyroki).
Nie chcemy tego, więc prokuratura i sądy zwykle te wątpliwości rozstrzygają na korzyść wolności słowa. Nie podoba mi się to w niektórych przypadkach, ale podoba mi się jako ogólna zasada.
Jeśli bym coś tu zmieniał, to raczej złagodziłbym przepisy tak, żeby można je było ściślej egzekwować. Teraz zbyt wiele zależy od arbitralnych decyzji sędziów i prokuratorów.
Nie sądzę, że ustawa napisana w pośpiechu przez posłankę Pawłowicz czy posła Niesiołowskiego (a mamy jakiś inny Sejm?) poprawi ten stan rzeczy. Zamiast pisać nowe prawo, lepiej egzekwujmy już istniejące, by ograniczyć obecność zniewag, pomówień i gróźb karalnych.
I dodajmy, na litość boską, tę orientację seksualną do ustawowej definicji mowy nienawiści, because it’s 2019.
Komentarze