0:000:00

0:00

Rezolucja popiera uruchomienie art. 7 i ponagla Komisję i Radę Europejską do działań w tym kierunku. Tym samym oficjalnie rozpoczął się pierwszy etap art. 7 wobec Polski.

Głosowało 617 europosłów: 422 było za, 147 przeciw, a 48 wstrzymało się od głosu. Europosłowie PiS głosowali przeciwko rezolucji, SLD wstrzymało się od głosu, a zarząd Platformy Obywatelskiej zarekomendował, żeby europosłowie PO w ogóle nie brali udziału w głosowaniu. Pomimo to sześciu europosłów tego ugrupowania zagłosowało za, w tym Róża Thun, Michał Boni, Danuta Hübner, Danuta Jazłowiecka, Barbara Kudrycka.

Dzisiejsze głosowanie (1 marca 2018) w Europarlamencie było poprzedzone debatą, która odbyła się w środę 28 lutego. We wtorek, 27 lutego na temat praworządności w Polsce debatowała też Rada ds. Ogólnych, czyli ministrowie ds. europejskich wszystkich krajów członkowskich.

Frans Timmermans, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, który przedstawiał stanowisko KE Radzie ds. Ogólnych podkreślał, że „Trójpodział władzy jest podstawową zasadą demokracji. Jeśli obie strony zgodzą się z tym stwierdzeniem, to możemy wtedy razem z rządem polskim pracować nad wspólnymi, konkretnymi rozwiązaniami tego problemu. Ale nie mogę tego stwierdzić przed przeczytaniem dokumentu strony polskiej”.

Parlament Europejski,

– uwzględniając uzasadniony wniosek Komisji z dnia 20 grudnia 2017 r., złożony zgodnie z art. 7 ust. 1 Traktatu o Unii Europejskiej, w sprawie praworządności w Polsce: wniosek dotyczący decyzji Rady w sprawie stwierdzenia wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia przez Rzeczpospolitą Polską zasady praworządności(1),

– uwzględniając zalecenie Komisji z dnia 20 grudnia 2017 r. w sprawie praworządności w Polsce uzupełniające zalecenia Komisji (UE) 2016/1374, (UE) 2017/146 i (UE) 2017/1520,

– uwzględniając decyzję Komisji o wniesieniu sprawy do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej na mocy art. 258 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej – 2017/2219 – Polska – Naruszenie prawa Unii przez ustawę zmieniającą prawo o ustroju sądów powszechnych,

– uwzględniając swoją rezolucję z dnia 15 listopada 2017 r. w sprawie sytuacji w zakresie praworządności i demokracji w Polsce oraz wcześniejsze rezolucje na ten temat,

– uwzględniając art. 123 ust. 2 Regulaminu,

A. mając na uwadze, że w rezolucji z dnia 15 listopada 2017 r. w sprawie sytuacji w zakresie praworządności i demokracji w Polsce stwierdza się, iż obecna sytuacja w Polsce niesie wyraźne ryzyko poważnego naruszenia wartości, o których mowa w art. 2 Traktatu o UE;

1. z zadowoleniem przyjmuje decyzję Komisji z dnia 20 grudnia 2017 r. o zastosowaniu art. 7 ust. 1 TUE w związku z sytuacją w Polsce i popiera apel Komisji do polskich władz o rozwiązanie tych problemów;

2. wzywa Radę do podjęcia szybkich działań zgodnie z przepisami art. 7 ust. 1 TUE;

3. wzywa Komisję i Radę, by regularnie udzielały Parlamentowi kompletnych informacji o dokonywanych postępach i działaniach podejmowanych na każdym etapie procedury;

4. zobowiązuje swojego przewodniczącego do przekazania niniejszej rezolucji Komisji i Radzie, prezydentowi, rządowi i parlamentowi Polski, jak również rządom i parlamentom państw członkowskich, Radzie Europy oraz Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE).

Ostatnia szansa dla Polski kończy się 20 marca

Przypomnijmy: 20 grudnia 2017 Komisja Europejska ogłosiła uruchomienie przeciwko Polsce procedury z art. 7 Traktatu o UE, który przewiduje sankcje za naruszenie podstawowych wartości Unii – ale jednocześnie dała rządowi PiS kolejną „ostatnią szansę”. Komisja wycofa wniosek o uruchomienie procedury, jeśli w ciągu trzech miesięcy rządzący dostosują się do rekomendacji – czyli wycofają się ze zmian w KRS, SN, TK i sądach powszechnych. Termin mija 20 marca.

Wydanie czwartej rekomendacji było zaskoczeniem. Dlaczego? Tzw. procedura kontroli praworządności, która prowadzona jest w sprawie Polski już od dwóch lat, przewiduje tylko trzy rekomendacje. Komisja wyczerpała więc limit rekomendacji wobec Polski.

„Politico”, najbardziej opiniotwórczy portal piszący o sprawach europejskich, komentuje, że rozmowy z Warszawą się przedłużają, a Francja i Niemcy są bardzo sceptyczne co do ich wyniku. I pyta wprost: „Czy to znaczy, że Warszawa wygrywa? Nowy rząd nie wycofał się ani na jotę z ustaw sądowych, a jedynie używa w komunikacji z Brukselą bardziej stonowanego języka, jednocześnie nakręcając retorykę w innych sprawach, np. najnowszej ustawie o Holokauście”.

Artykuł 7 Traktatu o Unii Europejskiej mówi o ochronie podstawowych wartości Unii Europejskiej – „szacunku dla ludzkiej godności, wolności, demokracji, równości, poszanowania praworządności, praw człowieka oraz praw mniejszości”, i o tym, co robić, jeśli państwo członkowskie je narusza.

Sama procedura składa się z trzech etapów.

Pierwszy to tzw. mechanizm prewencyjny, czyli stwierdzenie „wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia” przez Polskę podstawowych wartości UE. Do jego uruchomienia potrzeba zgody 4/5 Rady Unii Europejskiej (czyli 22 spośród 27 głów państw, bez udziału Polski) i 2/3 Parlamentu Europejskiego. Polega on na wystosowaniu oficjalnego ostrzeżenia dla Polski (krok ten został dodany po wycofaniu się Komisji z sankcji nałożonych na Austrię, w traktacie lizbońskim UE w 2009 roku).

Drugi etap to „stwierdzenie istnienia poważnego i trwałego naruszenia” unijnych wartości. Taka decyzja musi zostać podjęta jednomyślnie przez Radę Europejską za zgodą Parlamentu Europejskiego.

Trzeci etap to tzw. mechanizm sankcyjny – jeśli polski rząd nie zareagowałby na dwa poprzednie, a jego wyjaśnienia uznane zostałyby przez Radę za niesatysfakcjonujące. Może oznaczać zawieszenie praw Polski w Unii, m.in. prawa głosu. Do jego przegłosowania potrzebna jest większość kwalifikowana w Radzie Europejskiej (72 proc. członków Rady, w których mieszka co najmniej 65 proc. ludności Unii). Traktat w tym punkcie nie wymaga zgody Parlamentu.

8 marca o art. 7, praworządności i reformie sądownictwa premier Morawiecki będzie rozmawiał z przewodniczącym Komisji Europejskiej, Jean-Claudem Junckerem.

Urzędnicy UE: Szkoda już się dokonała

Urzędnicy Komisji zajmujący się tematem praworządności w Polsce przyznają, że sytuacja jest wyjątkowa. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie w Brukseli, teraz tak naprawdę wszystko jest możliwe –prawo unijne w tym aspekcie po raz pierwszy jest sprawdzane w praktyce.

„Od czasu rekonstrukcji rządu PiS czujemy nowego ducha i chęć dialogu, ale na razie żadnej zmiany w treści tego, co mówi rząd. Czekamy na odpowiedź Polski na naszą ostatnią rezolucję, którą z pewnością dokładnie przeanalizujemy” – dodaje jeden z wyższych urzędników Komisji.

W Brukseli panuje jednak powszechne przekonanie, że Polska zniszczyła już swoją reputację i moc sprawczą w Europie. Wysoki urzędnik unijny powiedział OKO.press: „Tak naprawdę nie ma znaczenia, czy na Polskę zostaną nałożone sankcje w związku z artykułem 7, czy nie. Szkoda już się wydarzyła, a jej naprawa będzie trwała długie lata. Wystarczył fakt, że po raz pierwszy trzeba było ten artykuł uruchomić – nikt w Unii nie wierzył, że kiedykolwiek będzie to konieczne. W Unii Europejskiej ścierają się interesy państw członkowskich, ale jest też to wspólnota zbudowana na zaufaniu. To skomplikowana, delikatna struktura, w której trzeba umieć się poruszać. Polska zachowuje się obecnie jak słoń w składzie porcelany: nasz rząd stracił zaufanie u swoich europejskich partnerów, w związku z czym polskie stanowisko po prostu nie będzie brane pod uwagę w najważniejszych dla nas kwestiach. A żaden Polak nie zostanie znów wybrany na wysokie stanowisko w unijnych strukturach”.

Najbliższy test już niedługo – w związku z negocjacjami dotyczących długofalowego budżetu po roku 2020, czyli tzw. długotrwałej struktury finansowej.

;

Udostępnij:

Monika Prończuk

Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.

Komentarze