0:000:00

0:00

"Nowa struktura Sejmu sprawia, że PiS znajdzie się w dużo trudniejszej sytuacji. Będzie w podwójnym klinczu, z jednej strony straci monopol na wysuwanie roszczeń socjalnych, bo te będzie zgłaszać lewica, z drugiej w kwestiach narodowych będzie musiał przelicytowywać się z Konfederacją. Zniknie komfortowy podział na liberałów i patriotów, który pozwalał bez trudu mobilizować elektorat" - wyniki niedzielnych wyborów komentuje prof. Leszek Koczanowicz*, filozof i politolog.

Bitwa o kontrolę nad regionami będzie więc pewno pierwszą próbą nowego układu politycznego. Sprzęgnie się to z coraz większymi naciskami w sferze kultury, gdyż obecnie instytucje kultury zależne są w dużej mierze od samorządów. Oczywiście kontynuowane będzie podporządkowywanie sądownictwa władzy państwowej.

Krótko mówiąc, będą to kolejne etapy budowanie solidarystycznego państwa narodowego i referendalnej demokracji nieliberalnej z charakterystycznym dla niej zacieraniem podziału władz.

Prof. Leszek Koczanowicz: Czas zmian

Największą niespodzianką tych wyborów jest to, że nie było żadnych niespodzianek. Możliwość taką zapowiadała już niemrawa kampania wyborcza, gdzie gromkim pohukiwaniom, że są to najważniejsze wybory od 1989 roku nie towarzyszyły żadne nowe śmiałe wizje rozwoju kraju czy zmian społecznych.

Wszystko właściwie ułożyło się zatem zgodnie z przewidywaniami sondażowymi i opiniami ekspertów. Ponieważ mało kto wierzy dzisiaj w sondaże i opinie ekspertów, więc dość powszechne było oczekiwanie na szok, jakąś zmianę, która wywróciłaby dotychczasowy układ polityczny.

Oczywiście dużo w tym oczekiwaniu było myślenia życzeniowego polityków i zwolenników określonych opcji, ale też poczucia, że dotychczasowy układ polityczny w Polsce już się zużył, że potrzebne jest nowe otwarcie, cokolwiek by ono znaczyło.

Dziś już wiemy, że nadzieje te się nie spełniły. To pierwsze rozczarowanie! Wynik wyborów oznacza, że zostajemy w ty samym klinczu, w jakim tkwimy od co najmniej 14 lat.

Jednak nie wygląda też na to, żeby ukształtował się w pełni układ dwupartyjny, do Sejmu weszła lewica i wolnorynkowi nacjonaliści, sytuacja jest więc rozwojowa.

Rozczarowani zatem mogą być także ci, którzy liczyli przynajmniej na stabilną scenę polityczną w kraju.

Znika komfortowy dla PiS podział na "liberałów" i "patriotów"

Oczywiście serię rozczarowań przeżyli politycy i zwolennicy określonych opcji. PiS zdecydowanie wygrał, ale spontaniczna reakcja prezesa Kaczyńskiego, że „zasługiwaliśmy na więcej” jest znacząca.

Rzeczywiście, po czterech latach pełnej władzy w kraju, licznych transferach socjalnych, brutalnej propagandzie w mediach publicznych, bezceremonialnych naciskach w kulturze i edukacji partia ta jest prawie w tym samym miejscu co w poprzednich wyborach, jeżeli chodzi o ilość mandatów.

Ma dość bezpieczną większość w Sejmie, ale daleko jej do większości konstytucyjnej, czy możliwości przełamania veto Prezydenta.

Co więcej, nowa struktura Sejmu sprawia, że PiS znajdzie się w dużo trudniejszej sytuacji, niż był dotąd.

Będzie bowiem w podwójnym klinczu, z jednej strony straci monopol na wysuwanie roszczeń socjalnych, bo te będzie zgłaszać lewica, z drugiej w kwestiach narodowych będzie musiał przelicytowywać się z Konfederacją.

Zniknie komfortowy podział na liberałów i patriotów, który pozwalał bez trudu mobilizować elektorat.

Platforma nie stoi na czele opozycji

Rozczarowana też powinna być Platforma Obywatelska, nie tylko słabym, choć zgodnym z oczekiwaniami, wynikiem, ale przede wszystkim tym, że wygląda na to, że straciła wszelkie szanse by stać na czele opozycji.

Niewyraźna kampania wyborcza, nieczytelne posunięcia taktyczne, brak wyrazistego programu, czy choćby haseł programowych, jasno pokazały, że partia ta, dysponująca w końcu wciąż pokaźnym potencjałem, jest zagubiona i jedyną dla niej droga, jeżeli ma pozostać znaczącą siłą w polityce, będzie radykalna odnowa pewno i programowa i kadrowa.

Czasu na to niewiele, bo wybory prezydenckie tuż, tuż…

Niejednoznaczna sytuacja trzech pozostałych sił

Pozostałe trzy partie, a raczej koalicje partii, nie powinny mieć powodów do rozczarowanie, ale i ich sytuacja wydaje się niejednoznaczna.

Lewica, która jest w gruncie rzeczy federacją trzech różnych „lewic”, jest oczywiście beneficjentem tych wyborów. Po spektakularnej porażce cztery lata temu, licznych wewnętrznych problemach i przetasowaniach jest znowu w Sejmie. To oczywiście sukces sam w sobie! Jednak dość dobry wynik lewicy nie jest na miarę oczekiwań, nawet jeżeli zsumować sondażowe wyniki poszczególnych partii.

Co więcej, różnice między poszczególnymi partiami, przykryte dotychczas ze względu na wymogi kampanii wyborczej, dadzą pewno wkrótce znać o sobie i pewno będziemy świadkami długiego i bolesnego procesu wymyślania na nowo jednolitej lewicy.

Podobnie politycznie, toutes proportions gardées, wygląda sytuacja PSL-u. Partia ta, jak zwykle, swój brak programu przykryła zręcznym manewrem taktycznym biorąc pod swe skrzydła resztki kukizowców. Zagranie to okazało się bardzo udane i wynik przeszedł oczekiwania.

Partia uciekła spod gilotyny, którą gotowała jej ekspansja PiS-u na elektorat wiejski. Ludowcy więc mają się z czego cieszyć, ocalili, a nawet powiększyli swój stan posiadania. Niemniej i ta partia musi wymyślić się na nowo. Dziwna, sklecona na potrzeby kampanii, hybryda resztek elektoratu wiejskiego i populizmu jest nie do utrzymania na dłuższą metą.

Najtrudniej pisać chyba o relatywnym sukcesie Konfederacji. Tu rozczarowani mogą być wszyscy, którym na sercu leży dobro kraju i jego obraz za granicą. Pewne jest, że

w świat pójdzie przesłanie, że pierwszy raz po wojnie, skrajna, faszyzująca prawica znalazła się w Sejmie!

Znów jednak mamy do czynienia z programowo niemożliwym tworem: z jednej strony miłośnicy skrajnego i uproszczonego libertarianizmu, czyli maksymalnie słabego państwa, z drugiej skrajni narodowcy, czyli zwolennicy silnego państwa narodowego, ingerującego w każdą sferę życia obywateli. Czy pragnienie istnienia w polityce i żądza władzy sprawi, że partia ta przetrwa, zobaczymy w tej kadencji.

Wyzwolono nową dynamikę polityczną

Wszystko to prowadzi do wniosku, że wybory uruchomiły dynamikę polityczną, która prowadzić będzie do całkowitej zmiany sceny politycznej.

Będzie to raczej parlament przekształceń niż kontynuacji.

Oczywiście trudno jest przewidywać szczegółowy scenariusz, który zależy od wielu nieprzewidywalnych czynników, w tym przede wszystkim od ogólnej sytuacji gospodarczej na świecie, ale trendy wydają się jasne.

Pierwszy okres nowej kadencji, to będzie brutalne przyśpieszenie działań PiS-u mających na celu całkowite zmienienie państwa i społeczeństwa.

Dziać się tak musi z dwóch powodów:

  • Po pierwsze, kierownictwo tej partii uważa, że jeżeli teraz się takiej zmiany nie dokona, to potem może być zbyt późno.
  • Po drugie, wisząca nad nami groźba spowolnienia ekonomicznego wymusza szybkie działania.

Brutalne zmiany wymagają poparcia społecznego, a to z kolei wymaga utrzymania i rozszerzenia transferów socjalnych, co możliwe jest tylko w sytuacji względnego wzrostu gospodarczego.

Pierwszy atak pójdzie pewno na samorządy, które są wciąż autonomiczne i niezależne, a więc stanowią poważną przeszkodę w realizacji celów PiS-u. Bitwa o kontrolę nad regionami będzie więc pewno pierwszą próbą nowego układu politycznego.

Sprzęgnie się to z coraz większymi naciskami w sferze kultury, gdyż obecnie instytucje kultury zależne są w dużej mierze od samorządów. Oczywiście kontynuowane będzie podporządkowywanie sądownictwa władzy państwowej.

Krótko mówiąc, będą to kolejne etapy budowanie solidarystycznego państwa narodowego i referendalnej demokracji nieliberalnej z charakterystycznym dla niej zacieraniem podziału władz.

Jednak w nowym Sejmie PiS będzie działał w podwójnym klinczu, co spowodować może uruchomienie wewnętrznej dynamiki zmian w obrębie tej partii, gdyż wymusi na niej jasne deklaracje ideowe, których dotychczas mogła unikać kryjąc się za wygodnym podziałem na liberałów i patriotów.

Konieczność takich deklaracji prowadzi zawsze do pęknięć i podziałów. Będziemy ich świadkami. Przemiany w obrębie partii dokonać się mogą choćby w debatowaniu przepisów o ograniczeniu prawa do przerywania ciąży czy ustaw wymierzonych w tzw. ideologię LGBT czyli de facto przeciw wychowaniu seksualnemu i mniejszościom seksualnym.

Z drugiej strony, socjalne skrzydło PiS będzie pod naciskiem lewicy, która może kompetentnie wypowiadać się w kwestiach dotychczas monopolizowanych przez tą partię. Nie będzie to już sprawa kolejnych transferów socjalnych, ale bardziej kompleksowej zmiany systemu społeczno-ekonomicznego, co oczywiście musi zaniepokoić wielu prominentnych polityków i zwolenników PiS. Myślę więc, że również w tej sferze może dojść do wewnętrznych podziałów w tej partii.

Podobna dynamika dotyczyć będzie też Platformy Obywatelskiej. Jej jedności również zagraża kres wygodnego podziału na liberałów (modernizatorów) i patriotów (konserwatystów).

W naszych warunkach, w których liberałowie nie są liberałami a konserwatyści nie mają nic wspólnego z szacunkiem dla tradycji, ten podział polityczny pozwalał w wielu przypadkach ukrywać kompletną bezideowość głównych partii. Teraz stanie się to trudniejsze, a może i niemożliwe.

Trzy scenariusze

Jakie więc są scenariusze polityczne na najbliższą kadencję Sejmu? Widzę trzy ich możliwe wersje: dwie prawdopodobne i jedną prawie niemożliwą.

Pierwsza w dużej mierze uzależniona jest od wyników wyborów prezydenckich. Jeżeli przyszły prezydent nie będzie z partii rządzącej, to przeciwstawić się będzie musiał brutalnym naciskom na zmiany, co w konsekwencji prowadzić będzie do kryzysu instytucjonalnego i ostatecznie do przyśpieszonych wyborów. Scenariusz taki może się też zrealizować się w przypadku rozpadu głównych partii politycznych, szczególnie PiS-u.

Druga wersja zakłada wybór prezydenta sprzyjającego partii rządzącej, utrzymanie jedności tej partii i jednocześnie realizowanie przez nią pakietu zmian państwa i społeczeństwa. W takim przypadku można przewidywać przeniesienie się ognisk sporu poza ramy instytucjonalne, gdyż Sejm przestanie odgrywać rolę forum dyskusji nad projektami ustaw.

Prowadzić to może, szczególnie, jeżeli pogorszy się sytuacja gospodarcza,

do ciężkiego kryzysu politycznego zakończonego albo przyśpieszonymi wyborami, albo coraz większym nasileniem autorytarnych tendencji w obozie rządzącym i przekroczenia nawet najbardziej wysuniętych granic demokracji.

Trzecia, najmniej prawdopodobna opcja, zakłada wypracowanie pewnego pola konsensusu nie tyle co kształtu reform, ale raczej ich granic. Takie samoograniczenie rządzącej partii pozwoliłyby na uniknięcie drastycznych rozwiązań politycznych.

*Leszek Koczanowicz – kulturoznawca, politolog, filozof. Pracuje w SWPS Uniwersytecie Humanistycznospołecznym we Wrocławiu. Zajmuje się kulturowymi kontekstami polityki, koncepcjami demokracji i etyką polityki. Interesuje się filozofią kultury, współczesną kulturą i sztuką. Prowadził badania i wykłady na wielu uczelniach zagranicznych, w tym na Uniwersytecie Columbia, Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, Uniwersytecie w Buffalo i Uniwersytecie Oksfordzkim oraz w Helsińskim Kolegium Studiów Zaawansowanych (HCAS), Autor wielu książek, m.in. spólnota i emancypacje. Spór o społeczeństwo postkonwencjonalne(2005), Politics of Time. Dynamics of Identity in Post-Communist Poland (2008), Lęk nowoczesny. Eseje o demokracji i jej adwersarzach (2011) i Politics of Dialogue: Non-Consensual Democracy and Critical Community (2015), Democracy, dialogue, memory: expression and affect beyond consensus (2019 z Idit Alphandary).

Komentarze