Ministerstwo Zdrowia dogadało się z pielęgniarkami. Po kilkumiesięcznych negocjacjach pielęgniarki ustąpiły z części swoich postulatów – w zamian otrzymały m.in. gwarancję, że tzw. "dodatek zembalowy" wynegocjowany w 2015 roku zostanie włączony do ich pensji. Krystyna Ptok z OZPiP: "Przed nami jeszcze daleka droga do dobrej sytuacji pielęgniarek w Polsce"
Negocjacje pomiędzy rządem a pielęgniarkami trwały od lutego 2018 roku. Krystyna Ptok z Ogólnopolskiego Związku Pielęgniarek i Położnych powiedziała OKO.press: "Porozumienie nie jest szczytem marzeń pielęgniarek. Przed nami jeszcze daleka droga do sytuacji, którą nazwiemy dobrą dla pielęgniarek. Ale jest to pierwszy krok w dobrym kierunku, jeśli zostaną zrealizowane warunki porozumienia - bo na razie nie ma aktów wykonawczych. Nie przewidujemy protestów na poziomie centralnym, jeśli te akty wykonawcze się pojawią".
Najważniejsze punkty porozumienia zawartego między pielęgniarkami a MZ to:
"Zembalowe" to podwyżka wynegocjowana przez pielęgniarki w 2015 roku w porozumieniu z ówczesnym ministrem zdrowia Marianem Zembalą. Miała być wypłacana co roku w czterech ratach i w 2019 miała wynosić łącznie 1,6 tys. zł. brutto miesięcznie (w porównaniu z pensjami z 2015 roku). "Zembalowe" było jednak wypłacane jako dodatek, co w praktyce oznacza, że do wielu pielęgniarek te pieniądze nigdy nie trafiły.
Oprócz tego pielęgniarki i strona rządowa zobowiązały się do wspólnej pracy nad „Strategią na rzecz rozwoju pielęgniarstwa i położnictwa w Polsce”. Ostateczna wersja ma powstać najpóźniej do 31 grudnia 2018.
W lutym 2018 roku do konsultacji dla partnerów społecznych trafił projekt nowelizacji ustawy o minimalnych płacach w ochronie zdrowia, który tak zdenerwował pielęgniarki, że zaczęły zapowiadać ogólnopolski protest. Z projektu wynikało, że podwyżki dla pielęgniarek będą w 2018 roku minimalne, albo żadne. Realną podwyżkę odsunięto o trzy lata, a do tego zamrożono kwotę bazową. OZPiP tak komentowało projekt: "Proponowane zmiany znacznie odbiegają od proponowanych przez OZZPiP, nadal nie spełniają oczekiwań naszej grupy zawodowej. Wieloletnie zaniedbania w odniesieniu do godnej pracy pielęgniarek, pielęgniarzy i położnych są znacznie większe niż w innych, demokratycznych, cywilizowanych krajach".
W uzasadnieniu projektu napisano też, że nie będzie dodatkowych pieniędzy z budżetu, a koszty podwyżek – dla wszystkich zawodów medycznych – powinny zostać sfinansowane ze środków „uzyskanych w ramach wzrastających przychodów i odpowiednio kosztów NFZ”. Jak podaje „DGP”, szef NFZ Andrzej Jacyna policzył, że będzie to ok. 5 mld zł, które pokryją koszty „ruchów płacowych związanych z ustawą”. Nie wiadomo było, czy tych pieniędzy starczy dla pielęgniarek.
Według raportu GUS ), pielęgniarki są w grupie najniżej zarabiających specjalistów. Obecnie średnio w sektorze publicznym dostają 4176,31 zł brutto, a w sektorze prywatnym – 3841, 49 zł brutto. To mniej niż średnia krajowa brutto, która obecnie wynosi 4589 zł brutto.
.
Jak zwykle, diabeł tkwi w szczegółach. Przede wszystkim w tym, że samo porozumienie jeszcze o niczym nie świadczy, co pokazał przykład lekarzy-rezydentów (Ministerstwo Zdrowia nie dotrzymało warunków porozumienia, które podpisał minister Szumowski). Prawdziwym sprawdzianem dobrej woli rządu będzie właśnie odpowiednia nowelizacja ustawy o wynagrodzeniach w służbie zdrowia.
Po drugie, porozumienie dlatego jest "pierwszym krokiem w dobrą stronę", bo nie spełnia wszystkich pierwotnych postulatów pielęgniarek.
Krystyna Ptok: "My od 2002 roku domagamy się tego samego:
Polityka kolejnych polskich rządów wobec naszej grupy zawodowej jest tak zła, że zaraz zupełnie zabraknie rąk do pracy. W ciągu najbliższych czterech lat na emeryturę odejdzie 40 tys. pielęgniarek”.
Wygląda na to, że Ministerstwo Zdrowia zastosowało wobec pielęgniarek podobną strategię "na przeczekanie", jak wobec lekarzy-rezydentów: negocjacje ciągnęły się sześć miesięcy, ostatecznie zaproponowano porozumienie, które nie spełniało wszystkich postulatów, przekonując zapewne, że lepsze pewne "zembalowe", niż nic. Protest pielęgniarek był też mniej widoczny w mediach, niż protest lekarzy.
Ale porozumienie OZPiP z ministrem zdrowia nie przerwało protestów na poziomie lokalnym. Pielęgniarki na Podkarpaciu, w tym w szpitalu w Rzeszowie, od ponad dwóch tygodni masowo biorą zwolnienia lekarskie i nie przychodzą do pracy. Część zabiegów jest odwołana, wstrzymywane jest też przyjmowanie pacjentów, których stan nie jest ostry. Poprzednia tura rozmów między pielęgniarkami a dyrekcją szpitala w Rzeszowie zakończyła się fiaskiem. W momencie pisania tego teksu (środa, 18 lipca 2018) trwa druga tura negocjacji.
Na stronie Ogólnopolskiego Związku Pielęgniarek i Położnych możemy zresztą przeczytać, że porozumienie z MZ "nie zabrania i nie ogranicza również naszych Zakładowych i Międzyzakładowych Organizacji Związkowych OZZPiP do udziału w negocjacjach płacowych jakie będą prowadzić w przyszłości pracodawcy ze wszystkimi innymi organizacjami związkowymi dotyczącymi ogólnozakładowych wzrostów wynagrodzeń" – czyli innymi słowy, protestów na poziomie lokalnym.
Według informacji podanych przez portal Cyfrowe Pielęgniarki, w poniedziałek 16 lipca w pracy nie stawiło się 368 pielęgniarek w województwie rzeszowskim.
Krystyna Ptok z OZPiP: "Spory trwają na poziomie lokalnym, bo pielęgniarki nie mogą dogadać się z pracodawcami".
Dorota Ronek z Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego w Lublinie, w którym pielęgniarki strajkowały ponad tydzień, powiedziała OKO.press: "Strajk jest zakończony, bo zawarłyśmy wstępne porozumienie z dyrekcją. Nie mówimy jeszcze publicznie o konkretnych kwotach, ale nasze postulaty zostały spełnione. Budujemy na nowo relacje z dyrekcją, liczymy na to, że się poprawią po tym trudnym momencie. Dla nas ten strajk był informacją, że potrafimy się zjednoczyć i walczyć o swoje. W szczytowym momencie w proteście uczestniczyło ponad 500 osób.
Co do porozumienia z Ministerstwem Zdrowia – znam zapisy tego porozumienia bardzo dobrze. Nie jest to szczyt naszych marzeń, będziemy jeszcze rozmawiać o aktach wykonawczych. To, że nie będzie protestów na poziomie centralnym nie znaczy, że nie będziemy kontynuować naszej pracy jako związek. Będziemy dalej dążyć do poprawy warunków pracy i płacy”.
Jasne więc jest, że nie wszystkie pielęgniarki są zadowolone z wyników negocjacji z rządem. Stowarzyszenie "Pielęgniarki cyfrowe" opublikowały na swojej stronie internetowej następujący komentarz do podpisanego porozumienia:
"Środowisko pielęgniarek i położnych nie zgadza się ze słowami Pana Ministra Zdrowia Łukasza Szumowskiego, że rzeczona »podwyżka« zapewni bezpieczeństwo pielęgniarkom oraz przede wszystkim pacjentom, którzy coraz częściej pozbawiani są należytej opieki z powodu braku dostatecznych obsad oraz ogromnego przemęczenia pielęgniarek. Ponad połowa pielęgniarek zatrudnionych w placówkach ochrony zdrowia pracuje dodatkowo, średnio 200 godzin ponad swój etat, aby zapewnić chorym bezpieczeństwo.
Tzw. »podwyżka« jest w swojej istocie jedynie manipulacją finansową przy przyznanych już wcześniej przez ministra Zembalę dodatkach.
"Kwota ta jest pomniejszoną wersją poprzedniej podwyżki wywalczonej przez pielęgniarki w 2015 roku. Dotychczas wypłacane w formie dodatku 3 transze dodatku (1200 zł – również opodatkowane podwójnie – brutto, brutto) zostaną włączone do pensji od września kwotą 1100 zł. Kwota ta ma nie być niższa niż 1100 zł miesięcznie w przeliczeniu na jeden etat".
Rozwiązanie zaproponowane przez Ministerstwo Zdrowia nie gwarantuje wzrostu wynagrodzenia i protesty pielęgniarek w całym kraju są wciąż kontynuowane z uwagi, iż nie pokrywają się z postulatami lokalnych zrzeszeń pracowniczych. Poza tym, porozumienie nie jest równoznaczne z rozporządzeniem, którego jeszcze Ministerstwo Zdrowia nie opublikowało".
Pielęgniarki Cyfrowe poruszają też w swoim liście otwartym kwestię niewystarczającej liczby pielęgniarek, która w porozumieniu nie została uwzględniona:
"Pielęgniarek nadal jest za mało. Odpowiada za to system ochrony zdrowia, który postrzega zatrudnienie pielęgniarki jako zbędny balast, natomiast światowe badania pokazują, że wykształcone pielęgniarki, których jest odpowiednia ilość, zapobiegają powikłaniom, a ich działania przywracają choremu zdrowie i szybszy powrót do domu. Przynoszą tym samym oszczędności szpitalom i w skali globalnej.
(…) Jesteśmy zdumieni, że jako pacjenci, społeczeństwo dotychczas nie wymusza na rządzących, aby realnie zajęli się zmianą systemu Ochrony Zdrowia. Aby zadbali, by personel był wypoczęty i który będzie pracował w odpowiedniej obsadzie. Byłoby to z korzyścią dla każdego, kto zwraca się po pomoc".
Według Centralnego Rejestru Pielęgniarek i Położnych mamy w Polsce ok. 288 tys. pielęgniarek i 37 tys. położnych. W rzeczywistości te liczby są jeszcze niższe – rejestr obejmuje osoby przebywające na różnego rodzaju urlopach, ale również osoby z uprawnieniami, ale nigdzie niezatrudnione.
Według danych OECD z 2015 roku na 1000 Polaków przypada 5,2 pielęgniarki – to prawie najmniej w Unii Europejskiej, gorzej jest tylko na Słowenii i w Grecji. Średnia wieku pielęgniarek to 51 lat.
Wbrew pozorom, lepiej wygląda sytuacja jeśli chodzi o kształcenie pielęgniarek.
Kształcimy więcej pielęgniarek na 100 tys. mieszkańców (32,1) niż np. Wielka Brytania (27) albo Czechy (15,8). Ale oba kraje mają dużo większą liczbę czynnych zawodowo pielęgniarek.
Powód jest prosty – duża część polskich pielęgniarek, tak jak lekarzy, wyjeżdża do pracy za granicę. Według Ministerstwa Zdrowia, od czasu wejścia do Unii Europejskiej do 2014 roku wydano ponad 18 tysięcy zaświadczeń uznania kwalifikacji zawodowych umożliwiających pracę za granicą.
Według ogólnopolskiego badania Barometr Zawodów, wykonanego na zlecenie Ministerstwa Pracy, w 2018 roku deficyt pracowników będzie najbardziej odczuwalny m.in. w opiece zdrowotnej. Zwłaszcza pielęgniarki i położne zostały uznane za zawody deficytowe.
Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.
Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.
Komentarze