Konrad Szczygieł
Sebastian Klauziński
Konrad Szczygieł
Sebastian Klauziński
W 2016 r. Patryk Jaki mianował na dyrektora przywięziennej instytucji swojego kolegę i polityka Solidarnej Polski, Piotra Świderskiego. Przez lata trzymał go na stanowisku, mimo sygnałów o nieprawidłowościach. Świderski razem z byłym asystentem Jakiego budował sieć telefoniczną dla więźniów. Choć projekt upadł, firma asystenta zarobiła blisko milion złotych
Artykuł powstał we współpracy z Fundacją Reporterów, organizacją skupiającą dziennikarzy śledczych.
Koszalin, 25 lipca 2016 roku. Siedziba państwowej “Pomeranii”, firmy związanej z systemem więziennictwa.
„Patryk, on chce mnie zwolnić!” - woła do słuchawki Piotr Świderski. Chwilę wcześniej Zbigniew Toruń, dyrektor “Pomeranii” i przełożony Świderskiego, próbuje wręczyć mu wypowiedzenie. Oficjalny powód: utrata zaufania, nieuzasadnione wyjazdy służbowe i brak wyższego wykształcenia, wymaganego na zajmowanym przez Świderskiego stanowisku. Nieoficjalne są poważniejsze.
Świderski odmawia przyjęcia wypowiedzenia. Patronem, u którego szuka pomocy, jest Patryk Jaki - czołowy polityk Solidarnej Polski, ówczesny wiceminister sprawiedliwości odpowiedzialny za więziennictwo. Jaki to kolega, zarówno z partii jak i prywatnie.
Kilka godzin później do Koszalina przychodzi pismo z góry: Patryk Jaki odwołuje Zbigniewa Torunia. Na jego miejsce powołuje Piotra Świderskiego.[restrict_content paragrafy="5"]
Przyjaciel wiceministra zostaje dyrektorem Pomorskiej Instytucji Gospodarki Budżetowej „Pomerania”, państwowego przedsiębiorstwa, zatrudniającego ponad 500 pracowników i obracającego dziesiątkami milionów złotych.
I pozostanie nim tak długo, jak długo wiceministrem będzie Jaki - pomimo licznych skarg pracowników i niekorzystnego audytu wewnętrznego samego Ministerstwa Sprawiedliwości.
Jak ustaliło OKO.press, Świderski - jako wiceszef, a potem szef “Pomeranii” - traktował ją jak swoje udzielne księstwo:
"Ludzie, których atakujecie odpowiadają za najlepsze wyniki zakładów przywięziennych w historii" - przekonuje w rozmowie z OKO.press Patryk Jaki.
CV Piotra Świderskiego nie imponuje: nie ma wyższego wykształcenia. Zanim dostał posadę w “Pomeranii”, pracował w podkoszalińskim ośrodku dla młodzieży w Ochotniczym Hufcu Pracy. Prowadził też razem z żoną sklepy spożywcze.
Karierę robi za to w lokalnej polityce. Już w 2006 roku startuje do rady miasta Koszalina z list PiS. W 2012 roku zmienia barwy na Solidarną Polskę (SP). Wkrótce, razem z Łukaszem Kroplewskim, innym ważnym politykiem SP, kierują strukturami w regionie. Kroplewski jako szef partii w całym woj. zachodniopomorskim, a Świderski - w okręgu koszalińskim.
Od 2014 roku zaczynają pojawiać się w Sejmie w towarzystwie Patryka Jakiego i angażują się w kampanię wyborczą Solidarnej Polski.
Po wygranej PiS w poprzednich wyborach parlamentarnych, w styczniu 2016 roku Świderski zostaje asystentem społecznym Patryka Jakiego w Sejmie.
W lutym 2016 roku Patryk Jaki, już jako wiceminister sprawiedliwości, robi czystki w podlegających mu Instytucjach Gospodarki Budżetowej w całej Polsce. Stanowiska dyrektorów obejmują ludzie "dobrej zmiany".
Na dyrektora IGB Pomerania w Koszalinie Jaki powołuje Zbigniewa Torunia, teścia Łukasza Kroplewskiego z Solidarnej Polski.
Świderski zostaje jego zastępcą. Dostaje wysoką - jak na Koszalin - pensję 12,5 tys. zł i służbowy samochód.
Pracownicy Pomeranii są przekonani, że wszystko to zawdzięcza Jakiemu.
„Świderski i Jaki to byli dobrzy kumple. Jeden bawił się na weselu drugiego. Świderski chwalił się w firmie, że razem jeżdżą na wakacje. Mógł - ot tak - zadzwonić do ministra i często to robił.”
– wspomina jego była podwładna z Pomeranii.
Zatrzymajmy się na chwilę przy Instytucjach Gospodarki Budżetowej. To jednostki sektora finansów publicznych, które realizują zadania publiczne, ale utrzymują się z przychodów z własnej działalności. Prawo do tworzenia IGB-ów mają przede wszytskim ministrowie oraz szef kancelarii premiera.
IGB-y ministerstwa sprawiedliwości powstały z przekształcenia przywięziennych zakładów pracy. W 2010 roku w miejsce części zakładów utworzono sześć IGB-ów - dużych, państwowych firm zatrudniających osadzonych. Podlegają one Ministerstwu Sprawiedliwości, a ich dyrektorów mianuje minister (lub wiceminister, któremu powierzono nadzór nad nimi).
Początkowo IGB-y były rozrzucone po całej Polsce. Każdy współpracował z więzieniami w innym regionie kraju (stąd nazwy: Pomerania, Mazovia, Carpatia). W 2019 roku wszystkie połączono w jeden moloch - wcielając je do warszawskiej Mazovii. Odtąd inne Instytucje działają jako jej oddziały.
IGB-y (od 2019 - jeden IGB) produkują rozmaite wyroby dla służby więziennej (od proszku do prania dla więźniów po buty dla strażników w zakładach karnych) i świadczą na jej rzecz usługi; remontują więzienia, ale także sądy i budynki należące do Ministerstwa Sprawiedliwości.
Zgodnie z zainicjowanym przez Patryka Jakiego programem “Praca dla więźniów”, miały też być głównymi wykonawcami budów przywięziennych hal produkcyjnych. O tym, jak wyglądała realizacja tego planu, pisaliśmy w artykule "NIK o sztandarowym programie Patryka Jakiego...".
Wróćmy do IGB Pomerania, którą wiceminister Jaki oddał w 2016 roku w zarządzanie Toruniowi i Świderskiemu.
Ich współpraca od początku nie układa się dobrze. Toruń źle znosi samowole Świderskiego i jego osobliwy stosunek do przepisów.
6 czerwca 2016 roku Świderski dostaje od Dyrektora Okręgowej Służby Więziennej w Koszalinie zielone światło by zrobić remont w ośrodku „Posejdon” w Ustce, należącym do SW. 6 pokoi gościnnych zostanie połączonych w 3 luksusowe apartamenty.
„Świderski wymyślił sobie, że wybuduje apartamenty, w których będzie podejmował gości: jeden dla niego, jeden dla generała Kitlińskiego, szefa Służby Więziennej no i oczywiście jeden dla ministra Jakiego” - wspomina osoba ze ścisłego kierownictwa Pomeranii.
Całość robót pochłonęła ponad 200 tys. zł, z czego projekt i budowę, za które Pomerania zapłaciła 110 tys. zł, zlecono bez przetargu.
„Świderski miał taki styl - mówił, że on ma w dupie ustawy, więc nie ogłaszał przetargów, tylko co mógł, to dawał z wolnej ręki” - mówi jego były współpracownik.
12 lipca 2016 roku Zbigniew Toruń zleca audyt forsowanej przez Świderskiego inwestycji. Gdy na jego biurko trafiają wyniki kontroli, zbiera delegację współpracowników i jedzie do Koszalina, żeby zwolnić swojego zastępcę. Jako oficjalny powód podaje: brak wyższego wykształcenia wymaganego na stanowisku wiceszefa Pomeranii i utratę zaufania.
Jak ustaliliśmy, wcześniej Toruniowi nie podobały się również nieuzasadnione, częste wyjazdy służbowe Świderskiego. 1 lipca 2016 roku pisał do niego: „Począwszy od dnia 1 lipca 2016 r., zakazuję Panu wszelkich wyjazdów bez mojej wiedzy i zgody. Niniejsze pismo obowiązuje od dnia jego podpisania do odwołania”. Dwa tygodnie później wysłał kolejne, w którym prosił "o pisemną informację o celowości wyjazdów (...) poza teren działalności (...) oddziału".
Próba zwolnienia Świderskiego kończy się jednak fiaskiem. Na przeszkodzie staje interwencja wiceministra.
„Jaki wyraźnie na głośnomówiącym mówił, żeby Toruń tego nie robił. Toruń powiedział, że niestety, ale to on odpowiada za firmę”- wspomina była pracownica "Pomeranii".
W efekcie - jak już wspomnieliśmy - zamiast Świderskiego, stanowisko traci Toruń.
Cztery dni po tym jak Świderski przejmuje władzę w "Pomeranii", do Ministerstwa Sprawiedliwości trafia skarga dotycząca nieprawidłowości przy przebudowie apartamentów w Ustce. Odnosi się do wyników audytu, który zarządził Toruń.
„Jak Świderski został dyrektorem, pierwsze co zrobił, pojechał razem z prawnikiem do Czarnego, gdzie urzędował wcześniej Toruń i szukali tego audytu” - mówi były pracownik "Pomeranii". Zarówno umowa na zlecenie audytu, jak sam dokument, zniknęły bez śladu.
W kolejnych pismach do resortu pracownicy "Pomeranii" piszą też o decyzjach, które Świderski podejmuje jako dyrektor. Zarzucają mu, że zatrudnia członków swojej rodziny, m.in. syna.
Za rządów Świderskiego pracę w Pomeranii dostaje jego kolega, z którym wcześniej pracował w firmie produkującej kotły - Przemysław Gawęcki. Oraz działacz Solidarnej Polski z Koszalina - Marek Ryszard Gawęcki. Ten drugi zajmuje się zamówieniami publicznymi.
„Na Świdra cały czas przychodziły donosy i Jaki go informował o tym, że przychodzą. A Świder cały czas twierdził, że to oszczerstwa” - mówi dobry znajomy Świderskiego z kręgów kierownictwa IGB.
Wreszcie - na początku 2017 roku - resort Ziobry zarządza w Pomeranii kontrolę. Według ustaleń kontrolerów z ministerstwa,
jednym z pierwszych kroków Świderskiego jako nowego dyrektora Pomeranii, było wykreślenie z wewnętrznego regulaminu wymogu wyższego wykształcenia dla kierownictwa. Tym samym, wymóg ten przestał obowiązywać również samego Świderskiego.
Jeśli chodzi o apartamenty w Ustce, audytorzy z ministerstwa odnotowują, że „wykonawcę wybrano z wolnej ręki, nie przedstawiono oferty ani kosztorysu inwestorskiego”. Wskazują na „brak uzasadnienia wyłączenia stosowania przepisów ustawy Prawo zamówień publicznych”.
Kontrolerzy wytykają również dyrektorowi Świderskiemu „ponoszenie nieuzasadnionych ekonomicznie wydatków gastronomicznych w trakcie spotkań z kontrahentami podczas spotkań biznesowych”. Wskazują po kilka takich spotkań organizowanych w październiku, listopadzie i grudniu 2016 roku.
Ponadto kontrolerzy wyliczają:
Ogólnie audyt wypada niekorzystnie dla "Pomeranii": trzy na pięć kontrolowanych obszarów oceniono negatywnie. Najgorzej wypada polityka kadrowa oraz zarządzanie firmową gotówką. Miesiąc później, w odpowiedzi na audyt, dyrektor Świderski deklaruje poprawę.
Pomimo negatywnego wyniku kontroli i skarg Świderski rządzi "Pomeranią", a potem, po jej przyłączeniu do Mazovii kieruje oddziałem w Koszalinie, jeszcze półtora roku. W 2018 r. za dobre wyniki IGB-u dostaje 23 tys. złotych nagrody.
Dziś - w rozmowie z OKO.press - Świderski twierdzi, że “Pomerania” nie zlecała żadnych usług z wolnej ręki. Nie widzi też nic złego w zatrudnieniu w IGB-ie jego syna. „W Koszalinie tak samo jak w całej Polsce brakuje rąk do pracy, korzysta się z każdej możliwej formy wsparcia w zatrudnieniu. W związku z donosami na ten temat, była kontrola z CZ SW, która nie stwierdziła nieprawidłowości” - przekonuje.
Na początku 2017 roku, dyrektor jednego z więzień podsuwa Świderskiemu pomysł stworzenia telefonii dla osadzonych, na której rękę trzymałoby państwo.
Więźniowie mają prawo do rozmów telefonicznych. Problem w tym, że telefony w polskich więzieniach ciągle się psują. Osadzeni przez to non stop skarżą się i piszą do Rzecznika Praw Obywatelskich, a to, że telefonów jest za mało, a to, że działają, nie tak jak trzeba. Na dodatek więzienia obsługuje siedmiu różnych operatorów. To po pierwsze.
Po drugie, więzienna telefonia to lukratywny biznes. Gdyby była w rękach państwowej spółki, wpływy zasiliłyby budżet państwa, a obsługującemu sieć IGB-owi dałyby świetne wyniki.
Ministerstwo Sprawiedliwości kupuje pomysł przedstawiony przez Świderskiego. Mimo docierających do resortu informacji o nieprawidłowościach w Pomeranii dostaje on zielone światło dla projektu.
Świderski ma w kasie Pomeranii kilkanaście milionów, które może zainwestować. I głód biznesowych sukcesów. Po pomoc zgłasza się do Eligiusza Kameduły.
Kameduła na telekomunikacji zjadł zęby. Najpierw był w Erze, potem budował sieć Play. Kiedy kontaktuje się z nim Świderski, Kameduła pracuje akurat w państwowym gigancie, spółce PGNiG - ściągnął go tam Łukasz Kroplewski (przypomnijmy: szef Solidarnej Polski na Pomorzu). Sam Kameduła w 2016 roku był społecznym asystentem poselskim Jakiego.
Jego firma - “Eligiusz Kameduła Usługi Doradcze” współpracowała najpierw z Pomeranią, a potem (po połączeniu IGB-ów) także z Mazovią. Według informacji, które otrzymaliśmy z Mazovii,
umowa z Kamedułą była realizowana od marca 2017 do końca grudnia 2019 roku. W tym czasie firma byłego asystenta Jakiego zarobiła 931 399 złotych.
Zdaniem Kameduły, dane podane przez Mazovię są błędne. Upiera się, że kwota ponad 900 tysięcy wynagrodzenia jest zawyżona, a jego ostatnia umowa z Mazovią wygasła siedem miesięcy wcześniej, w maju 2019 r. Jednak na pytanie, ile zarobił w Pomeranii, nie chce odpowiedzieć.
Kameduła zaprzecza również bliskim relacjom z Jakim. Tłumaczy, że został jego asystentem społecznym, żeby… móc wejść do hotelu sejmowego, gdzie mieszkał przez pewien czas Łukasz Kroplewski. Kameduła wspomina, że Jakiego spotykał wiele razy w szerszym gronie. Były wiceminister miał go także dwa razy wezwać na prywatne spotkanie w sprawie połączenia IGB-ów.
Patryk Jaki początkowo twierdzi, że w ogóle nie kojarzy Kameduły. Potem przypomina sobie, że rekomendował mu go na asystenta Świderski. Jak mówi, wziął go, choć w ogóle go nie znał. Twierdzi, że potem Kameduła był u niego „kilka razy”, razem z resztą zespołu pracującego nad telefonią.
Zespół złożony z Kameduły i pracowników technicznych “Pomeranii”, przystępuje do pracy nad projektem telefonii w połowie 2017 roku. Projekt nosi nazwę Teldos - to skrót od Telefonii Dla Osadzonych.
Na pierwszy ogień idzie 12 więzień i aresztów z okręgu, w którym działa “Pomerania”. Prace w dwóch z nich Pomerania robi własnymi ludźmi, na kolejne 10 rozpisuje przetarg. Wygrywa go firma Łączpol z Gdyni, która kończy pracę w marcu 2019 roku. Faktura dla niej opiewa na ponad 581 tys. złotych.
W międzyczasie parownicy "Pomeranii" jadą z Teldosem w Polskę - na 170 więzień i aresztów robią wizje lokalne w ponad 100. W najbliższych planach jest budowa centrali przyszłej sieci. “Pomerania” zdąży jeszcze rozpisać na nią przetarg.
Pojawiają się jednak problemy zewnętrzne. „Niby mieliśmy zielone światło z centrali więziennictwa i z ministerstwa, ale szło jak po grudzie” - mówi jeden z wykonawców sieci.
Centralny Zarząd Służby Więziennej nie pali się do tworzenia sieci. Dopiero w maju 2018 roku Pomerania podpisuje umowę w sprawie utworzenia sieci telefonicznej.
Jednak w lutym 2019 roku z góry idzie sygnał, że prace nad Teldosem mają zostać wstrzymane.
Według źródeł OKO.press, przeciwnikiem projektu jest Oskar Hejka, od listopada 2018 dyrektor Mazovii - wcześniej warszawski radny i szef kampanii wyborczej Jakiego w wyborach samorządowych 2018 roku.
Świderski nie daje za wygraną. Forsuje w ministerstwie pomysł, żeby projekt telefonii wyprowadzić z IGB-u do osobnej spółki.
25 lutego 2019 roku powstaje spółka Teldos. Dotarliśmy do jej wewnętrzych dokumentów. Wynika z nich, że wartość sieci obliczono na na 31 mln zł. Pierwsze połączenia miały być realizowane w grudniu 2019 roku, a cały projekt miał zostać zakończony w maju 2020 roku.
Według założeń z karty projektu, koszty zarządu miały od marca 2019 roku wynosić ponad 24 tys. złotych miesięcznie, a pensje pracowników - 48 tys. złotych.
Pół miliona złotych wnosi do spółki państwowa firma PEPEBE Włocławek.
Wybór jest nieprzypadkowy - "Włocławkiem" kieruje jeden z najbardziej zaufanych ludzi Jakiego od więziennictwa, Jihad Rezek. Dodatkowo Pomerania od dłuższego czasu w konsorcjum z tym przedsiębiorstwem buduje przywięzienne hale produkcyjne na potrzeby programu „Praca dla więźniów”.
„Był problem z pieniędzmi. Postanowiono, że na dobry początek pół miliona wniesie do Teldosu przedsiębiorstwo państwowe PEPEBE Włocławek, a potem się zobaczy” - mówi źródło OKO.press.
Na co poszło pół miliona od PEPEBE? Nie wiadomo. Przedsiębiorstwo nie odpowiedziało na nasze pytania.
Prezesem Teldosu zostaje Świderski. W radzie nadzorczej zasiada Rezek oraz poseł Solidarnej Polski - Mariusz Kałużny, kolega Świderskiego. Kałużny to kolejny zaufany człowiek Jakiego. Na telefonii się nie zna. Przed “dobrą zmianą” był katechetą. Potem został dyrektorem państwowego Centralnego Ośrodka Sportowego.
W jaki sposób znalazł się w radzie nadzorczej Teldosu? “Proszę o wysłanie pytań na maila, nie wiem, o czym teraz w ogóle mówimy” - mówi poseł Kałużny w rozmowie z OKO.press. Kilka dni później odpisuje, że w radzie nadzorczej Teldosu zasiadał przez trzy miesiące “społecznie” i nie pobierał wynagrodzenia.
Chociaż spółka Teldos formalnie działa, nie wiadomo, czym się zajmuje. Drobne prace prowadzone są jeszcze w marcu i kwietniu 2019 roku za pieniądze "Pomeranii", ale gołym okiem widać, że projekt umarł.
„Od lutego 2019 roku była kompletna blokada. Dlaczego? Nikt mam tego nie wyjaśnił, ale
było jasne, że ma to związek z kandydowaniem Jakiego do europarlamentu. Jaki miał mówić Świderskiemu, że teraz to się nie uda, żeby się nie rozpędzał z pracami. Mówił mu tak: Piotrek, poczekaj do wyborów, po wyborach ze wszystkim ruszymy”
– opowiada nam jeden z informatorów.
26 maja 2019 Jaki zdobywa mandat europosła. Kilka dni później Świderski przychodzi do swojej firmy. Podwładni widzą, że jest wściekły. Kłóci się z Jakim przez telefon. Jak mówią nasi informatorzy, od początku czerwca Świderski nie pojawia się już w pracy.
4 czerwca Jaki przestaje być wiceministrem sprawiedliwości. Tego samego dnia Świderski zostaje odwołany z funkcji prezesa Teldosu. Jego miejsce zajmuje Jihad Rezek.
17 czerwca spółka Teldos zostaje zawieszona.
26 czerwca Świderski zostaje zwolniony dyscyplinarnie. Powód? Kierownictwo „Mazovii” - (przypomnijmy: w 2019 roku wchłonęła Pomeranię) i Patryk Jaki trzymają się wspólnej wersji: szef Mazovii, Oskar Hejka podczas łączenia IGB-ów, doszukał się przewinień Świderskiego. Przedstawił je Jakiemu, który dał mu zgodę na zwolnienie kolegi.
Jakie to przewinienia? To pilnie strzeżona tajemnica. Według nieoficjalnych informacji chodziło o zaniedbania przy udzielaniu zamówień publicznych na telefonię.
„Oni już wcześniej chcieli Świderskiego wygasić, ze względu na machlojki. Do momentu wyborów ciągle go zwodzili po to, żeby nie narobił szumu. Przypuszczam, że on też bardzo dużo wiedział. Po wyborach poszedł w odstawkę” – mówi nasz informator.
Z Patrykiem Jakim rozmawiamy o sprawie w sumie trzy razy. Pytamy o decyzje kadrowe związane z Pomeranią.
Dlaczego w 2016 roku zdecydował się zwolnić Zbigniewa Torunia, którego dwa miesiące wcześniej chwali na łamach “Polityki”?
„Dlatego, że w tej firmie były potężne konflikty. Ja prosiłem, że jeżeli ma jakieś uwagi dotyczące Świderskiego którego sam zatrudnił, czy innych ludzi - to żeby przekazywał je formalnie, na piśmie, aby można było to zbadać. Bo inaczej było słowo przeciw słowu. W ministerstwie kierowaliśmy się procedurami. To znaczy jeśli pada konkretny zarzut, my go badamy formalnie i wtedy podejmujmy decyzje. Nikt poważny nie będzie podejmował decyzji ma podstawie niezweryfikowanych donosów”* - tłumaczy europoseł Solidarnej Polski.
Czemu nie czekał na wyjaśnienie sytuacji, tylko od razu zwolnił Torunia, a na jego miejsce powołał Świderskiego? „Bo odmówił wykonania polecenia, a po odwołaniu dyrektora naturalne jest powołanie na czas tymczasowy jego zastępcy” - wyjaśnia Jaki.
Gdy pytamy, dlaczego trzymał Świderskiego na stanowisku, pomimo negatywnych wyników ministerialnej kontroli, Jaki podkreśla, że to on zlecił audyt w Pomeranii. Wyjaśnia, że wszystkie doniesienia o nieprawidłowościach kierował do sprawdzenia, ale kontrole niczego nie potwierdzały.
I dodaje: „Czyli, wtedy z jednej strony miałem negatywne donosy a z drugiej pozytywne wyniki różnych kontroli oraz doskonałe wyniki ekonomiczne oraz w zatrudnieniu skazanych - więc decyzja wcale nie była łatwa.”
Rzeczywiście, NIK w 2017 roku stwierdza wzrost dochodów i liczby zatrudnionych osadzonych w Pomeranii. Ale byli wysoko postawieni pracownicy IGB-ów wyjaśniają: „Świderski miał dobre wyniki, tylko dlatego, że przejął od innych IGB-ów wszystkie najbardziej dochodowe działalności: kantyny, budowy hal i szkoleniówkę. Gdyby nie to, byłby na minusie”.
Według nich to niemożliwe, by Jaki, dla którego więziennictwo i praca więźniów były oczkiem w głowie, nie wiedział od początku, jak wyglądały rządy Świderskiego w Pomeranii.
"Minister Jaki żył tym więziennictwem. Nieraz byliśmy w strachu, bo żądał dokumentów za 20 minut, za 30, wiedział wszystko, co się dzieje w każdym IGB-ie" - wspomina osoba z kierownictwa IGB-ów.
Patryka Jakiego pytamy także o zbieżność czasową między jego odejściem do Brukseli a zwolnieniem Świderskiego.
„Ta dziwna insynuacja niestety świadczy o pana złej woli. I proszę jej nie robić. Decyzję podjąłem prawie roku [prawdopodobnie miało być: rok – red.] temu po otrzymaniu informacji od dyrektora Hejki . Jak odchodziłem do PE, to tym bardziej już nic nie musiałem.
Po prostu u nas nie ma <<doktryny Neumanna>>, że jak <<swój>> to bronimy do końca. Ludzie, których atakujecie odpowiadają za najlepsze wyniki zakładów przywięziennych w historii, zarówno ekonomiczne jaki i w zatrudnieniu skazanych. Dlatego, aby oceniać zawsze trzeba widzieć cały obraz” - przekonuje Jaki.
Dzwonimy do Piotra Świderskiego.
“Ja nie mam nic wspólnego z polityką” - twierdzi najpierw członek Solidarnej Polski.
“Co się takiego dzieje, że pan o mnie chce pisać tekst? Jestem zaskoczony kompletnie. Ja kompletnie nie wiem, co się dzieje. Kompletnie nie wiem jak można do szarego, zwykłego człowieka zadzwonić i powiedzieć, że o nim artykuł będzie” - dziwi się Świderski.
Spotkania odmawia, umawiamy się na rozmowę telefoniczną następnego dnia. Ostatecznie przysyła sms z informacją, że odpowie na nasze pytania mailowo.
W mailu wyjaśnia, że padł ofiarą „kłamliwych insynuacji”. „Sprawę skierowałem do sądu pracy. Sąd pracy skierował nas do mediatora, z którym obecnie renegocjujemy sprawy mojego zwolnienia lub ewentualnego powrotu do pracy” - wyjaśnia.
*** Sprawą telefonii dla osadzonych interesowało się także biuro Rzecznika Praw Obywatelskich. Ostatnia odpowiedź Służby Więziennej w tej sprawie pochodzi z 17 października 2019 roku. “Niestety, mimo wykonania części prac, kierownictwo IGB Mazovia wycofało się z realizacji tego przedsięwzięcia ze względu na koszty oraz brak możliwości centralizacji usług” - czytamy w piśmie do RPO.
Jak informuje nas Centralny Zarząd Służby Więziennej, obecnie trwają prace nad przygotowaniem ogólnopolskiego przetargu na telefonię dla osadzonych.
*** W lutym Piotr Świderski pojawia się na konwencji Solidarnej Polski, której nadal jest członkiem. “Świder cały czas liczy, że koledzy znajdą mu jakąś nową posadę” - mówi znajomy byłego dyrektora “Pomeranii”.
* cytaty przytaczamy w wersji po autoryzacji Patryka Jakiego
Afery
Patryk Jaki
Mariusz Kałużny
Ministerstwo Sprawiedliwości
Najwyższa Izba Kontroli
IGB
Instytucja Gospodarki Budżetowej
Łukasz Kroplewski
Piotr Świderski
praca dla więźniów
służba więzienna
teldos
więzienia
Dziennikarz FRONTSTORY.PL. Wcześniej w OKO.press i Superwizjerze TVN. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Czterokrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Dziennikarz FRONTSTORY.PL. Wcześniej w OKO.press i Superwizjerze TVN. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Czterokrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Komentarze