Jeszcze kilka lat temu jego rewelacje wzięto by za teorie spiskowe. Niestety, to o czym pisze, to nie fikcja. OKO.press rozmawia z Marcinem Reyem, który prowadzi na Facebooku profil "Rosyjska V kolumna w Polsce"
We wschodniej Polsce umacniają się organizacje i działacze grający na antyukraińskich nastrojach. Tacy jak Mirosław Majkowski z Przemyśla, który zasłynął realizując rekonstrukcję rzezi wołyńskiej. W ostatnich latach stosunki polsko-ukraińskie wydawały się dobre. Dziś można mieć wrażenie, że sytuacja wymyka się spod kontroli.
Na poziomie oficjalnym nie ma pogorszenia relacji - tylko przesilenie, po którym współpraca może być zacieśniona. Istnieją natomiast niewielkie, lecz niezwykle aktywne środowiska, które robią wszystko, by Polskę z Ukrainą poróżnić. Oczywiste jest, że Kremlowi takie działania się podobają. Rosyjska propaganda jest źródłem wielu treści wykorzystywanych przez polskie środowiska antyukraińskie. W jakim stopniu to efekt działania rosyjskich służb, a w jakim własnej inicjatywy ludzi z tych środowisk – to pytanie do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Czy podobne działania propagandowe mają miejsce także na Ukrainie?
Naturalnie. Są uzasadnione podejrzenia, że niektóre ukraińskie organizacje skrajnie nacjonalistyczne – których znaczenie w polityce ukraińskiej jest na szczęście jeszcze mniejsze, niż w Polsce – są powiązane z Rosją. Czemu Rosja miałaby wbijać klin między naszymi krajami tylko po naszej stronie granicy?
Jak wygląda takie wbijanie klina?
Na przykład narodowcy na Ukrainie robią czy mówią coś antypolskiego, a środowiska antyukraińskie w Polsce podchwytują to i wyolbrzymiają. Albo odwrotnie: w Polsce Konrad Rękas, wiceprzewodniczący prokremlowskiej partii Zmiana, prowadzi „Powiernictwo Kresowe” - zgłaszające roszczenia do majątków, które kiedyś znajdowały się w granicach II RP, a dziś na terenie Ukrainy. A na Ukrainie pozornie narodowa partyjka, kontrolowana przez związanego rodzinnie z Putinem oligarchę Wiktora Medwedczuka, straszy powrotem Polaków i reprywatyzacją. Tak jak przed naszym przystąpieniem do Unii Europejskiej straszono zabieraniem ziemi przez Niemców.
Jak to się stało, że zainteresował się pan działalnością prokremlowskich środowisk w naszym kraju?
Kiedy w 2014 r. w Kijowie doszło do proeuropejskich protestów, w Polsce miała miejsce prawdziwa eksplozja propagandy rosyjskiej. Wraz ze znajomymi zobaczyliśmy, że ówczesny rząd PO- PSL nic z tym nie robi. Postanowiliśmy pokazać, kto stoi za tą propagandą, piętnować tę działalność.
Założył Pan więc facebookowy profil "Rosyjska V kolumna w Polsce". Portretuje pan w nim działalność prorosyjskich portali, aktywistów i polityków. Dziś „V kolumna” jest opiniotwórczym medium chętnie czytanym przez urzędników i dziennikarzy. Z drugiej strony jest pan obiektem ciągłych ataków. Komu pan tak strasznie podpadł?
Środowiska, dla których stałem się celem, są niezwykle trudne do zdefiniowania. Nie starczy dnia na tę opowieść.
Spróbujmy.
Poświęciłem tym ludziom dwa lata pracy. Mam poczucie, że opisałem dopiero czubek góry lodowej. Środowiska prorosyjskie to nie jest jedno stronnictwo. Wpychanie tych ludzi w ciasne polityczne klisze to błąd. Mówimy o skomplikowanej konstelacji. Jest złożona z niewielkich organizacji politycznych i społecznikowskich. Część z nich można lokować na prawej, a część na lewej stronie sceny politycznej. Większości nie da się „ustawić” nigdzie. Tutaj nie ma jasnego łatwo definiowalnego centrum decyzyjnego.
Ale powiązania wewnątrz tej mgławicy są.
Towarzyskie, czasem instytucjonalne. Trudno je wykazać. To jest operacyjnie bardzo sprawna i nowocześnie działająca siła. Najważniejszym elementem tego aparatu są ludzie, których łączą podobne poglądy: prokremlowskie, antyukraińskie i antyzachodnie. Większość z działających w tym środowisku osób nie ma żadnego kontaktu z rosyjską agenturą w sensie ścisłym.
Mam wrażenie, że szeregi prokremlowskich internautów składają się głównie z ludzi szukających alternatywnych wizji rzeczywistości. Oryginalnych diagnoz i recept na bolączki świata.
Te poglądy rozprzestrzeniają się jak inwazja zombie. Wystarczy, że jedna osoba o egzotycznych poglądach zarazi drugą.
Jaka jest rola Moskwy w tym procesie?
Rosjanie dolewają oliwy do ognia poprzez dostarczanie treści - głównie materiałów prasowych. Rozpowszechniają je przeważnie portale prorosyjskie działające tu - w Polsce. Czasami są to inicjatywy bezpośrednio działające w Rosji…
Czuję, że zaraz mi pan powie, że opis tego informacyjnego „pasa transmisyjnego” także zabrałby nam dużo czasu.
Nie chcę być niegrzeczny...
Dobrze, zostawmy konkretne środki. Wpisują się one w szerszą strategię wojny informacyjnej?
Tak. Polska, zresztą tak jak i Stany Zjednoczone czy Europa Zachodnia, jest celem propagandowej wojny informacyjnej Kremla. To też przygotowywanie gruntu pod ewentualną wojnę hybrydową w Polsce.
Mówi się, że polskie oddziały terytorialne mogą stać się nieświadomym elementem takiej wojny.
Chcę podkreślić z całą mocą, że znacząca większość jednostek obrony terytorialnej działa prawidłowo. Niestety w tym środowisku są czarne owce. Problem polega na tym, że skoro jednostki terytorialne mają być elementem obrony narodowej, powinny podlegać osłonie kontrwywiadowczej. Jeden z przypadków czarnych owiec, jaki przychodzi mi do głowy, to była krakowska jednostka strzelecka JS2039 w strukturach OSW Strzelec. Ta jednostka została opanowana przez neofaszystowskie ugrupowanie Falanga. Jej członkowie mieli radykalnie prorosyjskie poglądy – Falanga to jedno z ugrupowań, które wchodziły wtedy w skład partii Zmiana.
W jaki sposób krakowska jednostka wpisywała się w wojnę informacyjną Rosji?
Na przykład jej członkowie, na potrzeby rosyjskiej telewizji, zorganizowali inscenizację. Przebrani w mundury polskiego wojska, w pełnym rynsztunku, z atrapami broni służyli jako ilustracja do materiału dziennikarskiego o rzekomych ochotniczych polskich oddziałach, które na wschodniej granicy RP ścigają banderowskich „dywersantów”. Po naszych artykułach na ich temat, jednostka na szczęście została oczyszczona z członków Falangi. Sprawa była szeroko omawiana w środowisku działaczy obrony terytorialnej.
Sukces.
Co najwyżej połowiczny. Ludzie z Falangi założyli własny oddział. Dowiedziałem się, że uczestniczył on jako jednostka pomocnicza w manewrach NATO Anakonda 16.
Czytając pańskie analizy można mieć wrażenie, że polski kontrwywiad nie daje sobie rady z osłoną polskich polityków przed działaniami, które mogą być dla nich kompromitujące. W lipcu senatorzy PO Jan Rulewski i Jerzy Wcisła wyjechali na Ukrainę. Mieli spotkać się z aktywistami politycznymi. Na miejscu okazało się, ze lokalnym „koordynatorem” wyjazdu polskich polityków jest działacz partii Zmiana. Ugrupowanie, którego lider jest podejrzewany o współpracę z wywiadem rosyjskim, organizuje senatorom spotkanie z prorosyjskim ukraińskim ugrupowaniem Blok Opozycyjny. Dochodzi do skandalu, a ukraińscy działacze z Automajdanu nie pozwalają senatorom wyjść z hotelu na spotkanie z prorosyjskimi działaczami.
Takie historie są naturalnie bardzo przykre. Pytanie tylko, czy jakikolwiek na świecie kontrwywiad byłby w stanie zapewnić kompleksową ochronę. Uważam, że w przypadku zmasowanej kampanii prowadzonej przez Moskwę to jest po prostu niemożliwe. Pamiętajmy o tym, że prowokacje rosyjskie są często przeprowadzane po mistrzowsku. Polskim VIP-om bardzo trudno jest czasami zorientować się, że ktoś ich wkręca. Senator Rulewski został wrobiony za pośrednictwem belgijskiej organizacji pozarządowej. Niepozorna „zachodnioeuropejska organizacja humanitarna” zaprosiła go na Ukrainę. Rulewski nie spodziewał się, że ta organizacja to zasłona dla lobbysty, który broni interesów rosyjskich w Brukseli, na Łotwie czy na Ukrainie. To była typowa podpucha instytucjonalna.
A jak w praktyce wygląda przekaz rosyjski w Polsce?
To dezinformacja. Ale podawana w kolorowym sreberku. Do obiegu medialnego sączy się treści, które – dla ich uwiarygodnienia – są przekładańcem prawdy z kłamstwem. Podają panu bardzo smaczną kanapkę, gdzie ogórek jest zdrowy, pomidor jest zdrowy, tylko szynka jest trująca. Niestety świat polskiej polityki jest nieprzygotowany na walkę z takimi informacjami. Nadal pokutuje przekonanie, że o tych prowokacjach lepiej jest nie mówić, bo tylko je rozreklamujemy.
Taktyka „ciszej nad tą trumną"?
To jest błąd. Internetowe trolle dezinformujące Kremla same się rozreklamują - czy tego chcemy czy nie. Nie ma też co liczyć na ich „wypalenie zawodowe”. Wsparcie idzie z zewnątrz. Strumień pieniędzy i treści nie wyschnie.
Więc jaką taktykę powinni obrać polscy decydenci?
Informacyjną, edukacyjną. Muszą odnosić się do kłamstw krążących w internecie. Epidemia kremlowskich zombie zatacza coraz szersze kręgi. Jeżeli się jej nie przeciwstawimy- fala kłamstw spiętrzy się do takiej wysokości, że opór elit i mediów nie będzie w stanie jej zatrzymać. I jeszcze jedno. Mam poczucie, że w przypadku działalności trolli kremlowskich, aparat państwa interweniuje tylko, gdy któryś z nich w oczywisty sposób złamie prawo. To jest błąd.
No dobrze: jak na przykład należałoby zareagować na wyjazdy polskich polityków organizowane przez Kreml? Niedawno opisał pan wyjazd europosła Korwina- Mikke do Czeczenii. W programie prokremlowskiej telewizji Sputnik przekonywał, że „Ramzan Kadyrow to bardzo rozsądny człowiek”. Wywiad przeprowadził Leonid Swiridow, który został z Polski wydalony na wniosek ABW.
Uczestnicy tej wycieczki m.in. Korwin, ale też członkowie partii Zmiana czy dziennikarz portalu Kresy.pl, powinni wytłumaczyć się przed urzędem skarbowym, czy zafundowanie im wyjazdu przez rosyjskiego urzędnika państwowego nie było korzyścią materialną. Od takiej korzyści powinni odprowadzić w kraju podatki. Trzeba szukać do czego się przyczepić i czepiać się. Polskie służby i aparat państwa powinny, w granicach prawa, ale aż do tej granicy, utrudniać tą działalność.
Żartuje sobie pan, że mógłby palić w piecu anonimami z pogróżkami.
Działalność „Rosyjskiej V Kolumny w Polsce” jest nie w smak wspomnianej na początku „konstelacji” sił prokremlowskich. Jestem obiektem różnych ataków. Ostatnio anonimowi internauci, powołując się na Partię Zmiana, przysyłają mi wiadomości ze zdjęciami pocisków karabinowych z dopiskiem: „Leczenie nie musi być drogie. Pocisk – 1 zł.”
Marcin Rey jest tłumaczem, potomkiem renesansowego pisarza Mikołaja Reya.
Kiedyś wspierał inicjatywę Wolny Kaukaz, popierającą wolnościowe dążenia Czeczenii. Był w grupie, która w latach 90. organizowała konwoje do tego kraju. Po Pomarańczowej Rewolucji zaczął interesować się Ukrainą i relacjami polsko- ukraińskimi. Od 2014 r. prowadzi na Facebooku profil „Rosyjska V Kolumna w Polsce” monitorujący prokremlowskich aktywistów i prorosyjską kampanię informacyjną w Polsce.
W 2015 r. "V Kolumna" ujawniła nazwiska osób związanych z polską, prokremlowską partią Zmiana. Jej lider, Mateusz P. usłyszał niedawno zarzut współpracy z rosyjskim wywiadem, obecnie przebywa w areszcie. Rey udowodnił, że partia jest powiązana z narodowcami z organizacji Falanga.
Jeszcze kilka lat temu jego ustalenia większość ludzi wzięłaby pewnie za teorie spiskowe. Niestety to nie fikcja. Aktywiści i organizacje strażnicze z innych państw europejskich, także z dawnego Bloku Wschodniego, opisują podobne mechanizmy działania rosyjskich służb i prorosyjskich aktywistów także w innych krajach.
Komentarze