Na Podhalu psy na łańcuchu to tradycja. Jak Bóg, honor, rodzina. Musiałabym chodzić od chałupy, do chałupy i psy zabierać. Więc chodzę z klapkami na oczach jak koń. W domu mam 14 zwierząt, więcej nie pomieszczę. Reportaż z uwalniania psa łańcuchowego
Z tyłu podwórza, przy gnojowniku, tam zawsze jest przypięty pies.
Zapytasz ludzi, powiedzą:
„Pani, od dowiyn downa psy były wionzane”.
„Kany jo go mom puścić, przecie kury som”.
„Źle mu? Poźryjcie pani, jaki tłusty”.
Krzyczą na nie: „Wy kurwy ekolożki”, „Czarownice”. Na Ankę Gregorską, ratowniczkę Fundacji Zwierzęta Podhala wołają jeszcze „Wytatuowana Indianka”. No i te spojrzenia jak na wariatki.
Odbierały owczary w Starym Bystrym, chłop mówi: „Nie podchodźcie, nawet weteryniorz się boi”. Zrobiło się zbiegowisko: „Ludzie, ludzie, księdza wołojcie! Jezusie Maryjo carownice mom na łoborze!”
Na podhalańskiej wsi psy dzielą się na te szczęśliwe, niewiązane, właściciele mówią: „Niech se pobiega”. I psy łańcuchowe, które od szczenięctwa do śmierci nie są odpinane. Niestety te szczęśliwe szybko giną pod kołami samochodów.
Do Marioli Włodarczyk, prezeski Fundacji Zwierzęta Podhala dzwoni turysta:
- Natychmiast panią widzę! Tu jest pies na łańcuchu!
- No co pan nie powie?
Turysta grozi prokuraturą.
- Proszę pana, w Polsce nie jest zabronione trzymanie psa na łańcuchu.
- Jak to nie jest zabronione?! I ten pies tak przy budzie siedzi?
Takich zgłoszeń jest najwięcej. Ludzie nie rozumieją, że organizacje prozwierzęce mają ręce związane prawem. Zgodnie z ustawą z 1997 roku o ochronie zwierząt, fundacja taka jak nasza, czy straż miejska może ukarać mandatem za trzy wykroczenia: brak szczepień, brak schronienia przed warunkami atmosferycznymi oraz za krótki łańcuch. A kto udowodni, że pies jest trzymany na uwięzi 24 godziny na dobę? – pyta Włodarczyk
Jak często jeździ na interwencję?
- Jakbym wjechała w wieś, to bym musiała chodzić od chałupy, do chałupy i psy zabierać. Więc chodzę z klapkami na oczach jak koń. W domu mam 14 zwierząt, więcej nie pomieszczę. Na Podhalu jest tak – wylicza prezeska - schronisko jedno, brak kliniki całodobowej dla zwierząt, a straż miejska czy gminna nie ma kojców.
- A psy na łańcuchu?
- To tutejsza tradycja, jak Bóg, honor, rodzina.
Na interwencji Włodarczyk musi być jak kameleon, chcą mówić gwarą, mówi gwarą, chcą po pańsku, gada po pańsku. Najpierw pokazuje legitymację: „Jestem prezeską Fundacji Zwierzęta Podhala, której celem statutowym jest pomoc i ratowanie zwierząt”. Pyta, czy pies był szczepiony, i zaczyna się:
– A cosik tom mom, a ten...
- Proszę pana, szczepienie na wściekliznę jest obowiązkowe, proszę przynieść zaświadczenie – mówi stanowczo Włodarczyk.
- A nie mom wiecie poni, bom cosik w tym roku nie scepił.
- To kosztuje 500 złotych?
- No ba, szczepienie 30!
- Mam wezwać policję?
- No a co chcecie pani?
- Poprawi pan warunki życia psa?
- A co źle mu? Poźryjcie pani jaki tłusty!
- Ma dziurawą budę i łańcuch na szyi zamiast obroży...
- E, wydziwiocie, wydziwiocie! Poski za kwile bede kupowoł…
Wtedy Mariola mówi, że to jest do poprawy, to jest do poprawy…
- Daję panu tydzień czasu.
– Nie!
- To wzywamy policję i pokaże pan aktualne szczepienia albo zrzeknie się pan psa.
- Biercie! - Macha ręką.
Wtedy prezeska daje do podpisania dokument zrzeczenia się praw do psa. Gdy „pozostawienie zwierzęcia zagraża jego życiu i zdrowiu” odbiera go na postawie art. 7, ust. 3 ustawy o ochronie zwierząt w trybie natychmiastowym.
Jedne dokumenty musi złożyć w urzędzie gminy, drugie do organów ścigania. Kluczowa jest epikryza – badanie kliniczne w dniu odbioru. Jeżeli nie będzie wyraźnie wskazywała, że doszło do znęcania, prokuratura odmówi wszczęcia dochodzenia, a urząd gminy lub miasta, nie wyda decyzji o odbiorze zwierzęcia i pies wróci do właściciela.
Często mimo niepodważalnych dowodów gminy odmawiają takiej decyzji, bo nie chcą płacić za utrzymanie psa aż do rozstrzygnięcia sprawy. Dlatego Włodarczyk stara się unikać sądów. Jak właściciel podpisze, że zrzeka się psa, Fundacja bierze go na swoje utrzymanie.
Czy na interwencjach jest niebezpiecznie?
- Najczęściej wchodzimy, zabieramy zwierzę i wychodzimy. Ale na przykład w Bukowinie Tatrzańskiej panowie nas ręką odsunęli, grozili, że najpierw oni wezmą siekiery, łańcuchy, a potem my wejdziemy. Musiałyśmy wrócić z policją.
Psy na uwięzi to nie tylko Podhale. - Oprócz Podhala najgorzej jest na Podkarpaciu i Podlasiu - mówi profesor Marcin Urbaniak, bioetyk, zoopsycholog i specjalista w zakresie dobrostanu zwierząt.
- Łańcuch zdarza się praktycznie w całym kraju w mniejszych miejscowościach i wsiach - dodaje Cezary Wyszyński szef Fundacji Viva. - W dużych miastach z ochroną zwierząt jest o wiele lepiej, na przykład w Warszawie. Ale są dzielnice, na obrzeżach, gdzie mamy nieleczone choroby, znęcanie się, głodzenie. Jednak ludzie reagują zdecydowanie.
[video width="1920" height="1080" mp4="https://oko.press/images/2022/02/VID_20201006_125851.mp4"][/video]
Krótki film o uwalnianiu Bafiego. Na pytanie, dlaczego pies taki chudy, aż widać wszystkie żebra, właścicielka odpowiada, że to taka chuda rasa. Poniżej - po uwolnieniu Bafi znalazł dom w Czeladzi. (Archiwum Fundacji Zwierzęta Podhala)
O polskiego psa na łańcuchu pytam Agnieszkę Szonert, założycielkę Stowarzyszenia Przyjaciół Zwierząt w Boćkach na Podlasiu.
- Patrząc z perspektywy miasta łańcuch jest zero-jedynkowy, jest zły. A na Podlasiu często jest bieda i dużo ludzi starych. Zostali sami, nieraz bez wody zdatnej do picia, do weterynarza 30 kilometrów, to sorry, ale oczekiwania prozwierzęce są ze szklanej bańki!
Większość gospodarstw jest nieogrodzonych, tylko płot od drogi, na którym wieszało się garnki, a z tyłu pole. I jak ktoś, kto nie ma na życie, postawi płot, bramy albo kojce za kilka tysięcy? Na koloniach w środku lasu i małej wiosce pies daje poczucie bezpieczeństwa. I broni kur przed lisami i jastrzębiami.
Mamy też problem z psami bezdomnymi, brakuje schronisk – wkurza się Szonert. – Psy przechodzą też z Białorusi. Skąd wiemy, że zagraniczne? Nie reagują na polską mowę, i są to rasy, których tu nie było: potężne azjaty, kangale. Polskie psie stada też przechodzą na Białoruś…
Więc jakbym miała jeździć na interwencje w sprawie zaniedbanych psów, to bym miała ich 500 na gminę. Tak się nie da. Nasze stowarzyszenie nie odbiera zwierząt, nie wlepia kar, ale motywuje do zmian. Jak to robimy? Jadę i mówię, że to chyba wstyd dla gospodarza, żeby trzymał zwierzę w takim stanie, porozmawiam z sołtysem i w gminie.
Bo dla gospodarza więcej znaczy, co powie sąsiad albo urzędnik, niż pani z miasta. Małe zmiany zauważyłam po trzech latach, kiedy zaczęli traktować mnie jak swoją, współpracują. Bo jak się nęka ludzi, to oni odgrywają się na zwierzętach.
No i nie cierpię tego „ratowania z łańcucha”, media społecznościowe pieją z zachwytu, ale nikt nie widzi, że na tym samym łańcuchu po paru tygodniach zawiśnie szczeniak.
Dopóki nie zmieni się świadomość, uwalnianie z łańcucha niewiele daje.
Jadę za Mariolą i Anką na interwencję do Spytkowic. Nad nami Babia Góra, zielone łąki i wsie pastelowe, tu i ówdzie drewniana, orawska chałupa.
Stajemy przed nieotynkowanym domem, czarna suczka merda ogonem. Mieszkają tu dwie kobiety, czterdzieści i dwadzieścia lat, starsza ma ubranie lekko brudne. Pięciolatek obserwuje nas z ciekawością. Potem dowiem się od Marioli, że tak bawił się szczeniakiem czarnej, że go zabił.
Ale nie dlatego tu jesteśmy. Mariola i Anka działają przez zaskoczenie, raz, dwa, papiery podpisane i pędzą do walącej się szopy, przy której przypięta jest suka w opłakanym stanie. Brak budy, szmaty i wyschnięte odchody. Zabierają owczarka do kojca w samochodzie i pędzą do kliniki pod Krakowem, tam suka będzie wyleczona na koszt Fundacji i przygotowana do adopcji. Kosztami weterynarza, transportu i utrzymania powinno obciążyć się właściciela, ale to jest nieegzekwowalne.
Zostaję, by porozmawiać z kobietami, od roku znęcały się nad psem. Starsza płacze, że ma trójkę bezrobotnych dzieci, nie mają za co żyć, a jeszcze psa wykarmić? Straciła pracę na stołówce, bo pandemia, nie dostaje postojowego. W MOPS-ie powiedzieli, że ma za dużo, musi przeżyć za 600 miesięcznie.
Dostaje paczki z kościoła: 3 kilo ryżu, 3 kilo makaronu, 5 konserw. Szuka pracy, ale gdzie na tym zadupiu? Do Zakopanego 50 km, tam praca jest, ale za 8-10 złotych na godzinę, więcej wyda na dojazdy. Dawniej psy goniły za krowami, były kaczki, kury, rodzice pomarli i nie ma nic. W kościele ksiądz nie mówi o zwierzętach.
Inny przypadek: wyszedł gazda, obok niego czwórka dzieci. „Tam na polak cworty dzień pies zdycho”. Dzieci się z tego śmieją. Facet się zachlał na śmierć, a dziewczyny z Fundacji tego psa uratowały. Po jakimś czasie Mariola znów przyjeżdża do tego gospodarstwa, średnia córka już panna, dwa huskie na łańcuchach, obok nich wiadra ze zlewkami, pety, serwetki. „Pieski mają jedzenie”.
Dziewczyna siedzi w domu, Mariola ją woła: „Dlaczego zamiast grzebać w telefonie, nie odepniesz psów, na spacer nie zabierzesz?”. Dała jej 24 godziny na zrobienie porządku. Dziewucha uciekła z płaczem. Na drugi dzień Mariola przyjeżdża na kontrolę, a mamusia z pretensjami, że córa dostała depresji, bo pani od ratowania psów na nią nakrzyczała.
A ostatnio Włodarczyk zabrała z bacówki sukę i siedem szczeniaków, żywione żętycą, stawy pogrubione, awitaminoza, jeden szczeniak, jak się okazało, dziura w sercu. Oni te psy sprzedawali, sprawa szybko się rozniosła. Prezeska Fundacji skończyła z wybitą szybą w samochodzie i groźbami otrucia jej zwierząt.
Jesteśmy w Murzasichle w chałupie Anki, ratowniczki Fundacji, wiatr duje i dziewczyny opowiadają o ratowaniu psów.
Anka: - Odbierałyśmy zagłodzone owczarki w Starym Bystrym, nigdy nie były spuszczane, dygotały ze strachu. Widziałam, jak pies jadł siano.
Mariola: - Ratowałam raz psa, którego trzymali w starej pralce.
Anka: - U księdza w Nidzicy szczeniak pod schodami był przywiązany. Ale się stary pryk wykłócał: „No a źle mu tu? Jak ja mam go puścić, przecież ja kury mam”. Z policją psa musiałyśmy zabierać.
Mariola: - Parę dni temu miałam telefon od przerażonej pani, zmarł jej sąsiad, któremu pomagała. Zleciała się rodzinka, szukała, co by tu zabrać. Ta kobieta była w pokoju obok i usłyszała: „Kluce zabierymy, i powie siy, ze psy dajymy babce. A jo weznym, kurwa, za chałpe. Nie wiys, co sie z psami robi?” No i żeśmy szybko te psiaki zabierały.
Anka: - Spaniel spod Rabki jadł odchody z głodu. Były policjant rzucał nim. W sądzie zeznali sąsiedzi, skrzyknęli się. To był jedyny raz, zawsze świadkowie boją się ujawniać.
W Białym Dunajcu skręcam na chybił trafił w boczną drogę, w co drugiej chałupie pies łańcuchowy. Na bramie tabliczki: „Uwaga zły pies, gospodarz jeszcze gorszy” i „Jeśli on cię nie zagryzie, to ja cię zastrzelę”.
Dzwonię do miejscowego weterynarza: dlaczego ludzie trzymają jeszcze psy na łańcuchu?
Wypowie się, ale bez nazwiska. - To psy pracujące i pilnujące, wiązane w miejscach strategicznych. Zdarza się, że są na łańcuchu 24 godziny na dobę, muszą być agresywne i nie da się ich puścić. Ale coraz częściej ludzie robią kojce. Są też psy, które wybiegają na drogę. Jak dojdzie do pogryzienia, mandat, raz, drugi i zaczynają psy wiązać. Ale jest coraz większa świadomość czipowania - zauważa weterynarz. - Najczęściej czipują psy pasterskie warte nawet 20 tysięcy złotych. Jeśli chodzi o sterylizację i kastrację, to myśmy się nawet nie spodziewali, że tak dużo tego będzie. Przyprowadzają psy bacowskie, których sterylizacja kosztuje 500 zł. Praktycznie każda gmina dofinansowuje sterylizację i kastrację, nie mają jeszcze na to budżetu, nie jest to oficjalne, wie pani, na zasadzie załatwiania…
Zimno, drewniana budka z oscypkami, a w niej rumiana gaździna w chuście w kwiaty. Nudzi jej się, pogawędzi o pieskach, nie gwarą, bo jestem ceperka: - Z chęcią se z ludźmi porozmawiam, umysł ćwiczę. Łoglondom wiadomości na Jedynce, ale polityka mnie wkurwia, jak mają się kłócić, to przekręcom na Silezję, tam kabarety, piosenki. Pieski som jak ludzie, jedni przyciągają, a som tacy łordynarni co łodpychają.
Miałam ja pieska, budkę miał piękną. Jak szłam, kiwał do mnie łapkami. Tak się jednej pani spodoboł, że go wzięła. Ja tak płakała, syn okropnie się wściekł i dzwonił do tej pani, ale ona psa sprzedała. Pyto pani o łańcuchy? Mom 81 roków i zawsze na Podhalu psy były wiązane. Miałam łowczarka niemieckiego. Prawnuk nie chcioł, żeby był uwiązany i go puszczoł. Przyszedł sąsiad, nakloł i pedział: „Nie śmie twój pies przyjść na moją posiadłość!”.
Ha, uwiązanie nic nie dało, ten mały go non stop spuszczoł. Przyszedł pijok i zabroł psa. Potem siem dowiedzioła, że go zjodł, bo łon smalce robieł psie.
Co, zimno pani? Mi nie. I wirusa się nie boję, to tylko grypa. Najlepszy Amol, wysmarować piersi na noc. Pani, jo tyle lot gospodorzyłom i nigdy nie uderzyła zwierzęcia. Zala kto bije, to jest bardzo zły. No nieraz trzeba uderzyć, bo zwierzę nie ma rozumu i kłuje. Tak koń kopnął mojego męża, że wszystkie jelita pękły i poszedł na inny świot.
W kościele mówią, że zwierzę nie ma duszy, ale jak ksiądz chodzi po kolędzie, to wszystko święci, w tym zwierzęta, żeby się darzyło w gospodarstwie.
Może to przypadek, ale z polskiej mapy występowania psa łańcuchowego wynika, że więcej problemów z łańcuchem mają psy w regionach, gdzie tradycja i wiara mają się dobrze. Profesor Urbaniak przypuszcza, że religia, która narzuca hierarchię wartości, utrwala sposób interpretowania relacji ze zwierzętami przekazywany z pokolenia na pokolenie.
- Mieszkańcy takich regionów na pewno mają nie mniejszą empatię niż inni, ale zostaje ona stępiona wraz z naciskami kulturowo-obyczajowymi do podporządkowania się autorytetom, rytuałom. Wtedy ludzie niechętnie reagują na zmiany. I mamy to podtrzymywanie stereotypu zwierzęcia jako narzędzia, które musi zapracować na swoją wegetację.
Na stronie parafii w Nowym Targu dwoje roześmianych dzieci przytula królika i kota. „Nabożeństwo dla sympatyków i miłośników zwierząt” odbywa się na św. Franciszka. Dzwonię do proboszcza. Ksiądz, mówi, że nic nie wie, bo jest nowy.
- Jadę na pogrzeb z panem organistą, on też nie kojarzy.
- Ale na waszej stronie jest informacja o takich mszach.
- Pan organista mówi, że mszy nigdy nie było, tylko poświęcenie przed kościołem, przy figurce.
- A jakie zwierzęta parafianie przyprowadzali?
- E, pan organista na to nie chodził.
W Sanktuarium Maryjnym w Ludźmierzu co rok w kwietniu, przed wyjściem na hale, odprawiana jest msza. Górale przyprowadzają stada owiec, śpiewają i grają na basach i dudach. Pani z kościelnej kancelarii wyjaśnia: - To owce wybrane z różnych stad, do stu najwyżej, symbolicznie. Za bazyliką robimy kosor, tam są zaganiane i po mszy święcone. Bacowie dostają sajty, drewienko do zapalenia pierwszej watry na bacówce, wodę święconą i kalendarz ze świętami. Przynoszą owieczkę w darze, żywą.
- A psy, które pilnują stada?
- Nie oddzielamy psa od owieczek, wszyscy są święceni.
Komendant Straży Miejskiej w Zakopanem Marek Trzaskoś informuje, że w sprawie psów na łańcuchu turyści w 2021 roku dzwonili co najmniej 60 razy. Co robi wtedy straż? - Jeśli łańcuch jest za krótki, brakuje budy czy wody, to najpierw upomnienie, następnie rekontrola i mandat. Dla niektórych to wielkie zdziwienie, że za psa jest kara.
- A gdy pies jest bezdomny?
- Zastanawiamy się, czy nie wprowadzić obowiązkowego czipowania. Dotarcie do właściciela, postawienie mu zarzutów, domaganie się sądownie kosztów leczenia, jest bardziej skomplikowane niż policyjne śledztwo kryminalne. Na razie tylko 20 procentów psów ze zgłoszeń ma czipy.
- Czego jeszcze brakuje?
- Drugiego schroniska i całodobowej kliniki dotowanej przez samorządy. W ubiegłym roku do schroniska oddaliśmy 70 psów, obawiam się sytuacji, gdy schronisko będzie przepełnione i odmówi przyjęcia. I wtedy co? Będziemy musieli odwieźć psa do Krakowa? - zastanawia się komendant.
- Dlaczego nie powstaje drugie schronisko?
- Problemy z lokalizacją. Schronisko obniża wartość sąsiednich terenów budowlanych. Psy szczekają, zapach nie taki, a ziemia coraz droższa, im bardziej na odludziu, tym atrakcyjniejsza turystycznie. Wiec kto sprzeda działkę pod schronisko?
Do schroniska w Nowym Targu trafiają psy z powiatu tatrzańskiego, częściowo nowotarskiego, myślenickiego, suskiego, limanowskiego, i brzeskiego. To 41 gmin, obszar tak rozległy, jak w żartach miejscowych „księstwo góralskie”.
– Mówi się w Polsce źle o góralach, a ja tu psów na łańcuchach nie widzę – zapewnia właścicielka schroniska Celina Pawluśkiewicz. - Jak coś mi mignęło, to aż odwróciłam głowę, bo taki to był widok odmienny. Przyjeżdżają do mnie ludzie z zagranicy i mówią, że tam też są różne przypadki.
(Zastanawiam się, czy nie powiedzieć, że też mieszkam na Podhalu i psy na łańcuchach widzę codziennie).
- Wie pani, żeby zwierzętom pomóc, trzeba napisać taki artykuł, aby chwycił ludzi za serca!
- Oczywiście. A jak tu jest z adopcjami?
- Wszystko idzie płynnie. Piesek stary, kulawy, bez jednego oka, a przyjeżdżają ludzie i mówią, „Całe życie marzyliśmy o takim piesku”.
W muzeum Gąsieniców-Sobczaków wisi żelazna kolczatka. Wykuwał takie kowal, a juhasi zakładali je psom pasterskim. Kolce chroniły przed atakami wilków. Dawniej, gdy na Podhalu panowała bieda, psy były cenne. Tylko nieliczni mogli sobie na nie pozwolić.
Zaglądam do Gustawa i Hanki, ich piękny góralski dom jest zawsze pełen ludzi, nie tylko z Podhala. Mają po 40 lat, wykształceni w dużych miastach. On wiecznie na walizkach, bo jego praca wymaga ciągłych podróży po świecie. Ich pies ma radość w ogonie, chodzą z nim na długie spacery, a zimą towarzyszy im na biegówkach. Pytam o psy na łańcuchu.
- To ja przekonałam męża, że psa można trzymać w domu – przyznaje Hanka. – Moja rodzina nie miała wiejskich tradycji, a babcia chodziła po górach z wielkim dogiem, bo jeszcze wtedy było można brać psa na szlaki. Ale w tradycyjnych rodzinach, w których były gospodarstwa, ludzie uczą dzieci, że nie można przywiązywać się do zwierząt. Bo potem kurze obetnie się łeb, z baranka zedrze skórę i stratę ciężej przeżyć. No a pies ma pilnować domu lub owiec.
- Mój dziadek był bacą – wtrąca się Gustaw. - Pamięta, gdy mieszkało się w chałupie ze zwierzętami, dawały ciepło. Psy sobie po wsiach latały, ale zaczęli przyjeżdżać turyści, a tu piesek zrobił kupę, ugryzł. No i górale musieli je wiązać.
Hanka: - Jak widzimy psa na łańcuchu, jest nam go bardzo szkoda. Był w sąsiedztwie owczarek, liczyłam, jak długo widzę go na łańcuchu, wyszły dwa lata. I nie widziałam, żeby był spuszczany. Starsi państwo nie mieli siły, a wnuk nie reagował. Nasza przyjaciółka, przyjezdna, chciała zwrócić im uwagę. Ja na to: „To są starsi ludzie, już ich nie zmienisz, a narobisz tylko zwady sąsiedzkiej”. Pies zdechł, no i lepiej, bo miał życie straszne.
Ale widzę też sąsiadów, którzy psy przy budzie wyprowadzają na spacer. Musimy edukować dzieci w szkołach, ale nie ma co ingerować w przyzwyczajenia ludzi starych. No bo przyjeżdża pani z Warszawy i będzie się wydzierać pod domem, że pies na łańcuchu? To tylko pogorszy nienawiść międzyludzką.
Gustaw: - Po Podhalu krąży opowiastka, jak paniusia w restauracji zamówiła steka za 500 złotych i karmiła tym pieska. Mój dziadek, jak coś takiego usłyszy, to klnie jak zbój. Albo ktoś wydaje na operację pieska dwa, trzy tysiące, a dziadek ma ze 400 złotych emerytury. No kurczę, w świecie dziadka, jak pies cierpi, to się go zabija. Flaki, krew, na wsi to nie jakieś hardcory.
Hanka: - Dziadek swojego kudłacza kocha, daje mu dobre żarcie. A ja jeżdżę do miasta, widzę psy znajomych, które siedzą całe dnie same, wieczorem trzy razy wokół bloku i co chwila jazdy do weterynarza, bo piesek ma uczulenie.
Jagna Kudła, lekarka weterynarii i behawiorystka, mówi, że psy spędzające życie na łańcuchu mają koszmarne zwyrodnienia stawów i kręgosłupa. Rozwija się u nich stan wyuczonej bezradności, który może prowadzić do depresji. Przesypianie dnia, zwiększona agresywność, zachowania kompulsywne, wydeptują kółka i ósemki. – Ten psi łańcuch jest w głowach ludzi. Brakuje edukacji – twierdzi behawiorystka.
Przed pandemią Mariola i Anka jeździły po szkołach, opowiadały, jak traktować zwierzęta. Teraz zbierają pieniądze na budowę akademii humanitarnego traktowania zwierząt. Będą uczyć, że psy należy sterylizować, kastrować i czipować, że gdy pies jest chory czy stary, to nie odpina się go z łańcucha: „idź w cholerę”. Będą mówiły dzieciom, że kojec, nawet najdroższy, to lenistwo. Z psem trzeba wychodzić. I może nadejdą czasy, że nikt na Podhalu nie postuka się w głowę: „z psem na spacer?”
- Teraz prozwierzęce organizacje pozarządowe będą miały trudniej z dostępem do szkół – mówi Cezary Wyszyński z Fundacji Viva. – A taka edukacja powinna być przemycana w każdym przedmiocie, nawet na matematyce.
Akcję "Zerwijmy łańcuchy" przez kilka lat organizowała Paulina Król redaktorka naczelna magazynu "Mój pies i kot" i portalu Psy.pl. W centrach miast do psich bud przypinali się łańcuchami politycy, celebryci, dziennikarze i aktorzy, m.in: Agata Buzek, Agnieszka Włodarczyk, Urszula Dudziak, Magdalena Mazur, Magdalena Rogalska, Majka Jeżowska. W pandemii akcja przeniosła się do internetu - "7 grzechów głównych wobec psa".
Dlaczego temat psiego łańcucha jest tak trudny?
– Bo część polityków obawia się narażać wsi. – uważa Cezary Wyszyński. - PSL, czy AGROunia powie: „Oni wam zaglądają na podwórko! Dzisiaj mówią wam co macie robić z waszymi psami, a jutro zakażą wam hodowli świń!”.
Katarzyna Piekarska z KO, przewodniczącą Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt, wszędzie widzi jeszcze psie łańcuchy. - Złożyłam w imieniu kolegów i koleżanek projekt ustawy o ochronie zwierząt, w którym zabrania się utrzymywania psów na uwięzi. Dokładnie określone są też wymiary kojca stosownie do wielkości psa. Jest też projekt ustawy o zakazie sprzedaży petard hukowych osobom fizycznym, a takich hałasów boją się psy.
„Piątka dla zwierząt” siedzi w sejmowej zamrażarce. Zresztą nie poprawiała losu czworonogów. Resort rolnictwa rozpoczął pracę nad czipowaniem. Może coś ruszy? - ma nadzieję Piekarska. - Chodzę po różnych ministerstwach, niektórzy stukają się w czoło, po co idę do edukacji? A edukacja jest najważniejsza. Po pół roku chodzenia udało się włączyć do kanonu lektur szkolnych „Psie troski” Toma Justyniarskiego, o przyjaźni chłopca z psem adoptowanym ze schroniska. Być może w przyszłym roku nauczyciele będą mogli pobierać scenariusze lekcji, uczące empatii do zwierząt.
Jest też projekt lewicy o powołaniu rzecznika do spraw zwierząt. W tej chwili za dobrostan zwierząt odpowiada minister rolnictwa, ale on przygląda się głównie z perspektywy istot gospodarskich i bezpieczeństwa żywności. Ostatnio minister Henryk Kowalczyk został przekonany przez nasz Zespół do zmiany rozporządzenia dotyczącego schronisk, co poprawi sytuację psów i kotów w schroniskach, a w grudniu weszła ustawa o emeryturach dla psów i koni służbowych.
Na pewno potrzebne są dalsze zmiany – przyznaje Piekarska - tylko czy jesteśmy na nie politycznie gotowi? W latach 90. wniosłam pierwszy projekt ustawy o ochronie zwierząt, która zastąpiła rozporządzenie prezydenta z 1928 r. Wtedy udało się zapisać: „zwierzę jako istota żyjąca jest zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą”, ale dziś, obawiam się, taki zapis byłby trudny do przeforsowania.
Bo zmiany wielu ustaw dotyczących zwierząt, spotykają się z protestami, a obecna władza obawia się protestów. A zwierzęta „nie są ani prawicowe, ani lewicowe”. W bufecie sejmowym potrafimy przecież rozmawiać z przedstawicielami różnych partii o swoich pupilach i polityka zostaje z boku.
Piekarska ma dwa psy: małego Jamesa Bonda i wielkiego ogara polskiego Uroka, jej dom jest często tymczasowym schronieniem dla bezdomnych szczeniaków. Bo jedzie posłanka w teren i dostaje informację, że pod lasem oszczeniła się bezdomna suka. - Mamy swoje forum posłanek. Ostatnio wrzuciłam zdjęcie pieska: „Drogie dziewczyny, która przyjmie tego przystojniaka?” i po minucie pani senator Kochan z PO napisała: „Biorę”. To była najszybsza adopcja – cieszy się Piekarska.
- Jak odpinamy psy z łańcucha? – powtarza pytanie Anka - O, kochana! Myśmy odbierały takiego Liptona: wygwizdów, styczeń, środek pola, a buda z dziurami na wylot. W lecie owiec pilnował, zostawili go tam na zimę. Przyjeżdżał chłop i rzucał łeb barana. Łańcuch dokoła szyi skręcony był śrubami i drutem. Goniłyśmy od chałupy do chałupy po nożyce, wreszcie policja nam coś pożyczyła, trzymałam psa, Mariola cięła. Nagrałyśmy to, wrzuciłyśmy na stronę Fundacji, ktoś zadzwonił: „Tak się zmęczyłem oglądając, że wysyłam paniom nożyce do cięcia metalu”.
- Pies daje sygnały - mówi Mariola - dużo mówią oczy. Jeśli zastyga w bezruchu, nie daj ci boże rękę wyciągnąć, od razu wystartuje. Jedna zakłada mu stalowy poskrom, druga odcina z łańcucha. Pies jak poczuje, że nie ma uwięzi, to w jego głowie tłucze się, „wolność, wolność!”. Pójdziesz z nim parę kroków, „idę, idę”, jest trawa, on czuje, wącha. I już jest twój.
Gdy je zabieramy, zawsze im mówimy: „Teraz będzie lepiej”.
Link do strony Fundacji Zwierzęta Podhala: https://zwierzetapodhala.org/
Schronisko dla zwierząt w Nowym Targu: https://www.facebook.com/schronisko.nowytarg
Akcja "Zerwijmy łańcuchy": https://www.facebook.com/ZerwijmyLancuchy
Publikuje reportaże i artykuły w mediach polskich i zagranicznych. Od 2003 roku mieszka w Melbourne, gdzie pracuje dla polskiej sekcji radia SBS, na studiach doktoranckich, Monash University, zajmuje się polskim reportażem literackim. Książka "Ozland. Przestrzeń jest wszystkim", Wydawnictwo Dowody, to jej debiut reporterski.
Publikuje reportaże i artykuły w mediach polskich i zagranicznych. Od 2003 roku mieszka w Melbourne, gdzie pracuje dla polskiej sekcji radia SBS, na studiach doktoranckich, Monash University, zajmuje się polskim reportażem literackim. Książka "Ozland. Przestrzeń jest wszystkim", Wydawnictwo Dowody, to jej debiut reporterski.
Komentarze