"Te dzieci, które się urodzą, będą oddawane do ośrodków opieki, jak w XIX w., bo rodzice nie będą w stanie się nimi zająć. Taka to cywilizacja życia". O sytuacji kobiet po wyroku TK Julii Przyłębskiej rozmawiamy z lekarzem ginekologiem-położnikiem
Magdalena Chrzczonowicz, OKO.press: Co teraz będzie?
Lekarz ginekolog*: Polkom będzie bardzo źle. Polkom będzie źle, bo wszystko, co dotyczy problemów prokreacji w naszym kraju, cynicznie wykorzystują politycy. Polki, rzecz jasna, będą dalej przerywać ciążę, tylko za granicą lub za pomocą tabletek. Oczywiście te, które będzie na to stać i będą wiedziały, gdzie szukać pomocy. Czyli jak zwykle bogatym nic się nie stanie, a biednym… no cóż, czy ktoś się kiedyś przejmował biednymi?
Ta decyzja dotyczy zresztą stosunkowo niewielkiej liczby kobiet, u których płód jest z wadą - ok. 1000 rocznie. Jeszcze przed tym wyrokiem ekstremalnie trudno było przerwać ciążę w Polsce. I tak większość robiła to za granicą.
Tyle tylko, że nas to cofa do czasów minionych, kiedy nie było USG, nie było genetyki, biologii molekularnej, nie było takiej wiedzy. A może my jesteśmy mentalnościowo po prostu jeszcze w minionym wieku, myślimy kategoriami religijnymi, nie naukowymi i nie lubimy wolności.
Myślimy: dziecko to dar Boga, a stwórca nie może być tak okrutny, że skaże to dziecko na tak straszne wady. Niestety, te straszne wady się pojawiają i to sprawa natury.
Mam nadzieję, że młodzi to zaczynają już rozumieć i z czasem będzie tak jak w innych krajach. Mam nadzieję, że nie będziemy religijnym przykładem dla innych krajów.
Teraz myślę, że mamy to na własne życzenie, przecież większość Polaków taką zmianę popiera.
No właśnie wcale nie popiera. W sondażach za całkowitym zakazem aborcji opowiada się 8-9 proc. badanych. W ostatnim sondażu IPSOS dla OKO.press 66 proc. osób badanych uznało, że "kobieta powinna mieć prawo do przerwania ciąży do 12. tygodnia jej trwania”.
No jak to? Przecież zaostrzenie ustawy było w programie PiS, programie prezydenta. Trzeba było czytać programy.
Zapewne mało kto czytał.
Bo widzi pani, u mnie było dużo takich pacjentek, co były za zakazem przerywania ciąży, ale przerywały. Przychodzi pacjentka, mówi, że chce przerywać ciążę z powodu wad płodu, bo jej sytuacja jest wyjątkowa. Ale generalnie jest przeciwko.
Wiele lat temu przyszedł do mnie znany działacz pro-life z córką. Oczywiście jest przeciwko aborcji, ale córka to co innego, córka tego nie zniesie, ta sytuacja jest wyjątkowa. Terminację ciąży wykonała za granicą. Teraz jest szczęśliwą mamą dwojga dzieci. A rzeczywiście wcześniejsza sytuacja pewnie by ją przerosła.
Jeżeli mamy wolność wyboru, to mamy wolność, nie przymus państwowy i nie "szczególne sytuacje". Ta hipokryzja mnie najbardziej denerwuje.
Zakaz przerywania ciąży na pewno nie służy życiu, to żadne życie. I na pewno nie służy demografii.
Jak wyglądało przerywanie ciąży przez ostatnie trzy miesiące, między wyrokiem a jego publikacją?
Nasz szpital nie utrudniał. Jeżeli były wskazania do zabiegu, to zabieg był. Na pewno jest ekstremalnie trudno w skali kraju. Ale na szczęście były - nieliczne - ośrodki, które robiły tego typu zabiegi, myśląc o kobiecie. Bo to nie ma żadnego związku z życiem “nienarodzonym”. To ma związek z kobietą.
Tak samo zresztą wyglądała sytuacja przed wyrokiem, przed październikiem 2020 roku. Zna pani przykład woj. podkarpackiego. Tam od dawna wszyscy są święci, nikt tam żadnych zabiegów nie robi. Chyba że tranzyt na Słowację.
I do pana szpitala przyjeżdżały pacjentki z całej Polski?
Nie. Było zresztą stanowisko Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, w którym wskazywano, że pacjentka musi mieć dostęp do legalnego zabiegu w swoim województwie. Oczywiście podkarpackie się wyłamało, wszyscy tam zgłosili klauzulę sumienia.
Dlaczego lekarze powołują się na klauzulę sumienia?
Bo ta klauzula sumienia to bezpieczna rzecz. Zgłaszam, jestem czysty, nikt się mnie nie czepia, nie może mieć pretensji, nie będzie nic sprawdzał. Tylko pacjentki cierpią. Trudno być lekarzem kobiet, łatwej koniunkturalistą.
Ale czego konkretnie się bali?
Tego, że ktoś zarzuci, że zabieg wykonany bez wystarczających wskazań. Ale też działaczy prolajferskich. Oni stoją z dużymi banerami przed szpitalem, często wywołują po nazwisku, że ten lekarz jest mordercą. Przecież nawet w sądzie, gdy sądzi się sprawę o prawdziwe morderstwo, to nazwisko jest utajnione. A tu nazwisko na banerze. Policja nic z tym nie robiła, nikt nie reagował. Nie egzekwował prawa, bo to przecież bezprawne.
A Pan jest za prawem do przerywania ciąży niezależnie od powodu?
Tak, jestem za, ale widzę, co się stało ze społeczeństwem przez te lata, jak zmieniła się mentalność. Nie jestem pewien, czy to da się odwrócić. Potrzeba lat.
Co odwrócić?
Pracowałem jeszcze w poprzednim systemie, gdy przerywanie ciąży było dozwolone [od 1956 do 1993 aborcja była dopuszczalna "ze względu na trudne warunki życiowe kobiety ciężarnej" - red.]. Wie pani, nikt wtedy nie trafiał do szpitali psychiatrycznych, nie przechodził załamania nerwowego po przerwaniu ciąży.
Nie było tego “syndromu postaborcyjnego”, bo nikt kobiet morderczyniami nie nazywał.
Oczywiście zdecydowanie lepiej, bezpieczniej skutecznie zapobiegać niechcianej ciąży niż ją przerywać. Ale nie zawsze się da i w większości krajów kobieta ma prawo wyboru, ma wolność wyboru. Polki tego pozbawiono w imię jakichś interesów politycznych.
A gdy płód jest z wadami, których nie można skorygować, to już jest nieludzie. To zadawanie tortur.
Mamy niesamowity postęp w diagnostyce prenatalnej, wiemy o płodzie coraz więcej, widzimy wady. Część wad można leczyć prenatalnie, cześć po urodzeniu. Ale części nie daje się pomóc. Wolność wyboru pozwala uniknąć nieszczęścia, cierpienia.
Diagnostyka prenatalna nie powinna służyć przygotowaniu pacjentki do urodzenia dziecka nieodwracalnie uszkodzonego. Takie podejście jest okrutne.
Po cywilizacji śmierci nastała cywilizacja życia.
To cywilizacja śmierci stworzyła USG, jak rozumiem? Biologię molekularną, precyzyjną diagnostykę? To jest dziwne i nowe pojęcie. Tak samo dziwne jest pojęcie “życia poczętego”.
Ale w tej całej cywilizacji życia panuje taki koniunkturalizm - lepiej powiedzieć, że się nie robi aborcji, niech sobie kobieta szuka, tuła się od szpitala do szpitala, może ktoś się zlituje. Terminacji ciąży dokonywali lekarze, którzy troszczyli się o kobiety, którym los kobiet nie był obojętny.
To także kwestia demografii. Po takim doświadczeniu przy pierwszej ciąży nie ma szans, by kobieta zaszła w kolejną. Ona nigdy nie urodzi kolejnego dziecka, będzie miała traumę.
A te dzieci, które się urodzą, będą oddawane do ośrodków opieki, jak w XIX w., bo rodzice nie będą w stanie się nimi zająć. Taka to cywilizacja życia.
A zdarzyło się, że pacjentka się rozmyśliła? Przyszła na zabieg, ale zrezygnowała?
Oj, na przestrzeni tych lat mogło się zdarzyć, ale to były absolutnie sporadyczne przypadki.
Jak jest pacjentka już przyjęta na przerwanie ciąży, to ona prawdopodobnie tyle wycierpiała, ganiali ją od szpitala do szpitala, od lekarza do lekarza i tak przeczołgali, że ona jest zdeterminowana, proszę mi wierzyć.
Nie było też mowy w Polsce o żadnym namawianiu na aborcję. Gdy okazywało się, że płód jest uszkodzony i ciążę można przerwać, to lekarz albo milkł i unikał pytań, albo - jeżeli z tych bardziej empatycznych - po prostu informował o różnych możliwościach, w tym prawnej możliwości przerwania ciąży.
Naprawdę, uzyskać dostęp do zabiegu przerwania ciąży było w Polsce bardzo trudno. Odsyłanie po kolejne zaświadczenia, niby konsultacje z kolejnymi lekarzami, przeciągnie terminów, aż jest za późno. Najważniejsze, żeby uniknąć odpowiedzialności. A że pacjentka cierpi?
Tak, ale to już przeszłość. Chociaż cierpienie coraz bardziej aktualne. Bo nie sądzę, by lekarze ryzykowali po publikacji wyroku.
Pozostaje oczywiście ta furtka dotycząca ratowania zdrowia psychicznego kobiety, ale nie wiem, który psychiatra będzie pierwszy, żeby wystawić takie zaświadczenie. Nie wierzę, że to się uda.
Widzi pan szansę na odwrócenie tej sytuacji? Na liberalizację przepisów.
Opozycja musiałaby mieć jedną linię postępowania, jedno zdanie w tej kwestii. Ale to się nie stanie. Nikt w Polsce nie lubi problemów z prokreacją, nieważne, czego by one nie dotyczyły.
*Lekarz, z którym rozmawiamy, chce pozostać anonimowy. Pracuje w jednym z polskich szpitali. Jest ginekologiem i położnikiem
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Komentarze