0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Orzechowski / Agencja GazetaJakub Orzechowski / ...

PiS znów wraca do pomysłu podziału województwa mazowieckiego. 23 lipca 2020 „Dziennik Gazeta Prawna” powołując się na anonimowego ważnego polityka partii, podał, że prace nad projektem ustawy, który wydzieli Warszawę z Mazowsza, są na ukończeniu. Ma on trafić do Sejmu w lipcu, a pierwsze czytanie może odbyć się jeszcze przed przerwą wakacyjną, na ostatnim sierpniowym posiedzeniu.

Co dokładnie się znajdzie w projekcie? Póki co wiadomo, że dwa odrębne administracyjnie obszary obejmowałyby:

  • region stołeczny z Warszawą i przylegającymi powiatami, czyli tzw. obwarzankiem, które w sumie zamieszkuje 2,6 mln ludzi;
  • resztę województwa, ze stolicą najprawdopodobniej w Radomiu, gdzie żyje w sumie 2,5 mln mieszkańców.

Pomysł podziału znalazł się już w programie PiS z 2014 roku. „Jeżeli chodzi o liczbę województw, to potwierdzamy sygnalizowany już wcześniej zamiar wyodrębnienia województwa warszawskiego. Jest on uzasadniony dążeniem do zwiększenia tempa rozwoju całego Mazowsza, do czego potrzebne jest uzyskanie większego dostępu do funduszy unijnych przez gminy i powiaty pozawarszawskie".

Plan upadł na początku pierwszej kadencji rządów PiS. W 2019 roku w kampanii parlamentarnej przypomniał o nim prezes Jarosław Kaczyński. Teraz, być może po raz pierwszy, faktycznie trafi pod obrady parlamentu.

Za pomysłem stoi fałszywy argument

„Musimy to przeprowadzić jeszcze w tym roku, bo idzie nowy budżet unijny, w ramach którego musimy zgłosić nie 16, ale 17 województw i ich regionalne programy operacyjne na lata 2021-2027" - argumentował w rozmowie z »Dziennikiem Gazetą Prawną« anonimowy polityk PiS.

To koronny argument zwolenników podziału. Regiony europejskie mogą bowiem dostać największe wsparcie z funduszy spójności (m.in. rozwoju regionalnego), jeśli w regionie wskaźnik dochodu na głowę nie przekracza 75 proc. średniej unijnej. Bogata Warszawa powoduje, że całe, w większości „biedne”, Mazowsze przekracza ten próg.

Można by więc uznać, że podział na dwa województwa ma jakiś sens. Biedniejsze gminy mazowieckie kwalifikowałyby się do większej puli wsparcia w funduszach spójności w nadchodzącej perspektywie budżetowej. Tyle że argument o zachowaniu środków unijnych jest nieaktualny.

Od stycznia 2018 roku obowiązuje bowiem nowy podział statystyczny Mazowsza.

Na potrzeby wyliczeń unijnych województwo traktowane jest jako dwa odrębne obszary NUTS2 (Klasyfikacja Jednostek Terytorialnych do celów statystycznych):

  • warszawski stołeczny;
  • warszawski regionalny.

„Warszawa może być wyłączona z części działań w ramach polityki spójności, nie potrzeba do tego trwałego podziału administracyjnego na dwa województwa. Unia Europejska znów pojawia się tu jako wytrych. Jest to decyzja ściśle polityczna, ale powód jest na tyle wstydliwy, że zrzucamy winę na Unię, tak samo jak z legendarnymi prostymi bananami. Unia nie naciska na konkretny kształt podziału administracyjnego kraju” - mówi OKO.press dr Adam Gendźwiłł z Katedry Rozwoju i Polityki Lokalnej Uniwersytetu Warszawskiego, ekspert Fundacji im. Stefana Batorego.

PiS generuje dysproporcje między regionami

W opinii ekspertów i samorządowców podział województwa mazowieckiego niesie za sobą katastrofalne skutki. Szczególnie dramatycznie wpłynąłby na wystarczalność fiskalną regionu. Dla powiatów pozawarszawskich utrata stolicy, w której zarejestrowana jest większość zagranicznych i lokalnych firm, oznaczałaby ogromne straty budżetowe.

Z analizy prof. Pawła Swianiewicza i dr Julity Łukomskiej z Uniwersytetu Warszawskiego, przygotowanej na zlecenie stołecznego magistratu, wynika, że

straty w dochodach z podatku CIT dla nowego Mazowsza mogłyby wynieść nawet 87 proc.

Jednocześnie województwo bez Warszawy miałoby więcej wydatków związanych z utrzymaniem instytucji i inwestycji. Ze znacząco zmniejszonym budżetem musiałoby utrzymać: 76 proc. nadzorowanych dróg, połowę szpitali i instytucji kultury. Musiałoby też samodzielnie zapewnić wkład własny do inwestycji finansowanych z pieniędzy UE.

„Widać więc, że jest to działanie sprzeczne z oficjalną linią PiS-u, który mówi o wyrównywaniu szans. Nowy podział administracyjny będzie niepotrzebnym wygenerowaniem dodatkowych dysproporcji między regionami” - mówi dr Gendźwiłł.

Warszawa jako motor rozwojowy województwa również miałaby pod górkę. "Janosikowe", czyli dopłata solidarnościowa, którą bogatsze samorządy płacą na rzecz tych uboższych, już dziś w budżecie miasta stołecznego wpisane jest w rubrykę „ryzyka". W 2020 roku było to 2,9 mld zł.

„Problemem nie jest sam fakt istnienia mechanizmu wyrównawczego. Podobne rozwiązania są w większości krajów UE, jest dla nich wiele słusznych uzasadnień. Chodzi o to, że kwota janosikowego jest ustalana na podstawie przeszłych przepływów finansowych, co szczególnie dotkliwe w sytuacji kryzysu. W 2020 roku Warszawa zapłaci kwotę, która wynika z lat dobrej koniunktury. Źle zaprojektowany mechanizm solidarnościowy już dziś może więc rozchwiać finanse komunalne miasta. Co by było gdyby Warszawa musiała płacić jeszcze więcej?” - komentuje dr Gendźwiłł.

Kaczyński gra na zysk polityczny

Według eksperta Fundacji im. Stefana Batorego za pomysłem PiS kryje się kilka zbieżnych interesów politycznych.

Po pierwsze, ma on znaczenie symboliczne. „Każdej władzy zależy na pokazaniu zdolności do zmiany fundamentów państwa, a poza zmianą konstytucji nie ma nic bardziej symbolicznego niż zmiany administracyjne, namacalny ślad, który rządzący zostawiają na mapie. To pokusa narracyjna".

PiS mógłby też pochwalić się wygraną w kolejnym Sejmiku i zmarginalizować PSL. „Wiemy, że układ polityczny, który od lat funkcjonuje w samorządzie województwa mazowieckiego, jest oparty o PSL i niekwestionowaną pozycję marszałka sejmiku Adama Struzika. PO wygrywa w Warszawie i okolicach, ale PSL jest konieczny do sprawowania władzy w całym województwie. Gdyby rozmontować ten układ, PSL nie byłoby potrzebne pewnie ani do rządzenia nowym stołecznym województwem, ani nowym Mazowszem. To oczywiście hipotezy oparte o wyniki wyborów ostatnich dwóch lat. Wiadomo, że przedterminowe wybory sejmikowe nie cieszyłyby się tak dużą frekwencją, trudniej wtedy przewidywać wynik” - mówi dr Gendźwiłł.

Do podziału byłby też majątek samorządu województwa, a razem z nim – stanowiska w spółkach i instytucjach. A o taki łup walczy każda partia polityczna.

Ale największym ryzykiem jest trwałe uzależnienie Mazowsza od władzy centralnej. „PiS chce widzieć samorządy jako twory uzależnione od kształtu budżetu centralnego. Nowe województwo mazowieckie, bez Warszawy, która generuje najwięcej dochodów, musiałby polegać na zastrzykach finansowych. I zapewne nie byłyby to trwałe algorytmiczne subwencje, ale uznaniowe dotacje, takie jak Fundusz Dróg Samorządowych, część instytucji samorządowych być może musiałyby przejąć ministerstwa.

Taka zależność samorządu od rządu uruchamia różne mechanizmy klientelistyczne i to wydaje mi się największym ryzykiem" - konkluduje ekspert.
;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze