PiS nie chce w Polsce demokracji liberalnej, bo ta jest „ideologiczna”. Miesza ludziom w głowie zestawiając ją z "socjalistyczną" w PRL czy "suwerenną" Putina. To deklaracja polskiego orbanizmu i pogardy dla demokratycznego państwa prawa
W programie „Poranna Rozmowa RMF FM” minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski podzielił się ze słuchaczami swoimi przemyśleniami na temat demokracji.
My jesteśmy w demokracji. A dlaczego mamy być w demokracji jakiejkolwiek przymiotnikowej? A ja nie chcę demokracji przymiotnikowej, ja chcę demokrację normalną.
Minister podał też przykłady nie lubianej przezeń demokracji przymiotnikowej: "Byliśmy kilkanaście lat w temu w demokracji socjalistycznej, na wschód od nas próbują zbudować demokrację suwerenną, na zachód od nas próbują stworzyć demokrację liberalną, czyli przymiotnikową".
Min. Waszczykowski myli się sądząc, że istnieje coś takiego, jak „demokracja bezprzymiotnikowa”. Demokracja zawsze jest „jakaś”, a to właśnie jej przymiotnik określa jej realny charakter, ponieważ demokracja demokracji nierówna.
Dlatego min. Waszczykowski albo wykazuje się niekompetencją, albo zwyczajnie manipuluje, gdy w jednym zdaniu zestawia demokrację ludową, demokrację liberalną i tzw. demokrację suwerenną. Manipuluje, bo ostatecznie tylko demokracja liberalna z całej wymienionej trójki gwarantuje obywatelom rzeczywistą wolność zarówno na płaszczyźnie prywatnej, jak i publicznej.
„Demokracja ludowa”? Mało kto kwestionuje dziś fakt, że była ona raczej ponurą kpiną z wolnościowej idei, bo PRL trząsł KC PZPR, a całym blokiem wschodnim – KC KPZR. I OKO.Press cieszy się razem z min. Waszczykowskim, że Polacy pożegnali epokę „demoludów” w 1989 r.
Z kolei terminem "demokracja suwerenna" posługuje się Władimir Putin na określenie ustroju, który aktualnie panuje w Rosji. Ale badacze określają ją zupełnie inaczej: „nieliberalna”, „ograniczona”, „delegowana”. Mówi się o niej także, że to „miękki autorytaryzm”, co najlepiej oddaje właściwy jej charakter.
W rzeczywistości, "demokracja suwerenna” jest karykaturą, a przynajmniej poważnym zniekształceniem demokracji. Zdemaskował ją w eseju „The Rise of Illiberal Democracy” amerykański politolog Fareed Zakaria: ustrój, w którym, co prawda, formalnie istnieją demokratyczne procedury i instytucje (jak wolne wybory), ale nie ma wolności mediów i niezawisłości sądownictwa, które - w różnym stopniu i za pomocą różnych środków - podlegają kontroli władzy.
Wystarczy rzucić okiem na Węgry rządzone przez cieszącego się podziwem Jarosława Kaczyńskiego Victora Orbana („Jeszcze będziemy mieli w Warszawie drugi Budapeszt”, mówił w 2011 r. lider PiS).
W tym kraju cały czas istnieje jeden z fundamentów demokracji: wolne wybory. Ale i tu jest deformacja.
Zmieniono ordynację wyborczą w taki sposób, by granice okręgów wyborczych zostały dostosowane do mapy poparcia aktualnej władzy. Wybory więc są, ale możliwość wymiany rządzącej ekipy władzy została mocno ograniczona.
Inny przykład to sytuacja NGO na Węgrzech. Owszem, istnieją i mogą działać, ale te, które nie podobają się Orbanowi, są nękane rewizjami i przesłuchaniami pod pozorem absurdalnego zarzutu, że są gremiami „aktywistów politycznych opłacanych przez określona koła zagraniczne”.
Nawet konserwatywny Klub Jagielloński pyta, „czy Węgry są wciąż demokracją?”.
A ja nie chcę demokracji przymiotnikowej, ja chcę demokrację normalną. Taką, gdzie kto ma program, który zdobędzie popularność społeczeństwa, wygrywa wybory, ma prawo ten program zrealizować.
„Maksymę, która głosi, że większość ma prawo czynić w sferze rządzenia krajem wszystko, co zechce, uważam za bezbożną i godną pogardy" - napisał Alexis de Tocqueville w 1835 r. Powyższa wypowiedź min. Waszczykowskiego pokazuje, że nie odrobił lekcji z Tocqueville'a.
Mandat do rządzenia nie sprawia, że wybrana w powszechnych wyborach władza może w sposób dowolny przemeblowywać państwo. Tym bardziej nie wolno jej wykonywać działań, które w sposób zasadniczy podważają fundamenty demokratycznego państwa. A to PiS robi. Dowodem - przejęcie Trybunału Konstytucyjnego, dzięki któremu każdej swojej decyzji może nadać cechę niepodważalnej konstytucyjności, naruszenie swobody debaty parlamentarnej, zamach na służbę cywilną, polityka wobec organizacji pozarządowych, mediów, próby ograniczenia wolności zgromadzeń.
Teza min. Waszczykowskiego prowadzi wprost – czego polityk nie widzi, albo co przemilcza – do tzw. "tyranii większości". W długiej refleksji politologicznej i filozoficznej nad demokracją wielokrotnie powtarza się zalecenie, że jakość demokracji mierzy się stosunkiem do mniejszości, a "tyrania większości" niszczy ducha wolności. W praktyce oznacza to, że zwycięska partia powinna również liczyć się z głosem opozycji i tych wyborców, którzy na nią nie głosowali - i to nawet wtedy, gdy są jej przeciwni, krytykują, czy protestują.
„Wśród filozofów rozpowszechnione było przekonanie, że wprawdzie większość ma władzę, ale mniejszość, czyli opozycja, również stanowi część władzy w demokracji – pisze filozof polityki Marcin Król w eseju „Tyrania większości” - Z mniejszością uzgadnia się sprawy podstawowe, z mniejszością się debatuje” - to jest prawdziwy duch demokracji.
Tymczasem PiS niechętnych mu obywateli – np. działaczy KOD czy posłów opozycji - woli nazywać „Targowicą”, „resortowymi dziećmi”, „ubecją”, "komunistami i złodziejami".
„Władza to nie siła, lecz zdolność przekonywania. Kiedy władza przestaje widzieć potrzebę przekonywania, staje się tyranią” - przypomina Marcin Król. Dialog – to jest kluczowe słowo w demokracji. Tymczasem słowa Waszczykowskiego są łagodniejszą wersją innych, które wypowiedział obecny szef TVP 2 z nadania PiS: „wygrała ta partia, więc morda w kubeł”.
Natomiast nam się w tej chwili odmawia prawo realizacji tego programu, bo rzekomo w Europie od kilkudziesięciu lat jest obowiązek realizacji jakiejś demokracji liberalnej. To jest demokracja ideologiczna. A my nie chcemy demokracji ideologicznej.
W Europie nie ma żadnego „obowiązku realizacji jakiejś demokracji liberalnej”. Nie ma, ale na Starym Kontynencie po II wojnie światowej mariaż demokratyzmu z liberalizmem stał się faktem.
„Państwo liberalno-demokratyczne czy też – jak je również nazywamy – demokratyczne państwo prawa– pisze filozof polityki Zbigniew Stawrowski - stało się modelowym rozwiązaniem nie tylko w krajach kręgu cywilizacji zachodniej”. Dlatego też oba pojęcia zlewają się w całości i bywają stosowane wymiennie.
Waszczykowski, jako minister sprawa zagranicznych – i jako doktor historii specjalizujący się w tematyce współczesnej - powinien to wszystko wiedzieć. A nie wmawiać słuchaczom, że demokracja liberalna to jakaś zachodnia fanaberia.
Stwierdzeniem „nie chcemy demokracji ideologicznej” min. Waszczykowski jedynie potwierdza, że PiS idzie drogą „polskiego orbanizmu”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze