Analizujemy „przekaz dnia” PiS po fatalnej dla rządu decyzji Komisji Europejskiej. Jest pełen sprzeczności — na przemian padają deklaracje, że bronimy suwerenności, że to wina opozycji oraz zapewnienia, że Europa nic nie zrobi
20 grudnia Komisja Europejska zadecydowała o uruchomieniu wobec Polski procedury ujętej w art. 7 traktatu Unii Europejskiej. Zarzut: łamanie zasad praworządności i trójpodziału władz. Procedura może doprowadzić nawet do odebrania Polsce prawa głosu w sprawach dotyczących całej wspólnoty.
Reakcja polityków PiS i sprzyjających im mediów była pełna sprzeczności. „Przekaz dnia” musiał bowiem osiągnąć kilka rozbieżnych celów perswazyjnych:
Wszystkie te trzy przekazy, dodajmy, są nieprawdziwe lub zmanipulowane.
Ton reakcji PiS dobrze pokazuje wpis na Facebooku Jacka Muryna, lokalnego działacza PiS z Koszalina, 38-letniego inżyniera informatyka. „KE to może Polsce na pindola skoczyć” — napisał Muryn.
Nawet jeśli komentarz Muryna jest nieprawdziwy (a nie udało nam się ponad wszelką wątpliwość go potwierdzić), to mógłby być prawdziwy. Politycy PiS wyższego szczebla mówili to samo, ale odrobinę mniej barwnie.
Przekaz pierwszy: „Bronimy suwerenności”
„Polska jest krajem niepodległym, suwerennym i decyduje o swojej przyszłości” — mówił w Poznaniu minister spraw wewnętrznych i członek Komitetu Politycznego PiS Mariusz Błaszczak. Powtórzył wielokrotnie obalane już (w tym przez OKO.press) argumenty, że po zmianach wprowadzanych przez jego partię system sądownictwa w Polsce zbliży się do niemieckiego czy hiszpańskiego. „Polska jest krajem niepodległym, suwerennym i decyduje o swojej przyszłości” — dodawał. (Nadużycie polega tu na tym, jak wspomnieliśmy wyżej, że polskiej suwerenności nikt nie kwestionuje.) Błaszczak przekonywał też, że PiS wygrał wybory — czego również nikt nie kwestionuje. Problem polega na tym, że wygrana w wyborach nie dała tej partii mandatu do łamania Konstytucji. „Nie zostaliśmy wybrani, by realizować zadania Berlina, czy Brukseli, ale by realizować interesy Polaków” — uzupełniał to poseł Brudziński (wPolsce.pl), znów utożsamiając Unię z zagrażającym Polsce obcym imperium.
„Polska nie jest ciałem poddanym KE, w konstytucji polskiej Komisja nie pojawia się jako ciało nadrzędne, które może decydować i które mówi parlamentowi, co mu wolno przegłosować, a czego nie wolno przegłosować; na podobne rekomendacje Komisja nigdy by się zresztą nie ośmieliła w stosunku do innych krajów, tych silniejszych, z części zachodniej”
— skarżył się europoseł Ryszard Legutko, prywatnie profesor filozofii i znawca oraz tłumacz dialogów Platona.
Nieco dalej posunął się wicepremier Jarosław Gowin w Polskim Radiu 24: według niego to Komisja Europejska złamała Traktat Lizboński. Gowin był o tym przekonany, ale nie powiedział, w jaki sposób Komisja to zrobiła. Także ekspremierka Beata Szydło wezwała na Twitterze Komisję do „szanowania praworządności” państw członkowskich Unii.
Poseł Adam Andruszkiewicz („Wolni i Solidarni”) mówił w programie „Minęła dwudziesta” w TVP Info, że „toczy się walka o to, czy Polska będzie suwerennym krajem”, a Marek Suski (PiS) dodawał, że komisja „szkaluje Polskę (…) Jesteśmy państwem suwerennym i tego typu dyktat jest niedopuszczalny”.
Przekaz drugi: „kara dla Polski to robota opozycji”
Polska jest „szykanowana”, a Unii Europejskiej chodzi tylko o to, żeby w Polsce przejęła władzę Platforma Obywatelska. „Gdyby tu rządziła Platforma Obywatelska nie byłoby żadnego problemu” — mówił wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki na konferencji prasowej 20 grudnia. Wezwał też Donalda Tuska, żeby „odciął się” od decyzji Komisji. Wtórował mu Błaszczak: „Totalna opozycja, która walczy z rządem przez ulicę, okazało się to nieskuteczne, teraz walczy przez zagranicę – ale to też okaże się nieskuteczne”. Wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński uzupełniał to w telewizji wPolsce.pl:
„Jeśli dla nich art. 7 o ewentualnych sankcjach jest bronią atomową, to jak nazwać tych, którzy skamlą, albo wręcz błagają, by jej użyć przeciwko własnej Ojczyźnie? Gdzie jest granica szaleństwa, bo przecież nie sporu politycznego”.
Przekaz trzeci: „żadnych sankcji nie będzie”
Według wicepremiera Gowina (PR24) „to nie jest procedura sankcyjna”:
Do uruchomienia sankcji potrzebna jest jednomyślna zgoda Rady Europejskiej, a tej jednomyślności nie będzie (…) Te procedury są uruchomione po raz pierwszy, to jest niebezpieczny precedens. Niebezpieczny nie dla Polski, ale dla spoistości UE (…) Do sankcji jest jeszcze bardzo daleko.
W wywiadzie dla portalu „wPolityce.pl” europoseł Jacek Saryusz-Wolski, niedoszły kandydat PiS na przewodniczącego Rady Europejskiej zamiast Donalda Tuska, przekonywał, że mimo „ciągłego grillowania” Polski, nic się nie stanie, ponieważ do wprowadzenia sankcji potrzeba głosów 22 z 28 krajów Unii.
„Według mnie nie tylko jeden kraj zgłosi weto w tej sprawie, więc moim zdaniem nie ma szans na artykuł 7.3. Zwracając się do KE, można zacytować Kmicica „Kończ waść, wstydu oszczędź”. Niech ona przestanie, a potem niech odejdzie. Uruchomienie art. 7 stanowi oczywiście paliwo dla wrogów czy przeciwników Polski, a także dla totalnej opozycji”.
Saryusz-Wolski nie ujawnił jednak, jakie kraje — poza Węgrami — poprą Polskę. Dodał jeszcze, że „rosyjskie interesy w Europie” są zaangażowane w procedurę sankcyjną wobec Polski, chociaż także nie wspomniał, skąd to wie.
„Formalnych konsekwencji nie ma żadnych” — dodawał wicemarszałek Senatu Adam Bielan, podkreślając, że jest to decyzja polityczna i wymierzona przeciw Polsce.
Gdybyśmy mieli cytować wszystkie wypowiedzi polityków PiS i jego sojuszników w tej sprawie, musielibyśmy wydać książkę — niemal każdy, od Ziobry i Dudy po bliżej nieznaną posłankę Izabelę Kloc, uznał za stosowne wypowiedzieć się w tej sprawie.
Wszyscy też powtarzali dokładnie te same nieprawdy i manipulacje — zupełnie tak, jak gdyby dostali wytyczne, co mają mówić.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze