0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Nie należy dać się zmylić wielokrotnie powtarzanym przez premiera Mateusza Morawieckiego obietnicom wobec przedsiębiorców. Nowy premier obiecał im:

  • bardziej przyjazną biurokrację;
  • uproszczenie systemu podatków i danin wobec państwa;
  • zmniejszenie liczby praw i regulacji;
  • wsparcie dla działalności badawczo-rozwojowej.

Mimo to prywatni przedsiębiorcy mają podrzędne znaczenie w wielkim dziele modernizacji, które chce podjąć Morawiecki. Naczelna rola przypada w nim państwu.

Oto kluczowy cytat z exposé

"Państwo wraca do gry na poważnie. Do przedsiębiorczych przedsiębiorców dołącza teraz również przedsiębiorcze państwo".

Jego zdaniem, "to państwo wylało fundamenty pod sukces amerykańskiej Doliny Krzemowej czy izraelskiej innowacyjności, czy przemysłu koreańskiego albo niemieckiego. Trzeba znaleźć złoty środek między państwem minimum, które opuszcza swoich obywateli, jak to często bywało w naszej ostatniej przeszłości, a ociężałym państwem biurokratycznym. Nie chcemy ani jednego, ani drugiego".

I jeszcze: "Chcemy dokonać wielkiej modernizacji Polski. Głęboko wierzę, że nasza narodowa suwerenność i tradycja są atutem w tych modernizacyjnych zmaganiach. Atutem, a nie balastem, jak niektórzy nam to próbowali wmówić".

Podobne myśli nie są nowe zarówno w retoryce PiS - w tym samego Jarosława Kaczyńskiego - jak i Morawieckiego, który wyraził je w lipcu 2017 roku podczas kongresu partii w Przysusze (to wystąpienie można zobaczyć tutaj, a streszczenie przeczytać tutaj). Podobne idee przyświecały także „planowi Morawieckiego”, czyli oficjalnej polityce gospodarczej rządu Szydło.

Jednym z głównych zarzutów, które PiS stawiał kolejnym rządom III RP, było podporządkowanie obcym siłom (dobrowolne, ze względów ideologicznych, jak i agenturalne, ze względu na uzależnienie od zagranicznych patronów). PiS chętnie mówi o potrzebie przywrócenia Polsce „podmiotowości”, czy to w stosunkach międzynarodowych - gdzie oznacza to dziś opozycję wobec Brukseli - jak i w stosunkach gospodarczych.

Partia Kaczyńskiego już od lat 90. była nieufna wobec obcego kapitału. Z jednej strony jego napływ przynosił korzyści — prawie 2/3 polskiego eksportu jest generowane przez firmy z zagranicznym kapitałem — ale z drugiej obce firmy traktowały Polskę jako montownię, a zyski transferowały za granicę. W Przysusze Morawiecki mówił, że zagraniczni kapitaliści wywożą co roku z Polski 5 proc. PKB.

„Model rozwoju zależnego” odrzucił też w exposé. Mówił: "Polska polityka rozpięta jest między dwie błędne wizje. Z jednej strony wizja rozwoju zależnego, czyli 25 lat III RP która przewiduje dla Polski jedynie rolę peryferii. Z drugiej strony głosy, że Polska miałaby się odgrodzić murem od reszty świata. My chcemy żeby Polska była wielka. Polska jest częścią Zachodu. A jeśli tak, to musi mieć globalne aspiracje i nie bać się konkurencji. Nie bać się współpracy.

Potrzebujemy zatem państwa i silnej tożsamości, by wyrwać się z roli peryferii we współczesnym kapitalizmie. Dlatego jedną z głównych idei dla planu rozwoju jest wykreowanie polskich firm, jako globalnych championów".

Wszystkie te idee są całkowicie sprzeczne z liberalną doktryną ekonomiczną, która mówi, że państwo powinno trzymać się z daleka od „kreowania championów” i tak daleko idącej interwencji w grę sił rynkowych. Żaden z premierów III RP nie wyraził do tej pory swojej nieufności wobec rynku w tak jednoznaczny sposób. Najciekawsze, że te słowa wypowiedział człowiek, który ma za sobą bogatą karierę w bankowości i sam był prezesem wielkiego banku z obcym kapitałem.

Idee Morawieckiego mają długą tradycję w historii polskiej myśli ekonomicznej - w której liberalizm tylko w krótkich okresach czasu odgrywał dominującą rolę. Od 200 lat, jeśli tylko mieliśmy własne państwo (lub chociaż jego namiastkę), kierownicy polityki gospodarczej dochodzili do podobnych wniosków jak Morawiecki, w dodatku na podstawie tych samych, albo bardzo zbliżonych przesłanek.

  • W czasach Królestwa Kongresowego (1815-1830) uprzemysłowienie przez aktywność rządu (finansowaną z podatków obciążających konsumpcję, a więc obciążającą dla ludności) próbował prowadzić ks. Ksawery Drucki-Lubecki;
  • W Dwudziestoleciu międzywojennym to państwo prowadziło największe inwestycje gospodarcze - takie jak budowę portu w Gdyni (do której Morawiecki porównuje budowę Centralnego Portu Lotniczego) czy Centralnego Okręgu Przemysłowego;
  • W czasie PRL, w tym w pierwszych latach powojennych (czyli przed przejęciem modelu sowieckiego), nie tylko władze, ale i wielu ekonomistów polskich uznawało konieczność planowania gospodarczego i prowadzenia kluczowych inwestycji przez państwo.

Argumenty za aktywnością państwa były także podobne.

  • Rodzimego kapitału prywatnego jest za mało;
  • Zagraniczny kapitał nie chce do nas przychodzić, a jak przychodzi, traktuje nas jak podwykonawcę, na którym chce zarobić;
  • Gospodarka polska, żeby wyrwać się z zaklętego kręgu niskich inwestycji i niskich dochodów, potrzebuje potężnego pchnięcia inwestycyjnego ze strony państwa.

Nie jest jasne, czy Morawiecki wie, że miał w historii Polski wielu poprzedników o podobnych poglądach. Sam czerpie inspirację z książek Mariany Mazzucato, włosko-amerykańskiej ekonomistki, do której najważniejszej pracy zatytułowanej „Przedsiębiorcze państwo” napisał przedmowę (do polskiego wydania).

Nie jest także jasne, czy Morawiecki zna efekty dotychczasowych przedsięwzięć etatystycznych w naszej historii. Zawsze udawały się połowicznie — nadrabialiśmy część dystansu wobec światowego centrum, ale takie centralne zarządzanie gospodarką prowadziło do kryzysów, marnotrawstwa środków, wydajność i produktywność państwowych firm była niska, często rosło też zadłużenie. Za kilka lat przekonamy się, czy tym razem będzie inaczej.

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze