Jedna gwiazda PiS broni drugiej: posłanka Pawłowicz chwali posła Piotrowicza. Mówi, że jest niezwykle szlachetnym człowiekiem, a w PRL "miliony ludzi" należały do partii - włącznie z pewną sprzedawczynią w mięsnym, którą znała. Z przykrością informujemy posłankę Pawłowicz, że z przypadku jednej osoby wyciąga błędne wnioski
W wywiadzie dla portalu wPolityce.pl posłanka Krystyna Pawłowicz broni wytrwale kolegi z partyjnej ławy, posła Stanisława Piotrowicza - który jako prokurator w PRL oskarżał opozycjonistę Antoniego Pikula.
Posłanka Pawłowicz rozwodzi się nad licznymi zaletami charakteru posła Piotrowicza. "Nie będę się za niego tłumaczyć, ani go usprawiedliwiać" - mówi. Po czym natychmiast zaczyna go tłumaczyć i usprawiedliwiać.
Mogę tylko powiedzieć, że odkąd go znam, jest człowiekiem niezwykle szlachetnym. Mam znajomego, lekarza, który zna go od wielu, wielu lat. Zawsze wspomina go jako dobrego, serdecznego kolegę. Przy każdej okazji mówi: „Pozdrów Staszka”. To naprawdę bardzo dobry, szlachetny człowiek.
Nie możemy zweryfikować opinii o szlachetności charakteru posła Piotrowicza (chociaż warto przypomnieć, że już w III RP oczyścił z zarzutów księdza, który molestował dzieci w Tylawie), ale możemy sprawdzić prawdziwość opinii posłanki Pawłowicz na temat tego, ile osób - i kto - wstępował w PRL do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Piotrowicz należał do niej w latach 1978-1989.
Można powiedzieć z dzisiejszej perspektywy, że przynależność do PZPR była błędem. Problem w tym, że do Partii należały miliony ludzi. Znam przypadek sprzedawczyni ze sklepu mięsnego, która starając się o pracę musiała zapisać się do PZPR-u.
Posłanka Pawłowicz ma rację, kiedy mówi, że do PZPR rzeczywiście należały "miliony ludzi". Liczebność partii komunistycznej (łącznie z kandydatami) kształtowała się tak:
Jak widać, liczba członków PZPR ulegała licznym wahaniom - spadała po kryzysach politycznych w PRL w 1956 i 1980 r. Najwięcej Polaków wstąpiło do partii w epoce gierkowskiej - jak poseł Piotrowicz. Od powstania „Solidarności” w sierpniu 1980 r. liczba członków PZPR wyraźnie spadła (o 500 tys.), a potem konsekwentnie malała aż do końca lat 80. Wielu ludzi występowało wówczas z partii - i nie spotykały ich za to żadne konsekwencje (to w tym okresie Piotrowicz dostał od władzy Krzyż Zasługi).
W tym miejscu jednak posłanka Pawłowicz nie ma racji: w PRL można było normalnie żyć - i robić karierę w wielu dziedzinach, nie wstępując do partii, bo wbrew dzisiejszym wyobrażeniom w późnym PRL - jak mówił OKO.press socjolog Andrzej Rychard "system się sfragmentaryzował. Obok systemu oficjalnego, czyli rytualnych zachowań wymaganych przez władze, rozwinięty był system nieoficjalny (druga ekonomia, układy nieformalne), a także pokaźny nie-system, tolerowany przez władze, ale kontrolowany tylko częściowo (m.in. Kościół, rzemiosło, prywatne rolnictwo). Była też opozycja, czyli anty-system.
Można było być naukowcem, lekarzem, adwokatem czy inżynierem, nie będąc jednocześnie członkiem PZPR. Przynależność do partii była w praktyce obowiązkowa dla tych, którzy chcieli robić karierę w aparacie władzy - jak prokurator Piotrowicz.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze