0:00
0:00

0:00

Sztandarowy pomysł premiera Mateusza Morawieckiego, czyli pracownicze plany kapitałowe (PPK), ma zwiększyć oszczędności emerytalne Polaków i pobudzić inwestycje.

W PPK pracownik będzie odkładał 2 proc. wynagrodzenia (niższe składki w wys. 0,5 proc. wynagrodzenia przewidziane są dla najsłabiej zarabiających), a pracodawca dopłacał 1,5 proc. Możliwe będzie podniesienie wpłat – ze strony pracownika o kolejne 2 proc., a pracodawcy o 2,5 proc. Przewidziane są też zachęty ze strony państwa: składka powitalna jednorazowa wyniesie 250 zł, a roczna dopłata – 240 zł.

Na pierwszy rzut oka pomysł nie wydaje się zły. Stopa zastąpienia, czyli relacja pierwszej emerytury do ostatniego wynagrodzenia, dla dzisiejszych trzydziestolatków nie sięgnie nawet 30 proc., a to oznacza, że bez dodatkowych oszczędności przyszłych emerytów czeka uboga starość. [Jeśli średnia płaca w gospodarce narodowej wyniosła w 2017 roku niecałe 4,3 tys. zł, to znaczy, że zarabiający tyle pracownik dostanie po przejściu na emeryturę ok. 1,4 tys. zł; przy optymistycznym założeniu, że miał umowę o pracę i regularnie odprowadzane składki - red.]

Jak zwykle jednak diabeł tkwi w szczegółach. Prace nad projektem trwały dwa lata, w konsultacjach uczestniczyły związki zawodowe oraz organizacje pracownicze i wydawało się, że został osiągnięty konsensus. Tymczasem publikacja przyjętego przez rządu projektu ustawy przyniosła niespodziankę, która jest ciosem w funkcjonujące od blisko 20 lat dobrowolne pracownicze oszczędności emerytalne, czyli PPE, w których prawie 400 tys. osób zgromadziło ponad 12 mld zł oszczędności.

Skutki?

  • większość pieniędzy z PPE zostanie zapewne wypłacona i wydana przed czasem
  • brak nowych grupowych oszczędności emerytalnych w okresie od I do III kwartału 2019 roku
  • państwo kolejny raz podważy zaufanie do stabilności sytemu emerytalnego, który buduje.

Przeczytaj także:

Kilkaset tysięcy osób na lodzie

PPE to programy zbiorowego inwestowania w ramach zakładu pracy, w których składkę opłaca albo tylko pracodawca, albo pracodawca i pracownik, a polityka inwestycyjna [zgromadzonych środków - red.] jest bardziej elastyczna niż w będzie w PPK. W ostatnich miesiącach stały się one bardzo popularne, gdyż ich prowadzenie pod pewnymi warunkach ma zwalniać z prowadzenia PPK.

Okazało się jednak, że najnowsze zmiany w projekcie ustawy o PPK ograniczają możliwość skorzystania przez pracodawców ze zwolnienia z obowiązku tworzenia PPK poprzez założenie PPE.

Teoretycznie firma, która prowadzi PPE dla pracowników, nie musi tworzyć PPK, jeśli pracodawca opłaca składkę co najmniej w wysokości 3,5 proc. wynagrodzenia pracownika, a poziom uczestnictwa w programie wynosi co najmniej 25 proc.

W praktyce trudno to będzie zrealizować, gdyż o ile PPK w największych firmach będą tworzone od 1 lipca 2019, to PPE, które z nich zwalniają, muszą spełniać wymogi ustawowe już 1 stycznia 2019 roku. A pracodawcy dowiedzieli się o tym dopiero 5 września.

Oznacza to, że pracodawcy mają niewielkie szanse, żeby zdążyć dostosować istniejące PPE do nowych wymogów albo zarejestrować nowe PPE.

Jak szacuje Krzysztof Nowak, partner Mercer Marsh Benefits,

ponad 700 działających PPE nie uprawni do zwolnienia pracodawcy z tworzenia PPK, gdyż składka pracodawcy jest na zbyt niskim poziomie albo określona jest kwotowo, a nie procentowo.

A czasu jest mało, gdyż wprowadzenie zmian w PPE wymaga porozumienia ze związkami zawodowymi działającymi w firmie i zarejestrowania zmian w Komisji Nadzoru Finansowego (KNF). Tymczasem KNF zawalona jest wnioskami – 18 września na rozpatrzenie oczekiwały 93 wnioski o wpis PPE do rejestru, a średni czas rozpatrywania wniosku wynosi obecnie 80 dni.

Masowy napływ kolejnych wniosków w kilkukrotnie większej liczbie do KNF przedłużyłby jeszcze znacznie czas oczekiwania na rejestrację.

"Możemy spodziewać się, że w praktyce większość pracodawców znajdujących się w takiej sytuacji zdecyduje się na zawieszenie przekazywania składek na PPE, skupiając się na obowiązkowym dla nich programie PPK. Oznacza to, że PPE będą stopniowo wygaszane jako produkt bardzo niszowy, funkcjonujący wyłącznie w firmach prowadzących je już od dawna, oraz tych, którym nie przeszkadzają podwojone obowiązki formalne oraz dodatkowe koszty związane z jednoczesnym prowadzeniem dwóch programów" – przewiduje Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.

Dobrowolne plany "nie przyjęły się w Polsce"

Co to oznaczać będzie dla kilkuset tysięcy uczestników uczestników likwidowanych PPE? Szczęśliwi raczej nie będą. "Myślę, że 100 do 200 tys. rozczarowanych z grona wszystkich 400 tys. uczestników PPE, to realne założenie" – uważa Krzysztof Nowak z Mercer Marsh Benefits.

Do grona rozczarowanych zapewne dołączą również pracownicy firm, które nie zdążą zarejestrować swoich (nowych) PPE do końca roku.

"Załóżmy, że dotknie to 200 pracodawców, sądzę, że minimum tyle wniosków o rejestrację PPE trafi do KNF do połowy października. Zakładając, że będą to w większości średnie i duże firmy, można przyjąć, że konsekwencje nieudanego procesu rejestracji dotkną kolejnych 50 do 100 tys. pracowników" – szacuje Nowak.

Pracodawcy prowadzący PPE też się nie ucieszą. "Nie można wykluczyć, że zmiana projektowanych przepisów ustawy dotyczących relacji między PPE a PPK będzie miała wpływ na nieco mniej przychylny odbiór wprowadzanej reformy przez część pracodawców" – ostrożnie ocenia Kozłowski.

Tymczasem Polski Fundusz Rozwoju, zaangażowany w prace nad projektem, nie widzi ryzyka masowego likwidowania PPE.

"Wprowadzone są bardzo niskie limity zwalniające pracodawców posiadających PPE z obowiązku wprowadzenia PPK. Są one na poziomie 25 proc. uczestnictwa, co powoduje, ze praktycznie każdy pracodawca posiadający PPE będzie zwolniony z obowiązku wprowadzania PPE. Należy także zwrócić uwagę, że PPE nie przyjęło się w Polsce, ponieważ przez kilkanaście lat funkcjonowania tej ustawy powstało zaledwie niewiele ponad 1 tys. programów, podczas gdy w PPK ma ich powstać kilkaset tysięcy" – tłumaczy Michał Witkowski, dyrektor Departamentu Komunikacji Korporacyjnej PFR.

Kryzys zaufania

Nie wiadomo, czemu ma służyć zniechęcanie i pracodawców, i pracowników do nowych programów. Tym bardziej, że Polacy nie ufają pomysłom rządowym.

„To nowa piramida finansowa”, „ja z tego przekrętu wypisuję się w pierwszym dniu przymusowego zapisu”, „dosypywanie pieniędzy do systemu, który jest zwykłą szajką tylko powiększy skalę zniknięcia tych pieniędzy”, „znowu nas okradną” - to typowe komentarze dotyczące PPK.

"Jaki sens ma mobilizacja przeciwników pomysłu PPK w sytuacji, gdy przed rządem i tak stanie szereg wyzwań komunikacyjnych związanych z promowaniem PPK?" - pyta Nowak. - "Za mało mamy dzisiaj problemów z giełdą, wiarygodnością spółek giełdowych czy niektórych towarzystw funduszy inwestycyjnych?".

Powstaje też pytanie, co się stanie z pieniędzmi zgromadzonymi w PPE, które będą likwidowane. Pracownicy, których PPE będą likwidowane, będą mogli przenosić pieniądze do Indywidualnych Kont Emerytalnych albo dokonywać zwrotów. Zwroty wiążą się z koniecznością oddania do ZUS 30 proc. środków wpłaconych wcześniej przez pracodawców, teoretycznie więc pracownicy powinni wybierać IKE.

Tyle, że doświadczenia z PPE, które do tej pory były likwidowane, pokazują, że zdecydowana większość, nawet 90 proc. osób, woli wypłacić pieniądze, mimo konieczności płacenia ZUS-owi, niż oszczędzać dalej na emeryturę w innej formie.

Jeśli pracownicy wypłacą te pieniądze, straci gospodarka. Jak szacują eksperci, w pesymistycznym wariancie może wypłynąć z rynku nawet kilka miliardów złotych. Jeśli dojdzie do likwidacji PPE, szczególnie odczuje to rynek obligacji korporacyjnych.

"Pomysłodawcy PPK chyba nie zdają sobie sprawy z konsekwencji swoich propozycji. Wejście w życie ustawy o PPK w takim kształcie to nie tylko brak rozwoju PPE w przyszłości, ale przede wszystkim brak nowych grupowych oszczędności emerytalnych w okresie od I do III kwartału 2019 roku" – ocenia Marcin Wojewódka, wiceprezes Instytutu Emerytalnego.

"Ktoś, twierdząc, że PPK wspiera polską giełdę i polski kapitał, chce wylać dziecko z kąpielą. Zamknie dopływ środków via PPE, a nie otworzy jeszcze via PPK" – dodaje.

Jak udało się ustalić w kręgach zbliżonych do autorów projektu, rząd jest skłonny do negocjacji i problematyczny zapis może jeszcze zostać zmieniony w toku prac w komisji sejmowej.

;

Udostępnij:

Regina Skibińska

Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu. Angażuje się w działania pomocowe na granicy z Białorusią.

Komentarze