0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Wojciech Kardas / Agencja GazetaWojciech Kardas / Ag...

Jeśli uważamy, że szleje inflacja, to musimy też odnotować, że szaleją również płace. Według najnowszych danych GUS średnie miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wyniosło w marcu 2022 roku 6665,64 złotych. To aż o 12,4 proc. więcej niż przed rokiem, w marcu 2021. Oraz – co ważne – wyżej niż inflacja.

A to oznacza, że realnie płace wciąż rosną, pomimo bardzo wysokiego wzrostu cen.

Ale to oczywiście nie oznacza, że wszyscy Polacy bez wyjątku nie są na inflacji stratni. Żeby lepiej zrozumieć najnowsze dane na temat płac i inflacji, pochylmy się nad dwoma rzeczami: kategorią „sektora przedsiębiorstw”, której zacytowane dane płacowe dotyczą, i nad wieloletnią realną dynamiką płac.

Sektor przedsiębiorstw

Bo niestety nie mówimy tutaj o wszystkich pracujących Polakach. GUS co miesiąc ogłasza przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw. To pracownicy firm, które zatrudniają powyżej dziewięciu pracowników.

W marcu 2022 zatrudnienie w tym sektorze wyniosło prawie 6,5 mln etatów (6 484,5 tys.). Według najnowszego Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności liczba pracujących w wieku 15-89 lat wynosiła w trzecim kwartale 2021 roku 16,8 mln osób. Etaty nie są oczywiście równe osobom, ale daje nam to pewne wyobrażenie, że dane na temat sektora przedsiębiorstw nie obejmują wszystkich pracowników.

„Bazując na danych miesięcznych musimy ograniczać się do danych ze średnich i dużych firm” – mówi OKO.press Andrzej Kubisiak, wicedyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego. – „W nich skala podwyżek z reguły jest wyższa niż w mikro- i małych firmach, stąd w wybranych grupach zawodowych możemy obserwować dziś realny spadek wynagrodzeń. Należy też podkreślić, że każdy z nas ma swój własny koszyk inflacyjny i często indywidualną sytuację dochodową, więc obraz uogólniony może nie pasować do każdego z nas. Jest to pewna średnia wartość, na której musimy bazować by móc opisywać trendy”.

Dlatego nie sposób pominąć wskaźnika dotyczącego sektora przedsiębiorstw. Chociaż nie obejmuje wszystkich pracowników, to ma swoje zalety. Jest prezentowany co miesiąc od lat, więc pozwala nam porównywać długoletnie trendy w gospodarce i zauważać je szybciej. Obejmuje też bardzo dużą część pracowników. Gdy odejmiemy dynamikę płac od inflacji, otrzymujemy realną dynamikę płac wśród pracowników sektora przedsiębiorstw w więcej niż dziewięcioma pracownikami.

Dlatego w tym tekście skupimy się na właśnie tym wskaźniku, ale pamiętajmy – w wielu branżach czy rodzajach firm realna dynamika płac najpewniej jest ujemna.

Przeczytaj także:

Wynagrodzenia ostro w górę, ale realne wynagrodzenia rosną coraz wolniej

W marcu 2022 roku musimy od 12,4 odjąć 11 proc. Średnia dynamika płac wynosi więc 1,4 proc. I jeszcze raz podkreślmy – to nie jest liczba oddająca doświadczenie pojedynczych osób, a wskaźnik makroekonomiczny opisujący dużą część gospodarki.

Spójrzmy na wykres od połowy 2004 roku. Dla większej klarowności, zamiast comiesięcznych odczytów bierzemy średnią z poprzednich trzech miesięcy. W ten sposób pozbywamy się wahań, które występują w pojedynczych miesiącach i możemy lepiej skupić się na trendach.

Na wykresie widzimy, że stały (przypominamy – trzymiesięczna średnia) spadek dynamiki płac realnych poniżej zera w sektorze przedsiębiorstw to stosunkowo rzadkie zjawisko. Przez ostatnie 18 lat mieliśmy z nim do czynienia tylko cztery razy, w latach:

  • 2004-2005;
  • 2009-2010;
  • 2012-2013;
  • 2020.

Ten ostatni przypadek to pierwsze miesiące kryzysu covidowego i zamknięcie wielu działalności gospodarczych na kilka miesięcy. To specyficzna sytuacja, która nie przystaje do pozostałych trzech. Szczególnie, że po ówczesnym spadku płac nastąpiło mocne odbicie gospodarcze i wysoka dynamika płac, jaką obserwujemy dzisiaj.

Płace a polityka

Łatwo też wskazać na wykresie okresy gospodarczo-polityczne - choć bezpośredni związek między trendami gospodarczymi a tym, kto akurat rządzi jest najczęściej dość luźny. Odnotujmy jednak: pierwszy z wymienionych spadków dynamiki płac realnych poniżej zera to końcówka ostatnich rządów SLD. Dwa kolejne to rządy koalicji PO-PSL i wpływ globalnego kryzysu finansowego.

Po 2008 roku nie mieliśmy w Polsce recesji, ale doświadczyliśmy znacznego spowolnienia gospodarczego właśnie w wymienionych wyżej okresach. Na wykresie widzimy, że przez okres dłuższy niż czas trwania jednej kadencji – między początkiem 2009 a końcem 2013 roku realna dynamika płac nie przekraczała 2 proc.

Od 2014 roku sytuacja się poprawiała, ale Polacy zmęczeni ośmioletnimi rządami PO-PSL wybrali w 2015 roku PiS. I dla kontrastu z latami 2009-2013 realna dynamika płac (a dokładnie - trzymiesięczna średnia) za rządów PiS przez długie okresy utrzymywała się powyżej 4 proc., a cały czas była wyższa niż 2 proc. (poza anomalią covidową). Do dziś.

Średnia z trzech miesięcy w tym roku wynosi 1,6 proc., wynik marcowy to 1,4 proc. Nic nie wskazuje na to, żeby inflacja w najbliższych miesiącach wyhamowała. Jeśli tak wysoki wzrost płac nie utrzyma się, realna dynamika może trwale spaść poniżej zera, a to dla władzy bardzo zła wiadomość. Ludzie już teraz są zmęczeni wzrostami cen, jeśli wzrost płac spadnie poniżej inflacji, niezadowolenie z rządzących może się wzmóc.

Jak długo tak można?

Chociaż trzeba też dodać, że sytuacja, w której wzrost płac powyżej lub w okolicach 10 proc. utrzymywałby się przez ponad rok, nie jest bez precedensu. Między czerwcem 2007 a październikiem 2008 wzrost płac utrzymywał się pomiędzy 9 a 13 proc. (z jednym wyjątkiem w postaci 7,2 proc.). Teraz jednak z podobną sytuacją mamy do czynienia od kwietnia 2021, czyli już prawie rok. A dodatkowo w latach 2007-2008 inflacja osiągnęła maksymalnie 4,8 proc. Czyli realny wzrost płac był wyższy.

Ale jesteśmy dzisiaj w nieco innej rzeczywistości niż 14 lat temu. Andrzej Kubisiak uważa, że wzrost płac powyżej 10 proc. może się utrzymać przez cały rok.

„Rynek pracy jest mocno konkurencyjny i pod sporą presją niedoborów kadrowych. Jednocześnie przy wysokiej inflacji pojawia się skłonność po stronie pracowników do częstszej rotacji i poszukiwania lepszych warunków wynagrodzenia na rynku. To oznacza nasilającą się rywalizację o pracowników i mocną presję od strony pracowników. Spodziewamy się, że tym roku utrzyma się dwucyfrowy wzrost wynagrodzeń w sektorze przedsiębiorstw, co będzie przekładać się na wzrost kosztów wytworzenia, choć w mniejszym stopniu niż choćby koszty materiałów czy energii” – komentuje ekonomista.

Spirala

Od miesięcy rozmawiamy o spirali płacowo-cenowej. To sytuacja, w której z powodu wysokiej inflacji pracownicy domagają się wysokich podwyżek. A gdy po podwyżkach mają więcej pieniędzy, wydają więcej, a więcej gotówki na rynku pozwala sprzedawcom dalej podnosić ceny. I nakręca się spirala. Część ekonomistów już ogłosiła, że mamy do czynienia z taką sytuacją. Mówi tak np. Rafał Benecki główny ekonomista ING Banku Śląskiego, cytowany przez money.pl.

Sceptyczny jest jednak główny ekonomista Pulsu Biznesu Ignacy Morawski. Zwraca on uwagę na jeszcze jeden element tej układanki: do czynienia ze spiralą mamy w momencie, gdy wzrost pensji odkleja się od wzrostu wydajności pracowników.

Czyli pracownicy w dużej mierze zapracowali na obecne podwyżki.

„Moim zdaniem nie wszystkie dane wskazują, że mamy do czynienia z rozkręcaniem takiej spirali. Presja płacowa jest niewątpliwie za wysoka, ale ostatnie przyspieszenie płac może być bardziej wynikiem wzrostu realnej wydajności pracowników niż czystych oczekiwań inflacyjnych. W przemyśle i budownictwie doszło w ostatnich miesiącach do bardzo wyraźnego przyspieszenia aktywności gospodarczej, do tego stopnia, że ewidentnie wielu pracowników musi pracować po godzinach i w nadzwyczajnych warunkach. To musi przekładać się na dodatkowe płace. W handlu widać to w mniejszym stopniu, ale obroty tutaj też rosną szybko” – pisze Morawski.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze