„Środowisko pielęgniarskie cały czas się bardzo mocno stara, ale jest zmęczone, jest też rozgoryczone, bo podzielono je na te lepsze i na te gorsze” – mówi OKO.press pielęgniarka Zofia Małas, prezeska Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych.
„Czyli ci, co pracują na oddziałach covidowych dostaną dodatek 100 proc., o którym mówił pan minister. Natomiast ci, co nie pracują w zgłoszonych oddziałach covidowych go nie dostaną. A tam też są pacjenci covidowi, są pacjenci covidowi w domu, gdzie pielęgniarki idą i tam pracują z pacjentem covidowym. I one już nie dostaną dodatku, dlatego jest duże rozgoryczenie” – dodaje.
Pielęgniarki i położne protestowały dziś, 11 grudnia, przed Kancelarią Premiera. Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych (NIPiP) wystosowała apel do premiera Mateusza Morawieckiego i oczekuje spotkania.
„Umieramy z wyczerpania”
„My, polskie Pielęgniarki i Położne walczymy o zdrowie i życie Pacjentów. Dlatego nie możemy i nie będziemy milczeć wobec bezprawia, chaosu, propagandy i braku szacunku dla słabszych” – czytamy w stanowisku NIPiP.
Pielęgniarki i położne domagają się gwarancji bezpiecznych warunków opieki nad pacjentem. Nie zgadzają się też na nierówne wynagradzanie personelu medycznego. Ich oburzenie budzą również niskie płace w całym sektorze. Podkreślają, że przedstawiły rządowi plan naprawy sytuacji, ale pozostał on bez jakiejkolwiek reakcji, również ze strony Ministerstwa Zdrowia.
„Epidemia pokazała, że za mało jest w ogóle w Polsce personelu medycznego” – mówi OKO.press Małas. A na dodatek część wylądowała na kwarantannach. „W związku z tym te, co pozostają jeszcze przy łóżku chorego, muszą wykonać pracę za siebie i za te chore koleżanki. Więc praca jest niezwykle ciężka” – dodaje.
Braki są tak duże, że kobiety pracują po 400 godzin miesięcznie. „Umieramy z wyczerpania, nie tylko na oddziałach »covidowych«” – mówiły pielęgniarki pod Kancelarią Premiera. Od początku pandemii zmarły 34 pielęgniarki.
Problemem nie jest tylko pandemia COVID-19, ale braki kadrowe wynikające z tego, że szpitale nie mają pieniędzy na etaty. Nie chodzi tu tylko o pielęgniarki i położne, ale również o personel pomocniczy, np. opiekunów medycznych. W ten sposób cierpi nie tylko jakość opieki nad pacjentami, ale również marnuje się potencjał wykształconego personelu.
„Nie ma dnia, aby nie pojawiał się nekrolog kolejnej pielęgniarki”
W OKO.press od kilku miesięcy piszemy o narastającym wśród pielęgniarek niezadowoleniu i o pogarszających się warunkach ich pracy.
Oburzenie w środowisku medycznym wzbudziły choćby stawki zatrudnienia w szpitalach tymczasowych. W ogłoszeniu Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku zaoferowano:
- ratownikom medycznym – wynagrodzenie brutto 2 250 – 2 360 zł z wyrównaniem do 2 600 zł (tyle wynosi płaca minimalna w 2020 roku);
- salowym – wynagrodzenie brutto od 2 373 z wyrównaniem do 2 600 zł;
- pielęgniarkom – wynagrodzenie brutto 3 334 – 3 434 zł.
Oznacza to, że ratownik medyczny i salowa, pracujący na pierwszym froncie walki z COVID 19, mogą liczyć na pensję minimalną w wysokości 1 920 zł na rękę. Za to pielęgniarka zarobi ok. 2 400 zł netto, czyli najniższą kwotę określoną w ustawie o minimalnych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia.
Przeciwko fatalnym warunkom pracy protestowało również Stowarzyszenie Pielęgniarki Cyfrowe.
„Rząd nie przygotował rezerw lekarstw, tlenu, łóżek dla pacjentów zakażonych i niezakażonych, a także rezerw personelu. Czujemy się osamotnione w walce o życie, zdrowie pacjentów. Sami również chorujemy. Coraz więcej medyków jest zakażonych. Coraz częściej przemęczeni i wyczerpani psychicznie i fizycznie doświadczamy tej podstępnej choroby.
Od końca października nie ma dnia, aby nie pojawiał się nekrolog kolejnej pielęgniarki, która złożyła najwyższą ofiarę, swoje życie” – pisały w apelu.
Cuda nad Wisłą ok, ale moc uzdrowień by się przydała.
Tradycją jest,że ten rząd nie rozmawia z nikim poza sobą i swoimi "ekspertami" Rezultaty – jak widać. Tyle petycji i listów, z tylu środowisk i organizacji pozarządowych zniknęło w tym koszu na śmieci, którym jest kancelaria premiera