Sobotni wiec PiS odbędzie się w Bogatyni – w cieniu kominów elektrowni Turów i nieopodal kopalni o tej samej nazwie. Wybór miejsca nie jest przypadkowy. Politycy rządzącej partii w prekampanii wyborczej grają motywem Turowa, który ich zdaniem ma być zagrożony przez presję aktywistów i decyzje sądu.
Przed sobotnim wiecem PiS w Bogatyni temat leżącej w granicach miasta elektrowni i kopalni Turów wraca na nagłówki. Na dzień przed przyjazdem polityków rządzącej partii na Dolny Śląsk Wojewódzki Sąd Administracyjny odmówił wycofania się z decyzji dotyczącej Turowa.
Zamiast tego skierował sprawę do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Postanowienie sądu dotyczy decyzji środowiskowej zezwalającej na działanie kopalni do 2044 roku i jedynie zawiesza ją do czasu wyjaśnienia sprawy.
Nie ma to na razie wpływu na losy obiektu. Zarządcy kopalni mimo to grzmią: sąd chce z dnia na dzień zamknąć Turów.
„Natychmiastowe wstrzymanie działalności kopalni z pominięciem wieloletniego planu jej wygaszenia doprowadziłoby do katastrofy ekologicznej całego regionu i pozbawiłoby miejsc pracy nawet 80 tysięcy mieszkańców” – mówił Wojciech Dąbrowski, prezes Polskiej Grupy Energetycznej, właściciela kompleksu w Turowie.
Dąbrowski w swojej wypowiedzi odnosi się do możliwości wystąpienia osuwisk i skażenia środowiska w przypadku niekontrolowanego wstrzymania eksploatacji złoża.
„WSA w sprawie Turowa po raz kolejny pokazał, że pojęcie interesu społecznego jest mu obce” – skomentował z kolei premier Mateusz Morawiecki. – „Nie pozwolimy zamknąć tej kopalni” – zapewniał. Jednocześnie dając do zrozumienia: Platforma Obywatelska chce zatrzymać wydobycie.
W OKO.press pisaliśmy już, że decyzja WSA nie oznacza natychmiastowego zamknięcia kompleksu energetycznego w Bogatyni.
„Postanowienie z 31 maja ma charakter tymczasowy. Nie przesądza, czy decyzja środowiskowa była błędna, czy nie – na razie jedynie wstrzymuje ją ze względu na niebezpieczeństwo wyrządzenia znacznej szkody w środowisku” – wyjaśniała Agnieszka Stupkiewicz, radczyni prawna z Frank Bold, jednej z organizacji wnioskującej do WSA w sprawie Turowa.
Do skargi przyłączyli się również między innymi aktywiści Greenpeace Polska i Fundacji Rozwój Tak-Odkrywki Nie.
Obowiązująca koncesja, wydana na postawie spornej decyzji środowiskowej, jest więc na razie „zawieszona”. Aż do momentu wydania ostatecznego wyroku.
„Postanowienie WSA oznacza, że decyzja środowiskowa dla Turowa może zostać w przyszłości uznana za wadliwą. Pamiętajmy jednak, że postanowienie sądu wciąż nie jest prawomocne. Strony sprzeciwiające się mają siedem dni, żeby je zażalić. Wtedy sprawa trafi do Naczelnego Sądu Administracyjnego” – wyjaśniała prawniczka.
Na złożenie zażalenia w WSA zdecydowała się Polska Grupa Energetyczna. Sąd odmówił wstrzymania wykonania zaskarżonego postanowienia i skierował sprawę do NSA. Dopiero ten sąd może zdecydować, czy Turów stanie.
Podkreślmy jeszcze raz: postanowienie WSA – wbrew medialnym nagłówkom i wypowiedziom polityków – nie oznacza nakazu wstrzymania wydobycia. Do tego jeszcze długa droga.
Nie ma jednak wątpliwości, że politycy PiS w czasie swojej konwencji wezmą Turów na sztandary i będą przekonywać, że sąd chce natychmiastowego przerwania wydobycia węgla brunatnego – a tym samym zatrzymania zasilanej nim elektrowni w Bogatyni.
Według rządzących koniec wydobycia w Bogatyni będzie katastrofą dla polskiego systemu energetycznego.
Padają konkretne liczby – niektórzy politycy jak mantrę powtarzają, że zasilana z pobliskiego złoża elektrownia Turów stanowi o 7 proc. produkcji energii w Polsce.
O sięgającym tej wartości udziale Turowa w miksie energetycznym mówili między innymi premier Mateusz Morawiecki i Zbigniew Ziobro. Przelicytowuje ich Polska Grupa Energetyczna – według państwowej spółki elektrownia produkuje 7 – 8 proc. polskiego prądu.
Czy rzeczywiście Turów jest tak ważny?
Dane z ostatnich lat wskazują na wzrost znaczenia elektrowni Turów dla polskiego miksu energetycznego. Jeszcze w lata 2019-20 udział Turowa w całkowitej produkcji energii wynosił kolejno 3,5 i 3,7 proc.
„Warto jednak podkreślić, że wskaźnik wykorzystania mocy zainstalowanej Elektrowni Turów w 2019 i 2020 roku wyniósł odpowiednio: 42,6 procent oraz 43,4 procent – zatem potencjał wytwórczy elektrowni jest znacznie wyższy” – wyjaśniał na łamach portalu „Biznes Alert” Bartłomiej Sawicki.
Opierając się na tych liczbach rzeczywiście można uznać, że pracująca na pełnych obrotach elektrownia Turów może dostarczać Polsce 7 proc. – czyli tyle, ile deklarują politycy PiS. potrzebnej energii.
Poprawę wyników turoszowskiego kompleksu musiał też zapewnić nowy blok elektrowni, oddany do użytku w maju 2021. Choć awaryjny, ma dużą moc ok. 500 megawatów (wcześniej moc Turowa wynosiła ok. 1500 MW).
Dane dotyczące udziału Turowa w miksie mogą jednak zmieniać się w zależności od warunków polskiego systemu elektroenergetycznego. Na paradoksalną korzyść elektrowni w Bogatyni działają awarie i wyłączenia w innych elektrowniach.
W ostatnich latach takich wydarzeń nie brakuje. Problemy ma między innymi elektrownia Jaworzno. Nowy blok obiektu, wybudowany za 6 mld złotych, miał być perełką polskiej energetyki konwencjonalnej. Jaka jest rzeczywistość? Od 2020 roku zarządzający elektrownią Tauron walczy z serią awarii.
To 910 megawatów poza siecią – a więc niemal połowa mocy zainstalowanej w Bogatyni. W tym samym czasie dochodziło do nieplanowanych wyłączeń w innych elektrowniach (na przykład w Koninie) i odłączenia od sieci części elektrowni należących do przyspieszającej odejście od węgla spółki ZE PAK.
Między innymi dzięki temu waga Turowa dla odbiorców prądu mogła wzrosnąć.
Czy jednak wzrosła ona na tyle, by Turów – jak chcą politycy PiS – osiągał siedmioprocentowy udział w produkcji? Już po włączeniu nowego bloku nr 7 Centrum Informacji o Rynku Energii oceniało potencjał elektrowni na ok. 5 proc. udziału w miksie.
W 2021 roku – a więc w czasie nasilenia się sporu o Turów z Czechami – sprawdzaliśmy prawdziwość stwierdzenia premiera Mateusza Morawieckiego, według którego Turów produkował 7 proc. udostępnionej przez polskie instalacje energii.
Okazało się, że w sprzyjających warunkach prąd z Bogatyni stanowił o najwyżej 6,3 proc. miksu.
PGE udostępnia szczegółowe wyniki Turowa z 2021 roku, gdy obiekt wytworzył nieco ponad 10 terawatogodzin (TWh) prądu – a więc miał 5,75-procentowy udział w produkcji krajowej.
Według bazy danych think-tanku Instrat, w 2022 roku Turów wyprodukował 11,01 TWh prądu. Oznacza to, że udział bogatyńskiej elektrowni w miksie to ok. 6,3 proc.
Można przyjąć, że w specyficznych warunkach – na przykład przy niskiej wietrzności i nasłonecznieniu i obniżeniu wyników osiąganych przez odnawialne źródła energii lub awariach kolejnych bloków energetycznych – elektrownia Turów mogłaby dobić do 7 proc., o których mówi PiS.
Do tej pory, przynajmniej w ujęciu rocznym, się to nie udaje.
Warto o tym pamiętać, gdy politycy rządzącej formacji z mównicy w Bogatyni będą przekonywać o konieczności jak najdłuższego utrzymywania działalności kopalni i elektrowni w Turowie. Członkowie rządzącego PiS najpewniej będą wspominać o pozytywnym wpływie decyzji o przedłużeniu życia Turowa dla bezpieczeństwa energetycznego państwa (przypomnijmy – według pierwotnej decyzji resortu klimatu Turów miał działać do 2026 roku).
Łatwo przewidzieć też, że obecni w Bogatyni politycy przemilczą niewygodne dla siebie kwestie.
Przez utrzymanie działania elektrowni przez 21 kolejnych lat tracimy szanse na duże europejskie pieniądze. Chodzi o Fundusz Sprawiedliwej Transformacji, czyli pulę środków dla regionów górniczych, które planują odejście od wydobycia i eksploatacji węgla.
Komisja Europejska nie wymaga, by regiony ubiegające się o środki od razu zamykały swoje kopalnie. Pieniądze płyną jednak tam, gdzie perspektywa ta jest bliska, a plan transformacji gospodarki konkretny.
Tego nie można powiedzieć o powiecie zgorzeleckim, na którego terenie leży Bogatynia. Regionalne władze starały się o przyznanie środków, zapewniając o dynamicznym rozwoju przedsięwzięć związanych z Odnawialnymi Źródłami Energii. Nie wystarczyło to, a powiat stracił szansę na pieniądze.
O jakie dokładnie kwoty chodzi? Tego dokładnie nie wiadomo, jednak Greenpeace Polska mówi o nawet „setkach milionów” złotych.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze