Opozycja bije na alarm: media publiczne padają ofiarą religijnej ideologizacji! Ale zapisy o szczególnej roli "wartości chrześcijańskich" obowiązują od początku III RP. Ofiarą padał Kukiz, kabarety, Hoop Cola, ale też poważni artyści. I odwrotnie, propagowanie "chrześcijaństwa" w wersji Radia Maryja zapewnia koncesję za darmo
Opozycja bije na alarm: media publiczne podlegają religijnej ideologizacji! Podczas ostatniego posiedzenia Sejmu poseł Nowoczesnej Krzysztof Mieszkowski krytykował 20 lipca 2018 zapis nowelizowanej ustawy o radiofonii i telewizji, w myśl którego media publiczne „powinny respektować chrześcijański system wartości, za podstawowe przyjmując uniwersalne zasady etyki”.
Poseł uznał ten zapis za niekonstytucyjny i powołał się na art. 25 Konstytucji, zgodnie z którym "władze publiczne zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym".
Poseł może mieć rację, ale rzecz w tym, że zapis o respektowaniu wartości chrześcijańskich obowiązuje praktycznie przez całą III RP.
Temat przez lata był nieporuszany. Teraz pojawił się na marginesie dyskusji o nowelizacji ustawy o mediach publicznych. Ma ona
wzmocnić Krajową Radę Radiofonii i Telewizji i pozwolić jej karać publiczne radio i TV za niewywiązywanie się z misji publicznej, co w obecnej konfiguracji politycznej może oznaczać wzmocnienie nacisku na "wartości chrześcijańskie".
Misja publiczna ma być definiowana przez „kartę powinności”, podpisywaną przez każdego nadawcę publicznego z Radą. Wszystko to oczywiście pozostanie fikcją, dopóki media publiczne traktowane są przez władzę przede wszystkim jako narzędzie siermiężnej propagandy, a nad KRRiTV kontrolę ma partia rządząca.
W PiS-owskiej nowelizacji religii nikt nie rusza, bo religia już od dawna jest w ustawie.
Możemy mieć pretensje do prawodawców sprzed 26 lat - trudno nie przyznać racji wiceministrowi Jarosławowi Sellinowi z PiS, który tak odpowiedział posłowi Nowoczesnej. Gdy jednak władza w Polsce się zmieni – a kiedyś się zmieni – warto by ta nowa zapamiętała słowa Mieszkowskiego i zajęła się sprawą „media a religia”.
Już pierwsza uchwalona wersja ustawy o radiofonii i telewizji z 1992 r. zawierała art. 18 p. 2 „Audycje powinny szanować uczucia religijne odbiorców, a zwłaszcza respektować chrześcijański system wartości”.
Punkt 2. 6. artykułu 21 mówi z kolei – również od 26 lat - że publiczne media „powinny respektować chrześcijański system wartości, za podstawę przyjmując uniwersalne zasady etyki”.
Przeciwko zapisom protestował w 1992 r. ówczesny poseł SLD Marek Siwiec: „Zawierają ponawianą w wielu miejscach próbę ideologizacji radia i telewizji w ogóle, a tych publicznych w szczególności”.
Co ciekawe,
jako przykład działającej już religijnej cenzury Siwiec podawał fakt, że szereg rozgłośni odmówiło nadawania piosenki „ZChN zbliża się” – śpiewanej w latach 90. przez dzisiejszego posła Pawła Kukiza (warto posłuchać...).
Z „chrześcijańskim systemem wartości” jest ten problem, że nie do końca wiadomo, kiedy sprowadzają się one do humanistycznie interpretowanego Dekalogu czy do ewangelicznego nakazu miłości bliźniego, a kiedy zaczynają oznaczać biopolitykę współczesnych hierarchów rzymskokatolickich: antykobiecą propagandę w sprawie aborcji czy in vitro albo nakaz kultu głowy państwa Watykan.
Czy powiedzenie na antenie „Bóg nie istnieje” narusza przepisy, czy nie? Za interpretatorów wartości chrześcijańskich chcą najczęściej uchodzić prawicowi politycy w garniturach i sutannach, a także w redakcjach prawicowych mediów.
Jak działał w praktyce zapis o „wartości chrześcijańskie”?
Religijne ingerencje KRRiTV w przekaz polskich mediów były do tej pory dość zabawne, choć nie pozbawione znaczenia. W 2013 Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji ukarała niebagatalnym mandatem 5 tys. złotych Kabaret Limo za występ, w którym pojawiły się m.in. żarty z papieża. W tym dialog:
"- Papież to jest zwykły facet, zjada, przełyka, trawi, puści bąka.
- Nie! Papież?!"
Choć jest wiele powodów, by nie emitować polskich kabaretów, OKO.press uznaje dbałość o uczucia religijne za jeden z mniej istotnych.
Jak podawał branżowy portal Press.pl, po emisji skeczu Limo „wpłynęło 12 skarg - jedna od parlamentarnego zespołu ds. przeciwdziałania ateizacji Polski, pozostałe od osób prywatnych. Dyrekcja TVP 2 w komunikacie z 11 marca "przeprosiła wszystkich widzów, którzy poczuli się urażeni programem”.
W orzeczeniu KRRiTV argumentowała, że „zgodnie zarówno z linią orzecznictwa, jak i literaturą przedmiotu satyra nie może naruszać godności ludzkiej, a satyryczna forma wypowiedzi nie zawsze jest wystarczającym usprawiedliwieniem dla takich naruszeń, niezależnie wobec kogo i o jakiej porze zostały dokonane. Trzeba mieć to na uwadze, oceniając kwestię tak delikatną, jaką są uczucia religijne”.
Inny ciekawy przykład to bluźniercza rzekomo reklama Hoop Coli. W 2009 r. KRRiTV wezwała do zaprzestania emisji spotu, w którym slogan polskiego napoju słodzonego śpiewany był na melodię pastorałki „Hej, w dzień narodzenia!”.
Można nie przepadać za polskimi zamiennikami kultowego amerykańskiego napoju, ale zakaz parafrazowania motywów religijnych w telewizji ośmiesza Krajową radę. Może też uderzać w poważniejszą sztukę,
prowadzić np. do karania za retransmitowanie krytycznych, politycznych przedstawień teatralnych – o ile oczywiście kiedyś jakaś władza wpuści je na antenę.
Rozsądniej w sprawie „religia, media, sztuka” zachowywały się sądy. Ciekawa była tu obecność telewizyjnego wątku w słynnej sprawie artystki wizualnej Doroty Nieznalskiej. W 2003 roku. Nieznalska została skazana na prace społeczne za obrazę uczuć religijnych instalacją „Pasja”, składającą się m.in. z rzeźby przedstawiającej męskie genitalia na krzyżu.
W 2010 roku artystka wygrała w apelacji. Sąd uznał, że do „skandalu” i uznania dzieła za naruszenie uczuć religijnych przyczynił się sposób relacjonowania w TVN. Sędzia Teresa Bertrand stwierdziła, że ”TVN dokonała w tym przypadku manipulacji w celu wywołania skandalu i zwiększenia oglądalności” i określiła działanie stacji jako „wyrazisty przykład tabloidyzacji”.
Podobnie mógłby dziś bronić się Teatr Powszechny, którego „Klątwę” TVP relacjonowało w sposób jeszcze bardziej tabloidowy i „wyrazisty”. Jeżeli oczywiście kiedyś sprawa spektaklu Olivera Frljića z prokuratury trafi do sądu – i to wolnego od politycznej kontroli.
Poważniej robi się, gdy chodzi o pieniądze. Religia zwalnia w Polsce media z całkiem sporych opłat za koncesję. Jak? Zdobywając status nadawcy społecznego. Mogą go zgodnie z obowiązującą ustawą otrzymać te stacje radiowe i telewizyjne, których program:
Nadawca społeczny nie płaci za koncesję, nie może za to zarabiać na reklamach. Choć o status taki mogą się ubiegać stowarzyszenia i fundacje oraz związki wyznaniowe - dziś wszyscy nadawcy społeczni w Polsce to nadawcy religijni.
Na osiem podmiotów, które otrzymały bezpłatną koncesję – siedem to instytucje katolickie, jedna – prawosławna.
Nie trzeba oczywiście mieć statusu nadawcy społecznego, by pełnić społeczną misję. Np. uniwersyteckie Radio Kampus płaci za koncesję ok. 300 tys. zł za 10 lat. Zaś małe lokalne radio Lem.fm z Gorlic, nadające m.in. w języku mniejszości łemkowskiej – 14,4 tys. zł (cena koncesji zależy od ilości reklam i zasięgu stacji).
Jako pierwsze status nadawcy społecznego otrzymało w 2001 roku roku Radio Maryja. Bezpłatną koncesję na radio Rydzyka dostała warszawska prowincja zakonu redemptorystów. W 2005 wartość tej koncesji szacowano na 2-3 mln złotych. Ciekawostką jest, że zaraz po otrzymaniu bezpłatnej koncesji redemptoryści nie chcieli składać do Krajowej Rady pełnych sprawozdań finansowych, jak inni nadawcy. Naczelny Sąd Administracyjny orzekł jednak, że muszą to robić.
Dziś w zasięgu Radia Maryja mieszka zdaniem KRRiTV 30,5 mln Polaków. Nadawca Radia Rydzyka nie ponosi opłat. Dla porównania – TOK FM za 10-letnią koncesję obejmującą zasięgiem 9,6 mln ludzi zapłaciło 3,2 mln zł. Zaś RMF FM – docierające wg koncesji do 36,2 mln ludzi – 12,1 mln zł.
Nadawcą społecznym nie jest z kolei należąca także do imperium Rydzyka Telewizja Trwam. Jej formalnym nadawcą nie jest zakon, a prowadzona przez Rydzyka Fundacja Lux Veritatis. Za miejsce na cyfrowym naziemnym multipleksie w latach 2013-2023 płaci ona 12 mln 945 tys. zł w dziesięciu ratach i może emitować reklamy jak każdy nadawca komercyjny. Jednocześnie spora część audycji TV Trwam i Radia Maryja produkowana jest wspólnie. To kolejny przykład menadżerskich talentów ojca dyrektora.
Jednak kierujący medialną siecią z Torunia nie są wciąż zadowoleni z udziału w reklamowym torcie. Zdaniem dyrektorki Fundacji Lux Veritatis Lidii Kochanowicz-Mańk za nienajlepszą pozycję Trwam na rynku reklamowym odpowiada nieuczestniczenie w badaniach oglądalności prowadzonych przez firmę Nielsen. Z kolei sam Rydzyk narzekał w zeszłym roku: „Mimo że jest ta dobra zmiana w Polsce, my ze spółek Skarbu Państwa mamy mniej, niż kot napłakał”.
Kot, którego miał na myśli Rydzyk musi się łatwo wzruszać, bo - jak podliczyło OKO.press - od początku „dobrej zmiany” na konta powiązanych z "ojcem redaktorem" spółek i fundacji wpłynęło łącznie co najmniej 80.921.021 złotych z publicznych pieniędzy.
Kościół
Media
Propaganda
Paweł Kukiz
Krzysztof Mieszkowski
Tadeusz Rydzyk
Telewizja Polska
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji
Media publiczne
Radio Maryja
TV Trwam
dziennikarz, krytyk teatralny i publicysta. Od 2012 stały współpracownik "Gazety Wyborczej", od 2009 - "Dwutygodnika". Pisze m.in. o kulturze, cenzurze, samorządach i stosunkach państwo-Kościół.
dziennikarz, krytyk teatralny i publicysta. Od 2012 stały współpracownik "Gazety Wyborczej", od 2009 - "Dwutygodnika". Pisze m.in. o kulturze, cenzurze, samorządach i stosunkach państwo-Kościół.
Komentarze