0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Tomasz StepienTomasz Stepien

Prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie naruszenia godności i nietykalności „kobiet z mostu” blokujących przemarsz oenerowców przez Warszawę pod neofaszystowskimi hasłami, bo szarpanie, opluwanie i lżenie kobiet „nie naruszyło interesu społecznego”.

OKO.press poinformowało o tym tutaj:

Przeczytaj także:

W normalnych czasach napisałabym, że choć uzasadnienie brzmi kuriozalnie, to jest poprawne prawnie. Bo naruszenie nietykalności cielesnej „poniżej siedmiu dni” jest przestępstwem prywatnoskargowym. Prokuratura takimi sprawami zajmuje się tylko, jeśli dostrzeże w tym interes społeczny. W tym wypadku nie dostrzegła. Być może dlatego, że „kobiety z mostu” blokowały legalną demonstrację, a to – co do zasady – jest wykroczeniem. W dodatku jest taki przepis w kodeksie karnym (art. 216), który (ust. 3) mówi, że „jeżeli zniewagę wywołało wyzywające zachowanie się pokrzywdzonego (…), sąd może odstąpić od wymierzenia kary”. I generalnie nie jestem zwolenniczką mieszania do wszystkiego prokuratury. Choć w tym przypadku raczej bym była, bo „kobiety z mostu” protestowały przeciwko neofaszyzmowi, prezentowanemu 11 listopada 2017 roku na niesionych przez ONR i innych nacjonalistów banerach i w hasłach. Sam marsz zresztą został jednoznacznie oceniony przez europejskie i światowe media jako rasistowski i neofaszystowski.

No więc w normalnych czasach uznałabym, że decyzja prokuratury jest niewłaściwa i nietrafna, chociaż prawnie można ją wytłumaczyć.

Ale nie żyjemy w normalnych czasach. Żyjemy w czasach, w których człowiek faktycznie rządzący krajem, Jarosław Kaczyński, już w grudniu 2015 roku oświadczył, że w Polsce są „obywatele gorszego sortu”. I kolejne blisko trzy lata rządów PiS są realizacją tej zapowiedzi, co widać w każdym przejawie działalności władzy PiS: od programów społecznych (500 plus nie dla samotnych matek), obsadzania wszelkich stanowisk, na które władza ma wpływ, w tym degradacjach i awansach w prokuraturze i sądownictwie, przez uprzywilejowanie miesięcznic smoleńskich i Marszów Wolności jako zgromadzeń wykluczających inne zgromadzenia, przez kary pieniężne wymierzane posłom opozycji przy jednoczesnym tolerowaniu nienawistnych wypowiedzi posłów partii rządzącej (np. skrajnie homofobiczne wypowiedzi seksaferzysty posła Pięty, posłanki Pawłowicz czy słynne „mordy zdradzieckie” w wykonaniu samego prezesa), aż do ostatnich zapowiedzi dotacji tylko dla tych samorządów lokalnych, gdzie wybory wygra PiS.

Teraz prokuratura pokazuje, że to samo dotyczy ochrony prawnej.

Obywatelki gorszego sortu, jakimi są „kobiety z mostu”, na ochronę prawną nie zasługują.

„Chyba nigdy nie czułam się aż tak wykluczona przez moje państwo, które »nie widzi interesu społecznego« w ściganiu tych, co lżą, kopią, szarpią i opluwają swoich współobywateli pod flagą biało-czerwoną” – powiedziała OKO.press „kobieta z mostu” Elżbieta Podleśna.

Ochrona teoretyczna

Prokuratura [pisma z uzasadnieniem umorzenia sprawy "kobiety z mostu" otrzymały 10 września 2018 - red.] uzasadniła umorzenie sprawy brakiem interesu społecznego i tym, że celem mężczyzn, którzy wymierzali kobietom kopniaki, pluli na nie, szarpali i wyzywali, „nie było pobicie, lecz okazanie niezadowolenia, a umiejscowienie obrażeń pokazuje, że przemoc nie była wymierzona w newralgiczne punkty ciała”.

W Polsce PiS obywatele prima sort rzeczywiście mają szeroką swobodę okazywania niezadowolenia wobec obywateli gorszego sortu. Na przykład gdy w zeszłym roku Młodzież Wszechpolska zaatakowała demonstrację KOD w Radomiu i pobiła jednego z działaczy,

rzeczniczka PiS Beata Mazurek oświadczyła, że wprawdzie ogólnie agresja nie jest godna pochwały, ale w tym wypadku można atakujących zrozumieć.

Zrozumiała ich zresztą prokuratura, bo wycofała zarzuty wobec Wszechpolaków i postawiła je pobitemu.

Gdybyśmy żyli w normalnych czasach, w komentarzu napisałabym dalej, że „kobiety z mostu” mają szanse na ochronę prawną, bo przecież są jeszcze sądy w Rzeczpospolitej. Kobiety mogą, w trybie prywatnoskargowym, wnieść oskarżenie przeciw tym, którzy je szarpali i lżyli.

Ale nie żyjemy w normalnych czasach. I „kobiety z mostu” muszą się liczyć z tym, że sprawa trafi na sędziów „dobrej zmiany”. PiS uchwalił bowiem przepisy, które pozwalają prezesom sądów manipulować składami sądzącymi, odbierając sędziom sprawy w ramach „zmiany zakresu obowiązków” (już dotknęło to sędziego Waldemara Żurka). A jeśli sprawa trafi do „niewłaściwego” składu, kierownictwu sądu grozi nawet odpowiedzialność karna, czego dowodzi wznowione właśnie postępowanie w sprawie rzekomych nadużyć przy wyznaczeniu składów orzekających w sprawie aresztu dla podejrzanych w tzw. aferze polickiej (sędziowie nie zgodzili się na areszt, uznając, że dowody są za słabe). Trwają przesłuchania pracowników sądów rejonowego i okręgowego. Sprawę prowadzi gdańska prokuratura. Jednocześnie prokurator regionalny w Gdańsku wysłał do prokuratorów polecenie zebrania danych, jak który sędzia stosuje areszty i wyrokuje, czy jest surowy, czy raczej łagodny. Ta wiedza nie byłaby prokuratorom potrzebna, gdyby nie mieli możliwości manipulowania, do którego sędziego sprawa trafia.

Sądy powoli zaczynają być instytucjami pod nadzorem prokuratury. Prokuratura, bez oparcia w przepisach prawa, żąda wycofania pytania prejudycjalnego sędziego Igora Tulei do Trybunału Sprawiedliwości UE. Prokuratura Krajowa sugeruje odpowiedzialność karną sędziów Sądu Najwyższego za zawieszenie przez nich przepisów, o które zapytali TSUE. A miesiąc temu naczelnik rzeszowskiego Oddziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej telefonicznie żądał od sędzi zmiany postanowienia – pod groźbą postępowania dyscyplinarnego. W Izbie Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego sądzić będą sędziów mianowani tam prokuratorzy.

W tych warunkach prawo „kobiet z mostu” do ochrony prawnej ich nietykalności i godności jest mocno teoretyczne. Nie zależy już nawet od osobistej, wewnętrznej niezawisłości i odwagi sędziego, który dostałby tę sprawę, bo państwo PiS może po prostu nie dopuścić do jej sądzenia nieswoich sędziów.

Co na zarzut dyskryminacji odpowiada państwo PiS? „Nie podoba się? Wyp…ć!”.

Ewa Siedlecka jest publicystką "Polityki", ten tekst ukazał się na jej Blogu Konserwatywnym.

;

Udostępnij:

Ewa Siedlecka

Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.

Komentarze