Internetowe wpisy na zlecenie komitetu wyborczego, wytwarzane przez boty czy przez ludzi, muszą być podpisane, by było wiadomo, kto za nie zapłacił – ogłosiła Państwowa Komisja Wyborcza. Kampanijne wpisy, które nie zostaną oznaczone, naruszają prawo wyborcze. Grozi za to grzywna i pozbawienie subwencji. Na zdjęciu: Przewodniczący PKW Wojciech Hermeliński
„Materiałem wyborczym jest każdy pochodzący od komitetu wyborczego upubliczniony i utrwalony przekaz informacji mający związek z wyborami. […] Dotyczy to […] także przekazów zwielokrotnianych na zlecenie komitetu przez osoby lub przez systemy zautomatyzowane – wynika ze stanowiska ogłoszonego w środę 26 września 2018 przez PKW.
Opłacanie takich wpisów musi być ujawnione w sprawozdaniach finansowych komitetów wyborczych. W przeciwnym wypadku PKW może odrzucić sprawozdanie komitetu i pozbawić subwencji z budżetu. Oprócz tego komitetowi grozi kara grzywny - art. 496. Kodeksu Wyborczego: "Kto, w związku z wyborami, nie umieszcza w materiałach wyborczych wyraźnego oznaczenia komitetu wyborczego od którego pochodzą – podlega karze grzywny".
To ogromna systemowa zmiana. Od dawna przypuszczaliśmy, że w polskich kampaniach wyborczych były wykorzystywane boty. Od kilkunastu dni znany jest dowód na to, że w kampanii prezydenckiej Andrzej Dudy w 2015 roku komitet wyborczy opłacił boty, by generowały kilka tysięcy automatycznych wpisów miesięcznie.
Tworzono je, by wpływać na wizerunek ówczesnego kandydata na prezydenta i rozpowszechniać treści, które ustalono wcześniej z jego sztabem wyborczym. Jeszcze kilkanaście dni temu, gdy „Gazeta Wyborcza” opublikowała informację o treści takiego zlecenia dla prywatnej firmy ELCHUPACABRA wystawionego przez komitet wyborczy Dudy, nie było jasne, czy użycie botów było tylko działaniem nieetycznym, czy też może jednak niezgodnym z prawem.
Po ogłoszeniu stanowiska PKW nie ma już takich wątpliwości.
Państwowa Komisja Wyborcza w sposób jednoznaczny odniosła się w swoim stanowisku do tego typu praktyk w sieci:
„Agitacja wyborcza w Internecie odgrywa coraz większą rolę w kampaniach wyborczych. Partie polityczne, komitety wyborcze, kandydaci i inne podmioty uczestniczące w życiu publicznym sięgają przy tym często po środki powszechnie uznawane za nieetyczne, czasem zaś naruszające prawo. Przepisy [Kodeksu wyborczego] nie regulują w sposób szczegółowy zasad prowadzenia kampanii wyborczej w Internecie, nie oznacza to jednak, że działań tych nie dotyczą ogólne, określone przepisami Kodeksu wyborczego, zasady określające prowadzenie i finansowanie kampanii wyborczej.”
I dalej PKW pisze m.in.: „Zgodnie z art. 109 § 2 Kodeksu wyborczego materiały wyborcze powinny zawierać wyraźne oznaczenie komitetu wyborczego, od którego pochodzą. Materiałem wyborczym jest każdy pochodzący od komitetu wyborczego upubliczniony i utrwalony przekaz informacji mający związek z wyborami (art. 109 § 1 Kodeksu wyborczego). (…)
Materiałami wyborczymi są zatem m.in. wszelkie przekazy informacji pochodzące od komitetu wyborczego, rozpowszechniane w internecie i za pomocą innych środków komunikacji elektronicznej. Dotyczy to nie tylko przekazów zamieszczanych np. na stronach internetowych wykorzystywanych przez komitety wyborcze do prowadzenia agitacji wyborczej, lecz także rozpowszechnianych w innej formie, w tym w postaci przekazów zwielokrotnianych na zlecenie komitetu przez osoby lub przez systemy zautomatyzowane.
Materiały takie powinny zawierać oznaczenia, o których mowa w art. 109 § 2 Kodeksu wyborczego”.
Co to oznacza w praktyce? Że każdy płatny post czy tweet pojawiający się w internecie na zlecenie komitetu wyborczego musi – poza swoją główną treścią – zawierać informację, że został opłacony przez konkretny komitet wyborczy.
Dotyczy to zarówno wpisów generowanych przez boty, jak i publikowanych przez ludzi. Warunkiem jest „pochodzenie przekazu informacji od komitetu wyborczego” oraz rozpowszechnianych na jego zlecenie.
Oczywiście, technicznie będzie bardzo trudno udowodnić, że wpis spełnia te warunki. Autorzy wpisów czy programiści zarządzający botami, nawet w pełni współpracujący z kandydatami, będą zapewne twierdzić, że żaden komitet niczego im nie zlecał.
Po drugie – że tweetują czy piszą na Facebooku za darmo, ze względu na własne przekonania, i nikt im nie może tego zabronić. Nie przypuszczam więc, by mimo powszechności stosowania takich narzędzi, nagle ujawniono wiele tego typu spraw. Ale w przypadku pojawienia się dowodów takich praktyk od 26 września 2018 można będzie powoływać się na polskie prawo, co do tej pory wcale nie było oczywiste.
Dotychczas mogliśmy mówić co najwyżej o nieetycznym zachowaniu polityków, teraz – o łamaniu prawa.
Niezależnie od problemów technicznych wzrósł więc ciężar gatunkowy takiego niejawnego działania. Zapewne ograniczy to choć trochę zapędy niektórych polityków i firm, ewentualne konsekwencje mogą być bowiem poważniejsze.
To pierwszy krok. Ważny, bo wyznaczający kierunek myślenia o internetowych narzędziach wykorzystywanych w sposób niejawny w polskich kampaniach wyborczych. Jest jasne, że na tym wprowadzanie regulacji nie może się zakończyć.
Rok temu, w listopadzie, napisałam o botach obserwujących polskich polityków. Była to jedna z pierwszych w Polsce publikacji, wskazujących konkretnie na udział automatycznych kont w polskiej przestrzeni publicznej.
Przez ten rok o botach w polskiej polityce mówiło się coraz więcej – ale niekoniecznie z przekonaniem co do ich istnienia i roli. Jeszcze w czerwcu, gdy w OKO.press opublikowaliśmy artykuł o botach obecnych w kampanii Patryka Jakiego, jego sztab usiłował wyśmiać artykuł, organizując akcję #ToMyBoty, która miała udowodnić, że żadnych botów nie ma, bo wszystkie wpisy to efekt pracy ludzi, a nie automatów.
Po komunikacie Państwowej Komisji Wyborczej w takich sytuacjach komitetom wyborczym nie będzie już tak do śmiechu: w przypadku wykrycia przez kogokolwiek nieoznaczonych wpisów generowanych na zlecenie kandydata można będzie udowodnić złamanie prawa wyborczego.
Dziś obserwuję, że także na poziomie lokalnym, coraz więcej dziennikarzy i internautów informuje o użyciu automatów do generowania wpisów politycznych, zwłaszcza w kampaniach wyborczych. Użytkownicy sieci śledzą więc coraz dokładniej zachowania polityków. Trudno oceniać, czy ich ustalenia są prawdziwe – niemniej jednak pokazują duże zainteresowanie tematem.
A przecież każde działanie w internecie pozostawia ślad. Może się więc okazać, że znalezienie dowodów na zlecanie przez jakiś komitet wyborczy tworzenia uzgodnionych z kandydatem wpisów nie będzie wcale takie trudne.
W OKO.press wielokrotnie przez ten rok informowaliśmy o fermach botów obserwujących polskich polityków. Podkreślaliśmy również, że konieczne jest uregulowanie stosowania nowych narzędzi internetowych w kampanii wyborczej. Moment, w którym Państwowa Komisja Wyborcza oficjalnie zabrała w tej sprawie głos, jest w pewnym stopniu przełomowy – pokazuje, że dłużej nie da się na ten temat milczeć.
Doświadczenia innych państw pokazują, że tylko otwarte zmierzenie się z problemem manipulacji w internecie pozwala zapobiegać oddziaływaniu na decyzje wyborcze przez ośrodki zewnętrzne, w tym przez Rosję.
Świadomość wojny informacyjnej toczącej się w sieci, wiedza o nowoczesnych narzędziach manipulacyjnych oraz o zagrożeniach, jakie może nieść ich wykorzystanie, sprawiły, że zarówno Niemcy, jak i Francja uniknęły bezpośredniego wpływu zewnętrznych ośrodków na wyniki wyborów.
Najlepszą receptą okazuje się świadomość. Kiedy rosyjski wywiad przed wyborami do niemieckiego Bundestagu hackował podmioty działające na niekorzyść Rosji i próbował na specjalnie stworzonej stronie internetowej upublicznić hakerskie materiały na temat np. Bundestagu, organizacji pozarządowych, parlamentarzystów etc., niemiecki kontrwywiad natychmiast poinformował opinię publiczną, że domenę zarejestrował rosyjski wywiad GRU (Главное Разведывательное Управление) i że będą się na niej pojawiać nielegalnie uzyskane dane.
Jego oświadczenie opublikowały wszystkie mainstreamowe media. Niemcy, podobnie jak Francuzi, w dużym stopniu ufają swoim głównym mediom, za to z dystansem pochodzą do tzw. „alternatywnych newsów”. Opisane działanie było więc bardzo proste – ale wyjątkowo skuteczne. Operacja GRU zupełnie się nie udała, inaczej niż w USA, gdzie to właśnie opublikowanie przez Rosjan wykradzionych i w dużej mierze fałszywych maili związanych z Hillary Clinton miało ogromne znaczenie w procesie wyborczym.
Zaufanie do znanych mediów oraz współpraca największych korporacji medialnych pomogła zapobiec manipulacji w sieci podczas wyborów we Francji.
Świadomość może więc mieć kluczowe znaczenie dla wyników wyborów także w Polsce. Wiedząc, że niektóre treści są generowane przez boty czy mówiąc ogólniej – fałszywe konta, że za wpisami mogą stać osoby zainteresowane w sposób niejawny rozpowszechnianiem konkretnych treści, mamy szansę się przed nimi obronić: piętnować, dystansować się – a przede wszystkim ujawniać ich prawdziwe pochodzenie.
I chociaż od decyzji PKW do wyeliminowania sieciowej manipulacji daleka droga, pierwszy krok został zrobiony. Każda agitacja wyborcza, także ta generowana za pomocą fake'owych kont, musi być oznaczona. Jeśli się pojawia bez oznaczenia, narusza prawo.
Zróbmy teraz kolejny krok i zdefiniujmy narzędzia internetowe używane w wojnie informacyjnej, także tej wewnętrznej, polsko-polskiej. Jest ich dużo. Kluczowe jest wskazanie, których można używać, bo nie budzą wątpliwości etyczno-prawnych, a które – naruszają przepisy.
Zmasowane nękanie za pomocą zorganizowanych grup trolli, które wielokrotnie opisywałam na OKO.Press w odniesieniu do różnych środowisk, również powinno podlegać penalizacji – także w oparciu o już istniejące przepisy, np. o nękaniu.
W stanowisku PKW ważne jest bowiem także to, że nie trzeba tworzyć nowego prawa, by uwzględniać nowe narzędzia. Wystarczy poszerzyć definicję niektórych zjawisk i zacząć uwzględniać innego rodzaju dowody.
Potrzebujemy szerokiej debaty na ten temat, a stanowisko PKW jest dobrym punktem wyjścia do jej rozpoczęcia. Komisja jest zresztą tego świadoma i sama apeluje o tego typu analizę:
„Państwowa Komisja Wyborcza wyraża opinię, że przepisy określające zasady prowadzenia i finansowania kampanii wyborczej zawarte w Kodeksie wyborczym, a powtórzone za wcześniej obowiązującymi ustawami, pochodzące zatem w większości sprzed kilkunastu lat, nie regulują w sposób wystarczający najnowszych form prowadzenia agitacji wyborczej, w tym agitacji w Internecie i za pomocą innych środków komunikacji elektronicznej.
Kwestie te powinny stać się przedmiotem analizy ustawodawcy, do którego należy dostosowanie obowiązującego prawa do zmieniającej się rzeczywistości.
Państwowa Komisja Wyborcza podkreśla jednocześnie, że w imię zasady równych szans oraz w imię dobrze pojętej kultury politycznej wszystkie podmioty angażujące się w życie polityczne powinny dbać o przejrzystość swoich działań i ich zgodność z zasadami etyki.
W ostatnich latach doświadczenia wielu już państw wykazały, że naruszanie tych zasad sprzyja manipulowaniu opiniami wyborców, wprowadza ich w błąd i może prowadzić do niekontrolowanego wpływu różnych sił na przebieg wyborów. Państwowa Komisja Wyborcza apeluje do partii politycznych, komitetów wyborczych, kandydatów i innych uczestniczących w życiu publicznym podmiotów o zachowanie wysokich standardów w ich działaniach, do wyborców zaś o świadome i krytyczne podejście do przedstawianych im w kampanii wyborczej przekazów”.
Czy tym apelem przejmą się politycy?
Wybory
Państwowa Komisja Wyborcza
Prawo i Sprawiedliwość
boty
Wojciech Hermeliński
wybory samorządowe 2018
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Komentarze