PiS pomału zwiększa wpływy swoich przedstawicieli w zarządzaniu funduszami unijnymi w regionach. Wygląda na to, że to kolejny krok w marszu na samorządy
Od wygranych wyborów parlamentarnych jesienią 2015 roku rząd Prawa i Sprawiedliwości przygotowuje zmiany, które mają partii ułatwić zwycięstwo w wyborach samorządowych w 2019 roku. Jednak już teraz stosuje różne zabiegi, by przejąć możliwie najwięcej kompetencji władz lokalnych i włączyć je pod kontrolę administracji centralnej.
Ostatnio PiS rozpoczął dziwne zabiegi wokół funduszy płynących z Unii Europejskiej do samorządów.
O co chodzi? 10 kwietnia 2017 roku na stronie Sejmu pojawił się projekt nowelizacji ustawy o zasadach realizacji programów w zakresie polityki spójności (choć data na dokumencie to 16 marca 2017). To tzw. ustawa wdrożeniowa, która określa zasady realizacji regionalnych programów operacyjnych. To szczegółowe plany rozwojowe województw finansowane z unijnych pieniędzy na lokalny rozwój, m.in.: energetyki, infrastruktury, szkolnictwa wyższego i cyfryzacji.
Te fundusze - w perspektywie budżetowej UE dla Polski na lata 2014-2020 - to aż 31 mld euro, czyli ok. 40 proc. wszystkich środków, które Polska otrzyma z Brukseli.
Do tej pory administracja centralna miała w tej kwestii mało do powiedzenia. Realizację projektów zlecały i koordynowały władze lokalne. Na poziomie wojewódzkim odpowiada za to urząd marszałkowski. Marszałkowie województw to urzędnicy wybierani przez sejmik wojewódzki, którego skład tworzą radni, wybierani w wyborach bezpośrednich. Po wyborach z 2014 roku aż dziesięciu marszałków jest z PO, a pięciu z PSL. PiS ma marszałka tylko w jednym województwie - podkarpackim.
Nowelizacja ma to zmieniać. Projekty będą oceniać i monitorować zespoły, do których dołączą wojewodowie. A wojewodów wybiera premier.
Wojewoda będzie informowany o każdej kontroli wydatkowania funduszy prowadzonej przez urząd marszałka i będzie mógł się włączyć w taką kontrolę.
Wojewodowie przejmą też od Ministerstwa Rozwoju kompetencję dotyczącą tzw. kontroli desygnacji, czyli doraźnych kontroli w urzędach marszałkowskich i innych instytucjach samorządowych, których zadaniem będzie ocena, czy są one przygotowane do realizacji założeń programu operacyjnego.
Z regionów tymczasem płyną głosy, że choć zmiany w ustawie były konsultowane z samorządowcami, to na tamtym etapie rząd nie proponował zwiększenia kompetencji wojewodów.
Na razie jest to tylko „miękkie” włączenie w wojewodów w kontrolowanie europejskich funduszy, ale może być to pierwszy krok w poważniejszym procesie. W lutym 2016 roku „Wyborcza” donosiła, że rząd PiS przymierzał się do przejęcia regionalnych pieniędzy. Na razie musi jednak stąpać ostrożnie. Niezależności samorządów w operowaniu europejskimi funduszami broni zapisana w traktatach UE zasada subsydiarności i Europejska Karta Samorządu Terytorialnego. Unia może ukarać Polskę za ich naruszanie.
Nie byłoby to pierwsze tego typu posunięcie. Prawo i Sprawiedliwość od początku swoich rządów konsekwentnie przenosi kompetencje z samorządów, nad którymi nie ma kontroli, na przedstawicieli rządu. Chodzi o m.in. o takie rozwiązania, jak:
Kontrowersje wzbudza też pomysł wprowadzenia dwukadencyjności dla prezydentów, burmistrzów i wójtów. Przepis miałby działać wstecz, co „wycięłoby” wielu przeciwników PiS, z którymi ich kandydaci w nadchodzących wyborach mogą nie mieć szans.
Podobną sprawą jest też tzw. ustawa warszawska. PiS chce włączyć w granice administracyjne Warszawy 32. okoliczne gminy, co pomoże zmienić rozkład głosów stolicy na ich korzyść (w Warszawie od dawna PiS przegrywa).
Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.
Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.
Komentarze