Jeżeli służby nie są w stanie zauważyć, że dwóch dobrze znanych im „pacjentów” - jak mówią policjanci - szykuje się do akcji o charakterze terroru kryminalnego: rozpoznaje teren, organizuje sobie broń i samochody, przygotowuje dziuplę do ukrycia „fantów” z rabunku, to na czym polega rządowa strategia bezpieczeństwa? - pisze dla OKO.press Piotr Niemczyk
Piotr Niemczyk - były wiceszef Zarządu Wywiadu UOP, wieloletni ekspert sejmowej komisji ds. służb specjalnych i doradca ministra spraw wewnętrznych analizuje dla OKO.press niedzielną akcję policyjnych antyterrorystów pod Wrocławiem i wskazuje na rosnące zagrożenie związane z terrorem kryminalnym.
Pozornie wszystko było w porządku. Policjanci wysłani zostali do przeprowadzenia dość rutynowego zadania – zatrzymania przestępców usiłujących wydobyć pieniądze z bankomatu, ustawionego w miejscowości Wisznia Mała, niespełna 20 km od centrum Wrocławia. Ponieważ podczas włamań do bankomatów złodzieje używają zwykle materiałów wybuchowych i takie rabunki uznawane są przez policję za formę terroru kryminalnego - do akcji wysłano oddział antyterrorystów, z właściwym - jak się wydawało - dla takiej sytuacji wyposażeniem.
Niestety, okradającym bankomat okazał się doświadczony bandyta, uzbrojony w broń maszynową. Według relacji wrocławskiej policji, zaskoczony przez funkcjonariuszy na miejscu włamania, zaczął do nich strzelać. Siła ostrzału miała być tak duża, że prowadzący "szpicę" antyterrorysta z tarczą balistyczną, osunął się i odsłonił kolegów.
Czterech funkcjonariuszy zostało trafionych - jeden śmiertelnie. Policjanci odpowiedzieli ogniem i zastrzelili przestępcę. Jego wspólnika, który czekał w samochodzie, zatrzymali.
Wydawałoby się, że to zwykły wypadek w policyjnej pracy. Nieszczęśliwy - bo jego skutkiem jest śmierć dwóch osób (policjanta i przestępcy) oraz rany trzech kolejnych.
A jednak nie. O wypadku przy pracy moglibyśmy mówić, gdyby sprawcami okazali się młodociani domorośli pirotechnicy, wcześniej nieznani policji. Ale zarówno człowiek, który strzelał do antyterrorystów, jak i jego wspólnik, byli - według relacji policji - doświadczonymi bandytami, wielokrotnie notowanymi, członkami zorganizowanej grupy przestępczej. Nie można więc mówić tu o „wypadku przy pracy".
Można powiedzieć, że zabrakło jednego z kluczowych w pracy policji elementów: rozpoznania operacyjnego, które pozwoliłoby na zastosowanie sił, środków i taktyki adekwatnych do zagrożenia.
W pewnym sensie podobne błędy (chociaż w dużo trudniejszej sytuacji) popełnione zostały w marcu 2003 roku podczas słynnej akcji policyjnej w Magdalence. Obecne władze Komendy Głównej Policji wyraźnie o nich nie pamiętają.
Ale przede wszystkim zabrakło działań prewencyjnych.
Jeżeli służby nie są w stanie zauważyć, że dwóch dobrze znanych im „pacjentów” - jak mówią policjanci - szykuje się do akcji o charakterze terroru kryminalnego: rozpoznaje teren, organizuje sobie broń i samochody, przygotowuje dziuplę do ukrycia „fantów” z rabunku, to na czym polega rządowa strategia bezpieczeństwa?
Gdzie są efekty obserwacji prawie siedmiu tysięcy członków zorganizowanych grup przestępczych? Oraz dziewięciu tysięcy zakładanych podsłuchów i innych form kontroli operacyjnej?
Dlaczego więc ponad 100 tysięcy policjantów i funkcjonariuszy innych służb nie potrafi zorientować się, że dwaj z 7 tysięcy zidentyfikowanych i kontrolowanych przez nie przestępców coś szykuje? Czy dlatego, że priorytetem dla nich stało się zapewnianie bezpieczeństwa podczas miesięcznic smoleńskich (na które ściągani są funkcjonariusze z całego kraju) oraz "kontrolowanie" Obywateli RP i opozycyjnych polityków (ujawnione kilka miesięcy temu przez "Gazetę Wyborczą", a ostatnio udokumentowane przez TVN24)? A może ze względu na wymianę kadr, w wyniku której doświadczonych policjantów zastępują na stanowiskach osoby z politycznych nominacji?
Statystyki policyjne pokazują, że terror kryminalny nie jest jeszcze w Polsce bardzo poważnym zagrożeniem. Ale liczba jego przypadków rośnie.
W przypadku dalszej dezorganizacji struktur przeznaczonych do walki z tą formą bandytyzmu i nieumiejętnego prowadzenia działań operacyjno-rozpoznawczych, sytuacja może szybko wymknąć się spod kontroli.
Terror kryminalny jest w zasadzie domeną zorganizowanych grup przestępczych. Najczęściej to napady na oddziały banków lub konwoje z pieniędzmi, rozbijanie bankomatów, rabunki w sieciach handlowych i gangsterskie porachunki.
Nie ma co udawać: bez solidnego rozpoznania grup przestępczych, nie można skutecznie zapobiegać takim przestępstwom.
Według raportu Centralnego Biura Śledczego Policji: „W 2016 roku w ramach prowadzonych przez CBŚP spraw operacyjnych, zainteresowaniem objętych zostało 6 939 (w 2015 roku: 6 829) osób, działających w 874 (812) zorganizowanych grupach przestępczych”.
Trzeba tu zwrócić uwagę na ważną rzecz. W 2015 roku udało się na chwilę zahamować wzrost liczby grup przestępczych działających w Polsce. Po raz pierwszy ich liczba zmalała (z 920 w 2014 roku do 812). Od dwóch lat liczba członków organizacji przestępczych ponownie rośnie.
To odwrócenie trendu widać także, gdy porównamy liczbę członków zorganizowanych grup przestępczych zidentyfikowanych przez służby w latach 2010-16. W 2014 roku zaczęła ona maleć (z 8258 członków organizacji przestępczych do 7858), rok później jeszcze spadła (do 6829). Ale w 2016 roku zaczęła znów rosnąć. Służby doliczyły się wówczas 6939 członków gangów.
Wyraźnie malała w latach 2014-15 liczba eksplozji związanych z działalnością przestępców - podczas prowadzonych przez nich akcji oraz w związku z nielegalnym wytwarzaniem, magazynowaniem i przewożeniem materiałów wybuchowych. I znów: w 2016 liczba detonacji skokowo wzrosła - z 15 w 2015 roku do 28.
Wzrosła też (na szczęście nieznacznie) liczba podłożonych ładunków, do których wybuchu nie doszło, lub stało się to już po zabezpieczeniu terenu przez policję.
Co może wydawać się dziwne, zagrożenia związane z terrorem kryminalnym rosną, mimo że policja częściej stosuje kontrolę operacyjną, czyli metodę monitorowania przestępczości najbardziej naruszającą prywatność inwigilowanych osób, na którą zgodę musi wyrazić sąd.
Według informacji złożonej w Senacie w czerwcu 2016 przez ministra spraw wewnętrznych oraz informacji przedstawionej przez wiceministra spraw wewnętrznych Jarosława Zielińskiego w lipcu 2017 podczas posiedzenia senackiej Komisji Praw Człowieka, Praworządności i Petycji -
w 2015 roku kontrolą operacyjną objętych było 8 tys. osób; w 2016 roku inwigilowano już ponad 9,3 tys. osób.
Wiele wskazuje na to, że policji - także w związku ze stosowaniem kontroli operacyjnej - wyznaczono priorytety, które wcale nie poprawiają bezpieczeństwa Polaków.
Ponowny wzrost liczby przypadków terroru kryminalnego nie dziwi także w zestawieniu z innymi statystykami dotyczącymi przestępczości w Polsce. Generalnie liczba ujawnianych przestępstw sukcesywnie maleje.
Ale liczba przestępstw z zastosowaniem przemocy i co nawet bardziej charakterystyczne: liczba ofiar przestępstw z użyciem przemocy ponownie rośnie.
O ile liczba pobić, rozbojów, zabójstw i zgwałceń wzrosła nieznacznie (z 13904 stwierdzonych przypadków w 2015 roku do 14059 w 2016 roku, to liczba ich ofiar zwiększyła się bardzo niepokojąco.
W 2015 roku policja odnotowała 9949 ofiar przemocy, w 2016 roku - już 11034 ofiary. Ponad 10- procentowy wzrost liczby poszkodowanych, powinien wywołać alarm w każdej szanującej się organizacji policyjnej. Tym bardziej, że świadczy nie tylko o rosnącej liczbie przypadków agresji, ale także o tym że są one coraz bardziej brutalne (rośnie liczba ofiar przypadających na jedno przestępstwo).
Co ważne: ten wzrost liczby ofiar prawdopodobnie nie wynika z przestępstw o charakterze rozbójniczym (liczba rozbojów wręcz zmalała) tylko z rosnącej agresji o innym podłożu.
Nie sposób kwestionować faktu, że Polska należy do najbezpieczniejszych państw na świecie. W statystykach regularnie mieści się w dwudziestce państw najmniej zagrożonych przestępczością.
Jednak w ostatnich dwóch latach stało się w Polsce coś, co powstrzymało spadek przestępczości z użyciem przemocy, w tym przestępczości o najbardziej brutalnym charakterze jaką jest terror kryminalny.
Być może ma to związek z rosnącą liczbą przypadków bandytyzmu o podobnym charakterze - czyli przestępstw z nienawiści.
Najbardziej jednak niepokoi to, że pomimo deklaracji władz, mimo wprowadzenia przepisów pozwalających na stosowanie inwigilacji w odniesieniu do większej liczby przestępstw, nie widać poprawy bezpieczeństwa w Polsce. Wręcz przeciwnie.
Wykładowca Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas. Były dyrektor Biura Analiz i Informacji Urzędu Ochrony Państwa, współorganizator Krajowego Centrum Informacji Kryminalnej i ekspert sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych.
Wykładowca Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas. Były dyrektor Biura Analiz i Informacji Urzędu Ochrony Państwa, współorganizator Krajowego Centrum Informacji Kryminalnej i ekspert sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych.
Komentarze