0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Porzycki / Agencja GazetaJakub Porzycki / Age...

"Taka sytuacja praktycznie wyklucza organizacje pozarządowe osób z niepełnosprawnościami z możliwości udziału w dyskusji nad zmianami do Solidarnościowego Funduszu Wsparcia oraz przedstawienie merytorycznych stanowisk” - twierdzi Adam Zawisny ze Stowarzyszenia Instytut Niezależnego Życia.

"PiS nie jest zainteresowany konsultowaniem tego projektu" - mówi OKO.press Magdalena Biejat z klubu Lewicy, przewodnicząca Komisji Polityki Społecznej i Rodziny.

"Jest również jasne, że gdyby ten projekt trafił do mojej komisji, to robiłabym wszystko, żeby przynajmniej umożliwić szersze zabranie głosu stronie społecznej".

"To już tradycja, że nie puszcza się kluczowych, dyskusyjnych i medialnych tematów przez komisje, których się w pełni nie kontroluje" - mówi w rozmowie z OKO.press dr hab. Paweł Kubicki ze Szkoły Głównej Handlowej.

Zły projekt

O projekcie zmian w ustawie o Funduszu pisaliśmy w czwartek 14 listopada. W skrócie: z nazwy Solidarnościowy Fundusz Wsparcia dla Osób Niepełnosprawnych wykreślone zostaną słowa „dla Osób Niepełnosprawnych". Inne zmiany w ustawie umożliwią wypłatę w 2020 roku ze środków funduszu tzw. 13. emerytur. Środki na te świadczenia mają zostać pożyczone z Funduszu Rezerwy Demograficznej.

Przeczytaj także:

Już przedstawiając projekt, PiS zastosował swój tradycyjny chwyt unikania konsultacji projektu – nie obowiązują one projektów poselskich. W ten sposób w poprzedniej kadencji PiS przepchnął dziesiątki rządowych ustaw. A sam projekt?

"To jest niszczenie po pierwsze samych osób z niepełnosprawnościami, po drugie ich rodzin, po trzecie środowiska osób z niepełnosprawnościami i organizacji, które są zaangażowane w te programy" - ocenia Kubicki. "I po czwarte: chęci samorządów do podejmowania się czegokolwiek, co nie jest zapisane w ustawie; wychylanie się z czymkolwiek, co w wielu państwach jest uważane za standard, a w Polsce wciąż za usługę fakultatywną i opcjonalną. Tak jest np. z asystencją osobistą.

To nie jest tak, że te pieniądze znikną z tych programów, one będą, ale będziemy mieć w Polsce wieczny pilotaż pewnych działań, ze wszystkimi negatywnymi konsekwencjami".

Nic dziwnego więc, że środowisko osób z niepełnosprawnościami jest bardzo zaniepokojone projektem.

"Fundusz, który w założeniu jest dedykowany osobom z niepełnosprawnościami i powinien służyć wyrównywaniu ich szans życiowych ma obecnie także wspierać finansowo emerytów i rencistów" - piszą w liście otwartym do Marszałka Ryszarda Terleckiego przedstawiciele kilkudziesięciu organizacji pozarządowych zajmujących się wsparciem dla osób z niepełnosprawnościami.

O szczegółach projektu, jego konsekwencjach i pożyczce z Funduszu Rezerwy Demograficznej szczegółowo piszą dr Agnieszka Dudzińska i dr hab. Katarzyna Roszewska:

"Nowe zadania będą na tyle obciążające dla Funduszu Solidarnościowego, że pod względem budżetowym i organizacyjnym zdominują jego pierwotne cele. Fundusz Solidarnościowy stanie się w praktyce funduszem świadczeń socjalnych dla emerytów i rencistów" - podsumowują ekspertki Centrum Badań nad Niepełnosprawnością.

Wczoraj w nocy projekt został skierowany do prac w komisji. Ale nie do naturalnej i właściwej w tym wypadku Komisji Polityki Społecznej i Rodziny, tylko Komisji Finansów Publicznych.

O konsekwencjach projektu i takiego sposobu jego procedowania rozmawialiśmy z posłanką lewicy Magdaleną Biejat oraz z dr. hab. Pawłem Kubickim, profesorem Szkoły Głównej Handlowej i ekspertem z zakresu polityk publicznych wobec niepełnosprawności.

Bartosz Kocejko, OKO.press: Dlaczego projekt trafił do komisji finansów?

Magdalena Biejat (Lewica), przewodnicząca Komisji Polityki Społecznej i Rodziny: PiS to uzasadnia tym, że jest to ustawa okołobudżetowa. Ale nie byłoby żadnych przeciwwskazań, żeby ten projekt trafił połączonych komisji, czyli Finansów i Polityki Społecznej i Rodziny.

Naszym zdaniem dzieje się tak dlatego, że - to chyba nie jest dla nikogo tajemnicą - PiS nie jest zainteresowany konsultowaniem tego projektu. Jest również jasne, że gdyby ten projekt trafił do mojej komisji, to robiłabym wszystko, żeby przynajmniej umożliwić szersze zabranie głosu stronie społecznej.

Sprzeciwiacie się projektowi, zresztą tak jak cała opozycja.

Z projektem jest kilka problemów. Fundusz funkcjonuje od niecałego roku, dopiero się rozkręcał. W znacznej części mogły korzystać z niego samorządy, po to, żeby wprowadzać różne programy u siebie, np. asystencję osobistą. Samorządy przez ten rok nie zawsze jednak dobrze rozpoznały możliwości. Wiele samorządów podchodziło z obawą do tego funduszu - jak widać słusznie. Trudno ocenić na podstawie pierwszych miesięcy funkcjonowania funduszu - rok się jeszcze nie skończył - jakie by były potrzeby i w jakim stopniu byłyby te pieniądze realnie wykorzystywane. To musiałoby trwać kilka lat.

A problem jest taki, że w Polsce nie ma w tej chwili żadnego rozsądnego systemu wspierającego niezależne życie osób z niepełnosprawnościami. Programy funduszu to była jakaś namiastka takich działań. Także wobec opiekunów OzN, bo był tam program opieki wytchnieniowej.

Kolejny problem to fakt, że narusza się rezerwę demograficzną. Fundusz Solidarnościowy będzie się zapożyczał w Funduszu Rezerwy Demograficznej, który miał służyć jako poduszka zabezpieczająca nas na wypadek, gdyby zmiany demograficzne zaszły tak daleko, że byłoby więcej emerytów niż pracujących. W ustawie nie zapisano żadnego mechanizmu zwrotu tych pożyczek. Jeśli nie trzeba ich zwracać, to jest problem, bo uszczupla się kasa FRD. Jeśli mają być zwracane, to nie wiadomo z jakich środków - Fundusz Solidarnościowy musiałby skądś te pieniądze wziąć.

To jest przekładanie z jednej kieszeni do drugiej tylko po to, żeby na papierze wyglądało, że budżet się spina. Co jest absurdalne, bo w efekcie zabiera się pieniądze osobom z niepełnosprawnościami dla fetyszu zbilansowanego budżetu.

Bartosz Kocejko, OKO.press: Co ta ustawa może oznaczać dla programów wsparcia finansowanych z Funduszu?

Dr hab. Paweł Kubicki: Zaczną się one i skończą w obecnej postaci. To nie oznacza, że w ogóle nie będzie na nie pieniędzy. Być może cały czas będzie na nie kilkaset milionów. Ale, po pierwsze, przy waloryzacji świadczenia uzupełniającego do 500 zł dla osób z wybranymi orzeczeniami o niepełnosprawnościami, albo przy pomyśle wprowadzenia 14. emerytury, albo dowolnych innych pomysłach, które przyjdą do głowy rządzącym, programy, które mogą być ogłaszane corocznie i ich wymiar nie jest regulowany, będą przegrywały z zobowiązaniami wynikającymi z ustaw, a finansowanie obcinane pod bieżące potrzeby polityczne. Dokładnie tak jak teraz, bez konsultacji i z tygodnia na tydzień.

Po drugie, już teraz samorządy raczej niechętnie i w ograniczonej liczbie zgłaszały się do jednorocznych programów, które są przez nie współfinansowane - miały one pokrywać część wydatków i koszty obsługi.

To jest tworzenie stałych zobowiązań na działania nieobowiązkowe, bez gwarancji, że w przyszłym roku znajdzie się zewnętrzne finansowanie.

I z programami jednorocznymi wiąże się cały bagaż problemów. Są one zazwyczaj rozstrzygane z małym poślizgiem - jest dziura pomiędzy poszczególnymi latami. Jeśli jest to zadanie zlecone organizacji, to można utopić organizację, która się zaangażuje i zostanie z zobowiązaniem, a nie będzie środków na kolejny rok, albo też musi pokrywać finansowanie między jedną transzą a drugą.

Co to oznacza dla uczestników programów?

Dany uczestnik lub rodzina ułożyli sobie życie pod program, zmienili je, zaktywizowali się, pomogli sobie, odetchnęli - w zależności od tego, z jakiego programu korzystają. Po czym im to zabrano. To jest znacznie gorzej, niż gdyby nie robiono nic.

To jest niszczenie po pierwsze samych osób z niepełnosprawnościami, po drugie ich rodzin, po trzecie środowiska osób z niepełnosprawnościami i organizacji, które są zaangażowane w te programy.

I po czwarte: chęci samorządów do podejmowania się czegokolwiek, co nie jest zapisane w ustawie; wychylanie się z czymkolwiek, co w wielu państwach jest uważane za standard, a w Polsce wciąż za usługę fakultatywną i opcjonalną. Tak jest np. z asystencją osobistą.

To nie jest tak, że te pieniądze znikną z tych programów, one będą, ale będziemy mieć w Polsce wieczny pilotaż pewnych działań, ze wszystkimi negatywnymi konsekwencjami.

PiS tłumaczy, że to tylko księgowa zmiana, bez konsekwencji dla OzN

Z punktu widzenia PiS to jest księgowa zmiana. Z punktu widzenia startujących w programach jednak absolutnie tak nie jest. O czym się zapomina: te programy miały być fundamentem działania funduszu. W 2019 roku miały być pilotowane w ograniczonym zakresie, ale potem miały się rozbudować i w sumie tylko na te programy miały iść wszystkie pieniądze z funduszu. Potem wypaczono tę ideę 500 zł dodatkiem, a teraz dorzuca się emerytury.

Pieniądze mają być pożyczone z funduszu Rezerwy Demograficznej

Jeśli pożyczka będzie umorzona, to pytanie, dlaczego narażamy Fundusz Rezerwy Demograficznej. Jeśli nie będzie umorzona, to znaczy, że trzeba ją spłacić, także ze środków Funduszu Solidarnościowego, a jeśli będzie sfinansowana z innych środków to po co robić takie zabawy księgowe i podważać zaufanie do instytucji publicznych.

Udostępnij:

Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Komentarze