Piąty dzień przyniósł mniej intensywną wymianę ognia. Nocny atak Iranu na Izrael obył się bez ofiar śmiertelnych. Amerykanie szykują powietrzne tankowce, które mają pomoc w przeprowadzaniu izraelskich nalotów. Wiele wskazuje na to, że zaangażowanie USA może być jednak głębsze
26 marca 2025 roku przed Stałą Specjalną Komisją Izby Reprezentantów ds. Wywiadu amerykańska dyrektorka Wywiadu Narodowego Tulsi Gabbard powiedziała:
„Wspólnota Wywiadowcza nadal ocenia, że Iran nie buduje broni jądrowej, a Najwyższy Przywódca Chomeini* nie zatwierdził programu broni jądrowej, który zawiesił w 2003 roku. Nadal uważnie monitorujemy, czy Teheran zdecyduje się na ponowną autoryzację programu broni jądrowej”.
(*co ciekawe, podczas przemówienia Gabbard zawahała się przed wymówieniem nazwiska, a to, co powiedziała, brzmi, jak „Chamini”. W oficjalnej transkrypcji faktycznie widnieje nazwisko Chomeiniego, który zmarł w 1989 roku. Chodzi oczywiście o jego następcę i dzisiejszego przywódcę, Alego Chameneiego).
Dziś 17 czerwca rano Donald Trump został zapytany o to zdanie szefowej amerykańskiego wywiadu sprzed niecałych dwóch miesięcy. Odpowiedział:
„Nie obchodzi mnie, co powiedziała. Myślę, że byli bardzo blisko tego, by ją [bombę atomową] mieć”.
W piątym dniu wojny Izraela z Iranem kwestia tego, co USA sądzi o irańskim programie atomowym i czy włączy się do wojny, staje się coraz bardziej centralna.
Trump od poniedziałku 16 czerwca wysyła dziwne, czasem sprzeczne sygnały w sprawie Iranu. Dalej powtarza, że USA nie chce atakować Iranu. Ale ze spotkania G7 w Kanadzie wyszedł wcześniej, twierdząc, że musi natychmiast wrócić do Waszyngtonu, i nakazał jego najbliższym współpracownikom zebranie się w Situation Room w Białym Domu, gdzie często omawia się sprawy związane z wojną i kluczowymi wiadomościami wywiadowczymi.
Amerykański wiceprezydent J.D. Vance starał się dziś tłumaczyć tok myślenia swojego szefa. W mediach społecznościowych napisał, że komentujący sprawę irańskiej energii atomowej mylą kwestie cywilnej energii atomowej i wzbogacania uranu. Jego zdaniem obie kwestie nie mają ze sobą nic wspólnego.
To nie do końca prawda. Zdecydowana większość komercyjnych elektrowni atomowych działa na uranie wzbogaconym do poziomu około 3-5 proc. rozszczepialnego izotopu U-235. Około jedna dziesiąta reaktorów działa też na naturalnym uranie (jest w nim ok. 0,7 proc. rozszczepialnego izotopu). Produktem działania większości z nich jest pluton, który również może zostać wykorzystany do produkcji bomby atomowej. Najpopularniejsze w tej technologii kanadyjskie reaktory CANDU nie są budowane często. Ostatni został postawiony w Rumunii w 2007 roku (choć w 2024 roku zakontraktowano kolejne). Iran najpewniej nie chciałby uzależniać się od technologii kanadyjskiej. Kluczowe tutaj jest jednak to, że jest to rzadziej używana technologia.
Wiemy też dobrze, że Iran rzeczywiście wzbogacał uran do co najmniej 60 proc., a to poziom bliski 90 proc., które dają możliwość, by stworzyć bombę atomową. Nie wiadomo jednak, czy Iran posiada dziś zdolności inżynieryjne, by wszystkie konieczne elementy połączyć w sprawną bombę. Również o tym w marcu mówiła Gabbard. Według „New York Times’a” nowsze amerykańskie raporty wywiadowcze również nie wskazywały na to, że Iran za chwilę zbuduje bombę atomową.
Vance napisał też, że przez ostatnią dekadę poglądy Trumpa były spójne: Iran nie może mieć bomby atomowej. Wiceprezydent napisał:
„Prezydent jasno stwierdził, że Iran nie może prowadzić wzbogacania uranu. Powiedział wielokrotnie, że stanie się to w jeden z dwóch sposobów – łatwy sposób lub »inny« sposób”.
To daleko idąca manipulacja. Z wypowiedzi tej można wyczytać, że Trump stał od zawsze na stanowisku, że wzbogacanie uranu jest dla Iranu wykluczone. W połowie maja Trump na pytanie, czy USA zezwoli Iranowi na ograniczone wzbogacanie uranu, Trump powiedział, że nie podjęto jeszcze tej decyzji.
Wszystko to pokazuje, że nie widać tutaj spójnej, długofalowej strategii ani komunikacji. A zmiana z ostatnich dni może sugerować próbę uzasadnienia przyszłego włączenia się do wojny po stronie Izraela.
Trwające od kwietnia i zakończone wypowiedzeniem wojny przez Izrael rozmowy między Iranem i USA załamały się, gdy Trump i główny negocjator Witkoff zaczęli mówić, że wykluczony jest jakikolwiek poziom wzbogacania uranu przez Iran.
Przypomnijmy jeszcze: międzynarodowe porozumienie atomowe z Iranem (JCPOA) z 2015 roku pozwalało Iranowi na wzbogacanie uranu do poziomu 3,67 proc. na 15 lat. Implementację nadzorowała Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej i w każdym raporcie podkreślała, że Iran do ograniczeń się stosuje. Z umowy w 2018 roku jednostronną decyzją wystąpił Donald Trump, ale do dziś nie udało się wypracować żadnej alternatywy. W negocjacjach Trump próbował stosować swoją ulubioną, agresywną strategię. Nic z tego nie wyszło. Dzisiejszy kryzys atomowy w stosunkach z Iranem jest w dużej mierze winą Trumpa.
Izrael postanowił wykorzystać słabość Iranu, upadek jego sojuszników (Syria Asada, Hezbollah, Hamas) i niezdecydowanie Trumpa.
Ten, choć przez długie miesiące twierdził, że wojny nie chce, dziś wysyła sygnały, że może być zmuszony do niej przystąpić. I to pomimo tego, że włączenie się z destabilizację dużego kraju w Azji nie leży w interesie w USA.
Niewątpliwie Iran nie powinien posiadać broni atomowej (dodajmy, że posiada ją Izrael, który jako jeden z niewielu krajów na świecie nie jest częścią Traktatu o Nierozprzestrzenianiu się Broni Atomowej). Stany Zjednoczone uczestniczyły w stworzeniu rozwiązania, które działało i uniemożliwiało to przynajmniej do roku 2031 (JCPOA weszło w życie w 2016 roku). Trump wyrzucił je do kosza. W piątek 13 czerwca zezwolił Izraelowi na atak, który Międzynarodowa Komisja Prawników, założone w 1952 roku w Szwajcarii NGO, określa jako jasne złamanie prawa międzynarodowego i zagrożenie dla światowego pokoju.
„Mamy pełną kontrolę nad irańską przestrzenią powietrzną” – napisał dziś Trump w Truth Social, jak gdyby USA już było częścią uderzenia na Iran. W kolejnym poście napisał też, że wie, gdzie „tak zwany »Najwyższy Przywódca«” się kryje, ale przyznał, że chwilowo Amerykanie nie zamierzają go zabić. A w kolejnym nawoływał do „BEZWARUNKOWEJ KAPITULACJI” Iranu.
„New York Times” w obszernym tekście pisze dziś o zakulisowych ruchach wokół negocjacji i decyzji Izraela o ataku. Tekst ten pokazuje obraz USA jako państwa niemającego większego wpływu na decyzje Izraela, który na poważnie rozpoczął przygotowania do ataku w grudniu 2024 roku. Po części dlatego, że i Trump, i Netanjahu podzielają pogląd, że nie wolno pozwolić Iranowi na posiadanie broni atomowej. A po części dlatego, że w drugiej kadencji Trump nie ma już wokół siebie ludzi, którzy silnie sprzeciwialiby się interwencji militarnej w Iranie. Antyinterwencjonistką jest Gabbard, ale w wewnętrznych dyskusjach nie wyrażała zbyt mocno swoich poglądów. A Trump dziś swoimi wypowiedziami pokazał, jak bardzo ceni jej zdanie.
Rolę z pewnością grała też niecierpliwa natura Trumpa, który musi widzieć natychmiastowe efekty swoich działań. Główna część negocjacji nad JPCOA trwała około 20 miesięcy, a nad porozumieniem pracowano przecież latami.
Obecne negocjacje rozpoczęły się 12 kwietnia. Gdy 4 czerwca Chamenei odrzucił ostatnią amerykańską propozycję, Trump stracił wiarę w negocjacje. Do kolejnego spotkania 15 czerwca w Omanie, jak wiemy, nie doszło.
Wiemy na pewno, że Amerykanie szykują się do możliwości wsparcia izraelskiego lotnictwa i dotankowywania go przy pomocy amerykańskich samolotów, gdy Izrael będzie uderzał w podziemny zakład wzbogacania uranu w Fodrow.
Wróćmy teraz do trwającej już wojny.
Nocne kontruderzenie Iranu na Izrael było najsłabsze od początku wojny. Irańczycy wystrzelili około 20 rakiet balistycznych, zaledwie kilka osób odniosło obrażenia. Iranowi udało się uderzyć w okolicy bazy wojskowej koło miejscowości Ramat Haszaron, ale nie ma informacji, by udało się uszkodzić coś poza poligonem.
Nie wiemy, jaką taktykę Iran zamierza przyjąć w kolejnych dniach, ale na dziś Islamska Republika w starciu z Izraelem jawi się jako bardzo słaba. Iran wygląda, jakby nie był w stanie wywrzeć na Izraelu znaczącej presji i sprawić, że koszt prowadzenia wojny będzie wysoki. Jeśli to się nie zmieni, wspierany przez USA Izrael będzie w stanie rzucić Iran na kolana, zniszczyć najważniejszą infrastrukturę militarną (i być może nuklearną). I osłabić Republikę Islamską tak, że reżimowi szyickich duchownych trudno będzie utrzymać władzę.
Izraelska armia ogłosiła dziś, że zabiła generała Alego Szamdaniego. Szamdani był szefem sztabu irańskiej armii, a został nim cztery dni temu, po śmierci swojego poprzednika w izraelskich nalotach. Izraelczycy twierdzą, że zginął w nocnych nalotach na Teheran. Iran dotychczas nie potwierdził jego śmierci.
W ciągu dnia Izraelczycy przeprowadzili ataki na cele w Teheranie, a także choćby w okolicy Isfahanu. W stolicy kraju Izrael uderzył już w ponad 50 celów. A dziś wieczorem izraelski minister obrony Izrael Kac zapowiadał kolejne uderzenia.
Dostęp do Internetu jest ograniczany w Iranie, a związana z Korpusem Strażników Rewolucji agencja prasowa Tasnim ogłosiła nawet, że dziś w nocy dostęp do Internetu ma być odcięty i zastąpiony wewnętrzną, irańską siecią. Władze odradzają też obywatelom korzystanie z aplikacji, które wykorzystują lokalizację. Według komunikatu telefony miałyby zostać użyte do ataku na irańskich cywili, podobnego do ataku na pagery Hezbollahu z zeszłego roku.
Najnowszy komunikat irańskiego Ministerstwa Zdrowia mówi o 224 ofiarach śmiertelnych i 1277 rannych. Liczba ofiar nie zmieniła się od wczoraj i najpewniej jest zaniżona.
W Izraelu oficjalne liczby mówią dotychczas o 24 ofiarach śmiertelnych i 600 rannych.
Dziennikarz OKO.press od 2018 roku. Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.
Dziennikarz OKO.press od 2018 roku. Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.