0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Tomasz Pietrzyk / Agencja GazetaTomasz Pietrzyk / Ag...

Dość późne jak na kalendarz wyborczy ogłoszenie kandydatury Kidawy-Błońskiej na premiera przez Koalicję Obywatelską miało zminimalizować liczbę negatywnych treści na jej temat. Jednak dyskredytująca kampania rozpoczęła się od razu 4 września, dzień po poinformowaniu przez Grzegorza Schetynę o nowej roli Kidawy-Błońskiej.

Prześledziłam w jaki sposób w ostatnim tygodniu przeciwnicy polityczni KO budowali negatywny obraz kandydatki na premiera. Jej wizerunek jest istotny, bo – jak wskazuje najnowszy sondaż dla RMF FM i „Dziennika Gazety Prawnej” – dziś co czwarty badany nie ma zdania na temat Kidawy-Błońskiej.

To właśnie nastawienie tych osób może realnie wpłynąć na wyniki wyborów. Kluczowym dylematem w kampanii będzie więc, czy Koalicji Obywatelskiej uda się pokazać Kidawę-Błońską pozytywnie, zanim jej przeciwnicy upowszechnią negatywny obraz polityczki.

Czym zaatakować prawnuczkę prezydenta i premiera?

Ruch Schetyny rzeczywiście zaskoczył konkurencję. 3 września 2019, w dniu podania do wiadomości tej personalnej nominacji, prawica nie była w stanie wygenerować negatywnego przesłania na temat nowej liderki KO.

Małgorzata Kidawa-Błońska jest znana i lubiana, mało kontrowersyjna i stonowana. Wszystko zmieniło się następnego dnia, gdy ruszyła akcja dyskredytująca. Analiza wpisów w sieci oraz materiały mediów związanych z PiS doskonale pokazują jej kolejne etapy.

Przypadek Kidawy-Błońskiej jest dla prawicy o tyle trudny, że nie da się wobec niej zastosować metody najczęściej wykorzystywanej w politycznym hejcie ostatnich lat, czyli nie da się zaatakować jej rodziny i przodków. Pani wicemarszałek Sejmu jest prawnuczką prezydenta II RP Stanisława Wojciechowskiego i Marii Wojciechowskiej oraz premiera II RP Władysława Grabskiego i Katarzyny Grabskiej.

Konkurenci polityczni musieli więc znaleźć inny sposób na czarny PR. I znaleźli.

Już 3 września wieczorem pojawiły się wpisy i materiały, w których wytykano jej wypowiedzi z poprzednich lat, zwłaszcza z okresu, gdy była rzeczniczką prasową rządu Donalda Tuska.

Ton tej narracji nadał materiał wyemitowany 4 września w głównym wydaniu „Wiadomości” TVP, zatytułowany „Poglądy kandydatki na premiera”. Pokazano w nim fragmenty wypowiedzi z różnych lat, a dobrano je tak, by dotyczyły tematów budzących największe społeczne emocje.

Z materiału można więc się było dowiedzieć, że Kidawa-Błońska jest za przedłużeniem wieku emerytalnego kobiet do 67 lat, popierała wysyłanie do szkół sześciolatków oraz obiecała, iż jeśli będzie rządziła, „na pewno rozlokuje 7 tysięcy uchodźców w naszym kraju” (chodziło o obietnicę premier Ewy Kopacz przyjęcia 7 tys. uchodźców przez Polskę).

Pokazano również fragment rozmowy z 2014 roku, z której wynikało, że Kidawa-Błońska nie potrafiła jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, gdzie „zniknęły” miliardy z funduszy OFE (po pamiętnej decyzji premiera Tuska o przesunięciu części środków z OFE do ZUS).

W lutym 2014 r. rząd Donalda Tuska podjął decyzję o przeniesieniu z OFE do ZUS-u 153 miliardów złotych. Ten ruch miał zmniejszyć dług publiczny Polski. I zmniejszył, ale jedynie o 134 miliardy zł.

Pojawiły się więc pytania, co się stało z 19 mld złotych – o nie właśnie dziennikarze pytali wówczas m.in. Małgorzatę Kidawę-Błońską. Jak wyjaśniło Ministerstwo Finansów, miliardy nigdzie nie zginęły, tylko zostały zaksięgowane w dwóch różnych rubrykach.

130 miliardów zł w Skarbowych Papierach Wartościowych odjęto od długu publicznego, natomiast resztę kwoty stanowiły zabrane z OFE obligacje Krajowego Funduszu Drogowego, których nie można było odjąć od długu publicznego, bo wcześniej zostały usunięte z definicji długu publicznego.

Zaksięgowano je w Funduszu Rezerwy Demograficznej, czyli trafiły do budżetu państwa, choć nie zmniejszyły zadłużenia. Szczegółowo informowało o tym wówczas radio RMF FM.

Fragmenty wywiadów, pokazane bez szerszego kontekstu, wprowadzają zamęt i nie pozwalają na rzeczywiste zapoznanie się z poglądami Kidawy-Błońskiej, ale za to z materiału wynika , że obecna wicemarszałek Sejmu popierała wszystko to, co złego chciał zrobić rząd PO-PSL. I zdaje się o to autorom materiału chodziło.

Ten sam schemat „Wiadomości” TVP wykorzystały także w kolejnych dniach: w materiale z 6 września „Schetyna nie chce być twarzą klęski” zaprezentowano wypowiedź, w której polityczka jako rzeczniczka rządu Tuska tłumaczyła fakt przywiezienia ówczesnemu ministrowi Radosławowi Sikorskiemu pizzy przez funkcjonariuszy BOR.

W materiale z 7 września „PO obiecuje złote góry” przypomniano fragment wywiadu, gdy Kidawa-Błońska odpowiadała na pytanie o obiecane przez Donalda Tuska laptopy dla każdego ucznia.

Jak widać, w TVP trwa głęboki research dotyczący Kidawy-Błońskiej, polegający przede wszystkim na oglądaniu wcześniejszych nagrań rozmów z nią i wyławianiu fragmentów, które można dziś wykorzystać przeciwko kandydatce na premiera.

Mówi – źle. Milczy – jeszcze gorzej

Natomiast Centrum Medialne, portal stworzony rok temu przez byłych pracowników mediów państwowych (Grzegorza Pawelczyka, byłego szefa TVP Info i Klaudiusza Pobudzina, byłego dyrektora Telewizyjnej Agencji Informacyjnej), udowodnił, że polityczce można zarzucać nawet to, że na jakiś temat… milczy.

„Kidawa-Błońska jeszcze niedawno zachwalała kartę LGBT+. Teraz nagle zamilkła w tej sprawie” – artykuł o takim tytule pojawił się na stronie 7 września. I chodziło w nim wyłącznie o to, że Kidawa-Błońska od kilku dni nie powiedziała nic na temat karty LGBT+.

Już 3 września, po ogłoszeniu polityczki kandydatką na premiera, portal przypomniał jej wypowiedź na temat rozlokowania 7 tys. uchodźców w Polsce – tę samą, która następnego dnia wykorzystały „Wiadomości” TVP.

Warto zwrócić uwagę na sposób przekazania informacji. Tytuł artykułu brzmi: „Kidawa-Błońska zapowiedziała przyjęcie tysięcy uchodźców”, a w tekście nie ma ani słowa o tym, kiedy ta wypowiedź została wygłoszona.

Mniej dociekliwy odbiorca odniesie wrażenie, że to cytat bieżący, a nie pochodzący z maja 2017 roku. Portal powołał się na to, iż wypowiedź przypomniał „jeden z internautów”. Sprawdzam - chodzi o tweet z konta @PikuśPOL. Tak się składa, że to jeden z naczelnych trolli prawicy na Twitterze.

W panią wicemarszałek Sejmu uderza także skrajna prawica. Konfederacja Korwin Braun Narodowcy już 3 września wieczorem w poście na Facebooku powołała się na (opisaną powyżej) wypowiedź Kidawy-Błońskiej nt. miliardów z OFE.

Post został udostępniony ponad 2,5 tys. razy. 4 września natomiast Partia Wolność opublikowała infografikę, w której zestawiono tę samą wypowiedź Kidawy-Błońskiej z wypowiedzią Jacka Sasina z PiS, także na temat pieniędzy z OFE, by uderzyć jednocześnie w obie partie i zaapelować do głosowania na Konfederację.

Post, udostępniony także przez Janusza Korwin-Mikkego, znalazł się w gronie najpopularniejszych wzmianek w sieci nt. Kidawy-Błońskiej, w dniach 4-9 września.

Internetowy hit: gdzie jest program?

Szeroko rozpowszechniany był także tweet wiceministra cyfryzacji Adama Andruszkiewicza, z 4 września: „Nie ma znaczenia, kto jest kandydatem PO na premiera. Oni i tak mają prosty cel: Zlikwidować 500 plus, IPN, CBA. Sprzedać TVP i inne polskie firmy. Wprowadzić euro, ściągnąć polskich imigrantów, promować LGBT. Czy to będzie G. Schetyna, czy m. Kidawa-Błońska – efekt będzie ten sam!”.

Tweet zdobył ponad 2 tysiące polubień. Tweet posła PiS Dominika Tarczyńskiego z 6 września - nieco mniej, bo 1,8 tys. (w momencie wykonywania screenu). Tym razem Kidawie-Błońskiej obrywa się za to, że na konwencji KO zapowiedziała przywrócenie 50-procentowych kosztów przychodu dla twórców. „Przecież sami to zabrali!!!” – komentuje Tarczyński.

Jeden z popularnych sieciowych wpisów to mem z postacią powstałą z połączenia zdjęć Kidawy-Błońskiej i Grzegorza Schetyny, z podpisem „Grzegorzata Kidawa-Schetyńska”. Inny to fragment wypowiedzi polityczki z ostatniej konwencji Koalicji Obywatelskiej. Chodzi o ten moment, gdy podczas głównego przemówienia, w którym Kidawa-Błońska prezentowała program KO, okazało się, że na mównicy nie ma broszury programowej. Polityczka musiała poczekać, aż broszurę poda jej ktoś z sali.

„Hit!!! Kidawa: te zwykłe ludzkie sprawy zawarliśmy w naszym programie. Gdzie jest program?” – tweetuje w sobotę Edyta i dołącza video, które rozchodzi się w sieci natychmiast. Rzeczywiście staje się internetowym hitem.

W ciągu zaledwie jednego dnia fraza „Gdzie jest program?” pojawia się w ponad 2200 wzmiankach i zyskuje prawie 1 milion zasięgu. Facebookowe konto @ArekPikuś (odpowiednik twitterowego @PikuśPOL) zamieszcza nagranie pod hasłem: „Kidawa Błońska. Poszukiwacze zaginionego programu”. Udostępniają je także oficjalne konta regionalne PiS, m.in. z Pomorza czy Krakowa.

Trolling a'la Komorowski

Nic dziwnego, video doskonale pasuje do najnowszego przekazu nt. wicemarszałek Sejmu. Pierwotna narracja ewoluuje bowiem, przechodząc od prostego przypominania jej wypowiedzi do budowania negatywnego wizerunku za pomocą rozmaitych rzekomych „wpadek”.

W sieciowych postach zaczynają pojawiać się porównania do… Bronisława Komorowskiego. „Pani Kidawa-Błońska, gdyby przypadkiem wygrała to reprezentowała by styl pana Komorowskiego, na niczym się nie znać, ogromna ilość wpadek. Przepaść ogromna między nią a PAD” – pisze na Twitterze Teresa.

O jakie wpadki chodzi? Oczywiście znowu o wypowiedzi polityczki sprzed lat. Już 6 września ich zestawienie opublikował fanpage Prażona Cebula, którego głównym zadaniem jest wyśmiewanie opozycji. Grafika to trzy cytaty (znowu bez podanych dat): o brakujących miliardach z OFE, na temat przekopu Mierzei Wiślanej oraz o podniesieniu składki rentowej.

To rzeczywiste wypowiedzi Kidawy-Błońskiej, nie najszczęśliwsze, ale też nie kompromitujące. Jednak wyrwanie ich z kontekstu sprawia wrażenie, że są wypowiadane przez osobę niezorientowaną, a jej brak przygotowania merytorycznego ma budzić u odbiorcy zażenowanie.

Wystarczyłoby oczywiście posłuchać szerszych wypowiedzi Kidawy-Błońskiej, by wiedzieć, że o braku przygotowania nie ma mowy – ale przecież do odbiorców takich zestawień jak ten na „Prażonej Cebuli” mają dotrzeć wyłącznie wskazane fragmenty, a nie całość; ma powstać wrażenie „obciachu” – a obciachowość polityka to jeden z najgorszych elementów wizerunku, ponieważ skutecznie budzi antypatię i podważa wiarygodność.

Tego, że ludzie nie chcą głosować na obciachowego polityka, doświadczył m.in. Bronisław Komorowski. Tym groźniejsza jest narracja, którą właśnie zaczęła budować prawica w stosunku do Kidawy-Błońskiej.

Porównanie jej do prezydenta Komorowskiego jest zresztą uzasadnione także w szerszym zakresie. W stosunku do nich obojga konkurencja polityczna nie była i nie jest w stanie wyprowadzić ataku związanego z pochodzeniem czy z przeszłością.

Kidawa-Błońska budzi sympatię ludzi (co widać choćby w pierwszym po ogłoszeniu nominacji sondażu poziomu zaufania do polityków). Komorowski również mógł liczyć na sympatię, dostawał wysokie noty w sondażach poparcia i zaufania. Wydawało się, że nie ma czym go zaatakować, poza kwestiami dotyczącymi bieżącej polityki, ale do tego prezydent był przygotowany.

A jednak ośmieszono go, wykorzystując jego własne wypowiedzi, wyrwane z kontekstu i wielokrotnie interpretowane w sposób niekorzystny dla niego.

Kidawa-Błońska jest w podobnej sytuacji. Możemy dziś obserwować, jak realizowany jest model trollingu a'la Komorowski: najpierw research wypowiedzi sprzed lat, potem wytykanie każdego bieżącego potknięcia, nagłaśnianie „wpadek” i obśmiewanie.

Jeśli ten schemat będzie realizowany w obecnej kampanii, Kidawa-Błońska powinna być przygotowana na rozmaite prowokacje podczas otwartych spotkań, choćby podstawionych „zaniepokojonych wyborców”, przygotowane wcześniej kontrowersyjne pytania czy ośmieszające rekwizyty (jak słynne krzesło na spotkaniach z Komorowskim).

Brudziński: Kidawa-Błońska kwiatkiem do kożucha

Jeśli przyjrzymy się wypowiedziom polityków i publicystów prawicy, okaże się, że powodem deprecjonowania Kidawy-Błońskiej może być dosłownie wszystko.

Jarosław Gowin stwierdził, że Kidawa-Błońska jest „jak królik z kapelusza”, publicysta Witold Gadowski (TV Republika, 9 września): „Ta pani Kidawa-Błońska wygląda jak ładna filiżanka, tylko nie napełniona niczym w środku”.

Politolog Norbert Maliszewski zamieścił na Twitterze komentarz syna (12 lat): „wiele osób chciałoby mieć taką ciocię, sympatyczna i miła, ale nie premiera”. Publicysta Tomasz Sakiewicz dla fronda.pl: „Kidawa-Błońska to »paprotka« Schetyny”.

Joachim Brudziński, szef sztabu PiS, w Polsat News: „Tworzą teatr, sprzedają dym. Dzisiaj tym dymem jest pani Kidawa-Błońska. Pani Kidawa-Błońska będzie kwiatkiem do kożucha dla Stanisława Gawłowskiego, Sławomira Neumanna”.

Brudziński od razu dodaje, że Kidawie-Błońskiej „należą się komplementy”, ale też, że za jej wskazaniem na premiera „nadal stoją ambicje Grzegorza Schetyny”. W tej samej rozmowie przetasowania na liście KO (Kidawa-Błońska miała być jedynką listy we Wrocławiu, Schetyna – w Warszawie, w dniu wewnątrzpartyjnej nominacji na premiera liderzy zamienili się listami) porównuje do komunistycznych rządów Gomułki: „To taka szkatułka. Jak w 1947 roku komuniści w Polsce sfałszowali wybory, to Polacy taki wierszyk ukuli, że to taka dziwna szkatułka. Wrzucasz Mikołajczyka, wyskakuje Gomułka”.

Zbyt ciepła, zbyt pusta i zależna od mężczyzny

Porównywanie opozycji do komunistów to PiS-owski standard. Jednak w wypowiedzi Brudzińskiego pojawia się kolejny element przekazu: pokazywanie, że za Kidawą-Błońską stoi Schetyna, a wicemarszałek Sejmu jest jedynie „zasłoną dymną” dla nielubianego przez elektorat lidera KO.

Tę wersję sufluje m.in. wicepremier Jacek Sasin, który już 4 września w Radiu Zet stwierdził, że wystawienie Kidawy-Błońskiej to „fałszywy ruch Grzegorza Schetyny”, a pani wicemarszałek „nigdy nie będzie premierem i to nie dlatego, że wykluczam albo mówię, że PO nie może wygrać wyborów, bo jeszcze nic nie jest rozstrzygnięte (...) Niezależnie od tego, kto wygra, Małgorzata Kidawa-Błońska tym premierem nie będzie”.

Dlaczego? Bo, jak można się domyślać, jego zdaniem premierem będzie oczywiście Schetyna.

W tle obu tych linii narracyjnych czai się przeświadczenie, że Kidawa-Błońska to atrakcyjna kobieta, ale nawet to działa dziś na jej niekorzyść. Dla jednych jest zbyt ciepłą kobietą, by nadawać się na premiera; dla innych – jest jak pusta filiżanka, czyli z wierzchu atrakcyjna, ale bez jakiejkolwiek zawartości.

Zasługuje na komplementy, ale poza urodą jest wyłącznie „dymem”, „paprotką” i „kwiatkiem do kożucha”. Publicysta Rafał Ziemkiewicz w programie wsensie.tv pointuje to stwierdzeniem; „Jest znana, ale trudno powiedzieć z czego”.

Ten podprogowy przekaz: „ładna, ale głupia i w pełni zależna od mężczyzny” bardziej bezpośrednio pojawia się w tweetach anonimowych internautów, którzy chętnie przyznają, że Kidawa-Błońska jest atrakcyjna, ale jednocześnie udowadniają na rozmaite sposoby, że na niczym się nie zna.

Nazywają ją „ciotką”, „chodzącą niekompetencją”, ale także Kidawą-Schetyńską albo Kidawą-Kopacz. Inni idą jeszcze dalej, np. obśmiewają zbyt szeroki – ich zdaniem – uśmiech Kidawy-Błońskiej, więc we wpisach pojawiają się skojarzenia z koniem, „mastalerzycą”, „opiekunką koni w stajni”.

Wśród memów można znaleźć zdjęcie Shreka z osłem ze znanego filmu animowanego, zestawione ze zdjęciem Schetyny z Kidawą-Błońską.

Kto narzuci swój przekaz: KO czy PiS?

Czy deprecjonowanie kandydatki KO na premiera przez konkurentów politycznych jest groźne? Wszystko zależy od tego, kto będzie w stanie narzucić wyborcom swój przekaz na temat Małgorzaty Kidawy-Błońskiej: Koalicja Obywatelska czy prawica.

Trzeba pamiętać, że łatwiej jest budować zainteresowanie treściami negatywnymi niż pozytywnymi, dlatego to Koalicja Obywatelska stoi przed trudniejszym zadaniem. Jej przeciwnicy są zainteresowani albo stworzeniem negatywnego wizerunku Kidawy-Błońskiej, najlepiej przez porównanie jej do Bronisława Komorowskiego, albo zesłaniem jej w polityczny niebyt - po to, by móc nadal wskazywać na Grzegorza Schetynę jako na lidera Koalicji.

Aby to przełamać, KO powinna w sposób niezmiernie zdyscyplinowany i konsekwentny budować przekaz o decyzyjności i wiarygodności Kidawy-Błońskiej, a związana z tym kampania informacyjna powinna wyglądać jak znany w marketingu „reklamowy nalot dywanowy”, czyli mieć naprawdę masowy i wszechstronny charakter.

Sama polityczka zaś powinna zrobić wszystko, by nie dać konkurentom podstaw do rozszerzania narracji o „wpadkach” i „drugim Komorowskim”.

Na razie dane z sieci nie wyglądają różowo. Bo choć w sondażu Kidawa-Błońska cieszy się większą sympatią i zaufaniem niż Schetyna, jednocześnie zainteresowanie nią spada. W dniach 7-9 wrzesień zasięg poświęconych jej wzmianek wynosił od 1,5 do 2,8 mln dziennie.

Nie jest to mało, ale na pewno nie wystarczy, by dotrzeć do wyborców niezainteresowanych na co dzień polityką. Szczyt zainteresowania organicznego, tuż po ogłoszeniu nominacji, już minął.

Teraz albo KO będzie miała pomysł na podtrzymanie zainteresowania Kidawą-Błońską, albo jej wskazanie nie przyniesie żadnej zmiany w poziomie poparcia dla Koalicji podczas październikowych wyborów.

A jeśli uda się podtrzymać zainteresowanie, KO będzie jeszcze musiała zwalczyć narrację łączącą panią wicemarszałek z negatywnym wizerunkiem Bronisława Komorowskiego. Dopiero wtedy będzie można liczyć na pozytywny efekt wyborczy tego personalnego namaszczenia.

;

Udostępnij:

Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Komentarze