Bangladeska polityka jest toksyczna od lat. Przykład Bangladeszu pokazuje, do jakiego spustoszenia potrafi doprowadzić oparty na głębokiej, podsycanej przez polityków polaryzacji dwupartyjny system polityczny, w którym „zwycięzca bierze wszystko”
„Powstanie, które przeprowadziliśmy, było po to, by naprawić kraj, a nie po to, by zaspokoić chęć dojścia do władzy jakiejkolwiek grupy czy partii politycznej” – mówił w bangladeskiej telewizji we wtorek 7 sierpnia Asif Mahmud, jeden z ośmiu liderów Antydyskryminacyjnego Ruchu Studenckiego. Organizacja powstała, by przewodzić protestom w Bangladeszu, które ostatecznie doprowadziły do obalenia rządu Sheik Hasiny, bangladeskiej „Żelaznej Damy”, rządzącej krajem w sumie przez 20 lat.
Po niemal pięciotygodniowych protestach rządząca Bangladeszem w latach 1996-2001 oraz 2009-2024 Sheik Hasina, liderka centrolewicowo-liberalnej, sekularystycznej Ligii Ludowej, złożyła rezygnację i uciekła z kraju. Stało się tak po tym, jak główny dowódca armii generał Waker-Uz-Zaman odmówił otworzenia ognia do protestujących, pomimo jasnego wezwania premier do zastosowania wszelkich środków niezbędnych do rozgromienia zamieszek i zakończenia protestów.
Jak wynika z ustaleń agencji Reutera, Zaman polecił swoim ludziom „zachować spokój” i „chronić życie”. Brak wsparcia armii sprawił, że znienawidzona premierka z oblężonego pałacu musiała ratować się ucieczką. W poniedziałek 5 sierpnia złożyła urząd i uciekła do Indii.
Od tego momentu w Bangladeszu zdążył już zostać powołany rząd tymczasowy, który ma sprawować władzę do kolejnych wyborów parlamentarnych. Na jego czele stanął ekonomista, laureat Nobla, „bankier biednych” Muhammad Yunus, który w związku z podejmowaną w niedużym zakresie opozycyjną działalnością polityczną był w ostatnich latach na różne sposoby prześladowany. M.in. – jego zdaniem bezzasadnie – pozywano go za różnego rodzaju uchybienia w prowadzeniu biznesu. Do rządu weszło też dwóch przedstawicieli ruchów studenckich, w tym wspomniany Asif Mahmud. Odwołano też szefa policji. W kilkutygodniowych starciach ulicznych zginęło w sumie ponad 300 osób, w tym przypadkowe ofiary np. podpaleń budynków. Tysiące osób zostało rannych.
„Brutalny, autokratyczny reżim odszedł” – powiedział Yunus w telewizyjnym orędziu do narodu po przejęciu władzy. „Jutro demokracja, sprawiedliwość, prawa człowieka i pełna wolność nieustraszonej ekspresji będą dostępne dla wszystkich, niezależnie od przynależności partyjnej. To jest nasz cel” – podkreślił.
Liderzy protestów – członkowie organizacji studenckich – wiedzą jedno: żeby powtórna demokratyzacja i „naprawa kraju” były możliwe, rząd muszą stworzyć nowi ludzie. Istniejące partie polityczne są bowiem bardziej częścią problemu niż rozwiązania.
Protesty studentów mają długą tradycję w kraju, którym w ciągu 53 lat od uzyskania niepodległości ponad dwadzieścia razy wstrząsały zamachy stanu, okresy dyktatury czy ogólnokrajowe zamieszki. Tym razem jednak sytuacja jest inna niż do tej pory.
15 lat coraz bardziej autorytarnych rządów Hasiny dało się we znaki wszystkim.
Na ulice wyszli zarówno jej dotychczasowi zwolennicy, czyli niegdyś wyborcy Ligii Ludowej, jak i jej przeciwnicy: zwolennicy prześladowanej w ostatnich latach opozycji – konserwatywno-prawicowej, umiarkowanie religijnej Partii Narodowej Bangladeszu, a także mniejszych, częściowo zdelegalizowanych partii islamskich oraz przedstawiciele mniejszości hinduskiej. Ale ponad wszystko na ulice wyszli ludzie młodzi, studenci, nauczyciele, pracownicy fabryk, urzędnicy, rykszarze czy bezrobotni.
Protesty, które ostatecznie doprowadziły do obalenia rządu Hasiny, zaczęły się de facto w grudniu 2022 roku, a ich pierwotną przyczyną były drastycznie rosnące koszty życia spowodowane wysoką inflacją. Duży wybuch niezadowolenia miał również miejsce w październiku i listopadzie 2023 roku, gdy pomimo wezwań do rezygnacji Hasiny i oddania władzy w kraju rządowi tymczasowemu, całkowicie podporządkowana władzy wykonawczej państwowa komisja wyborcza ogłosiła jednak termin kolejnych wyborów. Choć w porównaniu z wydarzeniami z lipca i początku 2024 roku, kiedy w ulicznych zamieszkach zginęło ponad 300 osób, tamte protesty zostały szybciej stłumione i nie były aż tak brutalne (w sumie zginęło 6 sześć osób, a ponad 5 tysięcy zostało aresztowanych).
Poparcie dla rządzącej od 2009 roku Sheik Hasiny i założonej przez jej ojca, zamordowanego w 1975 roku pierwszego prezydenta Bangladeszu Sheikha Mujibura Rahmana Ligii Ludowej (AL), w ciągu ostatnich lat stopniało niemal do zera. Liga Ludowa w styczniu wygrała czwarte z rzędu nierówne i nieuczciwe wybory parlamentarne. Banglijczycy zagłosowali w nich przede wszystkim nogami. Frekwencja wyniosła zaledwie 28 proc., choć całkowicie upolityczniona państwowa komisja wyborcza twierdziła, że było to ponad 40 proc.
Prześladowana przez ostatnie lata i zdziesiątkowana w wyniku aresztowań działaczy konserwatywno-prawicowa, umiarkowanie religijna Partia Narodowa Bangladeszu, którą ugrupowanie Hasiny oskarża o sprzyjanie radykalnemu islamowi poprzez współpracę z jedną z najstarszych partii islamskich Bangladesh Jamaat-e-Islami, już drugi raz w proteście przeciwko nieuczciwym wyborom w ogóle nie wystawiła kandydatów.
„Ten sposób uprawiania polityki: poprzez generalne strajki, masowe protesty, bojkot wyborów i wojskowe zamachy stanu jest charakterystyczny dla Bangladeszu” – pisze Tahmina Rahman, politolożka w artykule „Party System Institutionalization and Pernicious Polarization in Bangladesh”, opublikowanym w czasopiśmie Annały Amerykańskiej Akademii Nauk Politycznych i Społecznych. Także od 1991 roku, kiedy w kraju powtórnie przywrócono demokrację po kilkunastu latach dyktatury, która zapanowała po obaleniu Sheikha Mujibura Rahmana w 1975 roku. Zamachu stanu dopuściło się wówczas, we współpracy z armią, środowisko konserwatywnych muzułmanów, zdaniem których po uzyskaniu niepodległości Bangladesz zamiast państwem sekularnym, jak chciał tego Rahman, powinien był stać się republiką islamską, w której prawo świeckie podporządkowane jest religijnemu.
Jeden z tych, którego chaos po zamachu stanu w 1975 roku na kilka lat wywindował do władzy – Major Generał Ziaur Rahman – był założycielem do dziś obecnej w polityce Bangladeszu, tak zaciekle zwalczanej przez Sheik Hasinę Bangladeskiej Partii Narodowej (BNP). Na czele BNP od 1984 roku stoi Khaleda Zia, wdowa po majorze Zii, która podobnie jak Sheik Hasina straciła najbliższych w zamachu (Ziaur Rahman został zamordowany w 1981 roku). Khaleda Zia stała na czele bangladeskiego rządu w latach 1991-1996 oraz 2001-2006, a jej partia w podobnym stopniu dopuszczała się korupcji i nadużyć, choć nie ograniczała działalności opozycji tak, jak zrobiła to Hasina w ciągu ostatnich 15 lat.
Te dwie kobiety, kultywujące pamięć po brutalnie zamordowanych bliskich, od niemal 30 lat definiują krajobraz społeczno-polityczny Bangladeszu, podsycając dawne konflikty i płynące z nich rozstrzygnięcia historyczno-tożsamościowe. Ale dla wielu z tych, którzy obecnie wyszli na ulice, forsowana przez nie opowieść o Bangaldeszu to niezrozumiała pieśń przeszłości.
W obliczu gigantycznego bezrobocia wśród młodych, dramatycznie rosnących kosztów życia, postępującej autokratyzacji i ogromnej korupcji, która trawi kraj, pielęgnowane przez dwie główne partie polityczne linie podziału społecznego, które przez dekady organizowały bangladeską politykę umożliwiając przechodzenie władzy z rąk AL do rąk BNP i na odwrót, straciły nieco na znaczeniu.
Po pierwsze, podsycany przez liderki dwóch największych partii czarno-biały podział społeczeństwa na umiarkowanie religijnych lub zupełnie niewierzących, lewicujących sekularystów, zdaniem których najważniejszym elementem bangladeskiej tożsamości narodowej jest język (zwolenników AL), oraz przywiązanych do religii muzułmanów, którzy domagają się podporządkowania państwa zasadom islamu (zwolenników BNP), w sytuacji pogłębiającego się ubożenia społeczeństwa i wszechogarniającej korupcji, do której rękę w podobnym stopniu przykładały przez lata obie partie, nie jest wystarczający, by zrozumieć, co dziś dzieje się w Bangladeszu. O ile wciąż pozostaje narzędziem głębokiej polaryzacji, którą podsycają obie partie, budząc wrogość w społeczeństwie – zwłaszcza między najbardziej religijnymi muzułmanami a aktywnymi politycznie lub społecznie ateistami, od dawna nie pomaga dyscyplinować społeczeństwa, by narzucać mu władzę.
Powody tego są dwa: po pierwsze, w ostatnich latach dorosłość osiągnęły osoby, dla których spór tożsamościowy rozgrywany przez BNP i AL w celu wzmagania polaryzacji i dzięki temu utrzymywania swojego miejsca na scenie politycznej, jest niezrozumiałą pieśnią przeszłości.
Po drugie, dla tych osób najżywsze jest doświadczenie ostatnich 15 lat coraz bardziej autorytarnych rządów Hasiny, obfitujących w prześladowanie opozycji i przemoc wobec obywateli. Zmiana władzy między w podobnym stopniu skorumpowaną Ligą Ludową i BNP miała miejsce ostatni raz w 2001 roku. Od 2009 roku i ponownego dojścia do władzy Sheik Hasiny, Khaleda Zia większość czasu spędziła w sądach, więzieniach lub areszcie domowym i niemal wycofała się z polityki, oddając stery w partii swojemu synowi Tariqowi Rahmanowi.
Sheik Hasina to z jednej strony twarz reform gospodarczych, które doprowadziły do wyciągnięcia z biedy dziesiątków milionów ludzi i pchnęły Bangladesz na ścieżkę kilkuprocentowego wzrostu PKB w ostatnich latach. Z drugiej strony to twarz rządu, który zbudował wokół siebie szczelny system klientelistyczny i który od 2009 roku sięgał po bezwzględne metody, by ograniczyć działalność opozycji, społeczeństwa obywatelskiego i mediów: aresztowania polityków, aktywistów i dziennikarzy, przemoc policji i służb bezpieczeństwa, zabójstwa pozasądowe.
Bangladesz nie jest demokracją. Pomimo częściowej demokratyzacji w latach 90., kiedy przeprowadzono reformy i zmieniono charakter ustroju państwa (Bangladesz przeszedł z systemu prezydenckiego na parlamentarny z dominującą rolą premiera), w kraju nigdy nie działał niezależny wymiar sprawiedliwości, instytucje antykorupcyjne czy w pełni wolne media – by wymienić tylko kilka elementów kluczowych dla demokracji. Wykształcił się za to dość ubogi i słabo zinstytucjonalizowany system partyjny, w którym dwie główne partie od początku sięgnęły zarówno po narzędzia zawłaszczania państwa, jak i polaryzacji – mobilizowały wyborców poprzez odwoływanie się i podsycania najgłębszych podziałów społecznych. Jednocześnie wyborami rządziła zasada „zwycięzca bierze wszystko” – instytucje państwowe były w pełni upartyjnione.
We wspomnianym już tekście politolożka Tahmina Rahman zwraca uwagę na to, że skrajna polaryzacja bangladeskiego społeczeństwa jest napędzana przez elity i opiera się głównie na konkurujących ze sobą poglądach na temat mitu założycielskiego narodu. Wskazuje, że szybko po wojnie niepodległościowej w 1971 w kraju „wyłonił się jeden główny blok polityczny, który ściśle wiąże tożsamość narodową z religią (islamem) [BNP], podczas gdy drugi blok preferuje tożsamość narodową związaną z pochodzeniem etnicznym i używaniem języka bengalskiego [Liga Ludowa]”. Do umacniania tej polaryzacji celem konsolidacji władzy partii posłużyła też działalność Międzynarodowego Trybunału ds. Zbrodni (ICT) – ustanowionego w 2010 r. w celu ścigania tych, którzy pomagali pakistańskiej armii w popełnianiu zbrodni wojennych podczas wojny w 1971 r. „Zamiast uzdrowić naród, ICT zaostrzył stare podziały polityczne i podżegał do przemocy i napięć społecznych, czyniąc młodą demokrację Bangladeszu bardziej niestabilną i chwiejną” – pisze Rahman.
To dlatego odwołująca się do tych zgranych czarno-białych podziałów premier Sheik Hasina, która określała protestujących mianem „islamskich terrorystów” czy „razarkarów” (nazwa „razarkar” pochodzi od nazwy bangladeskiej organizacji zbrojnej, która podczas wojny niepodległościowej z Pakistanem w 1971 roku kolaborowała z armią Pakistanu i dopuszczała się zbrodni wojennych na walczących o niepodległość Banglijczykach), wzbudziła taką wściekłość. Po jej wystąpieniu z 14 lipca, które miało zdyskredytować i uspokoić protesty, na ulice wyszło jeszcze więcej osób.
„W Bangladeszu protestują zwykli ludzie, których zawłaszczenie państwa pozbawia szans na normalne życie, a nie wyimaginowani »razarkarzy«” – komentowali wówczas członkowie Antydyskryminacyjnego Ruchu Studenckiego.
Sheik Hasina przez lata utrzymywała pozytywny wizerunek na arenie międzynarodowej – szczególnie w oczach Indii, USA, czy UE, twierdząc, że jej władza w Bangladeszu powstrzymuje dojście do władzy radykalnych muzułmanów (Bangladesz to kraj w większości zamieszkany przez muzułmanów, stanowią oni 90 proc. populacji). To też m.in. pod pozorem walki z radykalnym islamem (który jest problemem w Bangladeszu, ale nieco bardziej niszowym niż wynikałoby z ujęcia Hasiny, która mianem „terrorystów” określała zwolenników wszystkich partii politycznych innych niż Liga Ludowa) oraz pod pozorem rozliczeń zbrodni z okresu walki niepodległościowej, wprowadzała coraz więcej nielegalnych ograniczeń dla działalności opozycji, łącznie z masowymi aresztowaniami liderów i aktywistów politycznych partii proislamskich.
O ile problem z radykalnym islamem w Bangladeszu istnieje, o czym świadczą m.in. zdarzające się co jakiś czas głośne zabójstwa blogerów i aktywistów ruchu ateistycznego, to oparta na różnego rodzaju działaniach dyskryminacyjnych i nienawistnej retoryce polityka rządu Hasiny co najwyżej prowadzi kolejnych młodych ludzi do radykalizacji – uważa Alyssa Ayres, ekspertka ds. Indii, Pakistanu i Azji Południowej Rady Spraw Zagranicznych.
Przed postrzeganiem Bangladeszu przez tę kalkę zewnętrznych obserwatorów przestrzega w komentarzu dla amerykańskiego pisma Foreign Policy Salil Tripathi, dziennikarz i autor książki o bangaldeskiej wojnie niepodległościowej „The colonel who would not repent: the Bangladesh war and its unquiet legacy”.
„Postrzeganie Bangladeszu przez pryzmat binarnego podziału na muzułmanów i niemuzułmanów – to przejaw głębokiego niezrozumienia złożoności społeczeństwa. Ujawnia krótkowzroczność obserwatorów, którzy mają irracjonalne obawy, że jedyną alternatywą dla rządów Sheik Hasiny jest republika islamska” – pisze Tripathi.
Jednocześnie podkreśla, że „bangladeska polityka jest toksyczna od lat”: żeby brutalne zamieszki, które doprowadziły do oddania władzy przez urzędującą niemal 20 lat premier Sheik Hasinę doprowadziły do powtórnej demokratyzacji kraju, na scenie politycznej musi pojawić się nowa siła, która będzie w stanie dołączyć do rządu.
Protesty w Bangladeszu wybuchły w połowie lipca, gdy okazało się, że Sąd Najwyższy planuje przywrócić zablokowany w 2018 roku system kwot w dostępie do państwowych posad. System miał gwarantować 30 procent posad w sektorze publicznym „potomkom bojowników o wolność Bangladeszu”, pozostawiając organom państwowym pełną dowolność w uznaniu, kto takim potomkiem jest. Intensywne protesty przeciwko tej regulacji wybuchły już w 2018 roku, wtedy jej wejście w życie udało się zatrzymać.
Dla Sheik Hasiny i jej środowiska interpretacja tego, kto jest „potomkiem bojowników o wolność Bangladeszu” jest prosta: do tego grona należą osoby wywodzące się ze środowiska Ligii Ludowej. Środowisko polityczne wokół BNP to bowiem potomkowie „znienawidzonych zamachowców”, którzy zabili jej ojca i domagali się zmiany sekularnego charakteru państwa. („Wiesz, że oni zabili mojego ojca?” – tak w odniesieniu do zwolenników i polityków BNP mówiła Sheik Hasina w rozmowie z dziennikarzem magazynu The Economist w maju 2023 roku).
Wprowadzenie w życie tej regulacji to zdaniem krytyków rządu Ligii Ludowej kolejne narzędzie zawłaszczania państwa.
Posady w sektorze publicznym to jedne z najlepszych miejsc pracy we wciąż biednym Bangladeszu (PKB per capita tego kraju to zaledwie 8,2 tys. dolarów, Bangladesz jest 154. krajem na liście 222 państw pod względem PKB per capita). Ograniczenie dostępu do nich jest szczególnie bolesne dla studentów, którzy studiują nie po to, by potem pracować w licznych w Bangladeszu fabrykach odzieży czy jako rykszarze, albo zostać bezrobotnymi.
Jak wynika z danych Banku Światowego, aż 32 miliony osób w tym 170-milionowym kraju jest bez pracy. W grupie osób młodych między 15 a 29 rokiem życia aż 40 proc. nie uczy się ani nie pracuje. Pandemia oraz wybuch wojny w Ukrainie, który spowodował wstrząs na rynkach surowcowych, także w Bangladeszu zaowocował utrzymującą się od połowy 2022 roku 10-procentową inflacją. Spowodowane pandemią zakłócenia w działaniu transportu doprowadziły do załamania zamówień w kluczowym dla gospodarki Bangladeszu sektorze odzieżowym. Pandemia znacznie spowolniła też tempo wzrostu gospodarczego kraju, który wciąż walczy o uzyskanie statusu kraju rozwijającego się według OECD.
Ostatnie lata rządów Hasiny przyniosły spustoszenie widoczne nawet w statystykach długości życia czy liczby zgonów noworodków i dzieci. Oczekiwana długość życia w ciągu ostatnich czterech lat spadła z 72,8 w 2020 roku do 72,3 w 2023. W ciągu ostatnich pięciu lat śmiertelność dzieci w wieku do jednego roku wzrosła niemal o 30 proc. (z 21 przypadków na 1000, do 27 na 1000).
Dane dotyczące sytuacji finansowej gospodarstw domowych także pokazują pogarszanie sytuacji na przestrzeni ostatnich lat. Jak wynika z badania dotyczącego bezpieczeństwa żywnościowego głównego urzędu statystycznego Bangladeszu, aż 37,7 miliona osób doświadcza umiarkowanego lub poważnego braku bezpieczeństwa żywnościowego; ponad jedna czwarta rodzin zaciąga pożyczki na pokrycie kosztów codziennych potrzeb, w tym żywności. Od 2016 roku rośnie też poziom zadłużenia gospodarstw domowych, które coraz częściej zadłużają się, by móc zaspokoić podstawowe potrzeby.
Te wszystkie dane przytacza w analizie dla think tanku Atlantic Council Ali Riaz, profesor Uniwersytetu w Illinois. Jeszcze w 2021 roku, w rocznicę 50-lecia niepodległości, dzięki pozostawaniu na ścieżce wzrostu gospodarczego, pod względem wychodzenia z biedy Bangladesz był przedstawiany jako przykład historii sukcesu – zauważa Riaz. „To już przeszłość” – pisze. „Nieprzypadkowo zmiany te zachodzą pod rządami, które są coraz mniej odpowiedzialne wobec obywateli” – podkreśla badacz.
To właśnie ta coraz trudniejsza sytuacja ekonomiczna, bezrobocie i poczucie beznadziei osób bez odpowiednich koneksji, które w skorumpowanym i zdominowanym przez klientelistyczny system kraju umożliwiałyby dostęp do zasobów, sprawiła, że siła protestów była większa niż zwykle. Dla ich sukcesu kluczowe znaczenie miało jednak działanie bangladeskiej armii. Gdyby wojskowi stanęli po stronie Hasiny, Lidze Ludowej mogłoby po raz kolejny udać się utrzymać władzę, a liczba ofiar protestów mogłaby być jeszcze wyższa.
Gdy w czwartek 8 sierpnia na wezwanie liderów ruchu studenckiego do Bangladeszu wrócił ekonomista, laureat nagrody Nobla, „bankier biednych” Muhammad Yunus, aby objąć funkcję głównego doradcy w tymczasowym rządzie, ze łzami w oczach wezwał do „porozumienia ponad podziałami”.
„Bangladesz ma szansę znowu stać się naprawdę pięknym krajem, protesty studentów uratowały kraj”
– powiedział na lotnisku, jak cytuje agencja Reutera. Dodał, że „podążymy ścieżką naprzód, którą wskażą nam studenci” i że „pora powstać”. W poniedziałek, czyli dzień, w którym Hasina zrzekła się urzędu, Yunus w rozmowie z CNN powiedział też, że „udało się wygrać kolejną wojnę o niepodległość” i że studenci obalili rząd, który powodował, że „życie w Bangladeszu było męczarnią”.
Bangladesz czeka teraz bardzo trudny proces, który wcale nie musi zakończyć się sukcesem. Przywrócenie porządku w kraju, w którym przez ostatnich 50 lat właściwie dominował chaos, to nie lada wyzwanie. Na razie trwa sprzątanie stolicy i innych miast (protesty odbywały się w całym kraju). Powoli do pracy wracają zakłady przemysłowe i fabryki zamknięte na czas protestów. Z więzień wypuszczani są więźniowie polityczni.
Decyzją armii i liderów ruchu studenckiego partia Hasiny, Liga Ludowa, ma być całkowicie wyłączona z udziału w procesie wyłaniania nowej władzy. Najważniejsze pytanie jest takie: czy nowy rząd będzie rządem ponownie zdominowanym przez partię nemezis Hasiny, czyli BNP Khaledy Zii (która sama do czynnej polityki raczej nie wróci, ze względu na zły stan zdrowia), czy jednak z ruchów studenckich i nielicznych organizacji pozarządowych wyłoni się nowa siła zdolna do współsprawowania władzy?
W którą stronę pójdzie Bangladesz: czy – zgodnie z etosem wojny niepodległościowej z 1971 roku – stanie się państwem sekularnym, demokratycznym i liberalnym, czy jednak zwyciężą siły konserwatywno-religijne? Nie wiadomo też, jak długo władzę będzie sprawował rząd tymczasowy i kiedy zostaną zorganizowane wybory. Jeśli będą wolne, konkurencyjne i uczciwe, dla wielu protestujących może to być pierwsze doświadczenie uczestnictwa w tym demokratycznym procesie.
W kraju toczy się też dyskusja o tym, że niezbędne jest przeciwdziałanie ekstremalnej polaryzacji politycznej, która ma niezwykle niszczący wpływ na społeczeństwo.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Komentarze