Podczas sobotniej konwencji Patryk Jaki wezwał wyborców Platformy Obywatelskiej, by "choć raz" dali czerwoną kartkę swojej partii i zagłosowali na niego. Jego kandydat na wiceprezydenta - Piotr Guział - przekonywał, że lewica też powinna głosować na Jakiego: "Make Warsaw Great Again" - wołał
Najzabawniejszym elementem konwencji były porównania, jakich kolejni mówcy używali wobec Patryka Jakiego. Okazuje się, że kandydat Zjednoczonej Prawicy na prezydenta Warszawy jest jak: John Wayne i Lucky Luke, a zarazem jak mieszkaniec warszawskiego Kamionka (mówił Mateusz Morawiecki), jest jednocześnie polskim Elonem Muskiem, Stevem Jobsem, Billem Gatesem i jeszcze lepszym Stanisławem Wokulskim (mówił Piotr Guział). Jaki umiałby stanąć na czubku Pałacu Kultury (Morawiecki) i jest spadkobiercą Aleksandra Kwaśniewskiego (Guział: „dziwię się, że na sali nie ma Aleksandra Kwaśniewskiego, bo hasło „Wybierzmy przyszłość” uosabia Patryk Jaki”).
Konwencja odbyła się w warszawskim Palladium. Na ustawionej na środku, wśród publiczności scenie głos zabrali kolejno: Jarosław Kaczyński, Mateusz Morawiecki, Jacek Saryusz-Wolski, Piotr Guział i sam kandydat. W międzyczasie wystąpił HCR z piosenką „Stałem pod blokiem - jestem, jaki jestem”, która od kilku dni towarzyszy kampanii Jakiego.
W otwierającym przemówieniu Jarosław Kaczyński zarysował perspektywę awansu Jakiego:
"najpierw dwie kadencje w Warszawie, a „później pan Patryk będzie wysoko, jeszcze wyżej niż prezydentura Warszawy".
Konwencja miała po raz kolejny pokazać, że Zjednoczona Prawica to jedna drużyna, która mobilizuje się i stoi murem za swoimi. Stąd obecność premiera i wicepremiera Piotra Glińskiego, a także prezesa. Wyborcy mają też nie zapominać, że rząd i samorząd to jedna drużyna - pojawiło się obowiązkowe hasło: „dobra współpraca rządu z samorządem sprawi, że środki te trafią do Warszawy” — mówił Patryk Jaki. PiS powtarza w kampanii, że Polacy muszą oddać partii samorządy, żeby Polska mogła się dalej rozwijać, szantażując, że niepokorne samorządy mogą nie dostać funduszy.
Kaczyński zaczął w tonie ofiarniczym, jednak ta cierpiętnicza opowieść była wyjątkiem: „Nasza stolica nie miała szczęścia” - mówił prezes PiS. I wymieniał kolejne plagi, które niszczyły Warszawę: potop szwedzki, degradacja do stolicy generalnego gubernatorstwa, rabunki I wojny światowej, II wojna, powstanie, „ułomna odbudowa”. Na tym nie koniec. „Ale później przyszedł czas już naprawdę bardzo zły, wszystko wróciło i to wróciło w formie bardzo zaostrzonej” — to o rządach PO-PSL.
Według prezesa PiS prezydentura Hanny Gronkiewicz-Waltz uczyniła Warszawie tyle zła, co wojny i zabory.
W międzyczasie był tylko krótki jasny epizod: rządy Lecha Kaczyńskiego (2002-2005), który rozpoczął takie projekty jak Muzeum Powstania Warszawskiego, Centrum Nauki Kopernik, przebudowa Krakowskiego Przedmieścia. „Jeśli Warszawa ma przeżyć przełom, nowy początek, koniec tych wszystkich nieszczęść, o których mówiłem, to musi być tak, żeby prezydentem Warszawy został Patryk Jaki” - kończył Kaczyński.
Żeby wygrać, Zjednoczona Prawica, musi sięgnąć po wyborców innych partii lub zmobilizować nowych. W ostatnich wyborach samorządowych w Warszawie PiS dostał niecałe 170 tys. głosów (dokładnie: 168 278), Platforma: prawie 230 tys. (228 643), pozostałe komitety: ponad 190 tys. Na Hannę Gronkiewicz-Waltz zagłosowało ponad 340 tys. osób (342 857), a na Jacka Sasina — ponad 240 tys. (241 790).
I właśnie na przekonanie nowych wyborców nastawiony był przekaz konwencji.
W programie Jakiego pojawiły się elementy zaczerpnięte od ruchów społecznych (alarmy smogowe), nie było ostrych ideologicznych deklaracji - np. w kwestii kultury Jaki mówił jedynie o centrach aktywności dla artystów-amatorów, nic, co mogłoby drażnić. Były też zupełnie wprost formułowane wezwania do wyborców z lewa i z centrum. Nawet do wyborców PO:
„Może nie lubisz Prawa i Sprawiedliwości, ale czy za to, co zrobiła PO [w Warszawie], czy nie warto choć raz pokazać Twojej partii czerwoną kartkę?” — pytał retorycznie Patryk Jaki.
Piotr Guział, który zrezygnował z własnej kandydatury i dołączył do ekipy Jakiego, przekonywał, że lewica powinna głosować na kandydata Zjednoczonej Prawicy. W jego przemówieniu pojawiła się też złośliwość pod adresem Barbary Nowackiej, która niedawno przyłączyła się do Koalicji Obywatelskiej:
W poprzednich wyborach Guział zdobył 53 tys. głosów (8,54 proc.). Był członkiem SLD, z którego odszedł w 2005 roku. Na konwencji to on był autorem najbardziej karkołomnych porównań — Jaki jest rzekomo jak twórca Appla Steve Jobs albo twórca PayPala i Tesli Elon Musk. I zapraszał do Jakiego Aleksandra Kwaśniewskiego. Wśród komentatorów już pojawiły się głosy, że Guział przeszarżował. Przez trzy lata przedstawiciele koalicji rządzącej wyzywali polityków SLD od esbeków. Czy wyborcy zaakceptują tak radykalną zmianę narracji?
„Mój konkurent mówi: «ja nie mam wizji». Wyobraźcie sobie szefa firmy, który mówi «Ja nie wiem, jak moja firma ma się rozwijać», ale my całe szczęście wiemy” — deklarował Jaki. Podobnie przedstawiał kandydata premier Morawiecki:
„Kiedy Patryk mówi o budowaniu nowych mostów, jego konkurent mówi o budowaniu kładek dla pieszych. Kiedy Patryk mówi o nowych liniach metra, jego konkurent przedstawia ścieżki w parku.
Kiedy Patryk przedstawia śmiałą wizję nowej dzielnicy, jego konkurent kupuje co najwyżej jakiś dżemik w sklepie”.
Przemawiający wyraźnie rysowali linię podziału między kandydatami: Trzaskowski zajmuje się sprawami drugorzędnymi, tymczasem Jaki ma zarówno całościowy, szczegółowy plan, jaki i wielką wizję.
Faktycznie, kampania Rafała Trzaskowskiego bliższa jest temu, co proponowały przez lata ruchy miejskie: kandydat PO wiele mówi o jakości życia — nowe linie tramwajowe, zajęcia pozalekcyjne, lepsza opieka zdrowotna dla kobiet.
U Jakiego jest wszystko jest wielkie i nowoczesne. Nowe technologie, wizja, energia — te słowa padały co chwilę. Jaki stawia na „Dubaj w Warszawie”, obiecuje smart city i niskie podatki dla innowacyjnych firm w „dzielnicy przyszłości”. Mateusz Morawiecki mówił o wielkich zagranicznych firmach, które dają pracę Warszawiakom: JP Morgan, Goldman Sachs. Nowoczesność i europejskość lała się podczas konwencji strumieniami. "Musimy porównywać Warszawę do innych metropolii w Europie, a nie do innych miast w Polsce" - mówił Jaki.
W ponaddwugodzinnym wystąpieniu Jaki przekonywał, że ma pomysł na wszystko — od mieszkań komunalnych (bon mieszkaniowy), przez straż miejską (dość ścigania starszych osób, które sprzedają truskawki), doświetlenie przejść dla pieszych, wymianę kopciuchów miejskich („zrobimy to jednym machnięciem”).
Już w kwietniu pisaliśmy, że Jaki nie będzie uderzał w tony narodowe i nie da się zapisać do historycznej siermięgi. Od początku obiecywał „europejską Warszawę”. Tak też było na konwencji. Ten przekaz dodatkowo miała wzmocnić obecność Jacka Saryusz-Wolskiego — nabytku PiS-u z Platformy. Europoseł przedstawił siebie jako „przedstawiciela samorządu europejskiego”. „Niech Jaki wygra - dla Warszawy, dla Polski i dla Europy” — mówił.
Kiedy do wygranej brakuje kilkudziesięciu tysięcy głosów, z dawnego posła, który pochwalał podpalanie tęczy i organizował antyimigranckie wiece niewiele zostało.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze